…czyli przed porodem 🙂
Blogi zalała fala noworocznych postanowień. Ambitnych, z polotem i przytupem. Trzymam kciuki za koleżanki blogerki i zerkam na ich rozbudowane plany z podziwem, lecz bez zazdrości.
Dlaczego? Ponieważ w tym roku mam inną, jedyną w swoim rodzaju misję: ogarnąć naszą powiększoną rodzinę, tak abyśmy w miarę łagodnie przetrwali czekającą nas domową rewolucję.
To dlatego moje noworoczne plany są skromniutkie i z krótkim terminem realizacji – wszystkie 6 punktów zamierzam wykonać w ciągu najbliższego miesiąca. Część postanowień zakończę w styczniu, reszta zakłada tylko termin początkowy, tak jak opisał to znany wszystkim Jason Hunt w tekście „Tylko jeden rok”:
„ Reguła Tylko Jednego Roku sprowadza się do prostej idei: przed tobą 365 dni,
w trakcie których musisz rozpocząć realizację wszystkich marzeń.
Jeśli nie jesteś w stanie ustalić daty, nie zapisujesz tego marzenia.
Jeśli czegoś nie jesteś w stanie zacząć w ciągu 365 dni, nie zapisujesz tego.
Jeśli to coś, czego już raz się podjąłeś i poniosłeś porażkę, nie zapisujesz tego.„
Wiem, że wielu z Was po lekturze tego tekstu inaczej spojrzało na realizację marzeń. Tomek potrafi inspirować jak mało kto 😉
Podobnie było ze mną. Z tym, że nie są to jakieś szczególnie ambitne plany. To nie dla mnie. Tym najważniejszym od dawna jest rodzina i dobrze mi z tym 🙂 W życiu zawodowym osiągnęłam już sporo, więc nie czuję presji.
Tak naprawdę marzę, aby przez najbliższy rok być skromną i oddaną kurą domową. W tym też można się realizować – robić to z frajdą i zaangażowaniem, zamiast na odwal się. Na wielkie zmiany i „zdobywanie świata” przyjdzie czas… z tym, że jeszcze nie w tym roku.
Godzina zero 😉
Zbliża się nieuchronnie. Oczekuję na nią z radością, entuzjazmem, ale i obawą. Jestem gotowa na wszystko. Z doświadczenia ze Starszakiem wiem, że różnie to może być. Pierwszy poród nauczył mnie, że nie warto planować zbyt wiele. Lepiej spontanicznie rzucić się na głęboką wodę i płynąć na fali.
I wiecie co? Ma to swój urok. Już nie mogę się doczekać! 🙂 Po porodzie zamierzam poświęcić cały mój czas rodzinie: nowonarodzonej Pannie Kijance, a także jej starszemu bratu, aby nie odczuł tej rewolucji zbyt dotkliwie. Mężowi zresztą też coś się należy 🙂
Gdzieś w tym całym zamieszaniu pewnie znajdę nieliczne chwile dla siebie – zamierzam przeznaczyć je na powrót do formy… no i blogowanie 🙂 Być może przez jakiś czas blog będzie ledwo zipał, ale nie spinam się. Coś tam planuję, notuje pomysły, ale nie piszę postów na zapas (zresztą mam teraz tyle na głowie, że nawet nie byłabym w stanie).
W związku z tym moje noworoczne postanowienia są skromne i ograniczone w czasie: nie wybiegam z nimi dalej, niż do końca stycznia.
No to lecimy! Oto 6 rzeczy, które zrobię przed porodem. Wypasione noworoczne postanowienia, które zapewnią mi wieczną młodość, urodę, mądrość i bogactwo… oraz pierdylardy lubisiów na fejsie 😉
1) Budżet rodzinny
W końcu dojrzałam do jego rzetelnego prowadzenia. Na blogu Michała Szafrańskiego znalazłam fantastyczny, kompleksowy poradnik z szablonem budżetu domowego na cały rok.
Miło byłoby dowiedzieć się, gdzie przepada wszystko to, co zarabiamy 😉 Zwłaszcza, że nasza rodzina się powiększa i być może wkrótce zaistnieje potrzeba przeorganizowania domowego budżetu.
Kolejny powód: wiem, że tu, na blogu czasem nieznośnie się rozpisuję, ale nie dajcie się nabrać 😉 …tak naprawdę jestem umysłem ścisłym. Pracuję w instytucji finansowej i to jest to, co wychodzi mi najlepiej. Moją domeną są cyferki, statystyki, analizy, dwa plus dwa, tip-top i inne inżynierskie dewiacje.
2) Zaległe spotkania
Pogaduchy na fejsie zawsze spoko, ale uwielbiam spotkania twarzą w twarz! Na kawce, herbatce albo pysznym wege obiedzie – mniam! Pisałam Wam już, że oprócz gotowania domowego papu kocham też jeść poza domem?
Nie wiem, jak zniosę tyle przyjemności na raz 😉 Pyszne jedzonko, a do tego co najmniej 5 spotkań z super dziewczynami. Zależy mi, aby odbyć je przed porodem. „Po” będę uziemiona na co najmniej kilka tygodni. Choć jeśli Panna Kijanka okaże się dzieckiem podobnym do Romka, nie potrwa to zbyt długo.
Z Synkiem „wyszłam na miasto” tuż po zakończeniu połogu i wróciłam dopiero pod koniec urlopu macierzyńskiego, czyli kiedy R skończył pół roku 🙂 Ach, ile mieliśmy wspaniałych randek! Dzień w dzień kino, warsztaty albo kawiarnie dla mam. Metro, zgiełk, hałaśliwe centrum miasta – być może to dzięki tym wyprawom Romek jest dziś taki odważny 😉 Las Kabacki i parki też oczywiście były. Stroniliśmy jedynie od galerii handlowych.
Multibabykino, lato 2012
3) Kino
Ano właśnie, to kino nie daje mi spokoju. Na początku ciąży snułam plany, że kiedy pójdę na zwolnienie, co tydzień będę sobie sama chodzić do kina.
A guzik! Wyobrażacie sobie, że przez całą ciążę ani raz mi się to nie udało? W sumie może to i dobrze, bo nie potrafię sobie wtedy odmówić paczki solonych chipsów! 🙂 Gdybym regularnie praktykowała ten niezdrowy rytuał, moja waga wskazywałaby pewnie parę kilo więcej. Ale teraz, w 9 miesiącu ciąży już sobie nie odmówię.
To przecież punkt obowiązkowy seansu! Sala kinowa to miejsce, w którym jakoś mniej mnie przeraża wizja miliona kalorii, soli w roli białej śmierci i rakotwórczych tłuszczów trans w roli rzezimieszków. Kto by się ich bał, kiedy na srebrnym ekranie Bond tak dzielnie walczy z wrogiem o wiele bardziej namacalnym i przerażającym?
Tylko co by tu wybrać z repertuaru? Wszak loża szyderców przenigdy nie zrozumie, co fajnego jest w filmach „Wiek Adaline” lub „Listy do M”. Za to chętnie pochlipię oglądając „Zieloną Milę” czy „Grę tajemnic”. No i oczywiście najpiękniejszy film o dzieciństwie i trudach rodzicielstwa – „Phoebe in Wonderland”. To tak w skrócie.
4) Domowe obiady – mrożone zapasy na okres połogu
Poza tym małym chipsowym grzeszkiem planuję nadal odżywiać się zdrowo i sezonowo, a przy okazji przygotować zapasy na czas połogu.
W poprzedniej ciąży na miesiąc przed porodem gotowałam większe obiady i połowę każdego chomikowałam w zamrażarce. Ponadto z pomocą Męża ulepiłam i zamroziłam ponad 200 pierogów! W czasie połogu te mrożone domowe obiady uratowały nas od niechybnej śmierci głodowej.
Tym razem również planuję poczynić odpowiednie zapasy na czarną godzinę. Przy okazji może uda mi się wrzucić na bloga nowe przepisy w ramach cyklu Sezonowa Szmuglerka.
5) Mamarazzi
Pod choinkę zamówiłam sobie fajny poradnik na temat fotografowania dzieci, pod wszystko mówiącym tytułem „Mamarazzi”. Mnóstwo praktycznych porad i ogrom wiedzy, którą o końca stycznia muszę mieć w małym paluszku, aby godnie uwiecznić pierwsze dni życia Panny Kijanki.
Będąc w pierwszej ciąży, kupiłam aparat Sony NEX-C3, aby dokumentować wyczyny Pierworodnego. Ten sprzęt wiernie służy nam do dziś (od początku 2012 roku) i na razie nie planuję go wymieniać. To taka sprytna hybryda, czyli lekki, niewielki, amatorski bezlusterkowiec z wymiennymi obiektywami.
Nacykaliśmy mnóstwo zdjęć Romka. Do wszystkich mam ogromny sentyment, każde przypomina mi inną historię. Jednak z biegiem czasu coraz mniej mi się podobają, tak z czysto fotograficznego punktu widzenia. Przypadkowa kompozycja, tło i światło – to 3 elementy, które muszę poprawić w pierwszej kolejności.
Panna Kijanka stanie się więc moim królikiem doświadczalnym – mam nadzieję, że dźwięk migawki nie będzie jej budzić 😉 Poza tym marzy mi się pamiątkowa fotka córki inspirowana tym fantastycznym zdjęciem, które wyszperałam na Pinterest (oryginalne źródło: erinmichael.com.au):
6) Język norweski
Norweski nie gryzie – sprawdziłam 🙂 Przed moim wyjazdem do Norwegii w czerwcu 2015 pobieżnie przejrzałam podręcznik widoczny na fotce poniżej i znam tylko kilka podstawowych zwrotów. A zakochałam się w tym kraju bez pamięci i już zapowiedziałam Mężowi, że kiedy tylko po porodzie będziemy gotowi na zagraniczne wojaże (z dziećmi lub bez), będzie to pierwszy kierunek, który obierzemy.
W czeluściach internetu znalazłam masę porad, jak skutecznie i naturalnie zacząć uczyć się języka. Wybrałam spośród nich kilka, które pasują mi najbardziej, nie wymagają spiny i wielkiego zaangażowania:
• słuchanie radia
• podcasty + tekst
• 1000 słów najczęściej używanych w danym języku
To tak na dobry początek.
Zainspiruję Was?
Spróbujecie zrobić swoją listę na styczeń? Tylko krótką! 🙂
Bo w sumie na co czekać? W przypadku klasycznych noworocznych postanowień podobno już pod koniec stycznia ich zdecydowana większość okazuje się niemożliwa do spełnienia, a listy trafiają na dno szuflady. W ten sposób zamiast spełnionych marzeń i lepszego życia, fundujemy sobie tylko poczucie rezygnacji i utratę wiary we własne możliwości.
Im dłużej będziemy odkładać noworoczne postanowienia, tym większa szansa (zagrożenie?), że ich nie zrealizujemy. Taka krótka, styczniowa lista „na rozruch” może temu zapobiec. Najważniejsze to zacząć. To przecież nie musi być nic ambitnego. Niezależnie od tego czy kochacie postanowienia noworoczne czy nie, początek roku to dobry moment, aby zmienić jeden lub dwa nawyki na zdrowsze. Na przykład chodzić spać przed północą*, zaczynać dzień szklanką ciepłej wody z cytryną, jeść owoce na czczo, pić 2 litrów wody dziennie i co tam jeszcze – zdecydujcie sami!
* Chodzić spać przed północą… a najpóźniej punkt 24-ta. Marzenie! Walczę o to od dawna, ale bezskutecznie.
Przezornie nie dopisałam tego postanowienia do mojej listy. Nie mam złudzeń: dolegliwości ciążowe, a potem córka skutecznie uniemożliwią mi jego realizację tego punktu. Życie 😉
28 komentarz
Ale ja się cieszę, że Cię poznałam 🙂 Fantastycznie piszesz! W końcu odnalazłam Cię też na fb i będę już na bieżąco ? a co do postanowień… z tymi obiadami jesteś genialna 😀
Ja w tym roku mam konkretne plany. Jest ich niewiele i trzymam je w tajemnicy, ale wierzę w moc ich spełnienia 🙂
Powodzenia w styczniowym spełnianiu. :*
Dziękuję Ci bardzo! Napisałam pw na fejsie, żeby się tu nie rozpisywać :-*
Nie wiem, czy dobrze robię. Ale cele stawiam sobie w różnych porach roku, zakładając przewidywany termin realizacji. Koniec roku/początek nowego może i jest szczególnym okresem, kiedy to warto sobie coś postanowić… ale wolę działać inną metodą. Jeden cel – czas na jego osiągnięcie – realizacja. Potem kolejny itd. U mnie to się sprawdza. A koniec roku to czas przemyśleń, refleksji i odpoczynku.
Ogarnięcie budżetu świetna sprawa, z poradnikiem Michała tym bardziej-„trenuję” finanse domowe od listopada i już jestem bardzo zadowolona z efektu. Trzymam kciuki za powodzenie wszystkich 6 punktów. Dwa lata temu sama byłam tuż przed rozwiązaniem i też nie planowałam zbyt dużo, kierując się doświadczeniami z pierwszej ciąży i porodu. Żałuję tylko, że nie pomyślałam o podciągnięciu się w fotografii, ale wszystko przede mną. Wszystkiego dobrego w nowym już 2016.
Niby małe postanowienia, ale lepiej mieć takie i je spełnić, niż wymyślić coś wielkiego i trudnego i poddać się po tygodniu. A do tego wszystkie wydają się jak najbardziej potrzebne 🙂
U mnie w tym roku postanowienia mocno luźne, raczej w formie przemyśleń, niż konkretnych punktów, na pewno Kominek by mi tego nie klepnął 🙂 Ale to są wszystko rzeczy, których właściwie nie muszę postanawiać, one się rysują przede mną same, są naturalnym ciągiem zdarzeń. Takie są najlepsze.
Ja nie robię postanowień, bo uważam że przez cały rok można nad sobą pracować 😉 Bez względu na to czy obiecam to sobie w styczniu, maju czy wrześniu.
Renia jesteś niesamowita! *miesiąc ciąży a tu tyle planów! Ale ja wiem że Ci się uda 🙂
Co do chipsów solonych ja <3 i jakoś tak przed filmem/w kinie mózg nie rejestruje ich jako zakazanych ;).
Czekam zatem na cudne zdjęcia Panny Kijanki i za szybki i jak najmniej bolesny poród 🙂
Jestem na twoim blogu po raz pierwszy, no i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Brawo za mądre plany styczniowe. Ta książka o fotografii dziecięcej (i to zdjęcie z pinteresta boskie) jest świetna. Gotowanie na zapas- też super sprawa, moja koleżanka przed porodem drugiem dziecka też tak zrobiła dla męża i starszaka. No i norweski – brawo! Znam ten język (choć już wiedza mi umyka, bo nie mam praktyki) – byłam 1,5 roku w Norwegii jako au-pair już 15 lat temu. To wcale nie jest trudny język ma krótkie wyrazy, prostą gramatykę (chyba 3 czasy) tylko wymowa może sprawiać trudności, ale warto oglądać filmy z lektorem, czy słuchać radio, oglądać tv w sieci. No a wiadomo najlepiej nauczyć się języka w danym kraju 😉 Będę tu zaglądać regularnie ! Lykke til med dine planner!
Ooo, filmy z lektorem – na to nie wpadłam! Dzięki za super pomysł i motywację 🙂 A żeby całkiem nie zdziwaczeć na macierzyńskim będę się uczyć norweskiego z córeczką ;)))
Tę książkę dostałam rok temu pod choinkę 🙂 Musze jednak przyznać, że mimo to przydałby mi się kurs fotografii! Tak żeby ktoś mi pokazał od strony praktycznej co i jak 🙂 Pięknie masz…..to znaczy strasznie ci zazdroszczę ciąży 🙂 Życze spełnienia wszystkich planów i szczęśliwego rozwiązania!
Trzymam kciuki za pomyślne ogarnięcie! 😉
Świetny pomysł z tym zdjęciem! Sama chętnie podkradnę Twój pomysł z mrożeniem na zapas. U nas często kończy się tak, że gdy nie chce nam się gotować na bieżąco, zadowalamy się smieciowym jedzeniem z mikrofali, fuj! Ja póki co mam tylko jeden, ale wielki plan na styczeń – znaleźć nową pracę, także jest to przedsięwzięcie pochłaniające większość mojej energii. Poza tym kontynuuje zaczęty w listopadzie nawyk chodzenia na siłownię, ale zwiększam częstotliwośc z 4 do 6 razy w tygodniu. Oh yeah 😉
Trzymam kciuki za norweski!
Mrożenie świetnie sprawdzi się nie tylko po porodzie. Pamiętam, że mroziliśmy też trochę na „czarną godzinę” (czyli mega zmęczenie lub lenia 😉 ) w czasach, kiedy codziennie nosiliśmy Synkowi do żłobka 4 wege posiłki. Wiadomo, że najlepiej gotować i jeść świeże papu, ale takie domowe mrożonki zawsze lepsze niż sklepowe 😉
Ogarnięcie budżetu i w ogóle mądre gospodarowanie zasobami finansowymi to będzie dla mnie wyczyn, ale chciałabym to ogarnąć 🙂 Staram się stale, ale słabo mi idzie. To taki mój permanentny cel na każdy dzień 😛
Jakie mam cele na styczeń? Ogarnąć do końca trzy projekty, które mam do ogarnięcia zawodowo i przede wszystkim w końcu przygotować się do godziny zero, bo jestem nieprzygotowana w ogóle – w kontekście organizacyjnym. Jakby mnie przyjaciółka w Nowy Rok nie zapytała czego mi „jeszcze” trzeba przed porodem to bym pewnie obudziła się w dniu porodu, że nie zrobiłam żadnych zakupów xD Dobrze, że wiem chociaż, gdzie leży torba, do której muszę się spakować 😛
Widzę, że napisałaś komentarz 7 dni temu, więc odpytuję: walizka już spakowana? 😀
Moja prawie gotowa, ale jeszcze zostało mi sporo rzeczy do wyprania i prasowania, a tu bomba tyka coraz głośniej i bardziej natrętnie 😉
Eeee, no a powinnam już spakować? 😛 oczywiście, że nie jest spakowana ^^’ leży w kącie dalej, a ja nawet koszuli do rodzenia nie mam xD Miałam w tym tygodniu wszystko ogarniać, no ale w poniedziałek F. wstał z gorączką i tak zostałam uziemiona ;] w zasadzie… jedyne co mam to dwie torby ubranek dla dziecka i karton po Don F. do przejrzenia. Koniec 😛
W tym tygodniu już zamówię wszystko, co trzeba 🙂 więc jeśli czujesz, że Ty jesteś niezorganizowana w temacie to wiedz, że jest ktoś gorzej niezorganizowany 🙂 nie wiem, czy Cię to pociesza 😛
Muszę popracować nad finansami a raczej jego dokumentacją. Ostatnio opuściłam się w tej kwestii, więc muszę znowu przeczytać blog Michała, żeby sobie co nieco odświeżyć. 🙂
Michał udostępnił szablon na cały rok, więc warto zacząć w styczniu, żeby było tak porządnie i starannie 😉 Muszę jeszcze nadrobić kilka wpisów z poradnika „Budżet domowy” – pewnie wiesz jakie są obszerne i wyczerpujące temat, no ale dzięki temu mega wartościowe.
3mam kciuki!! Z budżetem idzie mi całkiem dobrze, ale to dlatego, że od kilku lat rzetelnie spisuję wydatki wszystkie. Chociaż muszę przyznać, ostatnio trochę zaniedbałam ten temat. Pozostałe postanowienia są zbieżne z Twoimi:) jako że w czerwcu pojawi się u nas w rodzinie kolejny członek, to pewnie chwilę zajmie mi organizacja czasu na nowo. Ale macierzyński z Gałgankiem był świetny, cudowny i wierzę, że teraz też tak będzie.:) Nie ma opcji na nudę. Powodzenia!
Gratuluję i trzymam kciuki!
Odnośnie budżetu to też kiedyś spisywałam wydatki w 3 kategoriach, ale niewiele z tego wynikało 😉 Te rozbudowane szablony udostępnione przez Michała wydają mi się o wiele bardziej praktyczne i skuteczne.
Też nie robię planów na cały rok, tylko na miesiąc- wtedy mam nad nimi jako taką kontrolę i mogę wszystko dopasować do zmieniających się okoliczności 🙂 Kradnę pomysł z zamrażaniem jedzonka, ponieważ w kwietniu na świat przychodzi moja druga Panna 😀
Cudownie! Gratulacje! Najlepiej przystąpić do przygotowania zapasów krótko przed porodem, żeby mrożonki nie leżały zbyt długo. Zresztą planuję wpis na ten temat pod koniec stycznia 🙂
Ja już pracowicie gotuję i zamrażam, choć nogi puchną od stania przy garach 😉
W końcu blog z ciekawymi postanowieniami, pomysł z nauką języka genialny 🙂
Moim celem nadrzędnym jest zaopatrzenie się do lutego w jakiś porządny planner, w którym będę mogła zapisywać miesięczne cele. Swoje styczniowe już zrealizowałam, bo był skupione wokół pierwszych urodzin Tadzika. Luty upłynie pod znakiem blogowania – Blog Roku, nowy szablon, reorganizacja harmonogramu. Na pewno nie będę się nudzić.
PS A „Mamarazzi” polecam wszystkim. Ja skusiłam się też na kurs w Akademii Fotografii Dziecięcej, który bardzo pomógł mi rozgryźć wszelkie zawiłości trybu manualnego 🙂
Trzymam kciuki za realizację blogowych planów!
Też myślałam o Akademii Fotografii Dziecięcej, ale program nie do końca mi odpowiada. Coś tam już wiem, więc szkoda mi kasy, żeby zaczynać od zera.
Ja nie szłam ich programem, opuściłam pierwszy etap, bo też nie widziałam sensu zaczynania od podstaw. Każdy moduł to osobny kurs 🙂
Dzięki za artykuł 🙂 Poproszę o list na lipiec 😉
Pozdrawiam!