Jesteście poza domem. Na placu zabaw albo w sklepie. Dziecko płacze, krzyczy, bardzo się starasz, ale trudno Ci je pocieszyć i uspokoić. Nic nie działa, zaczynasz się stresować: Znowu to samo. Jestem beznadziejną matką. Każde nasze wyjście to porażka i wstyd. Co ludzie pomyślą? zwracanie uwagi cudzym dzieciom
Na to podchodzi jakaś starsza pani ze słowami:
Powinna być pani bardziej stanowcza. Kto to widział tak cackać się z dzieckiem? To dlatego jest takie rozpuszczone i niegrzeczne.
Pisałam ostatnio o tym jak przestałam się wstydzić, gdy nasze dzieci urządzają awantury w miejscach publicznych. Otwórzcie sobie ten wpis w osobnym oknie i przeczytajcie później 🙂
Wiele z Was napisało wtedy, że najgorsze w takich sytuacjach jest wtrącanie się i uwagi innych ludzi: starszych osób w sklepie, na ulicy i placach zabaw, „dobre rady” sąsiadów albo dalszej i bliższej rodziny. Zgadzam się! Nie dość, że człowiek jest zestresowany awanturą z dzieckiem, własną bezradnością lub potencjalnie niebezpieczną sytuacją (na parkingu, przy ruchliwej ulicy, na zatłoczonym lotnisku albo tak jak u nas nad wodą), to świadomość bycia obserwowanym i ocenianym przez otoczenie oraz konieczność konfrontacji z osobami, które się wtrącają ze swoimi uwagami, krytyką lub „dobrymi radami” jeszcze bardziej nas stresuje!
W tym artykule podpowiem Wam jak reagować w takich sytuacjach i chętnie podyskutuję z Wami w komentarzach….
A także opowiem jak na przestrzeni lat zmieniło się moje podejście do takiej „pomocy” – bo zmieniło się mocno, odkąd przestałam się wstydzić za nasze widowiskowe awantury 🙂
Jak reagujesz?
Napiszcie mi w komentarzu ↓ pod tym wpisem: jak do tej pory reagowałyście na uwagi obcych osób na temat Waszych dzieci i metod wychowawczych?
Wiadomo, że to zależy co kto mówi 😉 Te uwagi czasem są szpileczką wbitą w białych rękawiczkach, a czasem są bardzo bezpośrednie:
Co za patologia! Jak tak można krzyczeć na dziecko?
Z takim dzieckiem lepiej w domu siedzieć!
Wlać porządnie w dupę i się skończy!
(to wszystko przykłady wzięte z życia – polskich ulic, sklepów, placów zabaw i restauracji)
Jak reagujecie? Być może zaciskacie zęby i nic nie mówicie, a potem, w domu przychodzą Wam do głowy setki ciętych ripost? 🙂
Przyznam, że ja tak zawsze robiłam i nawet trochę zazdrościłam matkom, które potrafią zbluzgać wtrącającego się delikwenta od góry do dołu 😀 Rozumiem to doskonale i nie oceniam! Gdy jesteśmy w tak wielkim stresie, pod presją i oceną, każdemu mogą puścić nerwy. Jesteśmy w tzw. trybie walki lub ucieczki i te średnio kulturalne (choć całkowicie naturalne) wybuchy to właśnie taka „walka” i obrona własna.
Ja o wiele częściej wybieram ucieczkę, bo unikam konfliktów, z których nie wyniknie nic poza tym „kto ma rację”. Wiem swoje i to mi wystarczy. Od wielu lat pracuję nad swoją asertywnością, bo zostałam wychowana na taką osobę, która „przeprasza za to, że żyje” i zostałam nauczona tłumienia trudnych emocji – co też jest bardzo niezdrowe.
Wiele z nas zostało wychowanych na takie miłe, ciche i grzeczne dziewczynki. Mnie całe lata zajęła nauka asertywności i nadal uczę się jak TO robić bez stresu i wyrzutów sumienia. Ciągle muszę powtarzać sobie: MAM PRAWO. Nikogo nie atakuję, nikogo nie krzywdzę – to ja jestem zaczepiana, atakowana i bronię moich praw.
Nawet, gdy parę razy udało mi się ostro ripostować, miałam potem ogromne wyrzuty sumienia: O raaany, Renia, ale Ty jesteś niemiła! Pomimo, że nie przeklinałam, ani nie krzyczałam, po prostu spokojnym, asertywnym tonem, odpowiedziałam na wtrącanie się i wyjaśniłam moje/dzieci zachowanie i podejście.
Dobre rady, które nic nie wnoszą
Najgorsze, że te uwagi otoczenia to często takie moralizatorstwo, które w danym momencie ani trochę nam nie pomaga, tylko wpędza nas w jeszcze większe wyrzuty sumienia, że jesteśmy beznadziejnymi rodzicami… Oczywiście wszystko pod pozorem dobrych rad i ciekawej historii jak to wygląda u innych 😉
Przykład? Proszę bardzo: pamiętam jak z dwuletnim Romkiem wychodziłam z wizyty u pewnego znanego warszawskiego lekarza, który ma gabinet pełen klocków Lego. Syn był nimi zafascynowany, a wizyta trwała zdecydowanie zbyt krótko, aby zaspokoić jego ciekawość. Spokojne tłumaczenie nie pomogło, trzeba było już wychodzić, bo kolejka, więc skończyło się histerią i awanturą. Na co wyjątkowo „pomocna” pani z recepcji zaczęła nam opowiadać historię o jakiejś azjatyckiej rodzinie pacjentów: matka niewiele się odzywa, jest chłodna i opanowana, a gdy dziecko zaczyna robić awanturę, wystarczy, że matka podniesie palec i powie jedno krótkie, surowe i stanowcze „NO!” i dziecko od razu się uspokaja, bo wie, że nie ma dyskusji. Recepcjonistka stawiała nam za wzór takie wychowanie… Noż k****! Wielkie dzięki za wsparcie! Nie wiem, w jaki sposób miało nam to pomóc w sytuacji, kiedy syn ledwo się uspokoił, po tym jak przez kilkanaście minut wił się jak węgorz elektryczny, płakał i krzyczał na całą poczekalnię.
Nie kwestionuję skuteczności metod wychowawczych tej azjatyckiej rodziny, bo wiem o nich niewiele – kojarzą mi się jedynie z tresurą dzieci, ogromnym naciskiem na edukację, tłumieniem emocji i skłonnością do depresji. Ale tak czy siak: w jaki sposób miało nam to pomóc w tej konkretnej sytuacji? Może miałam być od tego dnia bardziej stanowcza i histeria minie? Czy mam jakimś cudem cofnąć czas i od urodzenia wychowywać syna inaczej?
Jak zareagowałam? Tak jak pisałam wyżej: nie wdawałam się w dyskusję, pokiwałam głową, uśmiechnęłam się przepraszająco, zabrałam syna i zwinęłam się do domu, gdzie jeszcze przez parę godzin musiałam to wszystko przetrawić. Ta „pomoc” sprawiła, że poczułam się tylko gorzej: oceniana, porównywana i beznadziejna. Dzięki!
Jak stawiać granice?
Jak stawiać granice, aby dotarło? 😉 Jak zachować się asertywnie i kulturalnie – tak, aby nie zżerały nas potem wyrzuty sumienia?
Moim zdaniem najlepsze rozwiązanie to porozumienie bez przemocy (NVC, nonviolent communication) popularyzowane od lat 60. XX wieku przez psychologa i mediatora Marshalla B. Rosenberga, a potem przez jego następców. To sposób komunikacji, który pomaga jasno i wyraźnie stawiać granice, a jednocześnie jest pozbawiony przemocy, agresji, osobistych wycieczek, oceny i atakowania.
Taki komunikat składa się z 4 elementów, które opisałam dokładniej w tym artykule:
Jednocześnie NVC to komunikacja, która zwalnia nas z poczucia winy i wyrzutów sumienia. Wiem, że jeśli użyłam jednego z tych komunikatów i nie osiągnęliśmy porozumienia (na przykład druga strona się obraziła) to to jest o niej, a nie o Tobie. Ty zachowałaś się fair, spokojnie postawiłaś granicę, nie miałaś zamiaru nikogo urazić, obrazić, ani w inny sposób skrzywdzić.
Czasem się tak zdarza: jeśli przez całe życie starałaś się być przede wszystkim grzeczna i miła (własnym kosztem), ulegałaś, gryzłaś się w język, setki razy przemilczałaś temat, tłumiąc Twoje potrzeby i nie wypowiadając na głos Twojego zdania… to pewnego pięknego dnia, kiedy zaczynasz być asertywna i stawiać granice – to może budzić zaskoczenie, opór, a nawet złość i obrażanie się drugiej strony. To naturalny etap i tym bardziej uzdrowienie tej relacji jest konieczne! A zdrowa relacja to taka, w której obydwie strony mają równe prawa do stawiania granic i wyrażania swojego zdania, szanują się wzajemnie i dają prawo do różnicy zdań.
W tym artykule mówię przede wszystkim o wtrącaniu się przez obce osoby, lecz ww. komunikaty można zastosować również w przypadku rodziny: rodziców, teściów, cioć, wujków, rodzeństwa, szwagrów itd.
(randomowa, niewinna staruszka ze stocków 😉 )
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
Poniżej znajdziecie nieco uproszczone przykłady NVC, które pomogą Wam szybko zareagować w sytuacji, gdy ktoś wtrąca się w Wasze trudne sytuacje z dziećmi z nieproszonymi radami. Podzieliłam je na grupy – w zależności od tematu i „temperatury” dyskusji oraz tego, czy chcecie wdawać się w dalsze wyjaśnienia czy uciąć temat 😉
- Rozumiem, że chce Pani dobrze, ale nie prosiłam o radę.
- Rozumiem, że chce Pani (chcesz) dobrze, ale to nam nie pomaga.
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
- Widzę to inaczej, ale to w porządku – każda z nas może mieć inne zdanie.
- Dziękuję, że się Pani ze mną tym dzieli, ale widzę to inaczej. Mamy po prostu inne zdanie i mamy do tego prawo.
- Hmm, to ciekawe, że mamy zupełnie inne zdanie na ten temat 😉 Ale to naturalne, to jest okej. Pewnie po prostu mamy inne doświadczenia.
- Widzę, że mamy inne podejście. Dziękuję, ale Twoje/Pani podejście zupełnie mi nie pasuje.
- Dziękuję, ale to mi nie pasuje. To niezgodne z moimi wartościami / szacunkiem do dziecka / doświadczeniem.
- Teraz nie będziemy podejmować decyzji. Omówimy to później – na spokojnie.
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
- Mam inne informacje na ten temat. Chce Pani posłuchać? (o ile masz chęć i siłę, aby tłumaczyć swoje stanowisko, dzielić się wiedzą i doświadczeniem)
- Mamy zupełnie inne zdanie na ten temat. Czy jest Pani ciekawa co ja o tym myślę? (j.w. o ile masz zasoby, aby wdawać się w dyskusję i tłumaczyć swoje stanowisko)
- Nie lubię, kiedy ktoś nas tak traktuje, proszę przestać.
- Podnosi Pani głos, a ja źle się z tym czuję, proszę przestać.
- W żadnym wypadku nie zgadzam się na bicie dzieci.
To bardzo ważne, aby dziecko usłyszało, że stajemy w jego obronie! Gdy ktoś ostro krytykuje zachowanie dziecka i przykleja mu etykietki (terrorysta, beksa, mazgaj, niegrzeczny etc.), polecacie też wersję skróconą: zamiast wdawać się w dyskusję z obcą osobą, wystarczy zwrócić się do dziecka ze słowami „nie słuchaj tych głupot” 😉 Nie jest to może najgrzeczniejsze rozwiązanie, ale jasno daje wszystkim do zrozumienia, po czyjej stronie stoimy (oraz że nieproszone rady i komentarze nie są mile widziane).
Pamiętajcie o tym, co napisałam w artykule o wstydzie: w każdej sytuacji najważniejsza jest nasza relacja z dzieckiem, a nie to, co pomyśli sobie o nas otoczenie.
Bez wstydu jest łatwiej!
Kiedy postawiłam na pierwszym miejscu relację z dziećmi i pozbyłam się wstydu za nasze awantury w miejscach publicznych, stopniowo zaszła we mnie znaczna przemiana. Bardzo zmienił się mój stosunek do pomocy oraz osób, które wtrącają się w nasze wychowanie na spacerach. Potrafię stanowczo bronić naszych praw (dzieci i swoich), a jednocześnie o wiele spokojniej podchodzę do wszystkich „złotych rad” i chęci pomocy. Wychodzę z założenia, że większość tych wtrącających się osób naprawdę chce dobrze, ale nie zawsze im wychodzi! 😉
Dotyczy to zwłaszcza starszych osób – mają inne podejście, posługują się innym językiem, a od rodzicielstwa bliskości często dzielą ich lata świetlne. To nie jest ich „wina”, wychowali się w innych czasach. Zaczynając od słownictwa – dziś „grzeczne” dziecko zastępujemy innymi, bardziej precyzyjnymi synonimami. A kończąc na wiedzy o rozwoju ludzkiego mózgu, regulacji emocji i uznania dziecka jako w pełni kompetentnej małej istoty.
Temat pomocy i jej braku ze strony „gapiów” poruszyłam w tym artykule:
A także na Instagramie – napisałam, że kiedy nasze dzieci uciekły mi w jeziorze do najgłębszej wody, a ja nie mogłam nad nimi zapanować ani ich dogonić, krzyczałam i byłam w ogromnym stresie, że młodsza córka zaraz zacznie się topić. Na plaży i w jeziorze było wtedy pełno ludzi, ale nikt nie zaoferował pomocy. Za to wszyscy gapili się na nas jak na jakieś widowisko, którym niewątpliwie byliśmy 😉
Napisałyście, że często macie ochotę pomóc, ale nie macie pewności, czy konkretna mama w ogóle sobie tego życzy. Czy nie odbierze tego jako „wtrącanie się”?
No cóż, możliwości pomocy jest wiele i wcale nie musi ona przybierać formy oceniających i upokarzających „dobrych rad”. Można zatrzymać lub wesoło zagadać uciekające dziecko – bez zbędnych komentarzy. Można też zwrócić się wprost do potrzebującej mamy:
Jak mogę Pani pomóc?
Wszystko zależy od sytuacji, ale możliwości wsparcia jest naprawdę wiele!
Ja tam chętnie przyjmuję każde wsparcie 🙂 Tak jak wspominałam, już dawno przestałam się wstydzić za nasze dramy w miejscach publicznych, więc nie czuję się urażona, gdy ktoś oferuje nam taką pomoc – nie traktuję tego jak krytyki i mojej wychowawczej porażki, tylko jak szczere, empatyczne wsparcie.
Uodporniłam się nawet na gadki starszych osób 🙂 U nas jest tak, że kiedy młodsza córka wpadnie w histerię, a moje starania nic nie dają, to zagadanie przez jakąkolwiek obcą osobę często jest taki „pstryczkiem”, dzięki któremu dziecko przełącza się z histerii na spokojniejszy stan, w którym już możemy zacząć rozmawiać. Dlatego jest to swojego rodzaju pomoc, nawet gdy starsza Pani mówi: A kto to widział tak brzydko krzyczeć? Trzeba być grzecznym i słuchać mamy.
Jeśli są to słowa niezgodne z wartościami, które chcę przekazać naszym dzieciom, na spokojnie o tym później rozmawiamy. Kilka razy upewniam się, czy na pewno zrozumiały przekaz.
Celem wychowania nie jest dziecko „łatwe w obsłudze”
Pamiętacie artykuł o 4 typach temperamentów? Czasem trafi nam się takie „łatwe w obsłudze” dziecko z łatwym temperamentem, jednak w wychowaniu nie chodzi o to, żeby wszystkie dzieci takie były. O wiele większym wyzwaniem są dzieci z temperamentem trudnym, wolno rozgrzewającym się lub mieszanym – czy takie dzieci powinniśmy łamać, aby stały się łatwe?
Grzeczne, ciche, bezproblemowe, nie rzucające się w oczy, współpracujące, łatwe w obsłudze – nie ma wątpliwości, że takie dziecko jest WYGODNE, zarówno dla rodziców, jak i dla otoczenia. Tylko czy o to nam chodzi?
Już dawno zrozumiałam, że „produktem” wychowania nie powinno być dziecko łatwe w obsłudze i wygodne dla rodzica, tylko zdrowa, dobra RELACJA RODZIC-DZIECKO. To dzięki niej nasze dzieci będą potrafiły w przyszłości budować kolejne zdrowe relacje, w których będzie miejsce zarówno na szacunek, równe prawa i potrzeby obydwu stron, jak i na asertywność, szczere rozmowy oraz stawianie granic. A dzięki temu istnieje szansa, że nasze dzieci będą potrafiły zadbać o swoje związki, samoświadomość, zdrowie psychiczne… i szczęście. Oczywiście nigdy nie ma gwarancji, że nasze dzieci będą zdrowe i szczęśliwe. Jednak stawiając w wychowaniu na naszą relację, zwiększamy prawdopodobieństwo, że się uda! 🙂
Warto też pamiętać, że nie na wszystko mamy wpływ: nie możemy zmienić temperamentu dziecka według naszego widzimisię, natomiast z każdym „typem” możemy zbudować zdrową relację. Poza tym dziecko ma własną ścieżkę, własny charakter, talenty, potencjał i predyspozycje, a celem wychowania nie jest kształtowanie, tylko wspieranie. Nie możemy od zera ulepić dziecka jak ludzika z plasteliny, zgodnie z naszymi ambicjami i oczekiwaniami, tylko zaakceptować takim, jakie jest i wspierać w rozwoju tego „wewnętrznego planu”.
Na koniec polecam Wam wybrane książki na temat POROZUMIENIA BEZ PRZEMOCY (NVC, nonviolent communication), które mam i polecam:
- „Szanujący rodzice, szanujące dzieci” S.Hart, V. Kindle Hodson
- „Porozumienie bez przemocy – o języku życia” M.B. Rosenberg
- „Porozumienie bez przemocy – ćwiczenia” Ingrid Holler albo Lucy Leu – wszystkie rozdziały i ćwiczenia odpowiadają rozdziałom w ww. książce M.B. Rosenberga
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
Polub go lub udostępnij:
.
Napisz komentarz poniżej ↓
Dziękuję!
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
Trzymajcie się!
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
ZOBACZ TEŻ:
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
7 komentarz
Dziękiza ten wpis. Jestem osobą wierzącą, chodzę do kosciola, który mimo ze jest dla mnie ważny, uważam za jedno z najmniej przyjemnych miejsc dla dzieci. Mieszkamy w dużym mieście, którym chyba na dziesiątki parafii jest jedna (jeśli nawet nie w całej Polsce-serio) parafia, gdzie rodziny z dziecmi czuja się przyjęte, wysłuchane, zrozumiane. Gdzie jest dla nich miejsce, gdzie nikt nikomu nie zwraca uwagi, ze „dziecko kopie w ławkę”, „ciiiii”, „jak Pani nie wstyd z takim dzieckiem do kościoła” (moje doswiadczenia), gdzie po mszy ksiądz DZIĘKUJE rodzicom za ich trud,bo zebrali te dzieci i wytrzymali z nimi w kościele, bo on zdaje sobie sprawę jaka to musi być wyprawa i stres. Mam dzikich synów, którzy zwyczajnie nudzą się na zwyczajnych mszach i wiele razy spotkały mnie bardzo przykre komentarze i „rady” i szczerze się tego wstydzę ale prawie zawsze najpierw wkurzam się na własne dziecko. Niby wiem, ze to nie jego wina, ze stuka w te ławkę ale jednak moje pierwsze uczucie jest takie: „znowu nie usiedzi”,”znowu na mnie krzywo patrzą”. A potem w domu analizuje te godzinę mszy i widzę tylko Krzywe spojrzenie starszej Pani. Niby sobie to tłumacze-ja pewnie tez tak wychowano, ze musiała karnie siedzieć w ławce i ani się ruszyć i już wół nie pamięta jak cielęciem był. Ale do meritum: nie umiem jeszcze być asertywna, bardzo przejmuje się komentarzami innych osób, często zwyczajnie nie zabieram dzieci do „zwykłego” kosciola, mimo ze jest dla mnie ważne by z nimi się pomodlic i tam spędzić te chwile, to nie mam sił znosić tych krzywych spojrzeń i gderan. I dodam, ze często nie jest tak, ze moje dzieci latają po tym kościele jak szalone, zwyczajnie się wiercą, gadają, rozglądają się. Staram się im wszystko tłumaczyć i uspokajać i widzę ze te moje wysiłki są niezauważone, bo każdy skupia się tylko by „mi zwrócić uwagę”…
Ja miałam ostatnio sytuację w sklepie – syn przy batonikach przy kasie wypytywał co to, a ja tłumaczyłam mu czym jest Bounty, na co pani przede mną „Nie wolno jeść słodyczy bo ci robaki zjedzą zęby!” Nosz… Najpierw zignorował i powiedziałam do syna „Nieprawda”, ona dalej, że te dzieci, tylko słodycze by jadły l, wie bo ma wnuka… Na co ja powiedziałam, że nie mamy problemu ze słodyczami i że proszę, by nie straszyła dziecka, coś zaczęła dalej pod nosem, ale już zignorowałam i zaopiekował się synem
Dziękuję za artykuł! Zaczynam się mocniej przyglądać tematowi NVC i widzę w tym szansę na poprawę pewnych aspektów we wszystkich relacjach w jakich jestem.
Wiesz może czy są na rynku książki o NVC skierowane dla dzieci?
kompletnie tego nie rozumiem…sama się nie wtrącam w życie innych tego samego bym oczekiwała
Ja się nie wtrącam, choć mam problem z tym, że muszę zasłaniać uszy w parku, na ulicy mijając krzyczące dzieci, którym opiekunowie nie zwracają uwagi. Uważam, że dziecko można i powinno się socjalizować i o ile 2,3,4-latek i młodszy może mieć problem z opanowaniem emocji to już dzieci starsze, zwłaszcza 8letnie na oko lub jeszcze starsze powinny być uczone kultury i nie darcia się.
Teraz uwagi dzieciom się nie zwraca a nauczycielki są naciskane już w przedszkolach, żeby nie skarżyć na dzieci. Znam sytuację, że było to narzędzie mobbingu, bo w grupie było dziecko z rodziny patologicznej skaczące w efekcie zastraszenia nauczycielki miesiącami ze stołów a z nim 2 innych.
Rodzice nie są wcale świadomi, ile czynników nakłada się i ma wpływ na ich dziecko. I większość to nie obchodzi a dzieci uczy się iść po trupach.
„nie sluchaj tych glupot”, wspaniałe! biore sobie to!
Pani recepcjonistce (i innym opowiadajacym niepomagajace historie o innych rodzinach) mozna odpowiedziec entuzjastycznie „Co za niesamowita historia!” i wiecej nic; po godzinie nawet srednio inteligentna osoba dojdzie do tego ze w zasadzie znaczylo to „G**** to nas wszystkich obchodzi”. I moze nastepnym razem sie zastanowi czy faktycznie opowiadac cos bez wiejszego zwiazku. Czasem ludzie po prostu nie maja komu czegos opowiedziec a wybieraja zly moment.
A najtrudniej to pamietac zeby odpowiedziec co sobie opracowalam bo w momencie jestem sama nakrecona i jakbym miala czerwona zaslone na oczach
Jeszcze chcialam powiedziec ze jak bylam bezdzietna to swiat (sklep, ulica, samolot) byl pelen rozwydrzonych bachorow. A jak juz urodzilam (i poznalam na wlasnej skorze ale tez obczytalam sie co nauka mowi o rozwoju) to nagle wokol sa same fantastyczne dzieciaczki ktore ewentualnie sa moze glodne, potrzebuja drzemki albo przestymulowane. Mialabym czasem ochote doradzic rodzicowi w strone rodzicielstwa bliskosci ale jeszcze nie wymyslilam jak zeby nie zrobic im przykro!