A ja znowu o tych niejadkach!
Rozgrzeszenie rodziców, „programowanie niejadka”, wyrzuty sumienia szmuglerki, trzy nowe oszustwa oraz przepis na wiosenną botwinkę… czyli tekst tylko na pozór o wszystkim i o niczym
Co robić, aby dziecko nie stało się niejadkiem?
• dawać dobry przykład
• rozszerzać niemowlakowi dietę metodą BLW
• nie zmuszać do jedzenia, bo to „programowanie niejadka”
Co jeszcze dodalibyście do tej listy?
Źródło: obrazkoterapia.pl
A co jeśli wszystkie powyższe sposoby zawodzą?
Spełniliśmy wszystkie punkty z tej listy, a pomimo to nasze dziecko jakoś nie garnie się, żeby niczym łakomy królik wtranżalać marchew, o zieleninie nie wspominając.
O tym, że niejadki po prostu istnieją, niezależnie od wysiłku rodziców, pisałam już TUTAJ, powołując się na poparty dowodami naukowymi artykuł Alicji z bloga Mataja. W skrócie: bycie niejadkiem niekoniecznie musi być wyuczone, może być wrodzone. A więc…
…to nie zawsze wina rodziców!
Nie chodzi mi tu o zwolnienie rodziców (w tym siebie) z odpowiedzialności za dalekie od książkowego ideału nawyki żywieniowe dziecka. Jestem wegetarianką, przykładam dużą wagę do zdrowego odżywiania i zawsze kiedy myślałam o mojej przyszłej rodzinie (a jestem wege od 1999 roku) wydawało mi się, że bez problemu przekażę te dobre nawyki żywieniowe moim dzieciom. Wszystko ładnie, pięknie, aż na świat przyszedł Pierworodny.
Na początku było okej: karmienie piersią, potem BLW i domowe posiłki do żłobka (KLIK: Wegański jadłospis do żłobka). Roman wsuwał wszystko jak marzenie, musiałam jedynie dostosować konsystencję do małej buzi (btw, czy spotkaliście dzieci, które chętnie zajadają świeże liście sałaty, rukoli, szpinaku i tym podobnych?).
Problem pojawił się w ostatnim roku żłobka, a pogłębił w przedszkolu. Może Romek wyrobił sobie smak? A może przy wspólnym stole zaczął się przysłuchiwać, co jest „niedoble” dla innych dzieci? To przecież taki wiek, kiedy dziecko staje się podatne na wpływ rówieśników. Nie wiemy co było przyczyną, ale faktem jest, że w ciągu kilku miesięcy z menu Syna wypadło wiele potraw z przykładowego zdrowego jadłospisu, który podlinkowałam powyżej.
Te zmiany w podejściu do jedzenia zaowocowały cyklem „Sezonowa Szmuglerka”, który uruchomiłam na blogu w październiku. To, czego Syn nie chciał zjeść w „podstawowej” formie, zaczęłam przemycać w zielonych koktajlach, kotletach, pierogach, naleśnikach, pasztecikach, zupach-kremach, sosach do makaronów itd.
Sezonowa Szmuglerka – czy mam wyrzuty sumienia,
że oszukuję dziecko?
Nie mam wyrzutów sumienia, bo nie okłamuję Syna. Kiedy Romek pyta o skład danej potrawy, odpowiadam zgodnie z prawdą. O dziwo, kiedy danie mu smakuje nie narzeka, że w środku jest marchew, szpinak czy inna zielenina.
Czy cel uświęca środki? Czy oszukiwałabym Syna, jeśli reagowałby strajkiem głodowym na wieść o składzie obiadu? Trudno powiedzieć. To balansowanie na granicy zaufania, wybór pomiędzy prawdomównością a „kłamstewkiem dla dobra dziecka”.
Wygrałam!
„Sezonowa Szmuglerka” to był prawdziwy strzał w dziesiątkę! Dziś, po ponad roku przemycania, mogę stwierdzić, że wygrałam Udało mi się zebrać tyle niezawodnych trików i smacznych przepisów, że jestem w stanie nakarmić Syna wszystkimi składnikami, na których mi zależy.
Co więcej, Romek otwiera się na nowe smaki i coraz częściej mnie zaskakuje. Jak wtedy, gdy sam z siebie poprosił o płat wodorostów nori, schrupał go ze smakiem i stwierdził, że to „zdrowe chipsy za dwa punkty” (pamiętacie grę dla niejadków? KLIK). Albo jak wtedy, gdy razem ze mną przygotowuje owocowo-warzywne smoothie z dodatkiem przeróżnych superpokarmów, w tym moich ulubionych mikroliści (KLIK). Albo kiedy stwierdził, że jego ulubioną zupą nie jest już tylko jedna jedyna pomidorówka Ma teraz drugą: szparagówkę. Hehe, rośnie na smakosza, ale która matka nie wyda ostatniej złotówki na zdrowe jedzenie dla dzieci?
Kiedy Syn zajada to wszystko, mam o wiele mniejsze wyrzuty sumienia, gdy oprócz pełnowartościowego obiadu i zdrowych przekąsek, pochłania kolejne jajko z niespodzianką. Zresztą lubię ten widok: jego uśmiechniętą od ucha do ucha buzię, umazaną czekoladą
Obiecuję, że przygotuję kiedyś duży, podsumowujący wpis ze wszystkimi rodzicielskimi trikami na szmuglowanie najbardziej znienawidzonych przez dzieci składników A dziś podzielę się z Wami 3 sztuczkami, które sprawdziły się u nas w przypadku zup.
3 sprytne sposoby
na przemycenie dziecku zupy
1) Bleee, a co tu pływa?
Są dzieci, które nie cierpią zup, w których pływają kawałki warzyw. Rozwiązanie nasuwa się samo: zmiksować zupę na gładki krem. Blender ręczny lub kielichowy to niezbędne wyposażenie każdego domu zamieszkiwanego przez niejadka.
2) Chrupanie zawsze na topie!
Z kawałkami – źle, bez kawałków – też niedobrze. Jeśli Wasze dzieci nie przejawiają entuzjazmu również w stosunku do zup-kremów, użyjcie tajnej broni: GROSZKU PTYSIOWEGO! Mało które dziecko jest w stanie mu się oprzeć. Morał: czasem dobrze, kiedy coś pływa, a jeszcze lepiej, kiedy chrupie. Nasz Syn uwielbia groszek z Lidla (pszenny, smażony). Jego skład jest nienajlepszy, ale to takie „mniejsze zło”. Wystarczy wsypać do zupy garść takiego pochrupacza, aby dziecko, próbując go wyłowić, zjadło cały talerz!
3) Pomidorówka forever!
Jeśli powyższe sposoby zawodzą, została ostatnia deska ratunku: pomidorówka. To przecież ulubiona zupa przedszkolaków! Nawet tych, które świeżego pomidora nie tkną dziesięciometrowym kijem.
Dlatego warto opracować sobie kilka różnych wersji tej uniwersalnej zupy i przemycać w niej, co tylko się da. My gotujemy na przemian 4 jej wersje: klasyczną (z dużą ilością włoszczyzny), z soczewicą, z ciecierzycą i pomidorówkę marchewkową. Wszystkie wchodzą jak marzenie!
Wiosenna botwinka Renatki
Na koniec obiecany przepis. Zupa. Mąż nazywa ją „botwinką Renatki” i twierdzi, że to moje popisowe danie, ale nie wiem czy mu wierzyć Według mnie to klasyczna botwinka, tyle że podkręcona dodatkiem kaszy jaglanej i łyżką mleka kokosowego (w wersji wegańskiej) lub jogurtu (w wersji wegetariańskiej).
Poza tym jest w pełni sezonowa, z młodą marchewką i ziemniaczkami. Celowo nie używam włoszczyzny – wprawdzie jest dostępna, ale zgodnie z sezonowym kalendarzem warzyw jej składniki są importowane lub zeszłoroczne, ponieważ w maju nie ma jeszcze sezonu na niektóre z nich (seler, pietruszkę i por). Listę majowych sezonowych warzyw możecie sprawdzić TUTAJ.
Ta zupa świetnie nadaje się do zmiksowania na krem dla niejadka (podobną, lecz w jesiennej odsłonie, polecałam Wam TUTAJ pod nazwą „zupa pirata”). Od biedy, a akcie desperacji możecie nawet dodać do niej opakowanie pomidorowej passaty… Będzie wtedy z powodzeniem udawać pomidorówkę, ale nie odpowiadam za smak takiej mikstury. Jakby co, to nie ja!
Składniki:
2 cebule dymki
2 pęczki botwiny
3 młode marchewki
4 młode ziemniaki
½ filiżanki kaszy jaglanej
½ pęczka koperku
pieprz czarny – według uznania
1 łyżeczka soli
1 łyżka cukru lub zdrowszego zamiennika (ksylitol, syrop z agawy, syrop daktylowy itd.)
4 łyżki soku z cytryny
2 łyżki oleju do smażenia (u nas kokosowy)
Do zabielenia: mleko kokosowe, mleko roślinne, śmietana lub jogurt
Do dekoracji: kiełki buraka (jak u nas), koperek lub natka
Muszę przyznać się Wam do mojego małego fetyszu:
uwielbiam dźwięk krojenia świeżych, chrupiących łodyżek botwiny!
Nie ma w kuchni nic piękniejszego!
Wykonanie:
• Wyszorować, obrać i pokroić warzywa. Na dużej patelni na 2 łyżkach oleju dusić przez około 10 minut: cebulę, korzeń i łodyżki botwiny (bez liści), marchew i ziemniaki – to podkreśli ich smak.
Zupełnie niestylizowane zdjęcie, prosto z patelni!
• Zagotować 2 litry bulionu lub wody. Wrzucić warzywa z patelni i posiekane liście botwiny.
• Kaszę jaglaną przepłukać na sitku gorącą wodą, po czym dodać do zupy. Całość gotować około 20 minut.
• Dodać posiekany koperek, zamieszać.
• Zdjąć z palnika. Doprawić świeżo zmielonym czarnym pieprzem, solą, cukrem (lub zdrowszym zamiennikiem) oraz sokiem z cytryny. Sok z cytryny dodawajcie stopniowo i próbujcie zupy, aby osiągnąć ulubiony i pożądany stopień kwaskowatości
• Podawać z łyżką mleka kokosowego, śmietany lub jogurtu. Można też dodać kilka łyżek do gara, jednak Mąż i Syn nie przepadają za mlekiem kokosowym, więc u nas każdy po swojemu zabiela zupę na talerzu. Jeśli lubicie mleko kokosowe w innych wydaniach, koniecznie spróbujcie tej wersji, zupa nabiera wtedy pysznego, delikatnego kokosowo-kremowego smaczku.
Zajadajcie na zdrowie i cieszcie się wiosną!
Jakie są ulubione zupy Waszych dzieciaków? Niech zgadnę: pomidorówka?
Jeśli podobnie jak ja zmagacie się z niejadkiem – dajcie znać. Świadomość, że nie jestem sama zawsze bardzo podnosi mnie na duchu.
Czy Wy też uwielbiacie krojenie świeżych, chrupiących łodyżek botwiny?
A może macie inne kulinarne fetysze? Uchylcie rąbka tajemnicy, tu przecież sami swoi!
.
.
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, podziel się nim ze znajomymi, klikając niebieski guziczek poniżej ↓
Dziękuję!
1. Muszę mieć ten kubek z Buką!
2. Młode ziemniaki są teraz importowane
3. Wyobraź sobie, że Hugo jak jest głodny po placu zabaw, zjada pomidora, dwa ogórki, paprykę i CEBULĘ!!!
Jak to jest w ogóle możliwe?!?!
1. Kubki powinny być tutaj: http://stolzpowylamywanyminogami.com.pl/muminki,c160.html
2. Buuu
3. Mistrz!!!
Jako 5/6 letnie dziewczę obierałam cebulę i zjadałam jak jabłko Do tej pory pamiętam miny każdego gościa w domu i ich obrzydzenie na twarzy
No co, samo zdrowie!
W podstawówce w klasie mieliśmy kolegę, który przynosił cebulę zamiast jabłka. Była z nim kupa śmiechu, ale zapach nienajlepszy
Chętnie przeczytam post zbiorczy. Moja córka (3l) jest niezwykle ortodoksyjna w kwestii spożywanych pokarmów. Mimo iż stosowałam się do wszystkich zaleceń, karmiłam BLW odkąd tylko zaczęła siedzieć. Pokłosiem BLW nie był niestety nienasycony apetyt, ale niezwykle wczesna umiejętność samodzielnego spożywania posiłków. Mimo iż staram się nie myśleć “co zrobiłam źle”, to jednak ta monotonia spożywcza i lęk “co moje dziecko dziś będzie jeść” męczy mnie strasznie…
U nas podobnie, to już chyba taki wiek. BLW jest super, ale niestety nie gwarantuje, że dziecko nie będzie miało swoich upodobań i uprzedzeń.
Nie będę długo się rozpisywać, bo rozwścieczę lud. Cała trójka moich dzieci to żarłoki. Od urodzenia jedzą wszystko co im podsunę. Jak tylko skończyły rok wyrywały mi krewetki i ser pleśniowy. Wiem, że to niektórych może szokować, ale one mają dziwne smaki. Owszem są rzeczy, które od czasu do czasu im przeszkadzają, marudzą, więc odstawiam, bo wiem, że wróci na nie ochota, ale generalnie narzekać nie mogę. Wcinają aż miło. Tyle w temacie.
Oj tam od razu rozwścieczysz Nie mam wątpliwości, że takie dzieci istnieją, a Ty jesteś szczęściarą!
Jak sięgnę pamięcią, to mój pierworodny w wieku roku też jadł o wiele więcej niż teraz. I tak jak piszesz: dziwne smaki i na ostro. Dopiero w żłobku i przedszkolu się “rozbestwił”, więc serio zastanawiam się, czy to nie negatywny wpływ rówieśników, bo na temat wielu potraw, które wcześniej jadł ze smakiem nagle stwierdził, że “dzieci tego nie lubią”.
Twoje podejrzenia są zupełnie uzasadnione.
3 sprytne sposoby są… sprytne i u mnie w domu znane. Z pomidorówki oboje z M. uśmialiśmy się do łez
Mam na stanie botwinkę i planuję ją ugotować po Twojemu bo bardzo smacznie zapowiada się ten przepis.
Hehe, ta pomidorówka to tajna broń rodziców
Jak ja dawno nie jadlam botwinki! A takiej z kasza jaglana i mlekiem kokosowym nigdy. Przepis na pewno wykorzystam mimo, ze nie mam niejadka w domu
To koniecznie spróbuj wersji z mlekiem koko I daj znać jak wyszło!
Świetny pomysł na dodanie jaglanki i mleka kokosowego.
Z tą pomidorówką to masz rację. Mnie już ręce opadają i ciągle ją modyfikuję, aby nie było tak samo. Gizmolov ze smakiem wsuwa jeszcze kalafiorową i ogórkową (chociaż po moim sobotnim zatruciu kiszonym, nie wiem kiedy znowu go tknę).
pozdrawiam serdecznie!
A kalafiorową i ogórkową miksujecie?
Kalafiora dzielę na bardzo małe różyczki, gotuję do miękkości i przed podaniem jeszcze trochę dziabię widelcem. A ogórki tylko ścieram na tarce.
Co ciekawe ja jako dziecko podobno chciałam jeść tylko zupy o.O
Ja też uwielbiałam zupy i do dziś mi zostało
Świetny tekst:). Ja będąc dzieckiem zawsze byłam tym niejadkiem i los zesłał mi córkę niejadka:). Wszystkie Twoje tipy odnośnie jedzenia są trafione w 100%. Moja 4 latka nie lubi właściwie niczego w zupie. Pływającego, niepływającego, mięsnego, warzywnego lub owocowego:). Ale.. pomidorówka zawsze wygra, zmiksowana zupa jest bardziej przyswajalna a chrupiące grzaneczki (ja akurat robię z chlebka wersja mini) jest jak najbardziej pożądane. Dodatkowo jednak zupa wchodzi zdecydowanie bardziej niż inne – bardziej stałe dania wobec tego ładuję do niej prawie wszystko (warzywa, kaszę, mięsko) miksuję i mam obiad dwa w jednym daniu:)
Grzanki z chleba to na pewno zdrowsza opcja, ale młodemu chodzi właśnie o kształt, więc muszą być mniej zdrowe kuleczki… skaranie boskie! Ale właśnie po publikacji tego wpisu oświeciło mnie, że mogę spróbować zastąpić je chrupkami z ciecierzycy! Spróbuję i dam znać w podsumowującym wpisie ze zbiorem trików.
Makaron zygzak, makaron literki, makaron reniferki i nawet najzdrowsza zupa przejdzie
Haha, masz rację! Też gotujemy zygzaki, dinozaury i marchewki, ale młody woli je z pesto, a nie z zupą. A takie pesto to z kolei świetny sposób na przemycenie surowej rukoli, szpinaku, roszponki – tutaj podałam nasz przepis: https://ronja.pl/obiad-w-15-minut/
A skąd masz taki makaron?
Zygzaki ze zwykłego spożywczaka, a dinozaury i marchewki ze sklepu ze zdrową żywnością http://www.smaknatury.pl
(mój syn nazywa go “Smakiem kultury” )
Oooo dziękuję za link
U nas tylko porowa Oczywiście krem. Ale podobno w przedszkolu Hania zjada kapuśniak Botwinka raczej nie przejdzie
Oj tak, u nas w przedszkolu Romek też PODOBNO je inne zupy. Jednak zawsze kiedy próbuję odtworzyć je w domu, jakoś traci entuzjazm Towarzystwo dzieci naprawdę wiele zmienia – dzieciaki wzajemnie się nakręcają! Albo się zagadają i nawet nie widzą, co jedzą
Niektóre dzieci nie jedzą warzyw, bo mają metabolizm mięsożercy. I powinny jeść głównie nabiał, jaja i mięso. To się rodzicom – wegetarianom nie mieści w głowie, więc mają niejadka. Odwrotnie, czasem w rodzinie mięsożernej trafi się roślinożerca i jest wciskanie golonki i kotleta na siłę, a dziecko płacze, bo woli szpinak czy ziemniaki (nomen omen cudowne źródło witaminy C, kompletnie niedoceniane w naszym kraju). Trzeba pozwolić dziecku jeść to, na co ma ochotę. Nawet jeśli ministerstwo zdrowia uważa, że je krzywdzimy nie dając do jedzenia pięciu posiłków, tylko jeden dziennie, albo kilkanaście. Tak działa BLW – niestety większość rodziców kończy z tą metodą najdalej w drugim roku życia dziecka. A powinni dopiero wtedy ją zacząć. Moje dziecko na przykład nie je śniadań ani obiadów, tylko jeden duży posiłek na wieczór. Wtranżala kosmiczne ilości. W ciągu dnia podjada to tu, to tam. Mięsa prawie nie je, jak tatuś, anemii brak, zdrowa jak rydz. Nie je również kasz, ani wielu innych zalecanych ekosreko potraw. Czy jest niejadkiem? Jest żarłokiem! A że je głównie mleko, jajka, marchewkę, szprotki w oleju, wafle ryżowe i cukinię? To i co z tego?
BTW w Szwecji je się dużo więcej mięsa niż w Polsce, jak w całej Skandynawii zresztą, wiedziałaś o tym?
Hm, czy te preferencje (“metabolizm mięsożercy”) to dieta zgodna z grupą krwi, o której było głośno jakiś czas temu? I jak się to ma do piramidy żywienia, procesów fermentacyjnych, zakwaszenia układu pokarmowego?
Racja, że ktoś woli białko, ktoś kasze, ktoś samą zieleninę, ale to nie znaczy, że może sobie całkowicie odpuszczać pozostałe grupy pokarmów. Twoja córka je m.in. marchew i cukinię, więc tragedii nie ma A znam rodziców, których dzieci nie tkną żadnego owocu czy warzywa i wtedy sprawa robi się poważna.
Odnośnie spożycia mięsa w Skandynawii – wiem o tym, ale nie widzę związku z tematem
Nie, za dużo gugli używasz. Grupy Krwi mamy takie same jak szympansy ( A i 0) oraz goryle (B) (albo na odwrót, nie pamiętam) i nie mają one nic wspólnego z trawieniem, w każdym razie nie bezpośrednio.
Metabolizm dziedziczymy po naszych przodkach, drogą ewolucji czyli doboru naturalnego. I tak Europa zachodnia i środkowa Afryka są mocniej mięsożerne, z racji pochodzenia od grup polujących na dziką zwierzynę w czasach polodowcowych, a Azja (i Ameryka z racji tego, że Indianie dość niedawno w sensie ewolucyjnym przyszli na ten kontynent) bardziej roślinożerna. My Słowianie, mamy ten luksus, że jesteśmy typem mieszanym. Mniej więcej połowa Polaków, jeśli nie więcej, posiada pulę genów ze wschodu, dzięki czemu dość dobrze trawimy kasze, rośliny strączkowe i co najważniejsze MLEKO i dlatego nie musimy jeść tyle mięsa, co np. Baskowie (naród posiadający procentowo największą pulę mięsożerców w Europie, co zresztą widać po kuchni baskijskiej, opartej głównie na pieczonym mięsie i rybach). Nie wiem czy wiesz, ale w Europie i Azji ludzie bardzo dobrze trawią mleko zwierzęce, do późnej starości. Wiąże się to z udomowieniem bydła i rozwojem rolnictwa, które w takiej Afryce było zupełnie nieznane (nie licząc delty Nilu i generalnie północy opanowanej przez podboje z Europy i bliskiego wschodu). I w ten sposób nawet co trzecie afrykańskie dziecko cierpi na alergię na białko mleka krowiego, gdy tymczasem u europejskich jest to kilka procent. Dla odmiany alergia na gluten to spadek po mięsożernych przodkach z zachodu i północy. Poszczególne grupy etniczne różnią się od siebie nawet budową szkieletu, Azjaci mają inaczej zbudowane połączenia kości nóg i bioder (coś tam inaczej mają w panewkach), Afrykanie mają inaczej zbudowane czaszki, przez co łatwiej im się oddycha w upale. I tak dalej i tym podobne.
Ej, daj sobie spokój z uwagami o googlu. Jakiś czas temu informacje o diecie zgodnej z grupą krwi pojawiały się wszędzie: w księgarniach, na portalach i blogach poświęconych zdrowiu.
A swoją drogą ciekawe skąd czerpiesz informacje na temat? O różnicach w budowie szkieletu i czaszki pomiędzy poszczególnymi grupami etnicznymi uczyli nas w podstawówce, a potem w liceum, więc to dość powszechna wiedza. Natomiast chętnie poznam Twoje źródło mówiące o ewolucyjnym ukształtowaniu preferencji dietetycznych, najchętniej naukowe Studiowałam ochronę środowiska (czyli biologię i chemię), więc tylko takie mnie przekonują. Akurat kwestia alergii na gluten i mleko jest dość kontrowersyjna, więc chętnie poczytam wyniki badań naukowych na ten temat.
Z guglem jest ten problem, że wygrywa informacja pozycjonowana, a niekoniecznie wiarygodna. Skąd czerpię informacje? Na przykład z książek o prehistorii (polecam “Siedem matek Europy”), z publikacji naukowych, które zdołam dorwać, co znów nie jest takie proste, bo trudno dociec ile rzeczy wyszło od autora, ile na podstawie pełnych badań. Z alergią na mleko to potwierdzone info, czytałam przedruk zachodnich badań. Bardzo się zdziwiłam, bo myślałam, że to jest jakoś równo rozłożone wg populacji, a tu nie. O panewkach u Azjatów wiem od dziewczyny, która zajmuje się tym naukowo, kiedyś gadałyśmy na grupie chustomam. Ot, urywki informacji, które pokazują, jak bardzo jednak ludzie się między sobą różnią, choć mimo wszystko są bardzo blisko spokrewnieni. A propos grup krwi, wiedziałaś, że większość mieszkańców Ameryki Południowej ma grupę 0? A w Europie środkowej ma ją już tylko 1/3 mieszkańców? Tu też jest nierówno. To nie jest wiedza tajemna, tylko trzeba siedzieć w rocznikach statystycznych i innych tego typu nudnych publikacjach. Tam nie ma zerojedynkowej wizji świata, więc media nawet jej nie dotykają. Przecież to, co napisałam, to uproszczenie. Bliższy jest mi światopogląd, że każdy człowiek powinien decydować co chce jeść i w jakiej ilości. Narzucanie odgórne jedynej słusznej zdrowej diety jest chore. Jeszcze w latach 90 zabraniano jeść masła i kazano margarynę. Dziś margaryna szkodzi i już lepsze to masło. Ciekawe co wymyślą za 10 lat?
Jasne. Podchodzę sceptycznie do wszystkich modnych diet. Zainteresował mnie zwłaszcza ten “metabolizm mięsożercy” – jak się to ma do piramidy żywienia, która przez dietetyków jest promowana jako uniwersalna i optymalna? Zagląda tu wielu rodziców dzieci, które nie cierpią warzyw i to głównie z myślą o nich chciałabym zgłębić temat. Bywa, że rodzice trafią w necie na takie rewelacje, po czym z czystym sumieniem karmią dzieci czym popadnie, ryzykując ich zdrowiem.
Doskonale Cię rozumiem. Niestety żyjemy w czasach, kiedy każde “badania” można kupić. Nauka jest coraz mniej wiarygodna, jedne badania przeczą drugim. Wolę okopać się na stanowisku, że ludzie są różni i jeśli ktoś nie je mięsa, ale jest zdrowy, to niech nie je. A jak je tylko mięso i też jest zdrowy, to niech je. Katowanie dziecka specjalną dietą z pisemka dla rodziców uważam za rodzaj tortury. No ale ja jestem fanką BLW. Młoda prawie nie je mięsa, zamienników z żelazem brak, anemii niet, żywe, wysokie i niebywale silne dziecko chowane głównie na chlebie, ogórkach, pomidorach, marchewce i mleku. Inne dziecko na jej miejscu by było słabe i chorowite, ta jest okazem zdrowia. Dietetyk by się załamał czytając jej jadłospis. Ja na jej diecie jestem głodna i robi mi się ciemno w oczach. Metabolizm mięsożerny nie oznacza, że trzeba jeść tylko mięso. Oznacza, że słabiej wchłania się mikroelementy z roślin, więc bez mięsa zawsze siedzi się na krawędzi anemii albo tak jak w moim przypadku, po prostu się mdleje.
Wiosenna botwina Renatki wygląda przecudnie!!! U nas faza na zupy jakiś czas temu się skończyła, co bym nie robiła nie smakuje moim mięsożercom. Muszę przeczekać
U nas zupa to podstawa! Gotuję gar na 3 dni i mam spokój Przydaje się o różnych porach – zwykle koło południa, czasem w formie ciepłej kolacji, a w wyjątkowo intensywne dni odpuszczam sobie robienie “drugiego dania” i jemy tylko zupę.