Prawda, że ładny tytuł? 🙂 Opcjonalnie wybierzcie sobie jeden z poniższych:
Termosy obiadowe do pracy i nie tylko.
Termos odmienił moje życie.
Nie śpię, bo trzymam termos (parafrazując „Fakt”).
Korzystacie z termosów obiadowych lub zastanawiacie się nad ich zakupem? U nas świetnie sprawdzają się w pracy, w żłobku i podczas rodzinnych pikników. Mamy ich kilka, dla dzieci i dla dorosłych. Każdy z nich ma swoje plusy i minusy, które dziś Wam opiszę.
Termos do żłobka lub przedszkola
Temat termosów wypłynął w naszym domu jesienią 2013 roku, kiedy Potomek miał udać się do żłobka. Zależało nam na wege wyżywieniu, więc ustaliliśmy z właścicielką, że będziemy przynosić własne jedzenie. Po tym jak wzdłuż i wszerz przebadałam rynek termosów, zamówiliśmy komplet firmy Aladdin:
* Mitsubishi z przyczepą nie wchodzi w skład zestawu, to Potomek zawsze dba o odpowiednią scenografię sesji.
Mniejszy termos ma pojemność 0,35 litra, większy 0,5 litra, ale dla Synka napełniamy je maksymalnie do połowy. Termosów można używać oddzielnie lub połączyć je, przykręcając dno jednego pojemnika do nakrętki drugiego. W większym pojemniku jest dodatkowo wyjmowana przegródka, ułatwiająca przechowywanie potraw o różnej konsystencji.
Uwaga: można kupić też pojedynczy termos Aladdin o pojemności 0,5 litra, ale nie warto – na końcu tekstu dowiecie się dlaczego. Nam potrzebny był termos podwójny, ponieważ w sumie szykowaliśmy dla Romka 4 posiłki:
- śniadanie – kanapki w pudełku z Ikei
- drugie śniadanie – owoce luzem i suszone owoce w pudełku
- zupę – w mniejszym termosie
- drugie danie – w większym termosie
Przykładowe, wegańskie menu na cały tydzień możecie znaleźć w tym wpisie: Prowiant do żłobka.
Podwójne termosy Aladdin dostępne są w kilku kolorach: zielonym, czerwonym, niebieskim, fioletowym, różowym, grafitowym i białym. Wszystkie są ładne, ale nie polecam białego, ponieważ nawet na naszym zielonym plastiku zostają ślady, zwłaszcza w mniejszym pojemniku, w którym często ląduje zupa pomidorowa.
W sieci znajdziecie duży wybór tańszych blaszanych termosów jedno- i kilkuczęściowych. Jednak ich jakość jest wątpliwa, nie wzbudza zaufania, a ponieważ mieliśmy w planach bardzo intensywne użytkowanie, sięgnęliśmy od razu po produkt z górnej półki. Ten komplet termosów jest naprawdę trwały – my używaliśmy ich pięć dni w tygodniu, przez prawie dwa lata i wszystko jest okej, nadal są w świetnym stanie. Odkąd Syn poszedł do przedszkola, nie gotujemy już posiłków, ale termosy nadal służą nam podczas weekendowych wycieczek.
Dosyć długo trzymają temperaturę, pod warunkiem, że najpierw na kilka minut napełnimy je wrzątkiem. Potrawy są ciepłe do 6 godzin. Pod tym względem Aladdin przegrywa z termosem obiadowym, który ja noszę do pracy – proszę Państwa, na scenę wkracza Stanley! 🙂
Termos do pracy
Nie będę kopiować ze strony producenta marketingowego bełkotu na temat technologii NASA wykorzystanej przy produkcji tych termosów 😉 Natomiast podzielę się z Wami odczuciami szarej Kowalskiej, czyli przeciętnej użytkowniczki:
Plusy:
- Bezkonkurencyjny w kwestii utrzymywania temperatury – można poparzyć się zupą przechowywaną od 8 godzin
- Wykonany ze stali nierdzewnej, a więc łatwiejszy do utrzymania w czystości niż Aladdin
- Z tego samego względu nie nabiera zapachu jedzenia (Aladdin czasem ma lekki zapaszek – najlepiej usunąć go sodą oczyszczoną)
- Ze względu na inną konstrukcję (cieńsze ścianki) Stanley jest o wiele mniejszy niż Aladdin, pomimo tej samej pojemności (0,5 l)
- Niezniszczalny!
Minusy:
- Nie ma przegródek, jednak zupełnie mi to nie przeszkadza. W przypadku zupy nie ma to znaczenia, a w przypadku drugiego dania jedzenie można ułożyć warstwami, a w pracy przełożyć na talerz.
- …Myślę intensywnie, jednak nic więcej nie przychodzi mi do głowy! 😉
Wniosek jest następujący: jeśli potrzebny Wam tylko jeden termos (nie planujecie używać osobnych pojemników na dwa dania) kupujcie Stanleya.
Ile kosztuje ta przyjemność?
Stanley – od 115 do 130 zł. Obecnie w sprzedaży są nieco inne modele niż mój, o pojemności 0,4 litra – znajdziecie je na przykład TU i TU.
Aladdin dwuczęściowy – od 150 do 170 zł
Aladdin jednoczęściowy – nie kupujcie! 🙂
A teraz wyobraźcie sobie taką scenkę: wyciągacie się wygodnie na stanowisku pracy (obowiązkowo nogi na biurko!) i sięgacie po termos z domowym obiadkiem. Mniam! ♥
Nic nie robi tak dobrze jak ukochany comfort food w porze lunchu. Zwłaszcza jeśli alternatywą jest podły bufet, zakładowa stołówka lub piętrowa mikrofala, lepka od brudu i śmierdząca starą parówą. No dobra, pozostaje jeszcze znośne żarcie na wynos zamawiane na spółę ze współpracownikami… ale co zrobicie jeśli utkwi w korku?! Ani chybi padniecie z głodu zanim nastąpi fajrant. #storyofmylife
W tym samym czasie Wasze dziecko w placówce opiekuńczo-wychowawczej ochoczo wcina ulubioną domową zupę, kotleciki, makaron, naleśniki… yyy, zgłodniałam!
.
Trzymajcie się i smacznego!
.
.
.
Każdy sygnał od Czytelników jest dla mnie bardzo ważny. Jeśli spodobał Ci się ten wpis, proszę daj mi o tym znać:
• Zostaw komentarz na blogu lub fanpage. Dla Ciebie to tylko chwila, a dla mnie ważna informacja zwrotna 🙂
• Polub fanpage bloga na Facebooku, aby być na bieżąco i oglądać głupie obrazki!
• Podziel się wpisem ze znajomymi, klikając niebieski guziczek ↓
24 komentarzy
W zabieraniu domowego jedzenia do pracy zwykle przeraża mnie jedno – konieczność podgrzewania go w mikrofalówce. Z tego względu zwykle nosiłam posiłki, które dobrze smakują na zimno lub nie ma potrzeby przechowywania ich w lodówce. Mam w domu wiele pojemników na jedzenie, ale o termosie wcześniej nie pomyślałam.
Też mam cały komplet pojemników na jedzenia z Ikei i korzystam z nich bardzo intensywnie w domu i poza domem. Zwykle do termosu wrzucam danie na ciepło, a do tego do pudełka świeże lub suszone owoce, orzechy, sałatkę lub hummus z kawałkamk warzyw. Nie cierpię jedzenia podgrzanego w mikrofali, a w ciągu dnia muszę zjeść coś ciepłego – najlepiej napełnia brzuszek 🙂
Ładne te termosy
Termosy to świetne rozwiązanie, by można zjeść w pracy ciepły posiłek (tak są zakłady pracy, gdzie nie ma mikrofalówek), jednak cena trochę mnie odstrasza. Niby nie drogo, ale jednak …
Warto policzyć, ile wydajemy na jedzenie będąc w pracy i cena przestaje odstraszać 😉
Poza tym jedzenie ze stołówek często jest średniej jakości… Wiadomo, że domowe najlepsze 🙂 Wystarczy tylko się zorganizować: poprzedniego dnia ugotować nieco więcej, a rano podgrzać, zapakować do termosu i gotowe!
Rzeczywiście – tytuł udany. Dziękuję za rekomendację. Pozdrawiam 🙂
Powiem Ci Kochana, że termos jest przyjacielem człowieka – człowieka podróżnika 🙂 I nie ważne, czy podróżuje do pracy, do żłobka, czy do parku – przydaje się wówczas znakomicie.
Ja popełniłam błąd – nie kupiłam dobrego termosu w góry a w tym sezonie jest on wręcz niezbędny. Jakoś przetrwaliśmy na małych termosikach z sieciówki ale to nie ta jakość (jeżeli chodzi o trzymanie ciepła). Dlatego przed następnym wyjazdem na pewno taki kupimy 🙂
Polecam! My nasze już zabieramy na wiosenne dłuższe spacery 🙂
Super, to już wiem, co kupić- szukałam termosu na zupkę dla siebie i córy, kiedy wychodzimy na spacer. Stanley wydaje się być idealny 🙂
Domowy obiadek w czasie przerwy w pracy rewelacja 🙂
Pracuje w szkole gdzie takie termosy sa na porzadku dziennym 🙂 dzieci w kazdym wieku maja domowej roboty przygotowane wczesniej obiady – mysle jednak, ze jest to bardziej popularne w Skandynawii niz w Polsce, mam jednak nadzieje, ze coraz wiecej rodzicow zarazi sie tym pozytywnym zjawiskiem.
Cena całkiem nieprzerażająca ☺ fajny wygląd. My na razie na ciepło jemy w domu
Chyba rozumiem Twoje rozterki związane wyborem „tego jedynego”. Termosu oczywiście 🙂
Od trzech miesięcy kupuję kubek termiczny i wciąż nie mogę znaleźć takiego, który by mi odpowiadał. A to za mały, a to jakaś chińszczyzna za 5 zł,a to plastik, a to brzydki wzór… Niby nic, a dylemat jak przy kupnie co najmniej samochodu 🙂
To znak naszych czasów – ciemna strona zbyt dużego wyboru 😉
Ja też używałam termosów jak moje dziecięta były całkiem małe. Nie woziłam słoików, ja woziłam termos. Zawsze jak wybywaliśmy w miejsca niepewne „jedzeniowo” towarzyszył nam ciepły, własnej roboty posiłek. Termos to naprawdę doskonały pomocnik!
My dokładnie tak jak Ty przed pójściem Wiktorka do żłobka buszowaliśmy między półkami sklepowymi w celu znalezienia odpowiednich pojemniczków na jedzenie dla synka. Kupiliśmy troszkę inne, ale potwierdzam, że takie termosy, pojemniczki to samo dobro zwłaszcza, że przenosimy w nich własnoręcznie zrobione, pyszne obiadki 🙂
Mniam! Odpisuję na komentarze w nocy i aż zrobiłam się głodna czytając o „pysznych obiadkach” 😉
A dlaczego nosicie synkowi jedzenie do żłobka? Próbowałam znaleźć odpowiedź u Ciebie na blogu, ale nie udało mi się… Jest alergikiem? A może wege, tak jak my? 🙂
Nie, nie Wiktorek je wszystko tylko po prostu mamy możliwość albo zamawiania obiadów w żłobku, albo przynoszenia swoich. Ja, jak tylko mam możliwość i czas gotować nie tylko dla dziecka, ale też dla siebie, męża to staram się coś przyrządzić. Ostatnio z racji, że jestem w ciąży, dużo gotowałam to wolałam mu dać jedzenie z domu, wiadomo że zawsze lepsze swoje, domowe 🙂 ale jedzenie w żłobku też czasami zamawiamy 🙂
O, to wygodny system macie w żłobku. Fajnie, że są tacy elastyczni, niektóre placówki nie lubią takiego „bałaganu” i każą decydować się na jedną z opcji. Zresztą często też coś tam zarabiają na obiadach robionych w placówce lub z cateringu. Albo boją się sanepidu, więc przynoszenie jedzenie z domu to naprawdę przywilej. A wiadomo, że domowe najlepsze! 🙂
„nie śpię, bo trzymam termos” to byłby idealny tytuł! 😀 Szkoda, że go nie wybrałaś, będę nad tym ubolewać resztę dnia.:P
He he, na pewno byłby to mega klikalny tytuł, ale obawiałam się, że „Fakt” oskarży mnie o plagiat 😛
Właśnie jestem przed kupnem takich termosów, bo stare już się dzieciakom wysłużyły, a teraz dzięki Tobie mam pomysły, na które z pewnością się skuszę, tym bardziej, że dla mnie liczy się głównie długość trzymania ciepła posiłku. 🙂
Świetne termosy 🙂 Bardzo użyteczne 🙂
Z jednej strony fajne rozwiązanie, z drugiej – bałabym, się przechowywać jedzenie w plastiku, tym bardziej gorące jedzenie. Wolałabym, raczej catering, niż toksyny w domowym obiadku…