Jesteście poza domem. Na placu zabaw albo w sklepie. Dziecko płacze, krzyczy, bardzo się starasz, ale trudno Ci je pocieszyć i uspokoić. Nic nie działa, zaczynasz się stresować: Znowu to samo. Jestem beznadziejną matką. Każde nasze wyjście to porażka i wstyd. Co ludzie pomyślą? zwracanie uwagi cudzym dzieciom
Na to podchodzi jakaś starsza pani ze słowami:
Powinna być pani bardziej stanowcza. Kto to widział tak cackać się z dzieckiem? To dlatego jest takie rozpuszczone i niegrzeczne.
Pisałam ostatnio o tym jak przestałam się wstydzić, gdy nasze dzieci urządzają awantury w miejscach publicznych. Otwórzcie sobie ten wpis w osobnym oknie i przeczytajcie później
Wiele z Was napisało wtedy, że najgorsze w takich sytuacjach jest wtrącanie się i uwagi innych ludzi: starszych osób w sklepie, na ulicy i placach zabaw, „dobre rady” sąsiadów albo dalszej i bliższej rodziny. Zgadzam się! Nie dość, że człowiek jest zestresowany awanturą z dzieckiem, własną bezradnością lub potencjalnie niebezpieczną sytuacją (na parkingu, przy ruchliwej ulicy, na zatłoczonym lotnisku albo tak jak u nas nad wodą), to świadomość bycia obserwowanym i ocenianym przez otoczenie oraz konieczność konfrontacji z osobami, które się wtrącają ze swoimi uwagami, krytyką lub „dobrymi radami” jeszcze bardziej nas stresuje!
W tym artykule podpowiem Wam jak reagować w takich sytuacjach i chętnie podyskutuję z Wami w komentarzach….
A także opowiem jak na przestrzeni lat zmieniło się moje podejście do takiej „pomocy” – bo zmieniło się mocno, odkąd przestałam się wstydzić za nasze widowiskowe awantury
Jak reagujesz?
Napiszcie mi w komentarzu ↓ pod tym wpisem: jak do tej pory reagowałyście na uwagi obcych osób na temat Waszych dzieci i metod wychowawczych?
Wiadomo, że to zależy co kto mówi Te uwagi czasem są szpileczką wbitą w białych rękawiczkach, a czasem są bardzo bezpośrednie:
Co za patologia! Jak tak można krzyczeć na dziecko?
Z takim dzieckiem lepiej w domu siedzieć!
Wlać porządnie w dupę i się skończy!
(to wszystko przykłady wzięte z życia – polskich ulic, sklepów, placów zabaw i restauracji)
Jak reagujecie? Być może zaciskacie zęby i nic nie mówicie, a potem, w domu przychodzą Wam do głowy setki ciętych ripost?
Przyznam, że ja tak zawsze robiłam i nawet trochę zazdrościłam matkom, które potrafią zbluzgać wtrącającego się delikwenta od góry do dołu Rozumiem to doskonale i nie oceniam! Gdy jesteśmy w tak wielkim stresie, pod presją i oceną, każdemu mogą puścić nerwy. Jesteśmy w tzw. trybie walki lub ucieczki i te średnio kulturalne (choć całkowicie naturalne) wybuchy to właśnie taka „walka” i obrona własna.
Ja o wiele częściej wybieram ucieczkę, bo unikam konfliktów, z których nie wyniknie nic poza tym „kto ma rację”. Wiem swoje i to mi wystarczy. Od wielu lat pracuję nad swoją asertywnością, bo zostałam wychowana na taką osobę, która „przeprasza za to, że żyje” i zostałam nauczona tłumienia trudnych emocji – co też jest bardzo niezdrowe.
Wiele z nas zostało wychowanych na takie miłe, ciche i grzeczne dziewczynki. Mnie całe lata zajęła nauka asertywności i nadal uczę się jak TO robić bez stresu i wyrzutów sumienia. Ciągle muszę powtarzać sobie: MAM PRAWO. Nikogo nie atakuję, nikogo nie krzywdzę – to ja jestem zaczepiana, atakowana i bronię moich praw.
Nawet, gdy parę razy udało mi się ostro ripostować, miałam potem ogromne wyrzuty sumienia: O raaany, Renia, ale Ty jesteś niemiła! Pomimo, że nie przeklinałam, ani nie krzyczałam, po prostu spokojnym, asertywnym tonem, odpowiedziałam na wtrącanie się i wyjaśniłam moje/dzieci zachowanie i podejście.
Dobre rady, które nic nie wnoszą
Najgorsze, że te uwagi otoczenia to często takie moralizatorstwo, które w danym momencie ani trochę nam nie pomaga, tylko wpędza nas w jeszcze większe wyrzuty sumienia, że jesteśmy beznadziejnymi rodzicami… Oczywiście wszystko pod pozorem dobrych rad i ciekawej historii jak to wygląda u innych
Przykład? Proszę bardzo: pamiętam jak z dwuletnim Romkiem wychodziłam z wizyty u pewnego znanego warszawskiego lekarza, który ma gabinet pełen klocków Lego. Syn był nimi zafascynowany, a wizyta trwała zdecydowanie zbyt krótko, aby zaspokoić jego ciekawość. Spokojne tłumaczenie nie pomogło, trzeba było już wychodzić, bo kolejka, więc skończyło się histerią i awanturą. Na co wyjątkowo „pomocna” pani z recepcji zaczęła nam opowiadać historię o jakiejś azjatyckiej rodzinie pacjentów: matka niewiele się odzywa, jest chłodna i opanowana, a gdy dziecko zaczyna robić awanturę, wystarczy, że matka podniesie palec i powie jedno krótkie, surowe i stanowcze „NO!” i dziecko od razu się uspokaja, bo wie, że nie ma dyskusji. Recepcjonistka stawiała nam za wzór takie wychowanie… Noż k****! Wielkie dzięki za wsparcie! Nie wiem, w jaki sposób miało nam to pomóc w sytuacji, kiedy syn ledwo się uspokoił, po tym jak przez kilkanaście minut wił się jak węgorz elektryczny, płakał i krzyczał na całą poczekalnię.
Nie kwestionuję skuteczności metod wychowawczych tej azjatyckiej rodziny, bo wiem o nich niewiele – kojarzą mi się jedynie z tresurą dzieci, ogromnym naciskiem na edukację, tłumieniem emocji i skłonnością do depresji. Ale tak czy siak: w jaki sposób miało nam to pomóc w tej konkretnej sytuacji? Może miałam być od tego dnia bardziej stanowcza i histeria minie? Czy mam jakimś cudem cofnąć czas i od urodzenia wychowywać syna inaczej?
Jak zareagowałam? Tak jak pisałam wyżej: nie wdawałam się w dyskusję, pokiwałam głową, uśmiechnęłam się przepraszająco, zabrałam syna i zwinęłam się do domu, gdzie jeszcze przez parę godzin musiałam to wszystko przetrawić. Ta „pomoc” sprawiła, że poczułam się tylko gorzej: oceniana, porównywana i beznadziejna. Dzięki!
Jak stawiać granice?
Jak stawiać granice, aby dotarło? Jak zachować się asertywnie i kulturalnie – tak, aby nie zżerały nas potem wyrzuty sumienia?
Moim zdaniem najlepsze rozwiązanie to porozumienie bez przemocy (NVC, nonviolent communication) popularyzowane od lat 60. XX wieku przez psychologa i mediatora Marshalla B. Rosenberga, a potem przez jego następców. To sposób komunikacji, który pomaga jasno i wyraźnie stawiać granice, a jednocześnie jest pozbawiony przemocy, agresji, osobistych wycieczek, oceny i atakowania.
Taki komunikat składa się z 4 elementów, które opisałam dokładniej w tym artykule:
Jednocześnie NVC to komunikacja, która zwalnia nas z poczucia winy i wyrzutów sumienia. Wiem, że jeśli użyłam jednego z tych komunikatów i nie osiągnęliśmy porozumienia (na przykład druga strona się obraziła) to to jest o niej, a nie o Tobie. Ty zachowałaś się fair, spokojnie postawiłaś granicę, nie miałaś zamiaru nikogo urazić, obrazić, ani w inny sposób skrzywdzić.
Czasem się tak zdarza: jeśli przez całe życie starałaś się być przede wszystkim grzeczna i miła (własnym kosztem), ulegałaś, gryzłaś się w język, setki razy przemilczałaś temat, tłumiąc Twoje potrzeby i nie wypowiadając na głos Twojego zdania… to pewnego pięknego dnia, kiedy zaczynasz być asertywna i stawiać granice – to może budzić zaskoczenie, opór, a nawet złość i obrażanie się drugiej strony. To naturalny etap i tym bardziej uzdrowienie tej relacji jest konieczne! A zdrowa relacja to taka, w której obydwie strony mają równe prawa do stawiania granic i wyrażania swojego zdania, szanują się wzajemnie i dają prawo do różnicy zdań.
W tym artykule mówię przede wszystkim o wtrącaniu się przez obce osoby, lecz ww. komunikaty można zastosować również w przypadku rodziny: rodziców, teściów, cioć, wujków, rodzeństwa, szwagrów itd.
(randomowa, niewinna staruszka ze stocków )
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
Poniżej znajdziecie nieco uproszczone przykłady NVC, które pomogą Wam szybko zareagować w sytuacji, gdy ktoś wtrąca się w Wasze trudne sytuacje z dziećmi z nieproszonymi radami. Podzieliłam je na grupy – w zależności od tematu i „temperatury” dyskusji oraz tego, czy chcecie wdawać się w dalsze wyjaśnienia czy uciąć temat
- Rozumiem, że chce Pani dobrze, ale nie prosiłam o radę.
- Rozumiem, że chce Pani (chcesz) dobrze, ale to nam nie pomaga.
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
- Widzę to inaczej, ale to w porządku – każda z nas może mieć inne zdanie.
- Dziękuję, że się Pani ze mną tym dzieli, ale widzę to inaczej. Mamy po prostu inne zdanie i mamy do tego prawo.
- Hmm, to ciekawe, że mamy zupełnie inne zdanie na ten temat Ale to naturalne, to jest okej. Pewnie po prostu mamy inne doświadczenia.
- Widzę, że mamy inne podejście. Dziękuję, ale Twoje/Pani podejście zupełnie mi nie pasuje.
- Dziękuję, ale to mi nie pasuje. To niezgodne z moimi wartościami / szacunkiem do dziecka / doświadczeniem.
- Teraz nie będziemy podejmować decyzji. Omówimy to później – na spokojnie.
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
- Mam inne informacje na ten temat. Chce Pani posłuchać? (o ile masz chęć i siłę, aby tłumaczyć swoje stanowisko, dzielić się wiedzą i doświadczeniem)
- Mamy zupełnie inne zdanie na ten temat. Czy jest Pani ciekawa co ja o tym myślę? (j.w. o ile masz zasoby, aby wdawać się w dyskusję i tłumaczyć swoje stanowisko)
- Nie lubię, kiedy ktoś nas tak traktuje, proszę przestać.
- Podnosi Pani głos, a ja źle się z tym czuję, proszę przestać.
- W żadnym wypadku nie zgadzam się na bicie dzieci.
To bardzo ważne, aby dziecko usłyszało, że stajemy w jego obronie! Gdy ktoś ostro krytykuje zachowanie dziecka i przykleja mu etykietki (terrorysta, beksa, mazgaj, niegrzeczny etc.), polecacie też wersję skróconą: zamiast wdawać się w dyskusję z obcą osobą, wystarczy zwrócić się do dziecka ze słowami „nie słuchaj tych głupot” Nie jest to może najgrzeczniejsze rozwiązanie, ale jasno daje wszystkim do zrozumienia, po czyjej stronie stoimy (oraz że nieproszone rady i komentarze nie są mile widziane).
Pamiętajcie o tym, co napisałam w artykule o wstydzie: w każdej sytuacji najważniejsza jest nasza relacja z dzieckiem, a nie to, co pomyśli sobie o nas otoczenie.
Bez wstydu jest łatwiej!
Kiedy postawiłam na pierwszym miejscu relację z dziećmi i pozbyłam się wstydu za nasze awantury w miejscach publicznych, stopniowo zaszła we mnie znaczna przemiana. Bardzo zmienił się mój stosunek do pomocy oraz osób, które wtrącają się w nasze wychowanie na spacerach. Potrafię stanowczo bronić naszych praw (dzieci i swoich), a jednocześnie o wiele spokojniej podchodzę do wszystkich „złotych rad” i chęci pomocy. Wychodzę z założenia, że większość tych wtrącających się osób naprawdę chce dobrze, ale nie zawsze im wychodzi!
Dotyczy to zwłaszcza starszych osób – mają inne podejście, posługują się innym językiem, a od rodzicielstwa bliskości często dzielą ich lata świetlne. To nie jest ich „wina”, wychowali się w innych czasach. Zaczynając od słownictwa – dziś „grzeczne” dziecko zastępujemy innymi, bardziej precyzyjnymi synonimami. A kończąc na wiedzy o rozwoju ludzkiego mózgu, regulacji emocji i uznania dziecka jako w pełni kompetentnej małej istoty.
Temat pomocy i jej braku ze strony „gapiów” poruszyłam w tym artykule:
A także na Instagramie – napisałam, że kiedy nasze dzieci uciekły mi w jeziorze do najgłębszej wody, a ja nie mogłam nad nimi zapanować ani ich dogonić, krzyczałam i byłam w ogromnym stresie, że młodsza córka zaraz zacznie się topić. Na plaży i w jeziorze było wtedy pełno ludzi, ale nikt nie zaoferował pomocy. Za to wszyscy gapili się na nas jak na jakieś widowisko, którym niewątpliwie byliśmy
Napisałyście, że często macie ochotę pomóc, ale nie macie pewności, czy konkretna mama w ogóle sobie tego życzy. Czy nie odbierze tego jako „wtrącanie się”?
No cóż, możliwości pomocy jest wiele i wcale nie musi ona przybierać formy oceniających i upokarzających „dobrych rad”. Można zatrzymać lub wesoło zagadać uciekające dziecko – bez zbędnych komentarzy. Można też zwrócić się wprost do potrzebującej mamy:
Jak mogę Pani pomóc?
Wszystko zależy od sytuacji, ale możliwości wsparcia jest naprawdę wiele!
Ja tam chętnie przyjmuję każde wsparcie Tak jak wspominałam, już dawno przestałam się wstydzić za nasze dramy w miejscach publicznych, więc nie czuję się urażona, gdy ktoś oferuje nam taką pomoc – nie traktuję tego jak krytyki i mojej wychowawczej porażki, tylko jak szczere, empatyczne wsparcie.
Uodporniłam się nawet na gadki starszych osób U nas jest tak, że kiedy młodsza córka wpadnie w histerię, a moje starania nic nie dają, to zagadanie przez jakąkolwiek obcą osobę często jest taki „pstryczkiem”, dzięki któremu dziecko przełącza się z histerii na spokojniejszy stan, w którym już możemy zacząć rozmawiać. Dlatego jest to swojego rodzaju pomoc, nawet gdy starsza Pani mówi: A kto to widział tak brzydko krzyczeć? Trzeba być grzecznym i słuchać mamy.
Jeśli są to słowa niezgodne z wartościami, które chcę przekazać naszym dzieciom, na spokojnie o tym później rozmawiamy. Kilka razy upewniam się, czy na pewno zrozumiały przekaz.
Celem wychowania nie jest dziecko „łatwe w obsłudze”
Pamiętacie artykuł o 4 typach temperamentów? Czasem trafi nam się takie „łatwe w obsłudze” dziecko z łatwym temperamentem, jednak w wychowaniu nie chodzi o to, żeby wszystkie dzieci takie były. O wiele większym wyzwaniem są dzieci z temperamentem trudnym, wolno rozgrzewającym się lub mieszanym – czy takie dzieci powinniśmy łamać, aby stały się łatwe?
Grzeczne, ciche, bezproblemowe, nie rzucające się w oczy, współpracujące, łatwe w obsłudze – nie ma wątpliwości, że takie dziecko jest WYGODNE, zarówno dla rodziców, jak i dla otoczenia. Tylko czy o to nam chodzi?
Już dawno zrozumiałam, że „produktem” wychowania nie powinno być dziecko łatwe w obsłudze i wygodne dla rodzica, tylko zdrowa, dobra RELACJA RODZIC-DZIECKO. To dzięki niej nasze dzieci będą potrafiły w przyszłości budować kolejne zdrowe relacje, w których będzie miejsce zarówno na szacunek, równe prawa i potrzeby obydwu stron, jak i na asertywność, szczere rozmowy oraz stawianie granic. A dzięki temu istnieje szansa, że nasze dzieci będą potrafiły zadbać o swoje związki, samoświadomość, zdrowie psychiczne… i szczęście. Oczywiście nigdy nie ma gwarancji, że nasze dzieci będą zdrowe i szczęśliwe. Jednak stawiając w wychowaniu na naszą relację, zwiększamy prawdopodobieństwo, że się uda!
Warto też pamiętać, że nie na wszystko mamy wpływ: nie możemy zmienić temperamentu dziecka według naszego widzimisię, natomiast z każdym „typem” możemy zbudować zdrową relację. Poza tym dziecko ma własną ścieżkę, własny charakter, talenty, potencjał i predyspozycje, a celem wychowania nie jest kształtowanie, tylko wspieranie. Nie możemy od zera ulepić dziecka jak ludzika z plasteliny, zgodnie z naszymi ambicjami i oczekiwaniami, tylko zaakceptować takim, jakie jest i wspierać w rozwoju tego „wewnętrznego planu”.
Na koniec polecam Wam wybrane książki na temat POROZUMIENIA BEZ PRZEMOCY (NVC, nonviolent communication), które mam i polecam:
- „Szanujący rodzice, szanujące dzieci” S.Hart, V. Kindle Hodson
- „Porozumienie bez przemocy – o języku życia” M.B. Rosenberg
- „Porozumienie bez przemocy – ćwiczenia” Ingrid Holler albo Lucy Leu – wszystkie rozdziały i ćwiczenia odpowiadają rozdziałom w ww. książce M.B. Rosenberga
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
Polub go lub udostępnij:
.
Napisz komentarz poniżej ↓
Dziękuję!
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
Trzymajcie się!
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
ZOBACZ TEŻ:
zwracanie uwagi cudzym dzieciom
Dziękiza ten wpis. Jestem osobą wierzącą, chodzę do kosciola, który mimo ze jest dla mnie ważny, uważam za jedno z najmniej przyjemnych miejsc dla dzieci. Mieszkamy w dużym mieście, którym chyba na dziesiątki parafii jest jedna (jeśli nawet nie w całej Polsce-serio) parafia, gdzie rodziny z dziecmi czuja się przyjęte, wysłuchane, zrozumiane. Gdzie jest dla nich miejsce, gdzie nikt nikomu nie zwraca uwagi, ze „dziecko kopie w ławkę”, „ciiiii”, „jak Pani nie wstyd z takim dzieckiem do kościoła” (moje doswiadczenia), gdzie po mszy ksiądz DZIĘKUJE rodzicom za ich trud,bo zebrali te dzieci i wytrzymali z nimi w kościele, bo on zdaje sobie sprawę jaka to musi być wyprawa i stres. Mam dzikich synów, którzy zwyczajnie nudzą się na zwyczajnych mszach i wiele razy spotkały mnie bardzo przykre komentarze i „rady” i szczerze się tego wstydzę ale prawie zawsze najpierw wkurzam się na własne dziecko. Niby wiem, ze to nie jego wina, ze stuka w te ławkę ale jednak moje pierwsze uczucie jest takie: „znowu nie usiedzi”,”znowu na mnie krzywo patrzą”. A potem w domu analizuje te godzinę mszy i widzę tylko Krzywe spojrzenie starszej Pani. Niby sobie to tłumacze-ja pewnie tez tak wychowano, ze musiała karnie siedzieć w ławce i ani się ruszyć i już wół nie pamięta jak cielęciem był. Ale do meritum: nie umiem jeszcze być asertywna, bardzo przejmuje się komentarzami innych osób, często zwyczajnie nie zabieram dzieci do „zwykłego” kosciola, mimo ze jest dla mnie ważne by z nimi się pomodlic i tam spędzić te chwile, to nie mam sił znosić tych krzywych spojrzeń i gderan. I dodam, ze często nie jest tak, ze moje dzieci latają po tym kościele jak szalone, zwyczajnie się wiercą, gadają, rozglądają się. Staram się im wszystko tłumaczyć i uspokajać i widzę ze te moje wysiłki są niezauważone, bo każdy skupia się tylko by „mi zwrócić uwagę”…
Ja miałam ostatnio sytuację w sklepie – syn przy batonikach przy kasie wypytywał co to, a ja tłumaczyłam mu czym jest Bounty, na co pani przede mną “Nie wolno jeść słodyczy bo ci robaki zjedzą zęby!” Nosz… Najpierw zignorował i powiedziałam do syna “Nieprawda”, ona dalej, że te dzieci, tylko słodycze by jadły l, wie bo ma wnuka… Na co ja powiedziałam, że nie mamy problemu ze słodyczami i że proszę, by nie straszyła dziecka, coś zaczęła dalej pod nosem, ale już zignorowałam i zaopiekował się synem
Dziękuję za artykuł! Zaczynam się mocniej przyglądać tematowi NVC i widzę w tym szansę na poprawę pewnych aspektów we wszystkich relacjach w jakich jestem.
Wiesz może czy są na rynku książki o NVC skierowane dla dzieci?
kompletnie tego nie rozumiem…sama się nie wtrącam w życie innych tego samego bym oczekiwała
Ja się nie wtrącam, choć mam problem z tym, że muszę zasłaniać uszy w parku, na ulicy mijając krzyczące dzieci, którym opiekunowie nie zwracają uwagi. Uważam, że dziecko można i powinno się socjalizować i o ile 2,3,4-latek i młodszy może mieć problem z opanowaniem emocji to już dzieci starsze, zwłaszcza 8letnie na oko lub jeszcze starsze powinny być uczone kultury i nie darcia się.
Teraz uwagi dzieciom się nie zwraca a nauczycielki są naciskane już w przedszkolach, żeby nie skarżyć na dzieci. Znam sytuację, że było to narzędzie mobbingu, bo w grupie było dziecko z rodziny patologicznej skaczące w efekcie zastraszenia nauczycielki miesiącami ze stołów a z nim 2 innych.
Rodzice nie są wcale świadomi, ile czynników nakłada się i ma wpływ na ich dziecko. I większość to nie obchodzi a dzieci uczy się iść po trupach.