Kiedy w maju 1999 roku, czyli równo 20 lat temu, zostałam wegetarianką nasłuchałam się co niemiara: że urodzę chore dzieci, a tak w ogóle to na bank zaraz będę bezpłodna, a przede wszystkim jaki facet mnie zechce, skoro nie ugotuję mu sztuki mięsa na obiad?! 😀
Czy można uznać te uwagi za wyraz troski? Gdy ktoś faktycznie troszczy się o Ciebie, w pierwszej kolejności poszerza swoją wiedzę i szuka rzetelnych informacji, a nie bezmyślnie powtarza zasłyszane gdzieś mity.
Rodzina i znajomi wspierali mnie, ale jednocześnie traktowali ten mój wegetarianizm jako przejaw nastoletniego buntu. Cóż, wygląda na to, że ten bunt mi nie przeszedł 😉 20 lat później nadal jestem wegetarianką, a po drodze miałam też epizody wegańskie – w sumie uzbierałyby się pewnie ze 3 lata.
Przede wszystkim jednak 20 lat później mam dwoje zdrowych dzieci, które świetnie się rozwijają i ani trochę nie zasługują na miano „niedożywionych”. Wręcz przeciwnie! Są wyjątkowo dorodne: Romek i Irka od zawsze byli na 98 centylu, albo w ogóle poza siatką centylową 😆 Wegetarianizm sprawdza się również podczas karmienia piersią: karmiłam dzieci łącznie przez 5 lat. Moje obydwie ciąże były wegetariańskie, a Romek i Irka też są wege – nie tylko od urodzenia, ale wręcz od poczęcia 🙂
Jednak to wszystko nie przyszło samo. Do planowania ciąży podeszłam mega odpowiedzialnie. Nie chciałam „eksperymentować” ani na dzieciach, ani na sobie. Ponad rok przed poczęciem Romka zaczęłam zgłębiać temat wege ciąży, szukać publikacji i doświadczeń innych mam. Zarejestrowałam się na forum dla wegetariańskich i wegańskich mam, które do dziś miło wspominam (panowała tam totalnie inna atmosfera, niż w pełnych hejtu i agresji dyskusjach, które znamy z Facebooka. Całe szczęście nawet nie miałam wtedy konta na fejsie, założyłam je dopiero w 2013 roku, kiedy Romek skończył rok, więc w ciąży i kluczowych pierwszych miesiącach macierzyństwa ominęły mnie „wojny matek”, o których więcej pisałam tutaj.
W każdym razie przygotowując się do ciąży czytałam wszystko, co się dało. Wybrałam się również do dietetyka. Największą wiedzę o bilansowaniu diety i zdrowym odżywianiu zdobyłam właśnie w pierwszej ciąży! Tak naprawdę dopiero wtedy nauczyłam się dobrze gotować, bo wcześniej to… sami rozumiecie 😉 Byłam na zwolnieniu lekarskim i codziennie stałam przy garach, żeby wypróbować nowe, pyszne i zdrowe dania.
Do czego zmierzam? Kiedy przygotowywałam się do pierwszej ciąży (w 2010 i 2011 roku) ta wiedza była mocno rozproszona. Gdy byłaś weganką/wegetarianką i planowałaś ciążę, trzeba było się naszukać. Na szczęście dziś jest o wiele łatwiej. Niedawno ukazała się rewelacyjna książka „Mama na roślinach”, której autorką jest Asja Michnicka – mama, weganka, pedagożka i autorka bloga mamanaroslinach.pl.
To doskonale opracowana, solidna porcja wiedzy: wszystkie niezbędne informacje na temat roślinnej ciąży, jej planowania, przebiegu, wyprawki, porodu, pobytu w szpitalu, połogu i karmienia piersią – ogrom wiedzy skumulowanej w jednym miejscu.
Niezależnie od tego czy jesteś w ciąży (lub ją planujesz), karmisz piersią, czy po prostu interesujesz wegetarianizmem i weganizmem – ta książka Ci się przyda!
Treść książki była konsultowana z Iwoną Kibil – dietetykiem specjalizującym się w dietach roślinnych, oraz z Małgorzatą Jackowską, która również jest dietetykiem i autorytetem, znanym i lubianym w środowisku mam. Iwona Kibil i Małgorzata Jackowska w swojej pracy opierają się na evidence based medicine, czyli medycynie opartej na dowodach naukowych. „Mama na roślinach” również opracowana jest bardzo rzetelnie, z podaniem źródeł naukowych. Nie jest to jednak sucha i nudna wiedza 😉 Książka napisana jest lekkim, przystępnym językiem, a Autorka dzieli się nie tylko informacjami z zakresu dietetyki, ale też swoim bogatym doświadczeniem, praktycznymi wskazówkami i macierzyńskimi historiami wziętymi z życia.
„Mama na roślinach” zawiera aż 100 przepisów i mnóstwo pięknych, apetycznych zdjęć. Super sprawą jest, że wszystkie dania nadają się dla dzieci, więc maluch może rozszerzać dietę metodą BLW, a cała rodzina może jeść to samo. Najbardziej urzekły mnie przepisy na:
- Placki soczewicowo-orkiszowe z suszonymi pomidorami
- Sałatka z bobem i awokado z miętą i cytrynowym sosem z nerkowców
- Ogromny wybór wegańskich past do chleba
- Mnóstwo pomysłów na koktajle i smoothie (ja w kółko „męczę” jeden przepis, przetestowany na naszych dzieciach 😀 )
Jednak to nie tylko książka kucharska! Przepisy stanowią mniej niż połowę jej zawartości. Pozostałe tematy, które Wam się przydadzą, to:
- Świadome przygotowanie się do ciąży
- Pełnowartościowe źródła makro- i mikroskładników w diecie wegańskiej, podczas ciąży i karmienia piersią
- Odżywianie w pierwszym, drugim i trzecim trymestrze
- Wyprawka dla dziecka
- Fizyczne i mentalne przygotowanie się do porodu
- Dieta wege a rzeczywistość polskich szpitali
- Wegemama w połogu i podczas karmienia piersią
- Mity na temat kawy i „diety mamy karmiącej”
- Fajne wskazówki jak gotować sezonowo, lokalnie i tanio
Dobrze zbilansowana dieta wegetariańska, w tym wegańska, już od dawna jest rekomendowany przez organizacje dietetyczne jako zdrowy, pełnowartościowy i bezpieczny sposób odżywiania. Co ciekawe, aktualna piramida żywienia dla diety tradycyjnej (czyli zawierającej nabiał i mięso) to tak naprawdę dobrze zbilansowana dieta roślinna + okazjonalnie mięso dobrej jakości, jajka i nabiał. Z tego wynika, że bilansowanie diety roślinnej i informacje zawarte w tej książce to uniwersalna wiedza, która przyda się każdemu!
„Mama na roślinach” to pozycja obowiązkowa dla przyszłych wegemam. Jednak warto też dla czystego sumienia wybrać się do dietetyka, najlepiej takiego, który specjalizuje się w dietach roślinnych. Badania dowodzą, że to, co jemy w ciąży i to, czym karmimy dziecko przez pierwsze trzy lata jego życia wpływa na jego dalszy rozwój i stan zdrowia w dorosłym życiu. Dlatego wiedzy nigdy za wiele!
Wokół diet roślinnych nadal krąży sporo mitów i kontrowersji. Jednak gdy przyjrzymy się im bliżej, okazuje się, że problemy zdrowotne nie wynikają stricte z weganizmu, lecz innych chorób, zaburzeń odżywiania, albo po prostu z niewystarczającej wiedzy na temat bilansowania diety. Nie ma reguły: dieta wege może być dobrze skomponowana i zdrowa. A dieta tradycyjna może być źle skomponowana i niezdrowa. Albo na odwrót! 😉 Źle zbilansowaną dietę może mieć zarówno wegetarianin, weganin, jak i „mięsożerca”.
Prawda jest taka, że jeśli dbamy o swoje zdrowie, to prędzej czy później warto wybrać się do dietetyka i sprawdzić czy właściwie komponujemy swoją dietę.
Niezależnie od tego czy jemy mięso i inne produkty pochodzenia zwierzęcego.
Niezależnie od tego czy planujemy ciążę i karmienie piersią.
Niezależnie od tego czy chcemy schudnąć, przytyć czy utrzymać wagę.
Niezależnie od tego czy jesteśmy zdrowi czy chorzy (choć zazwyczaj dopiero w tym drugim przypadku zaczynamy szukać pomocy).
Bardzo podoba mi się, że „Mama na roślinach” podpowiada jak wypróbować dietę wegańską bezpiecznie i świadomie. Wyjaśnia jak zacząć, aby zminimalizować ryzyko, że coś zrobimy nie tak. Autorka książki niczego nie narzuca, nie traktuje weganizmu jako „jedynej słusznej” drogi. Służy radą, dzieli się wiedzą i dodaje odwagi osobom, które się wahają. Mam podobne podejście! W ten sam sposób w 2008 roku „namówiłam” na wegetarianizm mojego męża – bez ani jednego słowa propagandy, za to przez żołądek do serca 😀
Postanowiliśmy, że nasze dzieci też będziemy karmić wegetariańsko, a w przyszłości Romek i Irka sami zdecydują, czy chcą jeść mięso. Żłobki i przedszkola oferują diety dla wegetarian, alergików itd., więc ta kwestia nie stanowi problemu. Nasz siedmioletni syn już teraz podejmuje własne decyzje: w przedszkolu chciał spróbować, czym jego koledzy tak się zachwycają (kabanosy, rosół, kiełbasa z ogniska!) i pozwalamy mu na to. Ani ja, ani mąż nie mamy z tym problemu, jednak w domu nadal nie gotujemy mięsa.
Nie czuję, żebyśmy w ten sposób coś narzucali naszym dzieciom. Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że mnie w dzieciństwie zmuszano do jedzenia mięsa, pomimo że nigdy go nie lubiłam 😉 Każdy rodzic podejmuje za dziecko niektóre decyzje i wychowuje je według swojego światopoglądu, wiary, diety itd. A także według swojej najlepszej wiedzy, między innymi na temat wpływu jedzenia na zdrowie. Sami wiecie jak niskiej jakości jest mięso z hodowli przemysłowych. W przypadku jajek można wybrać pomiędzy „trójkami” a „zerówkami”. A w przypadku mięsa, zwłaszcza przetworzonego, ten wybór jest o wiele trudniejszy.
Jeśli zastanawiacie się nad ograniczeniem lub rezygnacją z mięsa, warto się dokształcać, szukać rzetelnych źródeł wiedzy, fajnych przepisów i… po prostu spróbować! Nawet jeśli nie zostaniecie weganami czy wegetarianami na stałe, to wiedza na temat prawidłowego bilansowania diety zostanie z Wami na zawsze.
„Mama na roślinach”
Asja Michnicka
Wydawnictwo Buchmann
Liczba stron: 272
Książka dostępna tutaj
Dajcie znać w komentarzu (tutaj↓ lub na Facebooku) czy rozważaliście kiedyś dietę roślinną?
Może też macie za sobą wegańską lub wegetariańską ciążę i karmienie piersią?
A może jecie mięso, ale z innych powodów staracie się je ograniczyć?
Miłego dnia!
Udostępnij ten artykuł,
jeśli masz wśród znajomych osobę, której może się przydać:
Chcesz być na bieżąco?
Zapisz się na NEWSLETTER
lub obserwuj blog na Facebooku:
Przeczytaj również:
4 komentarzy
Przeszłam na wegetarianizm jako dziecko (20 lat temu podobnie jak Ty) i mama na początku była przerażona – próbowała mi to mięso wmuszać (zwłaszcza ryby), ale później musiała się poddać, bo po prostu odmawiałam, choćby to oznaczało pójście spać głodną (smak nie ten, konsystencja nie ta, faktura, żyły, tłuszcz… no po prostu nie moja bajka). Mówiła, że na studiach mi przejdzie – nie przeszło. To wtedy mówiła, że po ślubie mi przejdzie – nie przeszło. Wiedza o zrównoważonej diecie roślinnej przyszła dopiero w czasach lepszego dostępu do Internetu, więc przez jakieś 10 lat (i to w okresie dorastania) żyłam głównie na ziemniakach i sałatkach oraz jajkach (i akurat nic mi nigdy nie było, nawet anemii nie miałam, wyniki krwi i moczu w normie). Teraz już wiem więcej i bardzo się cieszę, że dziś mamy wiedzę na wyciągnięcie ręki (chociaż te 10 lat niewiedzy jakoś mi nie zaszkodziło, czasem się zastanawiam, jak to jest z tą zrównoważoną dietą w końcu – choćby tym białkiem roślinnym). Miałam dwie zdrowe wegetariańskie ciąże, karmiłam łącznie przez 2 lata, oboje dzieci zdrowe i dorodne, pierworodny nawet urodził się z wagą 4400 (i też od zawsze nie mieścił i nie mieści się w siatce centylowej). Ale dzieci jedzą mięso (sporadycznie, bo ciężko o dobre źródło mięsa), ponieważ mąż jest w tym temacie niereformowalny.
Mam pytanie o książkę – jak traktuje te mity diety mamy karmiącej? Ten temat mnie bardzo nurtuje, ponieważ mam wrażenie, że lekarze (samo Ministerstwo Zdrowia zaleca różnorodne warzywa strączkowe) i położne twierdzą coraz częściej, że jedzenie przez mamę tzw. owoców i warzyw wzdęciowych nie ma wpływu na karmione niemowlę. Chyba nawet Mama Ginekolog też o tym pisała – że to zabobony naszych cioć i babć. A jednak obserwowałam na swoich dzieciach (i słyszałam od innych matek, w tym mojej siostry), że kilka godzin po zjedzeniu np. kalafiora, cebuli, papryki, kapusty wyraźnie było widać wpływ na dziecko (bóle brzucha, gazy). Przetestowane kilka razy i za każdym razem się powtarzało na danym warzywie. Ciekawa jestem, co o tym pisze autorka, ponieważ jednak te wzdęciowe warzywa to główne źródło białka w diecie roślinnej – no i masy innych wartości odżywczych.
Renia, dzisiaj miałam tę książkę w ręce, a zainteresowałam się nią dlatego, że przeczytałam o niej u Ciebie. Jak wiesz nie jestem wegetarianką, ale moja Paulinka próbowała przejść na wegetarianizm, dlatego uważam, że takie pozycje są absolutnie niezbędne na rynku. Bardzo wartościowa i ładnie wydania książka, którą powinni przeczytać wszyscy, którzy powtarzają zasłyszane, a nie potwierdzone informacje o wpływie diety wegetariańskiej na nasze życie.
Ja wciąż czekam na dzień, moment, w którym zdecyduję się na taką dietę, ale potrzebuję w tej kwestii przeszkolenia. Może to będziesz Ty? 😉
Renia, dzisiaj miałam tę książkę w ręce, a zainteresowałam się nią dlatego, że przeczytałam o niej u Ciebie. Jak wiesz nie jestem wegetarianką, ale moja Paulinka próbowała przejść na wegetarianizm, dlatego uważam, że takie pozycje są absolutnie niezbędne na rynku. Bardzo wartościowa i ładnie wydania książka, którą powinni przeczytać wszyscy, którzy powtarzają zasłyszane, a nie potwierdzone informacje o wpływie diety wegetariańskiej na nasze życie.
Ja wciąż czekam na dzień, moment, w którym zdecyduję się na taką dietę, ale potrzebuję w tej kwestii przeszkolenia. Może to będziesz Ty? 😉
Książka jest świetn wiele z niej korzystałam, warto ją mieć