Rodzicielstwo – żadne inne doświadczenie nie uczy nas tyle o nas samych. O naszych emocjach i skrajnościach, jak można je przeżywać.
I jeszcze o tym, że aby właściwie zająć się emocjami dzieci, musimy zacząć od siebie. Dać sobie prawo do złości, smutku i rozczarowania.
Tylko dlaczego na zdjęciach w sieci króluje sielanka? Dlaczego nie widać matek i ojców, którzy są wściekli lub wyczerpani, ani dzieci rzucających się na podłogę? Można zrzucać to na fikcję i kreację w mediach społecznościowych, ale ja mam inne wyjaśnienie:
Kiedy moja córka próbuje wydłubać oko brata przy pomocy kredki, ostatnie o czym myślę, to zrobienie nam zdjęcia.
Nie myślę o fotkach, kiedy po raz dziesiąty (dosłownie!) proszę dzieci, aby ubrały się i wyszły na spacer, zamiast kłócić się o arcyważne drobiazgi.
Mój telefon jest głęboko schowany, kiedy w myślach powtarzam sobie mantrę, że te ich drobiazgi z perspektywy dziecka naprawdę są bardzo ważne.
Nie myślę o pamiątkowych rodzinnych zdjęciach, kiedy mój mąż traci cierpliwość, a nasze małżeństwo wisi na włosku.
W takich momentach social media to ostatnie, o czym myślę.
A to przecież codzienność każdego z nas.
Wiem, że Ty też jesteś normalna
W dobie instamatek, które nigdy nie złoszczą się na dzieci i tydzień po porodzie wchodzą w jeansy z liceum, w dobie instadzieci, które zawsze są uśmiechnięte i nigdy nie rzucają się na podłogę w ataku złości – wiem, że Ty też jesteś normalna
Też starasz się ze wszystkich sił, ale jakoś nie wychodzi. Nie chcesz porównywać się do innych matek, ale czasem zastanawiasz się: co jest ze mną nie tak? Ja też! Już dawno pożegnałyśmy się z iluzją sielankowego macierzyństwa. Bywa trudno, ale moim zdaniem te momenty też warto utrwalić i zapamiętać. Na końcu dowiesz się, dlaczego.
Podwójne rodzicielstwo rozjechało nas jak walec
Kiedy jestem sama, jestem zła na siebie, że znów krzyczę, grożę, poganiam. Że nie mam siły się uśmiechnąć. Że pomimo wysiłków, tak rzadko potrafię w „rodzicielstwo przez zabawę”, choć wiem, że to ono u naszych dzieci sprawdza się najlepiej.
Kiedy jesteśmy razem, jestem też zła na męża, że znów poszło nie tak, jak sobie postanowiliśmy. Że wymieniamy się i wspieramy, ale i tak brakuje nam cierpliwości i pomysłów.
A jednocześnie bardzo doceniam fakt, że ponad głową dziecka mam do kogo przewrócić oczami
Niczego nie żałuję, ale muszę przyznać, że rodzicielstwo (zwłaszcza podwójne) rozjechało nas jak walec. Nasze dzieci kłócą się właściwie bez przerwy. W proporcjach 10% zgodnej zabawy, 90% kłótni. Nie przesadzam. A najśmieszniejsze, że razem z mężem stanęliśmy na głowie, zrobiliśmy absolutnie wszystko, aby nie było pomiędzy nimi rywalizacji… a ona i tak jest. Nie ma zazdrości, ale jest rywalizacja.
Nasze dzieci mają silne charaktery, jakby zupełnie niedopasowane do naszych – ugodowych i chętnych do kompromisu Wysoka wrażliwość i zaburzenia SI to dodatkowe wyzwania. Zrozumie to tylko rodzic, który tego doświadczył. Rodzic, który ma totalnie gdzieś, co pomyślą o nim w miejscu publicznym. Rodzic próbujący uspokoić dziecko, które przez pół godziny krzyczy na całe gardło, na kilometr… Uderzyło się tak lekko, że nie ma nawet siniaka, a reaguje tak, jakby co najmniej urwało mu rękę.
Wszyscy mówią, żeby odpuścić i wrzucić na luz. Próbujesz. Ale nadal każdy Twój dzień to ciągły stan gotowości w oczekiwaniu na następną awanturę i wypadek.
I właśnie to czuwanie, nieustanne ogromne napięcie jest najbardziej wyczerpujące.
I jeszcze te wyrzuty sumienia, kiedy kilkadziesiąt razy dziennie obwiniasz się: „dlaczego tego nie przewidziałam?” i „znów to samo”!
Nigdy bym nie pomyślała, że rodzice z dwójką dzieci mogą być tak zmęczeni.
Nie chcę słyszeć, że „inni mają gorzej”
Że mają więcej dzieci i jakoś sobie radzą. Może dzieci są mniej wymagające, może rodzice bardziej kompetentni, a może mają więcej pomocy? Kiedy Romek jedzie do Babci, nam też wydaje się, że weekend z jednym dzieckiem to jak wakacje Jednak nie ma znaczenia, czy masz jedno dziecko, czy pięcioro. Wiesz dlaczego?
Dlatego nie porównuję się do innych rodziców. Wystarczy mi fakt, że tu i teraz mnie i mojemu mężowi jest po prostu ciężko. Przecież świadomość, że „inni mają gorzej, a radzą sobie lepiej” w żaden sposób nas nie zmotywuje, ani nie poprawi naszej sytuacji.
Rodzicielstwo – żadne inne doświadczenie nie uczy nas tyle o nas samych. O naszych emocjach i skrajnościach, w jaki sposób można je przeżywać. I jeszcze o tym, że aby właściwie zająć się emocjami dzieci, musimy zacząć od siebie. Dać sobie prawo do złości, smutku i rozczarowania. Ich tłumienie i wypieranie to prosta droga do poważnych problemów i psychoterapii.
Chcemy mówić głośno o tym, że rodzic (nie tylko matka) może być wyczerpany.
Chcemy bez wstydu mówić o naszych słabościach.
O tym, że jesteśmy kłębkiem nerwów, który bardzo stara się nie wybuchnąć. Wytrwale szukamy wentylu, który pomoże nam spuścić parę… ale dzieci i praca i tak okazują się priorytetem, a na nasze potrzeby jakoś zawsze brakuje czasu.
Chcemy być uczciwi i móc przyznać, że rodzicielstwo to największe szczęście, a jednocześnie – największe wyzwanie.
A przy tym niczego nie żałujemy i kochamy nasze dzieci nad życie! Nie tylko wtedy, kiedy śpią
To nie wstyd szukać pomocy
Raz w tygodniu moja Mama przyjeżdża do nas na 3 godziny, poza tym nie mamy pomocy. I tego dnia też nie idziemy na randkę, tylko traktujemy to jako odwiedziny – spędzamy czas razem i wspólnie ogarniamy mieszkanie albo księgowość
Co robić, gdy już nie dajemy rady? Szukać pomocy: obiadów na wynos, opiekunki, sprzątaczki, psychologa. My to zrobiliśmy. Konsultowaliśmy nasze problemy z psychologiem pracującym w nurcie rodzicielstwa bliskości, ale to temat na inny wpis pod tytułem: jak wychować kochające się rodzeństwo? Poza tym regularnie kupujemy obiady na wynos. Myślimy też o opiekunce (na wypadek, gdy któreś z dzieci się rozchoruje, a mąż lub ja będziemy mieć sajgon w pracy).
Fotoreportaż Pauli Krajewskiej
Te wyjątkowe zdjęcia ilustrujące dzisiejszy wpis, to ulotne momenty i emocje uchwycone przez Paulę Krajewską, która wymiata w dokumentalnej fotografii rodzinnej. Paula jest jednocześnie jedną z moich Czytelniczek i w czerwcu 2018 r. zaproponowała mi taką sesję fotograficzną. W międzyczasie mieliśmy dużo pracy i trochę problemów (którymi nie miałam siły dzielić się tu z Wami). Tym bardziej cieszę się, że te zdjęcia powstały! I wiecie co? Taka pamiątka jest dla mnie o wiele cenniejsza niż pozowane, uśmiechnięte, sielankowe fotki.
A Pauli należą się owacje na stojąco, za to, że wytrzymała z nami 14 godzin i nie uciekła z krzykiem (choć jestem pewna, że kilka razy była blisko ).
Nasz jeden dzień
Słowa nie potrafią oddać tyle, co obraz. Dlatego chodź zobaczyć, jak wygląda nasz jeden dzień.
Bez wycieczek do lasu, atrakcji i fajerwerków. Ot, zwykły dzień, do bólu normalny.
23 kwietnia 2019 r.
Macierzyństwo bez lukru
Macierzyństwo bez lukru
Tego zdjęcia miało tu nie być. Bo wszyscy wyszli tak ładnie, a ja – brzydko Nie ma uśmiechu, za to gołym okiem widać całe to zmęczenie i napięcie nagromadzone przez cały dzień. W dodatku okraszone pryszczem Ale postanowiłam pokazać Wam tutaj to zdjęcie, bo to też prawdziwa ja.
Nic nie jest na zawsze
Teraz jest trudno. Ale powtarzam sobie, że za dziesięć, dwadzieścia lat nie będę pamiętać tego, co dziś wyprowadza mnie z równowagi. Do czego tak się spieszyłam? Dlaczego tak irytowała mnie ta walka o każde umycie rąk, o niekończące się ubieranie i usypianie?
Tak sobie powtarzam. Czy pomaga? Czasem tak, czasem za cholerę
Dziwny i przewrotny jest fakt, że to podobno najpiękniejsze lata z dziećmi. Że „małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot”.
Te zdjęcia dobitnie pokazują, że bywa trudno. A jednocześnie: że dajemy radę, codziennie, dzień za dniem. Warto chwycić się tej myśli, tej chwili, utrwalić ją i zapamiętać.
Wierzę, że za 15 lat spojrzymy na te zdjęcia i powiemy sobie „przetrwaliśmy”
A może nawet zatęsknimy?
Za tymi miękkimi łapkami wokół szyi i krzykiem rozpaczy prosto do ucha?
Za tym gaszeniem pożarów? Za smutkami, które można ukoić jednym magicznym całusem?
Za tym ogromem miłości, czułości, bezsilności i frustracji dzień w dzień?
A może nawet za towarzystwem w toalecie?
Trzymajcie się!
Spodobało Ci się?
Udostępnij ten artykuł,
albo zostaw komentarz poniżej ↓
POBIERZ TUTAJ DARMOWY EBOOK O MONTESSORI:
Chcesz być na bieżąco?
Polub blog na Facebooku:
TO TEŻ CI SIĘ SPODOBA:
macierzyństwo bez lukru
Reniu, dziękuję ❤️ Nawet nie wiesz, jak ważne jest to, co napisałaś. A zdjęcia są piękne ?
Ja też dziękuję Tym bardziej, że ten tekst kosztował mnie sporo emocji, ale czuję, że było warto.
Tak bardzo dziękuje za ten wpis i te zdjęcia. Czuję jakbym była u siebie w domu z naszą dwójką Nasza córeczka też ma zaburzenia SI. Ma 4 lata, zastanawiamy się nad terapią. Czy Wy coś robicie w tym kierunku? Pozdrawiam i jeszcze raz TAK bardzo dziękuję za AUTENTYCZNOŚĆ!
Piękne! Piękne słowa i piękne zdjęcia. I wielki szacunek za tego pryszcza! Dobrze poczytać, że nie tylko mój syn krzyczy jak obdzierany ze skóry, gdy zrobi mu się ranka wielkości łebka od szpilki
Chyba będę wracać do tego wpisu, gdy pomyślę, że to chyba tylko tak u mnie się dzieje
Pozdrowienia!
Haha, dziękuję, zwłaszcza za szacunek za pryszcza! Spojrzałam jeszcze raz na te zdjęcia i stwierdziłam, że ten pryszcz to naprawdę mały pikuś przy wszystkich tych emocjach na wierzchu.
Wracaj, wracaj Bardzo się cieszę, że to co napisałam podniosło Cię na duchu.
Świetny reportaż i naprawdę wartościowy wpis. W tej pogoni za idealnymi ujęciami, życiem bez smutków i problemów Twój głos przebija się niewiarygodnie mocno. Chciałabym, abyśmy zaczęli zwracać większą uwagę na potrzeby swoje i bliskich bez konieczności stwarzania przy tym iluzji ciągłego szczęścia. Podziwiam Wasze podejście do życia, codzienne mniejsze i większe zwycięstwa oraz miłość, która przebija na tych ujęciach. Jestem pod wrażeniem Waszej szczerości. Trzymam też mocno kciuki za każdą “burzę”, po której wychodzi słońce.
Marta, masz rację, ja też już dawno nie postrzegam szczęścia jako sielanki wyzutej z wszelkich trudnych emocji. Tak jak piszesz – to jest iluzja i ogromna, niezdrowa presja na bliskich, żeby nie okazywali sowich prawdziwych emocji i potrzeb. Lepiej pracować nad komunikacją i uczyć się odczytywać emocje. Doceniać i cieszyć się tym co jest, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Przez pół roku chodziłam na psychoterapię i tam odkryłam (w dużym uproszczeniu), że całe życie uczono nas, że szczęście polega na unikaniu stresu i stresujących sytuacji. Tymczasem jest zupełnie na odwrót: szczęście to umiejętność radzenia sobie w tych stresujących sytuacjach, a nie wieczne uciekanie przed nimi.
Cześć Renia! Sesja przepiękna, oddająca emocje, także te trudne? Jestem mamą 2 dziewczynek, między którymi toczy się nieustanna rywalizacja i niestety kłótnie raczej przeważają nad wspólną zabawą, choć teraz, gdy są starsze jest lepiej. Bardzo lubię Twojego bloga, jest bardzo autentyczny! PS. Zdjęcie, na którym Szyszka jest do Ciebie przytulona jest piękne. Jakie ona ma niesamowite oczy!
Dziękuję za miłe słowa na temat bloga i sesji.
Mam nadzieję, że Romek i Irka też z czasem będą dogadywać się lepiej, bo to też kwestia rozwoju emocjonalnego, samoregulacji, umiejętności społecznych itd. Co ciekawe, kiedy są poza domem, na przykład na placu zabaw, to przyjmują postawę “my przeciwko całemu światu” Jedno broni drugiego przed innymi dziećmi, często używając dokładnie tych samych słów, którymi my wyjaśniamy im w domu różne nieporozumienia (czyli dociera, tylko nie zawsze dziecko chce to przyznać ).
Też uwielbiam to zdjęcie z Szyszką – ona jest istną oazą spokoju w naszej rodzinie! To pies, który marzy tylko o głaskaniu i świętym spokoju i aż mi jej żal, że musi czasem przebywać w takiej nerwowej atmosferze. Nadal jest wyjątkowo cichutka i łagodna, ale widać, że kłótnie i krzyki dzieci też ją stresują.
Reniu, to świetny wpis, naprawdę poczułam się od rana lepiej. Bo pokazałaś moją rodzinę Taką normalną, na co dzień. Urocze wspomnienia wam zostaną
A ty widzę jeszcze byłaś na poście (przepraszam, uwielbiam zaglądać w talerze)
Spoko, nie ma za co przepraszać Masz rację (i jesteś spostrzegawcza!) – przeprowadzałam wtedy post Dąbrowskiej, więc na zdjęciach było mnie co najmniej 5 kg więcej niż teraz
Chyba nie pokażę tego wpisu mężowi, bo nie będzie chciał drugiego dziecka, haha. Już nie chce (bo przecież dziecko za bardzo męczy i tyle kosztuje!), a po tym wpisie to już w ogóle nie będzie tematu.
Ja myślę, że z czasem będzie lepiej, że dzieci dojrzeją i zrozumieją pewne rzeczy. A póki co, trzeba odnaleźć w sobie tę radość z bycia razem i dostrzegać te małe chwile szczęścia.
Ojjj, no nie chciałam, żeby to zabrzmiało jak antyreklama drugiego dziecka! My niczego nie żałujemy, a nawet od czasu do czasu myślimy o trzecim… ale na razie tylko myślimy
Zresztą trochę byliśmy przygotowani, że tak to będzie wyglądało, bo ja mam starszego brata, a mój mąż ma młodszą siostrę i podobnie to wyglądało. Dopiero pod koniec liceum / na studiach dojrzeliśmy, zaczęliśmy się dogadywać i dziś mamy super relacje z rodzeństwem. Poza tym myślę, że rodzeństwo jest bardzo potrzebne ze względu na relację, przyjaźń i poczucie bezpieczeństwa (bo przecież nas kiedyś zabraknie).
Cudowność normalności. Piękny tekst i piękno chwil i emocji zatrzymanych w kadrach.
Wzruszyłam się. Bardzo.
Dziękuję Przesyłam moc uścisków
Olu, dziękuję za ciepły komentarz – cieszę się, że tak to odbierasz Również ściskam!
Jaka to ulga przeczytać, że u innych też nie jest sielankowo. .. Dziękuję. Czasami się zastanawiam, czy tego zmęczenia i nerwów każdego dnia nie byłoby mniej, gdybyśmy żyli w dużych, wielopokoleniowych rodzinach. Nie chcę idealizować “dawnych czasów”, wtedy były inne problemy i inne napięcia, ale to sam na sam rodziców z dziećmi wydaje mi się nienaturalne i bardzo obciążające – i dla dużych, i dla małych.
Aniu, masz rację, rodzina wielopokoleniowa to na pewno ogromna pomoc, podział obowiązków i rozłożenie odpowiedzialności i energii na więcej osób. Czytałam o tzw. wioskach i o tym, że ten układ rodzice+dzieci z ewolucyjnego punkty widzenia jest nienaturalny i bardzo stresujący.
I tak jak piszesz – ta codzienność jest daleka od sielanki
Jak to mówią, żeby wychować dziecko potrzeba całej wioski
Reniu, skradłaś moje serce tym wpisem i tymi zdjęciami Wasza codzienność może nie jest cukierkowa i widać, że trudnych momentów nie brakuje, ale nawet ze zdjęć bije po oczach ciepło i miłość, jakie u Was mieszkają. Chciałabym udokumentować w taki sposób nasz jeden dzień, myślę, że za kilkanaście lat to byłby najczęściej przerabiany album, bo dla mnie ta codzienność jest w życiu rodzinnym jednocześnie najtrudniejsza, ale i najpiękniejsza, bo najprawdziwsza.
Dziękuję Ci bardzo za ten komentarz. Zastanawiałam się, czy ktoś to dostrzeże, bo wiem, ile miłości i ciepła faktycznie u nas jest, ale nie byłam pewna, czy to widać. A Ty zauważyłaś!
Jeśli chciałabyś podobną sesję, to koniecznie napisz do autorki naszej sesji – Pauli Krajewskiej (na adres paula@poli-grafia.com). Ma wyjątkowy talent do wyłapywania najciekawszych momentów i utrwalania emocji. A wiem, jakie to trudne, bo sama robię dużo zdjęć na bloga i to zupełnie inny level
Te zdjęcia są piękne. Widać po nich, że lubicie niebieski.
Hehe, to prawda! Często łapiemy się na tym, że bez zastanowienia wybieramy jakieś ciuchy czy dodatki do domu, a potem okazuje się, że wszystko jest błękitne, niebieskie lub granatowe
Jesteście pięknymi rodzicami pięknych dzieci. Bardzo doceniam i dziękuję za prawdę, którą opisałaś i pokazałaś, właśnie tego potrzebowałam bo czasami zapominam że jestem normalna, a nie beznadziejna. Mój dzień przy dwójce małych uroczych chłopczyków podobnie rozjeżdża walcem…:)
No coś Ty! Nigdy, przenigdy nie myśl, że jesteś beznadziejna! Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach każda z nas żyje w izolacji, w bańce własnych problemów i słabości i stąd takie myśli. A przecież tak naprawdę u każdej z nas dzień wygląda podobnie. Jestem pewna, że Ty też jesteś piękną mamą pięknych dzieci. A ta nasza codzienność bywa potwornie trudna, ale jednocześnie najpiękniejsza! Ja co wieczór kładę się do łóżka wyczerpana, ale wdzięczna i z myślą, żeby nic nie zmieniło się na gorsze, żebyśmy tylko byli zdrowi – niech wszystko zostanie tak jak teraz i to mi wystarczy do szczęścia
Reniu, całym sercem dziękuję za ten wpis. Dodałaś mi otuchy, zwłaszcza że czytam go po dniu z serii tych bardziej wyczerpujących… opisałaś moją rzeczywistość, codzienne zmaganie się nie tylko z problemami dzieci, ale i własnymi trudnymi emocjami, wyrzutami sumienia podszytymi przekonaniem, że jakoś inni radzą sobie lepiej. Będę pewnie wracać do Twojego wpisu nie raz Dużo siły każdego dnia Wam życzę! A zdjęcia świetne! Fajna pamiątka z normalnego dnia!
Dziękuję za relacje. Tego potrzebowałam. Jesteśmy normalna rodzina. Jesteśmy normalna rodzina i mam normalne dzieci
Jak dobrze przeczytać taki wpis, jak dobrze, że jest takie miejsce w internetach, gdzie bez spiny i bez lukru pisze się o rodzicielstwie! Dziękuję Ci, Reniu, za ten blog, za ten wpis i za te zdjęcia. Tutaj u Ciebie można odetchnąć i naprawdę stwierdzić, że jestem normalna, że nie tylko ja czasem nie daję rady, że nerwy mi puszczają, że chodzę zmęczona i sfrustrowana. I że to jest normalne! A jednocześnie uwielbiam być mamą i po dziś dzień jest to dla mnie niesamowite, że ten mały człowieczek, który drepcze obok mnie, jest moim dzieckiem! Że jestem mamą! Kosmos!
A propos zdjęć, to są niesamowite, też chyba olałabym mieć taki reportaż “z życia rodziny” niż wygładzone zdjęcia. Pozdrawiam Ciebie i Twoją rodzinkę!
Aż się popłakałam… Nigdy nie przypuszczałam, że macierzyństwo będzie tak trudne. Nikt i nic nie wyprowadza mnie z równowagi tak szybko jak dziecko, które jest cudowne, ale bardzo charakterne (w końcu wilk zająca nie urodził). Ciągle szukam sposobu na to, żeby było lepiej, żeby cierpliwości było dużo. Chciałabym też, nie wychowywac jedynaka, ale lęk przed tym, że będzie jeszcze gorzej, przeraża.
Z całego matczynego serca dziękuję Ci za ten wpis ❤️ przeczytałam chwilę temu a łzy jeszcze płyną. Że wzruszenia, z poczucia zrozumienia, poczucia solidarności, wiary w to, że nie jest się najgorszą matką czy ojcem na świecie. Dla mnie dzisiaj Twój wpis jest wentylem. Ukojeniem i zgodą na bycie matką taką jaką się jest. Ani dobrą ani złą. Dającą z siebie wszystko i odpuszczającą. Serdeczności ❤️❤️❤️❤️
Pierwszy raz weszłam na tego bloga akurat w dzień kiedy rozplakalam się już po godzinie wiszącej i płaczączej córce. Do tego Syn postanowił nie pojechać na basen mimo że już wszystko spakowane i nawet krokodyla 2m napompowalam sama bo on chce z sąsiadka jechać. Taka uryczana zaszłam do sąsiadki która wzięła jedno dziecko ode mnie z drugim pojechałam na zakupy a jak wróciłam wzięłam dzieci sąsiadki na basen i sama z 4ka pojechałam. Było bosko. Chociaż wyrzuty sumienia za poranek mam do teraz. Super wpis. Ja osobiście wymiotuję już tymi instafotami nierealnego życia. Mimo że moje dzieci póki co naprawdę się dogaduje ale to dlatego że jedno ma 5lat a drugie 1.5roku;) więc to kwestia czasu
Jest 23:00, po całym, kolejnym dniu z moim cudownym sześciolatkiem z zaburzeniami SI, nadwrażliwością oraz zaburzeniami emocjonalnym i zaczęłam przez przypadek czytać Twój wpis. I popłynęły łzy… “Boże ktoś ma jeszcze jak ja”- pomyślałam i zaczęłam łkać jak dziecko. Na co dzień staram się być silna, walczę o lepszy dzień, lepsze jutro dla mojego synka. Nie jest łatwo, szczególnie jeśli jest się ocenianym przez społeczeństwo które swoje normy kształtuje głównie na podstawie Social Mediów i obrazu rodzicielstwa który w nich panuje:idealnej matki,zawsze uśmiechnięte z dyskretnym makijażem, fryzura typu “artystyczny nieład”, w pięknie urządzonym mieszkaniu z “Perfect children”. Dziękuję za ten tekst i możliwość przyznania przed samą sobą że jest cholernie trudno jednak nie oddałabym ani jednego dnia z ostatnich 6 lat. Pozdrawiam ciepło!
Dziękuję za ten tekst, za słowa! Myślałam, że ze mną jest coś nie tak. Często płaczę i jestem zła na siebie, że znowu podniosłam głos niepotrzebnie, że mogłam podejść do sprawy spokojnie i wytłumaczyć dziecku, a nie reagować krzykiem. Jestem mamą dwójki maluchów, 2 letniej córeczki i 10 miesięcznego synka. Nigdy nie sądziłam, że bycie mamą będzie takie ciężkie i wymagające. Zawsze też uważałam się za osobę spokojną, opanowaną i cierpliwą. Do czasu, kiedy zostałam ponownie mamą.
Uświadomiła mnie Pani, że nie tylko u mnie życie tak wygląda, nie tylko ja jestem zmęczona byciem mamą. Nie tylko ja nie daję rady zrobić wszystkiego co sobie zaplanuje. To mi pomogło troszkę inaczej spojrzeć na świat.
Pięknie dziękuję! Wspaniały i prawdziwy teskt, przepiękne zdjęcia.
Serdecznie pozdrawiam,
Zmęczona mama
No cóż… Trochę mnie to podbudowało (przepraszam, że Waszym kosztem), ale gdy po raz dziesiętny powtarzam sobie w głowie, że jestem beznadziejną matką i co w ogóle sobie myślałam decydując się na dzieci, taki “obrazek” rzeczywistości pokazuje, że jednak jest ok, nie odstaję od norm ? I prawdą jest, że najbardziej męczy oczekiwanie na kolejny “pożar”, ciało w ciągłym napięciu i gotowości; wieczorem opadam na kanapę i uchodzi ze mnie całe powietrze.
Ale są też dobre momenty. Coraz częściej też pozwalam sobie na odpuszczenie rzeczy mniej ważnych… i rozważam znalezienie pomocy przy sprzątaniu i być może do opieki nad dziećmi co jakiś czas ?
Wielkie dzięki za ten artykuł.
Dziekuję jako rodzic i tato.
Wraz z żoną mamy bardzo podobny scenariusz i osobiście odbieramy to, co napisałaś i pokazałaś.
Nawet nie wiesz, jak taki wpis pomógł mi odpocząć. Nie tylko moje dzieciaki to istne wulkany energii, które to tę energię przepalają właśnie na kłócenie się o każdą możliwą rzecz
Renia, ten artykuł i fotki to sztos. Przy niektórych prawie się popłakałam ze śmiechu, choć Tobie do śmiechu nie było. No totalnie bez lukru aczkolwiek wiesz, że ja to taki dziwny typ jestem co to macierzyństwo wynosi nad piedestał. No ale ja to miałam 3 cudowne niemowlaki, które spały i jadły, a ich pojawienie się na świecie sprawiło, że wreszcie znalazłam czas dla siebie i na swój rozwój. Więc ten tego, ja się nie wypowiadam
Super jest taki całodzienny reportaż! Moje marzenie to realizować takie właśnie zlecenia Nie zawsze wszystko musi być pod linijkę i tylko uśmiech.
Ten reportaż to mój dom wypisz wymaluj trzy lata temu.
Starszy zaburzenia SI, nadwrażliwość sluchowa i wybuchowy charakter.
Młodszy na etapie ja saaaaaaam.
I w tym wszystkim ja.
Nie oszalałam, mąż też nie.
Ale tylko my wiemy, ile nad to kosztowało.
Dzieci są starsze, w trakcie terapii SI, po treningu słuchowym. Dużo się zmieniło.
Ale są dni, kiedy ocean cierpliwości to za mało.
Na szczęście wiem, że wszystko z czasem mija.
Dziękuję Ci bardzo za te słowa! To znaczy, że dla nas też jest nadzieja
Dziękuję ❤
Trafiłam na ten wpis totalnie przez przypadek, ale jak widać było to zrządzenie losu. Jestem mama cudownego 2 latka, za którego dałabym się pokroić, a który jednocześnie ćwiczy moja cierpliwość do granic możliwości. I choć wyrzuty sumienia za podniesiony ton czy chęć bycia choć chwilę samej nie dają spać, to dobrze wiedzieć, ze nie tylko ja “nie dałam rady”. Bardzo Ci dziękuję za ten wpis. I choc rzeczywiscie ta skrajność emocji przeplatanych między sobą każdego dnia meczy potwornie, to bycie mamą jest najpiękniejszym doświadczeniem na świecie! Mamy,ściskam Was wszystkie.
Wow
Ronja… Siedzę i czytam. I płaczę: ze śmiechu, ze wzruszenia, z niewiadomo czego. A do tego trzymam głowę żeby mi nie odpadła z potakiwania. Każde Twoje zdanie – jakbyś opisywała i widziała nas. Prywatna psychoterapia dzięki której wreszcie pozwalam sobie na płacz nagromadzony od 3 lat (młodsze dziecko właśnie gryzie mojego kapcia ale co tam!). Dziękuję kochana za ten wpis i całego bloga o rodzicielstwie. Naprawdę nieidealnego ale najwspanialszego! :*
Absolutnie piękne zdjęcia
Rany!!! Dzięki za ten wpis, dodaje otuchy!!! Jestem mamą 3 fantastycznych dziewczyn 4,5 1,5 i 2 miesiące (tak mimo wcześniejszej masakry zdecydowaliśmy się świadomie na trzecie!!! chociaż liczyliśmy na syna )… nasza najstarsza córa najczęściej przyczynia się do skrajnych emocji u nas, też podejrzewam lekkie zaburzenia SI, czekam na jakieś konsultacje. Często mam wrażenie, że jest nam wszystkim potrzebna terapia! Wyczerpanie i zmęczenie, o jakże często nam towarzyszy. Tak, często się czuję jak rozjechana przez walec. Czasem mam wrażenie, że tych gorszych chwil jest więcej niż tych sielankowych. Ale jak się pojawiają to wtedy czuję, że warto… dziwne to, ale wtedy nie żałuje się niczego…
Dziękuję! Tak bardzo dziękuję za ten artykuł!
Wspaniały reportaż, aż się wzruszyłam. Dziękuje bardzo, bo pozwolił mi uwierzyć, ze u mnie jest normalnie:)
Ja też każdy posiłek muszę jeść z dzieckiem na kolanach!!
Lubię Cię za ten wpis
swietny post
Trafiłam na Twojego bloga przez przypadek – informacje na temat adaptacji w żłobku są teraz u mnie top tematem a teraz zaczytuję się już w kolejny wpis. Chwilami utożsamiam się z wpisami, jakbyś “była w mojej skórze” zwłaszcza, przy rozdarciu w opiece nad dzieckiem i pracą (cyt. o matce przyklejonej do komputera…), jedynie sporadycznej pomocy z zewnątrz ( babcia 3h w tygodniu i potrzebie wentylowania emocji rodzica….
Przyznam się – momenty wzruszenia się pojawiły – i czuję że będę wracać do Ciebie i jeszcze raz powtarzać lekturę, bo układa w głowie – Dziękuję, jest to dla mnie mega cenne ! ps zdjęcia są oszałamiające – dla mnie TOP – córka zawinięta w firankę Pozdrawiam !
Bardzo fajny tekst. Doskonale Cię rozumiem. Też często przeżywamy trudne chwile. Mamy 2 dziewczynki adoptowane. Starsza ciągle przeżywa dawne traumy i zachowuje się często jak Twój syn. Czasem czuję wielką bezsilność mimo, że nigdy nie żałowalam decyzji o adopcji i kocham swoje córeczki. Czasem jest naprawdę ciężko.
Bardzo jestem wdzięczna za ten tekst?
Cieszę się, że ten tekst Was wspiera. Bardzo dziękuję za komentarz!
Czy mi się podobało? To jak ożywczy deszcz po suchym lecie, to jak dobre ciacho po drakońskiej diecie. Miód na moje skołatane rodzicielstwem serce. Na te wszystkie przemyślenia- czy jestem dobrym rodzicem( wiadomo, ze nie) Po lekturze tego tekstu dochodzę jednak do wniosku, ze jestem dobrym rodzicem – bo jestem! Codziennie , dzień po dniu towarzysze moim dzieciom w ich drodze ku dorosłości, rozdzielam , gdy się biją( etap szarpania już dawno przerodził się w regularną walkę?) gdy przynoszą negatywne uwagi ze szkoły, gdy nie chcą jeść tego , co ugotowałam, gdy gramy zaciekle w karty, planszowki, gdy jest wojna- kto ma sprzątać po kotach, itd. Dziękuję? Jestem normalna???, z takim przeświadczeniem wychodzę, po lekturze tego tekstu??Normalna i podniesiona na duchu!
Zdjęcia oddają więcej niż tysiące słów o zwyczajnym dniu!
Dziękuję za świadomość piękna i trudu rodzicielstwa!
Cudowne zdjęcia i fajny wpis! Poczułam tylko sprzeciw, gdy przeczytałam o zdanie o psychoterapii, odebrałam to jak przestrogę, groźbę, a to raczej nie tak. Psychoterapia może nam tylko pomóc w tych zmaganiach, a nie być ostatnią deską ratunku. Innymi słowy, żeby iść do lekarza, nie trzeba czekać na aż dostanie się raka. Powodzenia i życzę wszystkiego dobrego!
Niesamowity tekst. I nie dlatego że pokazujesz, że nie jest łatwo. Takich matek jest już dziś na szczęście dużo, nie boimy się mówić, że wychowywanie dzieci to orka na ugorze ;D Natomiast ukazujesz to w piękny sposób, bez narzekania, pokazujesz że czasem po prostu tak jest i tyle. Bez mówienia że nie musisz być idealna. Ty WIESZ ze nie musisz być idealna i ta naturalność w Twoim tekście jest wręcz niesamowita. Wiele filozofii opiera się na założeniu że trzeba przyjąć życie jakie jest, ze wszystkimi aspektami. Naprawdę podziwiam, że pieknie Ci się to udaje.
Świetna sesja pokazująca jak jest naprawdę
Najgorzej jest z tym proszeniem o pomoc. Mnie też podwójne macierzyństwo rozjechało, a na początku mocno przytłoczyło. Nie ogarniałam rzeczywistości. W końcu wynajęłam panią do sprzątania i to było najlepsze co mogłam zrobić. Najzabawniejsze tylko to, że miałam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Mogłam sobie pozwolić finansowo, cieszyłam się, że mam czas dla starszej córki, a mimo to czułam,że nie jestem wystarczająco dobrą mamą, żoną, gospodynią. Idiotyzm po prostu, ale tak się czułam. Może dlatego, że nie dostałam w tym temacie od nikogo słów zachęty i pochwały – super, że to robisz, to ważne, dobrze postępujesz, zobacz jaka to wielka pomoc dla twojej rodziny. W każdym razie uważam, że pojawienie się pani Sylwii zmieniło moje życie na lepsze. Pozdrawiam wszystkie Mamy
Dziękuję, bardzo się wzruszyłam i poczułam taka normalna niby człowiek wie, że wszyscy tak mają, ale… dobrze to zobaczyć!
Tak, bardzo potrzebowałam to dziś przeczytać..
Jest tak ciężko, zastanawiam się co jest ze mną nie tak, że tak strasznie denerwuje się i złoszczę ns własne dzieci. Mam ich dość. A okazuje się, że nie tylko ja i maz mamy tak małe pokłady cierpliwości..
Zewsząd tylko cukierkowe rodzicielstwo i pouczanie by nie narzekać..
Dziękuję.