Jak mówicie do dzieci? Zdrobniale czy jak do dorosłych? A może w jakiś pośredni sposób? Który z tych sposobów to „mniejsze zło”? Jak należy rozmawiać z maluchami, aby pomóc im w nauce mówienia? Poznajcie naukowe wyjaśnienie.
Obserwując osoby rozmawiające z dziećmi, można od czasu do czasu napotkać dwa skrajne zachowania:
Jak do dzidziusia…
Guganie, zdrabnianie, szczebiotanie oraz radosne słowotwórstwo w wykonaniu Pań i Panów, którzy nie mogą wyjść z zachwytu nad tym „słodziulkiem-miodziulkiem, najślićniejsim dzidziulkiem mamusi, któly zalaz będzie ziajadał psiepyszną kaszkę, niam-niam-niam.”
Wszystko to wypowiedziane głosem, który może i jest pełen ciepła i pozytywnych emocji, jednak niebezpiecznie zmierza w stronę wyjątkowo drażniących i piskliwych rejestrów. W najlepszym wypadku przypomina gruchanie podnieconego gołębia.
Niam-niam? Bleee! 😉 Matki, których cierpliwość wobec takiego tiutania jest na wykończeniu, przewracają oczami lub wymownie wkładają palce do gardła.
…czy jak do dorosłego?
Przeciwny biegun to mówienie do dziecka jak do osoby dorosłej. Kiedy pochylamy się nad niemowlakiem i rozczulamy nad jego jedynymi na świecie stópkami, rączkami i brzuszkiem, możemy od bliskich usłyszeć pełne wyrzutu słowa: „Mów do dziecka normalnie!” albo „Rozmawiaj z nim jak z dorosłym!”
Żadnych infantylnych zwrotów i zdrobnień! Przemawiaj głosem niskim, poważnym, chwilami nawet wypranym z wszelkich emocji. Wszak chcemy wychować małego profesora!
W tym postępowaniu jest odrobinę racji, lecz coś nie gra, gdy wykształceni rodzice, przejęci swoją edukacyjną rolą, przemawiają do dziecka językiem niemalże wyjętym ze słownika wyrazów obcych Kopalińskiego.
Jak w takim razie należy rozmawiać z dziećmi? Tak, aby wspierać ich rozwój, aby uzyskać jak najlepsze rezultaty, ale jednocześnie czuć się komfortowo i nie dać się zwariować? Co na ten temat mówi nauka? Otóż… prawda leży gdzieś pośrodku – już Wam wyjaśniam co i jak.
Motherese, czyli język nianiek
Znany również pod nazwą język dziecięcy lub język matczyny – z angielskiego motherese lub IDS = infant-directed speech.
Już 20 lat temu, w 1997 roku, profesor Patricia Kuhl wraz z zespołem naukowców, wykazała, że dzieci lepiej się uczą, gdy mówimy do nich tzw. językiem dziecięcym, a nie w sposób, w jaki zwracamy się do dorosłych.
Pod pojęciem „język dziecięcy” nie chodzi jednak o trudne do zniesienia, ociekające lukrem szczebiotanie. Zdrobnienia? Nie tędy droga! Gdy zastępujemy „dorosłe” głoski głoskami łatwiejszymi, dajemy dziecku błędne wzorce wymowy, a przecież nie o to nam chodzi.
Wspomniany „język dziecięcy” (= język nianiek, język matczyny, motherese, infant-directed speech) to specyficzny wyraźny sposób mówienia, który podkreśla i wydobywa różnice pomiędzy głoskami. Jeśli mówisz do dziecka melodyjnie, podwyższonym, wyrazistym, pełnym emocji tonem… to właśnie opanowałaś język motherese. Brawo! 🙂
Badania profesor Patricii Kuhl wykazały, że matki ze Szwecji, Stanów Zjednoczonych i Rosji, zwracając się do swoich pociech, wymawiają niektóre samogłoski przesadnie. Dzięki temu dzieci lepiej słyszą różnice, np. między dźwiękami A i O, a w konsekwencji łatwiej się ich uczą.
Okazuje się, że matki na całym świecie robią to intuicyjnie. Brawo my! 🙂
A co z ojcami?
Ojcowie również używają tego prostego, wyraźnego języka, jednak według naukowców w mniejszym stopniu przyczyniają się do nauki mówienia potomka, przynajmniej w pierwszych miesiącach jego życia.
Badanie obejmujące maluchy od urodzenia do 7 miesiąca życia wykazało, że matki częściej komunikują się z dziećmi, reagując na wydawane przez nie dźwięki w 88-94% przypadków, podczas gdy ojcowie „tylko” w 27-33%. Statystycznie dzieci również częściej „zagadywały” matki i im „odpowiadały” – stąd wniosek, że to matki w większym stopniu przyczyniają się do rozwoju mowy swoich dzieci.
Jednak generalny wniosek jest taki, że zarówno ojciec, jak i matka, powinni już od narodzin jak najwięcej rozmawiać z maluchami – one tego bardzo potrzebują.
Te barwy wojenne na twarzy Irki to żelowe pastele – gorąco polecamy! 🙂
To najlepsze kredki dla maluchów, które uczą się rysować i jeszcze nie potrafią dociskać kredki do kartki.
Dyskusyjne onomatopeje
A co z wyrazami dźwiękonaśladowczymi? Czy one również są zbyt dziecinne? „Brum-brum”, „iii-ha”, „hau-hau”? Szczekać czy nie szczekać? – oto jest pytanie.
Według logopedów wymawianie wyrazów dźwiękonaśladowczych sprawia, że niemówiące dotąd dziecko utrwala wiele głosek, sylab i zbitek spółgłoskowych, stanowiących fundament jego przyszłych wypowiedzi.
Z tego względu onomatopeje, pomimo że brzmią „po dziecięcemu”, są jak najbardziej wskazane jako wsparcie rozwoju mowy dziecka. Dzięki swej prostej konstrukcji zwykle stają się pierwszymi dźwiękami, które maluch wypowiada.
Książki wspierające rozwój mowy
Na pewno w codziennym życiu napotkacie mnóstwo sytuacji, które w „rozmowach” z dzieckiem będziecie mogli spuentować jednym celnym wyrazem dźwiękonaśladowczym 😉
Jeśli jednak – tak jak ja – nie jesteście urodzonymi mistrzami ciętej riposty, z pomocą przyjdą Wam książeczki. Ostatnimi czasy razem z Irką zaczytujemy się w „Puciu” – to seria stworzona przez logopedę, dr Martę Galewską-Kustrę.
W pierwszej części („Pucio uczy się mówić”) znajdziecie mnóstwo wyrazów dźwiękonaśladowczych przypisanych do codziennych sytuacji. Na końcu jest fajna „rozkładówka”, dzięki której można robić z dzieckiem powtórki wszystkich słów zawartych w książce. To także ulubione strony Ireny do pokazywania paluszkiem! 🙂
Druga część („Pucio mówi pierwsze słowa”) została pomyślana w podobny sposób, lecz jest przeznaczona dla dzieci, dla których onomatopeje to za mało 🙂 W scenkach z życia codziennego przemycono tu bogaty zasób rzeczowników, czasowników, przyimków oraz przymiotników (dotyczących przeciwieństw: wesoły-smutny itd.), które dziecko poznaje jako pierwsze. Wszystkie te nowe dla dziecka słowa uporządkowano na dwóch rozkładówkach na końcu książki, w formie odpowiedzi na pytania: co to? co robi? jaki? i gdzie?
Książki znajdziecie również praktyczne wskazówki od autorki: jak ich używać, aby efektywnie wspierać rozwój mowy dziecka, a także czego unikać podczas wspólnego czytania (między innymi poleceń „powtórz!”).
„Pucia” czyta się tym przyjemniej, że został rewelacyjnie zilustrowany przez Joannę Kłos – uwielbiam takie stonowane, przygaszone kolory!
Książki najtaniej kupicie tutaj:
„Pucio uczy się mówić” > link do Ceneo
„Pucio mówi pierwsze słowa” > link do Ceneo
O innych książeczkach, które świetnie wzbogacają „słownik” niemowlaka, pisałam tutaj:
>> 20 najsmaczniejszych książek dla niemowląt
Z logopedycznej serii autorstwa dr Marty Galewskiej-Kustry mamy również „Z muchą na luzie ćwiczymy buzie”, którą czytamy z Romkiem. To książka dla dzieci w wieku przedszkolnym, które mają problemy logopedyczne.
Różnice w rozwoju chłopców i dziewczynek,
czyli dlaczego Irka mówi mniej, niż Romek?
Podobno dziewczynki uczą się mówić szybciej, niż chłopcy. Cóż, u nas się to nie sprawdziło.
Tylko mnie nie zjedzcie! 😉 Doskonale zdaję sobie sprawę, że dwoje dzieci to nie jest grupa reprezentatywna do badań naukowych i wyciągania wniosków!
Wiem również, że dzieci się różnią i nie należy porównywać ich postępów w rozwoju. Mimo wszystko postanowiłam, że napiszę o tych różnicach, aby uspokoić te z Was, które są w podobnej sytuacji i być może się niepokoją.
Romek w wieku 14 miesięcy mówił około 12 słów (mam je wszystkie zapisane w Albumie malucha). Tymczasem Irenka, której lada moment stuknie 18 miesięcy, używa zaledwie 2-3 słów i to niezbyt regularnie. Słów wypowiada niewiele, za to ma bogaty repertuar rozmaitych intonacji. W swoim języku wypowiada w ten sposób całe „zdania”.
Tłumaczę to sobie tym, że Irka w tym czasie rozwija się w innych dziedzinach – na zasadzie „coś za coś”. Jest doskonałą obserwatorką i potrafi to, czego Romek nie robił w jej wieku: z wielkim zapałem rysuje, tańczy i śpiewa w swoim języku do „mikrofonu” (którym jest pierwszy lepszy znaleziony przedmiot), komicznie przymykając przy tym oczy – ciekawe gdzie to zaobserwowała?! 😉 Poza tym próbuje sama się ubierać i zakładać buty, uwielbia wszelkie nakrycia głowy i ozdoby, wsmarowuje sobie w buzię pianę z dna umywalki i podkradzione mamie kosmetyki, a co najbardziej wzruszające: sprząta zmywarkę, zamiata i myje podłogę. Taką mam pomocnicę! 🙂
Do postępów dzieci warto podejść ze spokojem: jeśli dziecko mieści się w rozwojowych „widełkach”, to naprawdę nie ma się czym przejmować. Dużo rozmawiam z córką (i widzę, że wszystko już rozumie!), czytam z dzieciakami książeczki – te dla niemowlaków na zmianę z tymi dla przedszkolaków – i nie mam wątpliwości, że to w przyszłości zaprocentuje. Z mądrych książek wiem, że rozwój mózgu ma charakter kumulatywny, więc nie spinam się i cierpliwie czekam, aż pewnego dnia Irka rozgada się na całego.
Rozpisałam się dziś tak, że w trosce o Wasz czas i zmęczone oczy, postanowiłam podzielić tekst na dwie części. Dlatego za tydzień zapraszam Was na wpis o tym co pomaga, a co przeszkadza dzieciom w rozwoju mowy.
EDIT 25.07.2017
Już jest! 🙂 Zapraszam na drugą część wpisu ↓
>> Samo mówienie nie wystarczy? Poznaj 7 rzeczy, które pomagają dziecku w nauce mówienia… i 2, które przeszkadzają
[postblog post=”10534″]
Dajcie znać jakie macie doświadczenia związane z nauką mówienia. Co Was bardziej wkurza: szczebiotanie w „języku dzidziusiów” czy wymuszona powaga, ambitne słownictwo i zdania wielokrotne złożone w „języku dorosłych”? 😉
Robicie coś specjalnego, aby wspierać rozwój mowy dzieci, czy przychodzi Wam to całkiem naturalnie?
Trzymajcie się!
Spodobało Ci się?
Będzie mi miło, jeśli polubisz lub udostępnisz ten tekst:
…albo zostawisz komentarz poniżej ↓
Dziękuję! 🙂
Źródła:
- Eliot L. „Różowy mózg, niebieski mózg” Media Rodzina (2009)
- Johnson K., Caskey M., Rand K., Tucker R., Vohr B. „Gender Differences in Adult-Infant Communication in the First Months of Life” Pediatrics (November 2014)
- Kuhl P.K., Andruski J.E., Chistovich I.A i inni „Cross-language analysis of phonetic units in language addressed to infnats” Science nr 277 (1997)
- Kuhl P.K., Tsao F.M., Liu H.M. „Foreign language experience in infancy: effects of short-term exposure and social interaction on phonetic learning” Proceedings of the National Academy of Sciences USA 100 (2003)
- Zimmerman F., Christakis D., Meltzoff A. “Associations between media viewing and language development in children under age 2 years” Journal of Pediatrics 151 (2007)
Chcesz być na bieżąco?
Polub blog na Facebooku:
To również może Cię zainteresować:
[one_half][postblog post=”6970″][/one_half][one_half][postblog post=”9474″][/one_half]
6 komentarz
Jako matka dziecka z opóźnionym rozwojem mowy i poważniejszymi zaburzeniami jestem przeczulona na punkcie mowy i komunikacji niewerbalnej moich kolejnych dzieci. Córka (dziecko drugie) zaczęła mówić bardzo wcześnie i w wieku 14 albo 16 miesięcy mówiła trzywyrazowe zdania. Najmłodszy dzieć trochę mnie niepokoi swoim sposobem komunikacji, ale trzymam rękę na pulsie i jesteśmy pod opieką ośrodka wczesnej interwencji, a tam m.in. logopedy. Ja dużo mówię do syna, ale nigdy nie seplenię i nie spieszczam przesadnie, bo „tiu tiu” to nie mój styl. Staram się pamiętać, żeby nie zdrabniać niepotrzebnie, bo takie słowa są dla dziecka często trudniejsze do wymówienia (np. mleko, a nie mleczko). Intonację mam często przesadzoną, ale zauważyłam, że dziecko jest wtedy bardziej zainteresowane, co też ta matka chce mi powiedzieć, mimikę też rozwinęłam bardzo w kontaktach z oseskami (Ireneusz Krosny byłby ze mnie dumny ?). Najważniejsze, żeby niemowlaka nie wychowywać w ciszy, tylko do niego mówić, choćby komentować, co się właśnie robi, śpiewać, recytować. Tylko trzeba pamiętać, żeby dziecka „nie zagadać na śmierć”, trzeba mu dać szansę na jakiś odzew, czekać na reakcję, bo w końcu chodzi nam o komunikację ?
Bardzie wkurza mnie powaga w głosie podczas rozmowy z takimi maluchami. Ja do swojej córeczki mówię raczej normalnie, tak jak bym rozmawiała z koleżanką a ona z zaciekawieniem słucha. A co do rozwoju mowy to się nie wypowiem 🙂 Bąbelek ma dopiero 6 msc 🙂 Więc wszystko przed nami
Bardzo ciekawy temat! Mnie akurat interesuje nabywanie języka obcego przez dorosłych, a nie pierwszego przez dzieci, ale da się znaleźć pewne podobieństwa w dylematach, „jak mówić do…”. Co ciekawe, natknęłam się jakiś czas temu na materiał porównujący język, jakim mówi się do zwierząt i jakim mówi się do uczących się z 'motherese’ – w dużym skrócie (jak tu: http://allthingslinguistic.com/post/46285363654/speaking-to-babies-pets-and-language-learners, nie mogłam przypomnieć sobie, gdzie czytałam obszerniejsze badania) ze zwierzakami też szczebioczemy, choć nie musimy wymawiać przesadnie samogłosek itd., natomiast do uczniów mimowolnie nawet nauczyciele mówią wolniej i wyraźniej, ale nie wpadają w 'tiutianie’ (no to by dopiero było!)
Kurczę , ja sobie ostatnio uświadomiłam, że mówię jak do małego profesora 😉 zdrobnienia i ciućkanie doprowadzały mnie do szału, do synka mówię normalnie, z onomatopejami. Tylko że ton…Nagrywaliśmy jakiś filmik i się usłyszałam: całkiem jak sierżant wykonujący musztrę. A mnie się to wydawało takie pół-serio, o mamo 🙁
Naprawdę fajny i przydatny wpis! Muszę dla młodszej córeczki dorwać te książki o Puciu, szkoda, że nie znałam ich wcześniej bo wyglądają ekstra!
Nigdy nie zdrabnialam, ale „mam to po rodzicach”. Pamietam, jak dopiero jako kilkulatka poznalam slowo „nunie” jako synonim nozek. 🙂 Do pierworodnej mowilam duzo, ale do brzucha ciazowego jeszcze nie , bo dziwnie sie z tym czulam. Za to do noworodka i niemowlaka i owszem. Do synka mowilam mniej, ale jego juz corka zalewala potokiem slow. Podobnie z ksiazkami – corce czytalam (i czytam) bardzo duzo, synek nam towarzyszy w czytaniu od urodzenia, jemu czytam mniej, ale corka tez mu czasem czyta. Corka nie gaworzyla w ogole, od razu przeszla na mowe i miala bardzo wyrazna wymowe (ale to maja oboje, tylko synek nie wymawia jeszcze polskiego „r”). Synek opowiadal duzo w jezyku niemowlat, „kumulowal” wiedze o jezyku i „po ludzku” rozgadal sie pozniej, ale za to jak. Mialam dwie rozmowy rozwojowe w zlobku/przedszkolu w odstepie niecalego roku – na jednej pani zapytala, czy on w ogole w domu cos mowi (cos mowil, ale niewiele), na drugiej chwalila za rozwiniete slownictwo. U nas jednak akcent jest inny – wychowujemy trojjezycznie i to tez jest ciekawe, bo u obojga mamy rozne efekty jesli chodzi o aktywne uzywanie jezykow (biernie – rozumieja wszystko we wszystkich trzech). Corka wbrew stereotypom o dzieciach wielojezycznych zaczela mowic wczesniej od rowiesnikow. Rozwoj mowy bardzo mnie interesuje, rowniez jako m.in. filologa i chyba wiele rzeczy zrobilismy pod tym wzgledem naprawde dobrze (przepraszam za brak skromnosci). 😉