Jak wychować dzikie dzieci w mieście? Czy to w ogóle możliwe? Przecież „dzikość” to domena życia na wsi, a najlepiej w lesie Co zrobić, gdy mieszkasz w mieście i chcesz, aby Twoje dziecko było „dzikie” – zakochane w przyrodzie, wolne, zdrowe i wysportowane? To artykuł dla tych z Was, którzy mieszkają w miastach i muszą trochę pokombinować, aby wychować dziecko w ten sposób.
Dlaczego chcemy, aby nasze dzieci były „dzikie”?
Powodów może być wiele. Część z nich wymieniłam powyżej. Być może w dzieciństwie sami byliście „dzicy” i chcecie zapewnić podobne warunki Waszym dzieciakom? A może wręcz przeciwnie – dopiero na stare lata odkryliście, jak przyroda wspaniale na Was wpływa? Wielu rodziców wierzy, że kontakt z naturą i ruch na świeżym powietrzu sprawiają, że dzieci są odważne, odporne na stres, ciekawe świata, kreatywne… i po prostu szczęśliwe?
Twarde dane w postaci badań naukowych przekonują nas, że:
- Dzieci, które mają kontakt z naturą, w życiu dorosłym są szczęśliwsze i mniej podatne na spektrum zaburzeń psychicznych – tak wynika z tegorocznych badań duńskich naukowców [1]. W badaniu uwzględniono szereg czynników społecznych, ekonomicznych i zdrowotnych, a potem sprawdzono, czy dzieci w wieku od urodzenia do 10 roku życia mieszkały w pobliżu terenów zielonych. Okazało się, że ryzyko późniejszej choroby psychicznej dla dzieci, w których otoczeniu było najmniej zieleni, było do 55% wyższe w porównaniu z dziećmi, w których otoczeniu było najwięcej terenów zielonych (listę wszystkich badań naukowych znajdziecie na końcu artykułu).
- Podobnych wniosków dostarczyło najnowsze badanie naukowców z Instytutu Zdrowia Globalnego w Barcelonie [2]:
- im mniejszy kontakt z naturą w dzieciństwie, tym większe prawdopodobieństwo występowania depresji i lęków w wieku dorosłym.
- osoby, które dzieciństwie cieszyły się czasem na świeżym powietrzu bardziej doceniają znaczenie przyrody już jako osoby dorosłe.
3. Wystarczy 20 minut kontaktu z naturą, aby obniżyć poziom hormonów stresu – tak wykazało jedno z najnowszych badań, poświęcone doświadczaniu natury w mieście [3]. Według naukowców pracownicy służby zdrowia mogą wykorzystać to odkrycie, przepisując codzienną dawkę „pigułek natury”, które dają rzeczywisty, wymierny efekt.
4. W tym artykule wspominałam już, że według naukowców z University of Illinois rodziny spędzające czas na łonie natury są szczęśliwsze, ponieważ kontakt z przyrodą wzmacnia więzi społeczne i rodzinne: „jesteśmy bardziej uważni, mniej poirytowani, mamy lepszy kontakt ze sobą i z innymi ludźmi. Większa samoświadomość i świadomość drugiej osoby pomaga spontanicznie pracować nad poprawieniem i umocnieniem relacji z bliskimi.”
Ponadto dzieci, które mogą pobrudzić się na spacerze i robią to regularnie, mają silniejszy układ odpornościowy – na ten temat powstała cała książka „A niech się brudzą! Nowy sposób na zdrowie Twojego dziecka”, którą recenzowałam tutaj:
Dlaczego chcemy, aby nasze dzieci były „dzikie”? Tak naprawdę nieważne, który z powyższych powodów jest dla Was priorytetem – to artykuł dla rodziców, którym bliska jest dzikość w różnych odsłonach Poniżej znajdziesz listę 14 pomysłów na wychowanie dzikich dzieci, które stosujemy mieszkając w Warszawie oraz kilka fajnych patentów, którymi podzieliłyście się w grupie Czytelników bloga na Facebooku „Matki Dzikich Dzieci”.
Oczywiście nie musisz wykorzystać wszystkich pomysłów, możesz wybrać kilka z nich – dostosuj je do Waszego miejsca zamieszkania i tego, co lubicie robić najbardziej. Tego, co najważniejsze i tak dowiesz się na końcu. Napisałam tam co – moim zdaniem – jest kluczowe w wychowaniu dzikich dzieci.
14 sposobów jak wychować dzikie dzieci w mieście
ZACHWYT PRZYRODĄ
Dzikie dzieci uwielbiają obserwować naturę: przyglądają się „robaczkom”, ratują ślimaki, kolekcjonują kamienie i patyczki jak największe skarby (przecież każdy z nich jest inny!), wypychają kieszenie szyszkami i kasztanami. Dzikie dziecko wychowane w mieście też może robić to wszystko. Ponadto nie uchowa się przed nim żaden krawężnik, murek, ani schody – wszędzie musi się wspiąć, śmiało eksplorując otoczenie.
U nas jest dokładnie tak samo. Noszę potem te wszystkie bezcenne patyki, kamienie i szyszki w kieszeniach, plecaku, torbach… i boję się ukradkiem wyrzucić!
Co jeszcze? Obydwoje z mężem mamy wykształcenie przyrodnicze: mąż skończył geografię i biologię, a ja ochronę środowiska. Pewnie znacie rodziny inżynierów czy lekarzy, w których wszyscy członkowie rodziny siłą rzeczy chłoną wiedzę z danej branży? U nas dokładnie tak jest z wiedzą o przyrodzie. Może nie jesteśmy dla dzieci chodzącą encyklopedią, ale „Ekologią” Krebsa – już tak Bez presji wspominamy o czymś mimochodem, tłumaczymy różne zjawiska, a dzieci chłoną wiedzę jak małe, ale pojemne gąbeczki.
Kiedy kończy się zachwyt naturą, a zaczyna się fobia?
Owady, pająki, szczury, myszy, węże – boicie się ich? Zastanawiam się, kiedy zaczyna się ten lęk? W którym momencie znika dziecięcy zachwyt naturą, a pojawia się fobia? Czy wynika to z nieprzyjemnych doświadczeń? Lęków przekazanych przez członków rodziny? A może z „zespołu deficytu natury”, o którym pisze Richard Louv?
Przykro mi się robi, kiedy ktoś z moich znajomych pokazuje na Facebooku znalezionego w swoim ogrodzie niewinnego zaskrońca lub padalca, po czym padają komentarze: „Fuuuj! Zabij to paskudztwo”. Dlaczego zupełnie niegroźne i nieszkodliwe węże i jaszczurki (objęte ochroną gatunkową!) napawają ludzi takim obrzydzeniem?
PODRÓŻE MAŁE I DUŻE
Jeśli chcesz wychować dzikie dziecko, jak najczęściej umożliwiaj mu kontakt z przyrodą. Zabieraj rodzinę poza miasto: do lasu, nad rzekę, nad jezioro. W tygodniu, kiedy brakuje czasu na dalsze wycieczki, możecie organizować miejskie mikrowyprawy. Nawet w centrum miasta można znaleźć kawałek zieleni, skwerek lub park i zapuścić tam korzenie
Ubrania dzieci – Chmurrra Burrra z kolekcji LAS.
Mieszkamy na obrzeżu Warszawy, 10 minut od Lasu Kabackiego. Wprawdzie nie jest to las z prawdziwego zdarzenia, ale lepszy taki niż żaden, zwłaszcza jeśli możemy tam zaglądać codziennie Poza tym Ursynów i Kabaty to wyjątkowo zielone osiedla. Zanim nasze dzieci poszły do żłobka, spędzaliśmy cały dzień poza domem.
Muszę ze skruchą przyznać, że z powodu tej naszej „dzikości” trochę nas omija. Obydwoje z mężem jesteśmy cisi, nieśmiali i nie lubimy tłumów. Dlatego jeśli mamy wybór spędzamy weekendy tam, gdzie nie ma ludzi. W ten sposób omijamy nie tylko centrum miasta, ale również muzea, teatry i rozmaite imprezy, które pozwalają się „odchamić” i zawrzeć znajomości z rodzinami o podobnych zainteresowaniach. Jak widać dzikość ma też swoje ciemne strony
MY SIĘ BRUDU NIE BOIMY
Nie dzielimy ubrań na codzienne i „odświętne” Nasze dzieci nie mają ciuchów, których nie mogą pobrudzić. W każdym ubraniu mogą wskoczyć do kałuży, wspiąć się na drzewo i zjechać na tyłku z błotnej skarpy. Przecież wszystko można wyprać albo zaszyć, a jeśli nie – to trudno. To tylko rzeczy.
Dzikie dzieci nie są przegrzewane. Często same mogą decydować jak się ubrać i czy jest im zimno czy gorąco.
A propos negatywnych uwag i oburzonych spojrzeń osiedlowych babć, o których tak wiele z Was wspominało w grupie Matki Dzikich Dzieci. Może mamy szczęście (a może to wyparłam), ale jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Nasze dzieci kąpią się w kałużach po każdym deszczu. Czasem w odpowiednim ubraniu, a czasem bez, czyli w zwykłych ciuchach i trampkach. Nasz syn wraca z przedszkola ubłocony od stóp do głów. Każdy, kto nas mija, przyjaźnie się uśmiecha, zapewne wspominając własne dzieciństwo Jak jest u Was? Może po prostu mamy szczęście?
BOSO!
Po piasku, po kamieniach, po trawie. Po betonie też!
Każde z naszych dzieci przechodziło fazę na bieganie boso. U Irenki ten etap trwa do dziś. Są dni, kiedy tylko w żłobku zakłada kapcie, a poza tym biega boso cały dzień
Wkurzam się na maksa na ludzką głupotę i brak odpowiedzialności, kiedy na trawniku przed naszym blokiem znajduję potłuczone butelki albo psie miny. Też mamy psa, ale jestem ortodoksem w temacie sprzątania kup. A alkoholowe libacje w krzakach, połączone z rytualnym tłuczeniem piersiówek, to osobny temat…
Dlatego na bieganie boso wybieramy bezpieczne, sprawdzone miejsca, a zanim tam dotrzemy, córka „wietrzy” stopy siedząc w foteliku rowerowym
NIE MA ZŁEJ POGODY…
…SĄ TYLKO ZŁE UBRANIA! – to powiedzenie bardzo popularne w krajach skandynawskich. Na dworze jest pochmurno, zimno, sypie śnieg lub leje deszcz? To nie powstrzymuje dzikich dzieci (i ich rodziców) przed spacerem.
Skandynawia kojarzy nam się z wyjątkowym designem, lecz w ubiorze dzieci liczy się bardziej pragmatyzm i prostota. Ubrania mają być przede wszystkim praktyczne: ciepłe, wygodne, oddychające i wodoodporne. Wyprawka przedszkolaka i ucznia to przede wszystkim kilka kompletów ubrań na każdą pogodę. W krajach skandynawskich takie ciuchy są mega popularne i łatwo dostępne i nikt nie przejmuje się, kiedy wszystkie dzieci wyglądają tak samo. W Polsce takie podejście do ubrań było oczywiste w czasach PRL, dziś różnie z tym bywa.
NIE MA ZŁEJ POGODY NA ROWERY!
Podobnie jak w krajach skandynawskich, jeździmy na rowerach przez cały rok, również w deszczu, po śniegu i lodzie. Jeżdżę tak mniej więcej od 2003 roku, więc kiedy urodziły się dzieci, rowery były dla nas naturalnym i oczywistym wyborem. Dla dzieci mamy fotelik, przyczepkę, rower starszego syna, rowerek biegowy i hulajnogę młodszej córki – i jeździmy na nich w różnych konfiguracjach. Mamy też przeznaczone na rower przeciwdeszczowe kurtki, spodnie, nakładki na buty i pokrowiec na fotelik (a przyczepka ma folię przeciwdeszczową) – dzięki temu możemy z nich korzystać naprawdę przy każdej pogodzie.
W weekendy jeździmy rowerami dla przyjemności. Często to całodniowe wyprawy połączone z drzemką i piknikiem na kocu. Mąż i syn planują też w tym roku wspólną wyprawę rowerową z małym bagażem i nocowaniem pod namiotem.
W tygodniu pedałujemy do pracy, do żłobka, przedszkola i na zakupy. Samochód stoi pod blokiem i zastanawiam się, czy w ogóle jest nam potrzebny Odpalamy go maksymalnie dwa razy w miesiącu lub kiedy jedziemy na wakacje. Zanim urodziło nam się drugie dziecko, w ogóle nie mieliśmy auta i świetnie sobie radziliśmy. Chcecie wpis na temat rodzicielstwa bez samochodu?
SPORT
Odważne eksplorowanie otoczenia i wycieczki rowerowe to dopiero początek! W kolejnych latach przeradza się to w fantastyczną kondycję fizyczną i fascynację sportem. Nasz siedmioletni syn, który od zawsze ma ogromną potrzebę ruchu i możliwość jej realizacji, w tym roku zaczął skakać na rowerze w skateparku, a na placu zabaw robi takie akrobacje (kliknij, aby obejrzeć film):
Pękam z dumy i czuję, że w dziedzinie aktywności fizycznej jako rodzice stanęliśmy na wysokości zadania. Tym bardziej, że syn ma zaburzenia SI, więc ta ogromna potrzeba ruchu w dużej mierze wynika z potrzeby dostymulowania. Jeszcze kilka lat temu miał problem aby wspiąć się na na drzewo albo „pajęczynę” na placu zabaw, więc jego postępy i dzisiejsze osiągnięcia to wynik naszego wsparcia, wytrwałości i kilku tysięcy godzin ruchu na świeżym powietrzu, niezależnie od pogody.
HARTOWANIE
Opisane powyżej podejście do ruchu na świeżym powietrzu, ubrania i brudu, przekłada się na hartowanie i budowanie odporności. U nas w domu hartowanie zaczęło się jeszcze wcześniej: już od urodzenia mój mąż kąpał dzieci w chłodnej wodzie i robi tak do dziś. Poza tym (podobnie jak w krajach skandynawskich) nasze dzieci miały drzemki na dworze, również podczas zimowych mrozów. Nie przegrzewamy mieszkania, zimą mamy w domu maksymalnie 18-19 stopni. Tych sposobów jest znacznie więcej, więc hartowanie to temat na osobny długi wpis.
ODPORNOŚĆ – NIE TYLKO NA CHOROBY, ALE TEŻ NA UWAGI OTOCZENIA
Gdy w grupie Matki Dzikich Dzieci zadałam tytułowe pytanie: „jak wychować dzikie dziecko w mieście?”, aby zebrać Wasze opinie, jedna z pierwszych odpowiedzi (której autorką była Ola z bloga Esencja) brzmiała: „Omijać osiedlowe piaskownice z mamuśkami i babciami”. Oczywiście to żart, ale jest w nim trochę prawdy. Jesteśmy zwierzętami stadnymi i nie lubimy, gdy ktoś nas krytykuje i próbuje wywołać poczucie wstydu.
Wychowując „dzikie dzieci”, czasem trudno nam złapać wspólny język z innymi rodzicami, babciami i dziadkami, którzy asekurują każdy krok dziecka i zabraniają wielu rzeczy w obawie przed wypadkiem albo ubrudzeniem ubrania.
Spróbujmy na chwilę wczuć się w punkt widzenia takiej osoby. Widząc „dzikie dziecko” (z równie dzikimi rodzicami) zapewne nie dostrzega ona wolności, samodzielności i odkrywania świata. Prawdopodobnie widzi tylko brud, niebezpieczeństwo, brak odpowiedzialności, a może nawet obojętność i zaniedbanie?
Co robić, gdy słyszymy nieprzyjemne krytyczne uwagi od takich osób? Moim zdaniem najlepiej zbyć je jakimś miłym żartem. Mocno wierzę, że jeśli pokażemy „dzikość” jako coś fajnego, pozytywnego i bezpiecznego, zarazimy nią więcej sceptycznych rodziców i opiekunów
DZIECIŃSTWO BEZ PRĄDU
#Childhoodunplugged to ograniczenie w życiu dziecka elektroniki: sprzętów takich jak telewizor, tablet i telefon, aby dzieci miały więcej czasu na inne aktywności. Między innymi po to, aby doceniały ruch na świeżym powietrzu jako coś super atrakcyjnego i aby była to dla nich aktywność pierwszego wyboru. To powrót do natury i odkrywanie świata, czas na nieskrępowaną zabawę i kreatywną nudę.
Czy nasze dzieci mają szlaban na elektronikę? Nie. Moim zdaniem całkowity zakaz to izolacja dziecka od współczesnego świata. Romek i Irka oglądają bajki, które dość starannie selekcjonujemy – najpierw nagrywaliśmy je na dekoder kablówki, a później całkiem zrezygnowaliśmy z telewizji i puszczamy im bajki z Netflixa lub Youtube Kids. Poza tym mocno ograniczamy czas przed ekranem, zgodnie z wytycznymi, o których pisałam w tym artykule:
Romek uchował się przed grami i tabletem przez 7 lat. To była nasza świadoma decyzja, bo znamy naszego syna, wiemy jak napala się na różne rzeczy. Wiedzieliśmy, że jeśli zacząłby grać kilka lat temu, to ciężko byłoby go oderwać, więc z naszej strony to nie tylko troska, ale też w pewnym stopniu wygodnictwo
Uznaliśmy, że im później wprowadzimy gry, tablet i telefon, tym lepiej. A gdy dziecko już używa elektroniki, niech to będzie coś pożytecznego. Romek korzysta z tabletu od niedawna. Szuka tam przede wszystkim instrukcji Lego Technics (i buduje w wyobraźni zestawy, których nie ma), ogląda Youtube Kids i uczy się języka angielskiego z native speakerem.
Kilka lat temu zrezygnowaliśmy z kablówki, więc Irenka wychowała się całkowicie bez reklam. Widzimy wyraźnie jaka to ogromna różnica! Na przykładzie starszego syna przekonaliśmy się, że nawet kilka „niewinnych” reklam pomiędzy bajkami = konsumpcjonizm.
Nie uważam, że elektronika to zło wcielone Bajki i gry (odpowiednio dobrane i dawkowane w rozsądnych ilościach) to wartościowa nauka i rozrywka. Ale nasze dzieci używają jej tylko tyle, aby przygotować się do życia we współczesnym świecie i żeby za bardzo nie odstawać w tematach rozmów z rówieśnikami.
KSIĄŻKI
Dzikie dziecko naturalnie sięga po książki, w których znajdzie przygodę i przyrodę Na oko 90% naszych książek dotyczy przyrody, kosmosu, geografii, ochrony środowiska albo przygód dzieci na łonie natury. Wiele z nich znajdziecie w zakładce Mama > Książki dla dzieci.
TROSKA O ŚRODOWISKO
Fascynacja, szacunek i miłość do przyrody automatycznie przekłada się na ekologiczne nawyki całej rodziny. Nawyki takie jak zakręcanie wody i grzejników, wyłączanie światła, segregacja odpadów i korzystanie z wielorazowych toreb mamy we krwi, ale cały czas staramy się zmieniać kolejne rzeczy – na miarę naszych możliwości.
PRZEDSZKOLE PRZYJAZNE DZIKIM DZIECIOM
Wiadomo, że najważniejsze jest to, co przekazujecie w domu. Ale jeśli uda Wam się znaleźć przedszkole spójne z Waszym podejściem, tym lepiej. Wierzcie mi lub nie, ale naprawdę nie jesteśmy odosobnieni w naszej dzikości! Grupa Matki Dzikich Dzieci (do której serdecznie Was zapraszam!) liczy już prawie 10000 osób, a jestem pewna, że to tylko mały wycinek populacji polskich „dzikich” matek.
Warto szukać przedszkola idealnego. Wcale nie musi to być przedszkole, które ma w nazwie „leśne” albo „skandynawskie”. Wybierzcie przedszkole, które odpowiada Wam pod względem lokalizacji i ceny i podczas rozmowy rekrutacyjnej zapytajcie, jaki wychowawcy mają stosunek do zabawy w kałużach, ruchu na świeżym powietrzu i kontaktu z przyrodą. Przy okazji można to osobiście zweryfikować rzucając okiem na ubrania w szatni. Jeśli wiszą tam zabłocone kurtki i spodnie przeciwdeszczowe – jesteście w domu!
My znaleźliśmy takie idealne miejsce w 2014 roku. Nasz syn chodził tam przez 4 lata, a od września idzie tam nasza córka. To przedszkole łączące wszystkie zalety, na jakich nam zależało: pedagogikę Montessori, szacunek do dziecka i komunikację w duchu NVC, wycieczki do lasu, sport i mnóstwo ruchu na świeżym powietrzu (niezależnie od pogody), duży ogród i totalny luz na zabawy w kałużach i błocie
Wasze pomysły
na wychowanie Dzikich Dzieci w mieście
W grupie „Matki Dzikich Dzieci” zapytałam o Wasze patenty na dzikość w mieście. Oprócz opisanych wyżej pomysłów, które stosujemy w naszym domu, wymieniłyście:
- Ogródki działkowe (lub ogród kogoś z rodziny), a w nich rozmaite prace grodowe, kąpiel w basenie, albo strumieniu z węża ogrodowego lub spryskiwacza
- Basen i „błotna kuchnia” na balkonie w bloku
- Schody służące jako ścianka wspinaczkowa
- Kąpiel w miejskich fontannach (tutaj uwaga: woda w fontannach to często straszny syf!)
- Przytulanie okolicznych psów, kotów i innych żyjątek (do tego również podchodźcie odpowiedzialnie)
- Spacery do tężni, gdzie można się wspinać i taplać w solance
- Warsztaty w duchu dzikiego dzieciństwa
- Festiwale i eventy, które „respektują dzikość serca”, z niewielką liczbą uczestników
Co jest najważniejsze w wychowaniu dzikiego dziecka?
Dzikie dzieciństwo i dzikie rodzicielstwo to stan umysłu!
To jednocześnie odwaga i odpuszczanie. To totalny luz w kwestii brudu i tego, co powiedzą lub pomyślą inni (skoro nie dzieje im się krzywda – who cares?). W dużej mierze to również luz w kwestii wolności, władzy, kontroli, posłuszeństwa i sztywnego schematu, w który my lub nasze dzieci musimy się wpasować. To uważność i fascynacja tym, co na pozór zwyczajne i nudne. Brak tekstów: „nie biegaj, nie wspinaj się, to nie dla dzieci, jesteś za mały!” To balansowanie na cienkiej granicy pomiędzy bezpieczeństwem a wolnością i empirycznym poznawaniem świata.
„ Strach to największa siła, która powstrzymuje rodziców przed przyznaniem dzieciom takiej wolności, jaką samą cieszyli się, kiedy byli mali.”
Richard Louv „Ostatnie dziecko lasu”
Jeśli dotrwałaś/eś do tego momentu – dziękuję i gratuluję! Dajcie znać w komentarzu (tutaj↓ lub na Facebooku) czy wyczerpałam temat. W jaki sposób Ty wychowujesz swoje dzikie dziecko? Korzystasz z opisanych tu pomysłów? Dorzucisz do listy coś nowego?
Udostępnij ten artykuł,
jeśli masz wśród znajomych osobę, której może się przydać:
Miłego dnia
Chcesz być na bieżąco?
Obserwuj blog na Instagramie
lub Facebooku:
Badania naukowe:
- Engemann K. i in. „Residential green space in childhood is associated with lower risk of psychiatric disorders from adolescence into adulthood” PNAS 2019, 116 (11): 5188-5193 >> KLIK
- Preuß M. „Low Childhood Nature Exposure is Associated with Worse Mental Health in Adulthood” International Journal of Environmental Research and Public Health 2019, 16(10), 1809 >> KLIK
- Hunter M.R. i in. „Urban Nature Experiences Reduce Stress in the Context of Daily Life Based on Salivary Biomarkers.” Frontiers in Psychology, 2019 >> KLIK
Książki na temat roli kontaktu z naturą i budowania odporności:
- „A niech się brudzą! Nowy sposób na zdrowie Twojego dziecka” dr R. Bett Finlay i dr Marie-Claire Arrieta >> KLIK
- „Nie ma złej pogody na spacer. Tajemnica szwedzkiego wychowania dzieci” Linda Åkeson McGurk >> KLIK
- „Ostatnie dziecko lasu” Richard Louv >> KLIK
- „Witamina N. Odkryj przyrodę na nowo. 500 pomysłów i inspiracji dla rodziców i nauczycieli” Richard Louv >> KLIK
- „Historia wewnętrzna. Jelita – najbardziej fascynujący organ naszego ciała” Giulia Enders >> KLIK
- „Food Pharmacy” Aurell Lina Nertby, Clase Mia >> KLIK
Fantastyczny artykuł i podpisujemy się pod nim w 100%. Możemy rzec, że mamy identyczne podejście do naszego synka. Pozdrawiamy z… dzikiej Islandii!
Reniu, bardzo fajny, ciekawy i wartościowy artykuł. Jak zwykle bardzo rzetelnie przygotowany, pomimo, że temat luźny. Jesteś mistrzynią wciągania w każdy wątek rodzicielski.
A co do tematu, to im starsza jestem, czyli im bardziej dojrzałą mamą się staję, tym większy mam dystans, spokój w sobie i zrozumienie o co w tym wsystkim chodzi
Wspaniale, że podejmujesz ten temat, bo kwestia szanowania własnego środowiska i naturalnego podejścia do niego, spędzania w nim czasu i mądrego korzystania z jego zasobów to kluczowa sprawa moim zdaniem, jeśli chodzi o wychowanie dzieci. One swoje otoczenie traktują z uwagą i szacunkiem. Jeśli takie wartości wyniosą z dzieciństwa, jest szansa, że będą miały takie podejście w dorosłym życiu. Jednym słowem w dzieciach nadzieja i mądrych rodzicach, którzy to czują i rozumieją.
Ściskam.
Super!
A bez samochodu jak najbardziej da się żyć i to z 2 dzieci (2.5 roku i 6 mcy;) u nas królują dzięki temu bardzo długie spacery, wyprawy komunikacją miejską i POCIĄGI (które kochamy i którymi jeździmy na wakacje – też w tym roku).
Co do fobii – syn uwielbiał obserwować robaczki do czasu aż moja nadgorliwa mama, której nie wiedzieć czemu strasznie przeszkadzało że mały biega po domu z gołą pupą wpadła na pomysł postraszyć że w tą pupę ugryzie go mucha. Teraz mamy pozamiatane bo boi się WSZYSTKICH much
A co do Waszej nieśmiałości- kocham Was za to bo już myślałam że ze mną i z mężem jest coś nie tak mamy identycznie pozdrawiamy i dziękujemy za wpis! :*
Fantastyczny, pełen ciepłych porad i wskazówek artykuł. Właśnie chyba czegoś takiego potrzebowaliśmy razem z żoną, aby w końcu oderwać się od tych wszystkich obowiązujących schematów. Że wszystko czyste, pięknie ułożone, dzieci grzecznie idące za rękę, nie potrafiące samodzielnie myśleć i podejmować decyzji, bojące się doświadczać, bo wiedzą, że to “jeszcze nie dla nich”. Nie lubimy też wchodzenia do cudzego życia z buciorami, chcemy wychowywać dzieci inaczej – będziemy to robić. Dzięki Ci za ten artykuł
Super artykuł, bardzo pomocny.
Mam jednak pewne wątpliwości do chodzenia na bosaka wszędzie, gdzie się da – 1. wg ortopedów twarde nienaturalne powierzchnie (podłogi, beton itp) nie działają dobrze na układ kostny dzieci 2. odkąd walczyliśmy pół roku z wirusową brodawką podeszwową i usłyszeliśmy, że teraz jest jakaś plaga tego świństwa, to jednak mamy pewne obawy. Nasze dzieci nie są do końca dzikie (a szkoda), ale akurat na bosaka biegają, kiedy tylko mogą.