„Dobrze wychowane niemowlę:
samo usypia,
śpi spokojnie,
nie jest nerwowe,
jest wesołe,
je z apetytem.”
Drodzy Rodzice, co powiecie na takie „dobre wychowanie”? W świetle współczesnej wiedzy na temat rozwoju dzieci przypomina ono raczej „dobrą tresurę”. Ewentualnie sielankową reklamę pieluszek, kosmetyków albo mleka modyfikowanego… lub jakiś grubo polukrowany, mało autentyczny blog
W domu moich rodziców jest mnóstwo książek, w tym oczywiście wiele z czasów PRL. Przeglądałam sobie ówczesne poradniki na temat opieki nad niemowlętami. Czyich rad słuchali nasi rodzice?
„Od kołyski do mundurka. Album naszego dziecka”
Anna Korsak-Mikulska
To z tej książki pochodzi powyższy cytat. Co jest z nim nie tak? Przekonanie, że każde dziecko można ukształtować na obraz i podobieństwo tego „dobrze wychowanego” ideału. Otóż nie można.
Podejmowane w czasach PRL próby wdrożenia niemowlęcia w te idealne ramki dopuszczały stosowanie metod, które dziś postrzegamy jako barbarzyńskie. Najlepszym przykładem jest tu metoda cry-it-out, która niestety pokutuje do dziś. Naszym rodzicom odradzano noszenie na rękach i kołysanie, natomiast zalecano pozostawienie płaczącego dziecka samemu sobie do momentu, aż zaśnie ze zmęczenia.
Jeśli rodzice stosowali się do tych zaleceń, to niestety nasze mózgi były stale zalewane falami kortyzolu.
Wpływ kortyzolu na mózg niemowlęcia
Kortyzol to wydzielany do krwi z nadnerczy hormon stresu (podobnie jak adrenalina). U niemowląt, które regularnie doświadczają stresu, odnotowano stale podwyższone stężenie kortyzolu we krwi, a także jego silniejsze wydzielanie podczas sytuacji stresowej.
W artykule dr Lindy Folden Palmer na temat biochemii niemowlęcego mózgu czytamy:
Czynniki, które prowadzą do wystąpienia chronicznego stresu u niemowląt i powodują długotrwałe konsekwencje:
1. „Wypłakiwanie” dziecka, pozbawiając je rodzicielskiej troski i uwagi*;
2. Niedostarczanie dziecku pożywienia, gdy jest głodne;
3. Brak pocieszenia w chwili, gdy dziecko jest niespokojne i rozdrażnione*;
4. Ograniczenie kontaktu fizycznego podczas karmienia, w ciągu dnia i w trakcie stresujących momentów w nocy*;
5. Niski poziom zainteresowania, stymulacji, unikanie „rozmów” i zabaw.Regularne występowanie powyższych czynników prowadzi do wczesnego, chronicznego wydzielania wysokiego poziomu hormonów stresu, a także niskiej sekrecji hormonów szczęścia. Niestety, wszystkie wymienione wyżej praktyki były rekomendowane w minionym stuleciu – propagowano wtedy schematyczne karmienie piersią, karmienie butelką oraz fizyczną separację we dnie i w nocy.
Te ogromne ilości kortyzolu wpływają destrukcyjnie nie tylko na mózg dziecka. Powodują również stale podwyższony poziom glukozy we krwi (co może prowadzić do cukrzycy), wyższe ciśnienie oraz zaburzenia trawienia i pracy nerek.
>> Zobacz też: Pocieszając płaczące dziecko, zwiększasz jego odporność na stres w dorosłym życiu
Biologicznym fenomenem jest fakt, że kortyzol nie wywiera tak destrukcyjnego wpływu, kiedy dziecko jest pocieszane w ramionach opiekuna, który reaguje na jego płacz.
Nawet kiedy podczas takiego tulenia dziecko nadal płacze (!), stres odczuwany jest o wiele łagodniej, niż gdyby dziecko było pozostawione samo sobie. W związku z tym nie następuje aktywacja systemu podwzgórze-przysadka-nadnercza, odpowiedzialnego m.in. za wydzielanie kortyzolu. Więcej na temat tego neurobiologicznego mechanizmu możecie poczytać TUTAJ.
Tłumienie złości
Dziś rozmawiamy z dziećmi o złości i pomagamy im zrozumieć ją. W latach osiemdziesiątych w domach i przedszkolach uczono nas, że złe emocje trzeba tłumić i wypierać. Nie mieliśmy prawa ich okazywać, wykrzyczeć. Najlepiej, abyśmy w ogóle ich nie odczuwali, z tym, że nikt nie wyjaśniał nam jak to zrobić.
W „Albumie naszego dziecka” autorka proponuje prowadzenie „małego notesika kwiatuszków” (coś na kształt dzisiejszych naklejek motywacyjnych), przy czym taki kwiatuszek można dostać m.in. za „dobry uczynek” polegający na opanowaniu się.
Wyrośliśmy na ludzi?
Błagam Was, tylko nie piszcie w komentarzach, że „przecież żyjemy i wyrośliśmy na ludzi”!
Ponieważ po pierwsze: jestem pewna, że nasi rodzice w wielu przypadkach kierowali się intuicją, zamiast przestrzegać bezkrytycznie tych peerelowskich zaleceń (i chwała im za to!).
A po drugie: wcale nie „wyrośliśmy na ludzi”, bo w naszym pokoleniu jest mnóstwo osób, które mają problemy z interpretacją własnych emocji, z angażowaniem się w związki, z akceptacją siebie, z zaburzonym poczuciem własnej wartości, z odpornością na stres, podatnością na depresję… długo by wymieniać.
Szerzej pisał o tym Blog Ojciec: Czy naprawdę wyrośliśmy na porządnych ludzi?
Kontrowersyjny smoczek
To co, może kolejny cytacik?
Mamo, uwaga niebezpieczeństwo! Dopóki sama nie nauczysz dziecka złych przyzwyczajeń, dziecko nigdy nie krzyczy i nie płacze, bo chce smoczka, chce być kołysane i noszone, ponieważ jeszcze nie zna tego.
Ja z interpretacją płaczu mam cały czas problem. Zwłaszcza tego histerycznego I sama już nie wiem czy lepiej przeczekać, aż sam się ogarnie czy na siłę próbować uspokajać…
pozdrawiam
Bylabym za przeczekiwaniem. Przede wszystkim dlatego, ze jesli to “histeria” to i tak nic nie dociera. Przeczekac, az do apogeum. Wtedy nadchodzi moment, kiedy dziecko juz sie nie broni przed przytuleniem i mozna na spokojnie omowic sytuacje. Wiem, przeczekiwanie jest trudne, w tej i w wielu innych sytuacjach z dzieckiem, bo czlowiek jest przyzwyczajony do reagowania. I trzeba sie uodpornic na uwagi otoczenia. Ale warto sobie przypomniec truizmy wlasnie starszych pokolen: “przejdzie, wyrosnie z tego”. Naprawde, w wielu sytuacjach tak wlasnie bedzie, czesto naprawde potrzeba tylko czasu i dyskretnej obserwacji, a nie natychmiastowej interwencji.
Zgadzam się. Bastalena, to wszystko przejdzie, spokojnie, to tylko taki “mózg gada” Przeczekać, a potem pogadać na spokojnie. Nie stosować time-out, nie zostawiać samego, tylko dać do zrozumienia dziecku, że jesteśmy obok i pomimo, że teraz nie chce być pocieszane, to kiedy tylko zmieni zdanie może się przytulić.
Nasz Pierworodny z czasem nauczył się nazywać uczucia (np. “stjasznie się zdenejwowałem, muszę się uspokoić, nie mówcie do mnie!), czasem gdy jest mega wściekły sam robi sobie time-out i ucieka do swojego pokoju, ale nigdy go do tego nie zmuszaliśmy i wie, że zawsze może wrócić. A pocieszanie i uspokajanie na siłę nie ma sensu, tylko nakręca wściekłość
Zależy ile maluch ma lat. Moja gdy przechodziła ten sławetny bunt dwulatka i w histerii rzucała się na podłogę i oczywiście nie pozwoliła się dotknąć ani przytulić, to zawsze obok niej siedziałam i czekałam aż zacznie się uspokajać, dopiero wtedy ją przytulałam.
Ach te wszystkie “dobre rady”, dążenie do tego by dziecko było idealne….nie ma ideałów ani wśród dorosłych ani wśród dzieci!
No pewnie, nie wiem w ogóle skąd pomysł, że da się “wychować” niemowlę
Obawiam sie, ze nasze dzieci tez beda krecic glowami nad niektorymi zaleceniami. Mysle tez, ze wroci rodzicielstwo autorytarne, albo semi-autorytarne, miedzy innymi tez dlatego, ze nasze dzieci sa przyzwyczajone do (wlasnej) pajdokracji i bez walki nie oddadza paleczki pierwszenstwa nastepnemu pokoleniu. W Niemczech np. najbardziej “drobnomieszczanscy”, w sensie potrzeby kontroli nad wszystkim co zwiazane jest z dziecmi, sa potomkowie (za) liberalnych hipisow. Po prostu style wychowawcze zmieniaja sie jak w sinusoidzie. Ale cos dobrego na pewno sie uchowa, cos w stylu – badz blisko, ale prowadz, ty jestes rodzicem, do ciebie nalezy ostatnie slowo. Z potomkami hipisow jest tak, ze moga wprawdzie pracowac w korporacji, ale maja wysoka swiadomosc konsumencka, jezdza suvem (niedobrze dla srodowiska i w sumie bezpiecznie tylko dla wlasnej rodziny), ale kupuja zywnosc i ubrania eko itp. Cos sie wiec z tych wowczas rewolucyjnych trendow uchowalo.
Reniu, nie zgodze sie ze ssaniem kciuka – to naturalny instynkt. Mialam dzieci bezsmoczkowe i starsza ssala kciuka. Nasluchalam sie wlasnie, ze teraz to juz koniec, ze niektore dzieci maja te kciuki nieodwracalnie zdeformowane itp. Moje nadwrazliwe dziecko jednak potrzebowalo alternatywy dla smoczka, ktorego nie akceptowalo (a dla mnie “wciskanie” smoczka na sile, co wielokrotnie obserwowalam, kojarzy sie po prostu z aktem przemocy). Ssanie skonczylo sie w momencie wyrzynania zabkow, czyli u nas wczesnie, bo w 6 miesiacu.
Bardzo jestem ciekawa jak to się ułoży w pokoleniu naszych wnuków, przedstawiłaś ciekawą prognozę Kontrola nad dziećmi na pewno będzie, pewnie coraz większa, ale mam nadzieję, że już nie powróci tresowanie i walka z naturą.
Odnośnie smoczka – o rany, nie spotkałam się z wciskaniem smoczka na siłę, trudno mi to sobie wyobrazić. Natomiast znam dzieci, które ssały kciuk do 4 roku życia, a ja (też bezsmoczkowa) ssałam język, o wiele dłużej, jeszcze w podstawówce mi się zdarzało To dlatego smoczek wydaje mi się “mniejszym złem”.
U mojej siostry ssanie kciuka trwało do 8 roku życia i żaden lekarz, specjalista, a nawet drastyczne metody typu smarowanie, bandażowanie! nie pomagały. Dopiero wyśmianie przez kolegów. Dziecko było kp i miało smoczki. Nieodwracalnie zdeformowane ręce i zgryz. Podobno ssała jeszcze w brzuchu. Gdyby moje dziecko zbliżyło palec do ust reagowałabym natychmiast.
Mam tą pierwszą książkę, jak ją wyjęłam z szafy prawie pięć lat temu po narodzinach starszej, to się za głowę złapałam jakie tam porady były I te żywieniowe… W dzisiejszych czasach gdyby jakaś matka napisała publicznie na forum że karmi dziecko w sposób z tych poradników, to by została zjechana od góry do dołu! Ale to fajnie tak obserwować, jak przez lata się te wszystkie metody zmieniają
Bardzo często zastanawiam się jakie metody będą “modne” za 20-30 lat, kiedy moja córka będzie miała dzieci. Czy wtedy wszystkie dzisiejsze poradniki zostaną spalone, a ja będę nieznającą się na niczym babcią ze starymi poglądami…?
Co do “wyrośnięcia na porządnych ludzi” – wielu nie ma świadomości tego skąd biorą się ich dorosłe problemy typu brak akceptacji siebie, nieumiejętność stworzenia normalnego związku itp. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że wszystko zostało nam zakodowane w czasie niemowlęcym i wczesnodziecięcym, kiedy podświadomość budowała nasz świat. Mam w domu świetną książkę na ten temat: “I Ty możesz zmienić swoje życie” Louise Hay. Fakt, wieje ideami New Age, ale autorka świetnie tłumaczy skąd biorą się nasze problemy. Z podświadomości. Którą ktoś dawno temu nam “zakodował”. I nie mamy prawa być źli na naszych rodziców, bo oni robili wszystko dla naszego dobra, zgodnie z tym jaką na tamten moment posiadali wiedzę. A ich świat też ktoś kiedyś budował
Rozmawiałam z moją mamą na ten temat, bo też mnie to bardzo interesowało. Mama mówi, że działała zgodnie ze swoją intuicją o tak naprawdę nie wie, skąd wzięły się u niej takie a nie inne przekonania. Na przykład karmiła mnie i siostrę piersią prawie rok, mimo że wokół było dużo mam karmiących mm, w tym jej starsza siostra, która doradzała mamie mleko w proszku zagęszczane dodatkowo mąką. Tak samo w kwestii metod wychowawczych moja mama miała odmienne zdanie od swoich rodziców i swojego starszego rodzenstwa. Za to moja teściowa zaufała poradom dot. karmienia sztucznego o określonych godzinach i generalnie wychowania mającego dostosować dziecko do wizji jego rodziców.
Tak było kiedyś, teraz jest “inaczej”, a za pare lat to nasze “inaczej” bedzie też krytykowane !!!
Może zamiast szukania tych złych stron w dawnych poradnikach warto skorzystać z tych dobrych i przydatnych, które też tam są !!!
Mam mieszane uczucia co do uogólnień dotyczących jakichkolwiek porad na temat wychowania które jest procesem długotrwałym i jeśli chodzi o poradniki to nie ma takich które są najlepsze ale tez nikt nigdy nie stosował się ścisłe do zasad bo po prostu nie ma ludzi tak wytrwałych i nie ma recept najlepszych . Wszystko co napiszemy o wychowaniu to własnie nasze obserwacje i doświadczenia a życie je korygowało. Zawsze są i będą ludzie kochający dzieci i racjonalni oraz patologia gdzie nie ma dbania o potrzeby dziecka, na to nie mamy wpływu, stąd tez wychowanie to intuicja i metody prób i błędów . Najgorszym jest brak konsekwencji nie stosowanie ograniczeń i bezstresowe wychowanie które wynika tylko z lenistwa rodziców zniechęconych zasadami bo to wysiłek, niech dziecko robi sobie co chce.
Hm, tyle że pomiędzy “rodzicami kochającymi i racjonalnymi” a patologią jest jeszcze wiele odcieni. A Ci “racjonalni” rodzice też często dają się nabrać na różne wychowawcze wskazówki “dla dobra dziecka”, na przykład samodzielne zasypianie, wypłakiwanie czy żelazna konsekwencja.
Najbliższa jest mi koncepcja rodzicielstwa bliskości, zgodnie z którym:
1) bezwzględna konsekwencja jest przereklamowana – polecam artykuł Agnieszki Stein http://dziecisawazne.pl/o-pozytkach-plynacych-z-niekonsekwencji
2) nie ma czegoś takiego jak “bezstresowe wychowanie” – polecam artykuł Agnieszki: http://agnieszkastein.pl/bezstresowe-wychowanie-i-rodzicielstwo-bliskosci/
Ha! “Dobrze wychowane niemowlę: samo usypia, śpi spokojnie, nie jest nerwowe, jest wesołe, je z apetytem”. Masakra Jeśli moje dziecko by spało całą noc i nie budziło się na karmienia, nigdy nie płakało w ciągu dnia, czyli tym samym nie informowałoby mnie o tym, że czegoś potrzebuje, to bym była tym bardzo zaniepokojona.
Sama jestem w tym momencie matką niespełna ośmiomiesięcznego synka i co najmniej kilkadziesiąt już razy różne osoby pytały się mnie o to, czy moje dziecko jest… grzeczne. Nigdy nie wiedziałam, jak na to odpowiedzieć. Pytanie wydawało mi się wręcz absurdalne.
Do tego stopnia nielogiczne, że w końcu postanowiłam napisać o tym na swoim blogu: https://mamapodprad.blogspot.com/2017/10/grzeczny-jest.html
Jestem bardzo ciekawa Pani przemyśleń na temat treści mojego artykułu.
Pozdrawiam serdecznie
Bardzo ciekawe zjawisko jak zmieniają się trendy w wychowaniu. Jako matka 5 dzieci i dziewczyna pochodząca z wielodzietnej rodziny muszę stwierdzić, że nie da się zaklasyfikować niemowląt na grzeczne lub niegrzeczne. To nie ten etap rozwoju. O grzeczności można mówić później gdy dziecko jest na tyle duże, że da mu się przekazać zachowania z naszego punktu widzenia właściwe. Co do smoczka, sama jestem ofiarą ideologii bezsmoczkowej. Jakaś nowoczesna jak na lata 70 lekarka zabroniła dawać mi smoczek. W efekcie gryzłam palce i zdeformowałam je a co gorsza zęby. Uważam, że niemowlęciu należy dawać smoczek jeśli ma ono taką potrzebę. Jeśli nie ma i nie wpycha do buzi rączek to też ok. U mnie starsza 4 używała smoczków do może pół roku a niektórzy wcześniej porzucili smoczki na korzyść gryzaków. Najmłodszy w ogóle wypluwał smoczek jeszcze na R-ce (wcześniak) i nie chciał nigdy. Do szału doprowadzała go natomiast pusta butelka. Co do noszenia, kołysania. Czasem niemowlę potrzebuje być na rękach a czasem poleżeć w łóżeczku to kwestia osobnicza i nie da się wynaleźć recepty ile czasu ma poświęcać rodzina na noszenie,a ile nie. Kołyski na wsiach były całkiem fajnym wynalazkiem, nie wiem dlaczego po wojnie odeszły do lamusa.