Jak wspierać odporność dzieci? To pytanie co rok powraca jak bumerang. Kiedyś myślałam, że nasze dzieci nie mają jakiejś super odporności, ale po kilku rozmowach ze znajomymi matkami okazało się, że nie wiemy co to prawdziwa choroba 😉 Nie wiemy co to antybiotyk, angina, zapalenie oskrzeli czy płuc.
Wysoka odporność niekoniecznie oznacza, że dziecko nie będzie nigdy chorować, tylko że jego organizm będzie na tyle silny, aby lekko przechodzić infekcje i samodzielnie je zwalczać.
Czy dzieciństwo bez antybiotyków jest możliwe? Oczywiście, że tak!
Nasz Romek ma w tej chwili lat 7,5 i brał antybiotyk raz w życiu (szkarlatyna). Poza tym jednym przypadkiem, ma mega wysoką odporność – parę razy chorował w żłobku, ale przez 4 lata w przedszkolu miał niemalże stuprocentową frekwencję. Często było tak, że całe przedszkole skosiła jakaś epidemia, a nasz twardziel się trzymał 🙂
Podobnie jest z Irenką (3,5 roku) – nigdy w życiu nie brała antybiotyku. Kiedy piszę, że nasze dzieci są chore, to jest to co najwyżej katar lub kaszel, bez podwyższonej temperatury. Przypadki, kiedy miały gorączkę, mogę policzyć na palcach jednej ręki (więc każdy bardzo przeżywam!). Od znajomych rodziców słyszę, że „taka choroba, to nie choroba!” 😉
W krajach skandynawskich dzieci z takim lekkim przeziębieniem normalnie chodzą do przedszkola. Jednak my zatrzymujemy nasze dzieci w domu. Po pierwsze dlatego, że zdajemy sobie sprawę, że infekcja, która jest lekka dla naszych dzieci, może okazać się ciężka dla innego dziecka, z niższą odpornością. A po drugie: wiem jak wrażliwi na tym punkcie są polscy rodzice (w krajach skandynawskich nikt nie zwraca uwagi na „gila” u dzieci).
Gdy nasze dzieci siedzą „chore” w domu nie mają gorączki i rozpiera je energia, więc codziennie wychodzimy na spacery. Za każdym razem chodzę też z dziećmi do lekarza sprawdzić, czy osłuchowo jest czysto. Zawsze okazuje się, że to lekka infekcja, więc pediatrzy nawet nie przepisują żadnych leków, tylko zalecają domowe metody leczenia lub różne ziołowe preparaty.
Na wstępie zaznaczę, że nie mam nic przeciwko antybiotykom, jeśli są one wskazane. Jednak – jak powszechnie wiadomo – nie warto ich nadużywać, bo odbudowanie flory jelitowej po jednej (!) antybiotykoterapii może potrwać nawet 6 miesięcy – w tym okresie jesteśmy narażeni na kolejne infekcje i inne problemy ze zdrowiem.
Oczywiście przeżywam każdą chorobę naszych dzieci. Jednak kiedy spojrzę na to obiektywnie, to tak: muszę przyznać, że Romek i Irenka mają bardzo wysoką odporność.
Wiele razy pytałyście o nasze sposoby na odporność, a także o to, czy nasz trochę „skandynawski” styl życia zaimplementowany w Polsce ma na to wpływ 😉 Prawdopodobnie z zakładki „o blogu” wiecie już, że uwielbiam kraje skandynawskie, a mój mąż ma fińsko-rosyjskie korzenie – we wszystkich tych krajach kładzie się ogromny nacisk na hartowanie dzieci, choć niektóre metody są dość hardkorowe! 😀
Poniżej zebrałam w punktach wszystkie sposoby wzmacniania odporności, które się u nas sprawdzają. Co istotne, stosujemy je przez cały rok, nie tylko tuż przed krytycznym okresem jesienno-zimowych infekcji.
Ruch na (świeżym) powietrzu
Za chwilę wspomnę jeszcze o innych sposobach hartowania, ale zacznę od podstaw: ruchu na świeżym powietrzu niezależnie od pogody. Od lat żyjemy w myśl skandynawskiego przysłowia „Nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania”. Od czasów studenckich jeżdżę na rowerze przez cały rok, niezależnie od pogody. Kiedy pojawiły się dzieci, nie chciałam z tego rezygnować, więc mam przyczepkę rowerową, a mąż fotelik. Jeździmy również jesienią i zimą – odśnieżone ścieżki rowerowe, osłony i stroje przeciwdeszczowe załatwiają sprawę. Poza tym Romek trenuje razem z tatą w Warszawskim Klubie Kolarskim: niezależnie od pogody, wieczorem dwa razy w tygodniu, często po ciemku w lesie 🙂
Według badań naukowych ruch na świeżym powietrzu sprawia, że organizm jest lepiej dotleniony, szybciej się regeneruje i prawidłowo rozwija. Regularna aktywność fizyczna wzmacnia wszystkie układy (nie tylko immunologiczny). Poza tym organizm się hartuje i przyzwyczaja do zmiennych warunków pogodowych.
Co istotne, najkorzystniejsza dla odporności jest umiarkowana, a nie zbyt intensywna i męcząca aktywność fizyczna. Osoby startujące w maratonach, mają zmniejszone stężenie immunoglobulin typu A (to najważniejsze cząsteczki odpornościowe w naszym organizmie) ponieważ nadmierny wysiłek wprowadza organizm w stan kryzysowy [źródła: 1-5].
Pilnujemy, aby dzieci były na zewnątrz codziennie przez co najmniej 3 godziny (w weekend jest to znacznie dłużej). Na szczęście udało nam się znaleźć przedszkole, w którym dzieci wychodzą do ogrodu i na spacery niezależnie od pogody. Nauczyciele są cudowni i zaprawieni w bojach 😉 Powstrzyma ich chyba tylko nawałnica, tornado… albo smog 🙁
Totalnie przygnębia mnie myśl, że względu na smog są dni, kiedy możemy pomarzyć o ŚWIEŻYM powietrzu. Jeśli w najbliższych latach nic nie zmieni się w tym temacie, na serio pomyślimy o emigracji do jednego z krajów skandynawskich.
Dieta
Sposób odżywiania ma ogromne znaczenie. Odporność buduje się w jelitach, więc nawet najlepsze, najbardziej skuteczne sposoby jej wspierania nie pomogą, gdy dziecko je śmieciowe jedzenie.
Nasze dzieci jedzą dużo warzyw, owoców, kasz, strączków, chleba żytniego i zdrowych olei – wszyscy w domu jesteśmy wege, więc w sumie nie mają wyboru 😉 Nasza dieta nie jest idealna, lecz na pewno zdrowsza niż tradycyjna. Czasem dzieci spróbują mięsa lub ryb poza domem (w gościnie lub w przedszkolu) i nie mamy z tym problemu, lecz w naszym domu ich nie ma.
Bardzo ważne dla wysokiej odporności są kiszonki, które wspierają prawidłową florę jelitową. Wprawdzie nasze dzieciaki nie tkną soku z kiszonej kapusty, ani zakwasu z buraków… Za to uwielbiają kiszone ogórasy! 😀
Oczywiście Romek i Irenka mają swoje preferencje i są warzywa, których „nigdy w ziciu” nie zjedzą, ale staram się je przemycać w innych potrawach. Wiele pomysłów znajdziecie w moich przepisach z cyklu Sezonowa Szmuglerka.
Grunt to poznać ulubione smaki dziecka i sprytnie się w nie wpisać. Dzięki temu „przemycam” dzieciom tzw. naturalne antybiotyki – kilka razy w tygodniu jedzą tofu marynowane w świeżo wyciśniętym czosnku, soku z cytryny i oleju lnianym. Samo zdrowie! 🙂 Lekkie przeziębienia leczymy innymi naturalnymi antybiotykami: domowym syropem z cebuli, czosnku, miodu, cytryny, kurkumy i imbiru.
Karmienie piersią – nie bez znaczenia dla odporności jest również fakt, że każde dziecko przez 2,5 roku karmiłam piersią. Romek i Irenka nigdy nie próbowały mleka modyfikowanego – nie jestem jego wrogiem, ale po prostu nie było takiej potrzeby.
Ograniczenie słodyczy – nie ograniczamy cukru do zera, ale staramy się, aby nie jadły słodyczy codziennie. Dzieci jedzą np. 1 kostkę czekolady, a nie cały batonik. Piją przede wszystkim wodę. Nie piją napojów gazowanych, a szklankę soku traktujemy jako pewnego rodzaju przysmak lub deser.
Suplementy
Nasze dzieci suplementują witaminy B12 i D. Ponadto podajemy im Sambucus Kids – to naturalny syrop z bardzo dobrym składem, zawierający wysokiej jakości ekstrakty z owoców czarnego bzu, bogate w antocyjany i polifenole. Badania naukowe potwierdziły, że preparaty z owocu czarnego bzu działają immunostymulująco i przeciwwirusowo [źródła: 6, 7, 8], a także przeciwbakteryjnie [9]. Ponadto owoc bzu czarnego aktywuje układ odpornościowy, stymulując wytwarzanie cytokin [10]. Są również badania dotyczące wirusa grypy A i B – czarny bez (w porównaniu do placebo) skrócił czas trwania choroby średnio o 3-4 dni [11].
Sambucus Kids można stosować u dzieci powyżej 1 roku życia. Nie zawiera zbędnych dodatków, ani syropu glukozowo-fruktozowego, ponieważ jest słodzony organicznym syropem z agawy. Jego skład pochwalił również Pan Tabletka (ufam jego opinii!), porównując dostępne na polskim rynku preparaty zawierające czarny bez w tym zestawieniu.
Brudne dziecko to zdrowe i szczęśliwe dziecko
Jest mnóstwo badań naukowych potwierdzających, że dzieci, które mają przyzwolenie na „brudne” zabawy (i regularnie korzystają z tej możliwości :)) mają silniejszy układ odpornościowy – tutaj znajdziecie mój wpis na ten temat.
Na szczęście naszych dzieci nie trzeba zachęcać do brudnych zabaw 😉 Brudzą się z dziką przyjemnością! A ja mam ogromny luz w tym temacie. Romek i Irka w każdym ubraniu mogą wskoczyć do kałuży, lepić pączki z błota, wspiąć się na drzewo i zjechać na tyłku z górki. Nie dzielimy ubrań na „odświętne” i „na spacer”. Przecież wszystko można wyprać albo zaszyć! A jeśli nie, to trudno – to tylko rzeczy.
W przedszkolu, do którego przez 4 lata chodził Romek, a teraz chodzi tam Irenka, też jest pełne przyzwolenie na wszelkie błotne zabawy 🙂 To właśnie zdjęcia Romka z przedszkola:
Zwierzęta domowe
Nasz Romek wychował się z psem. Potem mieliśmy kilkuletnią przerwę i w marcu 2018 adoptowaliśmy Szyszkę (ze Schroniska na Paluchu). A umówmy się: w domu, w którym jest pies, nigdy nie jest sterylnie czysto 😉 Badania naukowe prowadzone w Finlandii i Szwecji [12, 13] wykazały, że kontakt ze zwierzętami w pierwszych latach życia wzmacnia odporność dziecka i chroni przed chorobami zakaźnymi układu oddechowego oraz astmą. Można więc powiedzieć, że adopcja psa to taka transakcja wiązana: my pomagamy Szyszce, a ona pomaga nam. Mam wrażenie, że w tym bilansie człowiek zyskuje dużo, dużo więcej!
Drzemki na świeżym powietrzu
Drzemki na zimowym, mroźnym powietrzu to bardzo popularny sposób hartowania dzieci w Finlandii i krajach skandynawskich (od co najmniej stulecia). Spopularyzował go fiński pediatra Arvo Ylppö, który od lat 20-tych XX wieku promował wśród młodych matek zalecenia, mające na celu poprawienie stanu zdrowia i wskaźnik przeżycia niemowląt. Jednym z zaleceń były właśnie drzemki na świeżym powietrzu i mrozie. W latach 1920-1992, w dużej mierze dzięki działaniom edukacyjnym Arvo Ylppö, śmiertelność niemowląt w Finlandii spadła z 10% do 0,6% (był to jeden z najniższych wskaźników na świecie).
Nasze dzieci przez pierwszy rok życia również miały drzemki na świeżym powietrzu, także podczas zimowych mrozów (na balkonie lub na spacerze w wózku lub chuście). Zwłaszcza Irka, która jako „high need baby” miała bardzo specyficzne wymagania odnośnie drzemek. Jednak zimą 2016/2017 coraz więcej mówiło się na temat smogu, więc z wielkim żalem musiałam zrezygnować z tego sposobu.
Warunki w mieszkaniu
Temperatura – jesteśmy przyzwyczajeni do temperatury około 18℃. Jest to istotne zwłaszcza podczas snu. Często otwieramy okna, aby przewietrzyć mieszkanie i obniżyć w nim temperaturę. Z grzejników korzystamy sporadycznie, bo w naszym bloku ciepło „promieniuje” z sąsiednich mieszkań.
Oczyszczanie i nawilżanie powietrza – od kilku lat ze względu na smog korzystamy z oczyszczacza powietrza. Kiedyś mieliśmy też nawilżacz, ale zrezygnowaliśmy z niego z obawy przed pleśnią. Jednak mamy na tyle małe mieszkanie, że wystarczy rozwiesić pranie i powietrze jest idealnie wilgotne 😀 A przy psie i dwóch małych nurkach błotnych prania nigdy nie brakuje 😉
Nie przegrzewać!
Nie przegrzewamy dzieci – ani w domu, ani na spacerach. Dużo biegają, a że są ubrane „na cebulkę”, mogą same zdecydować, którą warstwę zdjąć. Trzeba stworzyć dziecku takie warunki, aby nauczyło się rozpoznawać czy mu zimno, czy gorąco, samodzielnie regulowało swoją temperaturę i decydowało o ubiorze. Udało nam się znaleźć idealne przedszkole, gdzie nauczyciele mają podobne „skandynawsko-montessoriańskie” podejście 🙂
Jako niemowlaki Romek i Irka też nigdy nie byli przegrzewani. Na przykład nigdy nie mieliśmy śpiworka do wózka. Nasze niemowlęce „zestawy” na największe mrozy to:
- do wózka: pajacyk + kombinezon zimowy + kocyk minky (zwykły, nie jakiś grubaśny) + ewentualnie osłonka gondoli chroniąca przed wiatrem
- do chusty: pajacyk + cienki kombinezon merino + chusta + osłonka polarowa na chustę
Kąpiel w chłodnej wodzie
Najlepsze zostawiłam na koniec 😉 Ten sposób może okazać się dla Was najbardziej kontrowersyjny i najtrudniejszy do wprowadzenia (bo stosowaliśmy go od urodzenia).
Jednak piszę o nim, bo intuicja podpowiada mi, że to on może okazać się kluczem do sukcesu 🙂 W każdym razie tu, w Polsce, nie znam drugiej rodziny, która hartuje dzieci w ten sposób. Ale po kolei: mój mąż od urodzenia wziął na siebie kąpiel naszych dzieci. W związku z tym od zawsze kąpie Romka i Irenkę w takiej wodzie, jaką on uznaje za „odpowiednią”. Czyli w zimnej! Przynajmniej z mojego punktu widzenia 😉
Hartowanie, morsowanie, wietrzenie – ogólnie ekspozycja organizmu na zimno ma mnóstwo udowodnionych naukowo zalet [źródła: 14-19]. Efekt tych chłodnych kąpieli jest taki, że nasze dzieci są mega zahartowane i mają znacznie niższy zakres tolerancji temperatury. Cieplutka woda, której ja lub moja Mama używamy do mycia rąk i do kąpieli, dla mojego męża i dzieci jest „parząca”. Romek i Irka do dziś kąpią się w wodzie, która dla mnie jest po prostu zimna.
Wiem, że sposobów na wspieranie odporności jest znacznie więcej, lecz najwyraźniej na razie nie są nam potrzebne 😉 Choć na przykład bardzo nas kusi morsowanie! <3
Nie traktujcie tej listy jako przemądrzania się i „jedynej słusznej” prawdy na temat hartowania dzieci. Po prostu opisuję nasze doświadczenia – sposoby, które stosujemy od lat i które się u nas sprawdzają.
Prawda jest taka, że nie istnieje jeden cudowny sposób na wzmocnienie odporności i zwalczenie infekcji. Antybiotyków (które działają tylko na bakterie) nie warto nadużywać. Z wirusami organizm musi poradzić sobie sam, jednak istnieje wiele sposobów, którymi możemy mu pomóc, budując silny układ odpornościowy.
Dajcie znać w komentarzu, czy korzystacie z któregoś z polecanych przeze mnie sposobów. A może zachęciłam Was, aby wypróbować jeden z nich?
Udostępnij ten artykuł,
jeśli masz wśród znajomych osobę, której może się przydać:
Miłego dnia 🙂
ŁAP DARMOWY EBOOK O MONTESSORI:
Cytowane publikacje naukowe:
- Gleeson M., Pyne D.B. (2000) „Special feature for the Olympics: effects of exercise on the immune system: exercise effects on mucosal immunity.” >> LINK
- Klentrou P. i in. (2002) „Effect of moderate exercise on salivary immunoglobulin A and infection risk in humans.” >> LINK
- Francis J.L. i in. (2005) „Variation of salivary immunoglobulins in exercising and sedentary populations.” >> LINK
- Nieman D.C. i in. (2006) „Relationship between salivary IgA secretion and upper respiratory tract infection following a 160-km race.” >> LINK
- Trochimiak T., Hübner-Woźniak E. (2012) „Effect of exercise on the level of immunoglobulin A in saliva” >> LINK
- Tejero J. i in. (2015) „Elderberries: A Source of Ribosome-Inactivating Proteins with Lectin Activity” >> LINK
- Kinoshita E. i in. (2012) „Anti-Influenza Virus Effects of Elderberry Juice and Its Fractions” >> LINK
- Vandenbussche F. (2004) „Analysis of the in planta antiviral activity of elderberry ribosome-inactivating proteins” >> LINK
- Krawitz C. i in. (2011) „Inhibitory activity of a standardized elderberry liquid extract against clinically-relevant human respiratory bacterial pathogens and influenza A and B viruses” >> LINK
- Barak V. i in. (2001) „The effect of Sambucol, a black elderberry-based, natural product, on the production of human cytokines: I. Inflammatory cytokines” >> LINK
- Zakay-Rones Z. i in. (2004) „Randomized study of the efficacy and safety of oral elderberry extract in the treatment of influenza A and B virus infections” >> LINK
- Eija Bergroth, Sami Remes, Juha Pekkanen, Timo Kauppila, Gisela Büchele and Leea Keski-Nisula (2012) „Respiratory Tract Illnesses During the First Year of Life: Effect of Dog and Cat Contacts” Pediatrics >> LINK
- Tove Fall, Cecilia Lundholm, Anne K Örtqvist (2015) „Early Exposure to Dogs and Farm Animals and the Risk of Childhood Asthma” JAMA Pediatrics >> LINK
- Gagnon D.D.,Gagnon S.S., Rintamäki H., Törmäkangas T. , Puukka K., Herzig K.H., Kyröläinen H. (2014) „The Effects of Cold Exposure on Leukocytes, Hormones and Cytokines during Acute Exercise in Humans” >> LINK
- Koska J. i in. (2002) „Endocrine regulation of subcutaneous fat metabolism during cold exposure in humans” >> LINK
- Malanga G.A., Yan N., Stark J. (2015) „Mechanisms and efficacy of heat and cold therapies for musculoskeletal injury” >> LINK
- Imbeault P., Dépault I., Haman F. (2009) „Cold exposure increases adiponectin levels in men” >> LINK
- Raymann R.J., Swaab D.F., Van Someren E.J. (2008) „Skin deep: enhanced sleep depth by cutaneous temperature manipulation” >> LINK
- Janský L. i in. (1996) „Immune system of cold-exposed and cold-adapted humans” >> LINK
odporność dzieci
Partnerem wpisu jest Sambucus Kids.
Więcej o tym, dlaczego chcemy, aby nasze dzieci były „dzikie” pisałam tutaj:
odporność dzieci
13 komentarz
Wychowywałam moje podobnie, ale prawdopodobnie jest też jakiś czynnik gebetyczny poza naszą kontrola. Chociaż karmiłam też tylko do około roku no i nie jesteśmy Wege, i ze względu na moją alergie nue mamy niestety zwierzat. Ale świeże powietrze,codzienne wyjścia, zabawy w błocie, kontakt z innymi dziećmi, kaloryfery tylko gdy zimno tak dokuczliwe, te nie można zasnąć – wszystko stosowaliśmy, mimo to Duża orzechorowala dwa pierwsze sezony w żłobku, a my niestety z nią. Za to potem sporadycznie, w szkole niemal nigdy. Wiesz co jeszcze jest ważne – pediatra stosujący antybiotyki z umiarem, u Dużej taka panią doktor mieliśmy. Bywałam u niej z jedną infekcja nawet 3 razy. Zawsze usłuchała, czy nie trzeba jednak podać i najczęściej nie trzeba było. Pediatra syna (po przeprowadzce) daje receptę „na wszelki wypadek” – poczekalnia pełna, bo to dzielnica obfitująca w młode rodziny, stąd brak czasu na indywidualne podejście. Ja też nie neguje antybiotyków,ale u syna przyczyniły się (nie same, w kombinacji) do zlego stanu mleczakow. 🙁 Zazdroszczę Wam odporności.
To my praktycznie stosujemy wszystkie sposoby (z wyjątkiem tego syropu, no i wege nie jesteśmy, ale mięso traktujemy jak jeden ze składników różnorodnych posiłków, a nie jako podstawę). Większość córka sama wybrała, nie pozwalając się przykrywać, zakładać skarpetek, wymagając codziennych długich spacerów, lubując się w długich kąpielach aż woda jest zupełnie zimna, chodząc gdzie się da boso.
U nas podobnie, hartujemy każdego dnia, córka (16 miesięcy) do tej pory drzemki ma na dworze, brudzimy się z dziećmi na potęgę i korzystamy z każdej chwili żeby pobyć na dworze:) Tak jak piszesz bardzo ważna jest dieta, więc bardzo też tego pilnuję, mięso dzieci jedzą sporadycznie, same tak wybrały, więc uzupełniamy dietę innymi produktami. No i karmienie piersią, już parę razy uratowało córkę przed infekcją, jak wszyscy dokoła byli chorzy, córki nic nie ruszyło, więc karmimy się do tej pory i pewnie jeszcze trochę przed nami :))
Dziękuję za ten wpis. Co prawda wiele ze sposobów juz znam wiec Twój wpis jest dowodem za to ze dobrze robie nie zakładając dzieciom czapeczki gdy jest ciepło albo wychodząc z nimi niezależnie od pogody Zazdroszczę przedszkola My mamy super przedszkole blisko domu z dużym ogrodem ale dzieci nie wychodzą codziennie Przez co naprawdę musze się poststać aby codziennie były na dworzu Jeszcze w lato nie ma z tym problemu ale w listopadzie nikomu nie chce się iść na spacer
U nas podobne sposoby, nadal karmie 3.5 łatkę ale przedszkolne wirusy dają nam mocno w kość. Od 10 lat tyle nie chorowalam. A w sezonie letnim wiedziałam że przed nami przedszkole więc tym bardziej zwracała uwagę na dietę, odpoczynek.
Myślę, że dużo tu zależy od dziecka i jego wrodzonej odporności. Moja trzylatka łapie tylko lekkie infekcje, podczas gdy dzieci z jej otoczenia ciągle mają jakieś poważne i skomplikowane choroby. Ja osobiście jestem ciepłolubna i często łapię się na tym, że za ciepło ją ubieram, chociaż staramy się ubierać tak samo. Na szczęście młoda daje znać, że jej za gorąco i sama się rozbiera.
Co do śpiworka, uważam to za najlepszy zakup wyprawkowy, ponieważ dzięki niemu wychodząc z maluchem na drzemkę na spacerze nie muszę jakoś specjalnie przejmować się ubiorem. Wkładam cienki pajacyk (albo samą bluzę z kapturem w cieplejszy dzień) i pakuję dziecko do śpiworka. Kocyk sprawdza się, gdy dziecko śpi w gondoli, ale w otwartej spacerówce niestety nie jest łatwo zawinąć tak, aby ruchliwy maluch nie zrzucił koca w czasie zasypiania. Nie znoszę za to grubych kombinezonów.
Super wpis! Podpisuję się pod wszystkim, choć u nas narazie 1,5r i 3,5 bez chorób (tfutfu). Choć w zimie bardzo lubię śpiworej, bo dużo jeżdżę komunikacją miejską i wtedy po prostu go rozpinam w gorących tramwajach (swoją drogą przez to że grzeją w komunikacji miejskiej łatwo o przegrzanie), w każdym razie spiworek łatwo odpiac nawet jak dziecko spi;))
Zgodzę się że wszystkim (zwłaszcza z czasem spędzonym na dworze) oprócz posiadania psa/kota itp. Osobiście jestem psiarą, nigdy nie wyobrażałam sobie żeby w naszym domu mogło by zabraknąć psa. Jednak nasz synek bardzo dużo chorował na zapalenia oskrzeli. Alergolog zasugerował nam pozbycie się psa. Było to dla mnie trudne, ale udało mi się znaleźć dla niego rodzinę zastępczą. Od kad pies zniknął z naszego domu, ilość infekcji układu oddechowego zmalała znacząco a jakość naszego życia zdecydowanie się poprawiła. Poza tym nic nie zmienilismy.
Rozumiem, ale alergia to jest inny przypadek: to alergia negatywnie wpływa na odporność, a nie obecność zwierzaka. Badania naukowe wykazały, że w przypadku zdrowych dzieci (bez alergii) wychowanie ze zwierzętami zwiększa odporność – na końcu artykułu są wszystkie linki do badań, to nie są moje „wymysły” tylko dowody naukowe.
Swietny artykul.
Stosuje 90% polecanych metod i wiem doskonale ze dzialaja 🙂
Pozdrawiam
Tez szukam takiego przedszkola w Warszawie i nie moge znalezc. Jestem troche przerazona, ze moje dziecko utknie w 4 scianach niedlugo, a my od urodzenia duzo na powietrzu 🙁
W pełni zgadzam się z tą listą. Nic bym nie dodała.
Większość pomysłów mamy wprowadzone u siebie, co do ostatniego to faktycznie chłodniejsze kąpiele brzmią sensownie, z tym że jak nie wprowadzi się ich od razu to później ciężko