Brak kar i nagród to jedna z głównych zasad pedagogiki montessoriańskiej w przedszkolach i szkołach. Miałam wiele pytań i wątpliwości zanim posłałam Romka do przedszkola tego typu.
W dzisiejszym wpisie wyjaśniam, jak wygląda stawianie granic w sytuacji, gdy ucząc i wychowując dzieci nie stosujemy klasycznego systemu kar i nagród.
– Wolność? Taka totalna? To znaczy bez żadnych zasad i granic?
– Bez kar i nagród? Jak w takim razie pokazać dziecku, co jest dobre, a co złe? Jak wyciągać konsekwencje?
To tylko część pytań rodziców, dziadków i wszystkich pozostałych sceptyków, gdy słyszą o „nowomodnych” zasadach wychowania i nauki bez systemu kar i nagród. Nawiasem mówiąc wcale nie takich „nowomodnych”, ponieważ stosowała je już Maria Montessori, autorka tej metody, która żyła w latach 1870-1952. Można powiedzieć, że wyprzedziła swoje czasy o mniej więcej sto lat, ponieważ współczesne badania z zakresu neurologii, neuropsychologii i psychologii uczenia się potwierdzają obserwacje poczynione przez nią podczas pracy z dziećmi na przełomie XIX i XX wieku.
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nie jestem pedagogiem specjalizującym się w edukacji Montessori. Natomiast jestem mamą, która miała (i wciąż ma) mnóstwo wątpliwości i pytań na temat działania montessoriańskich przedszkoli i szkół. Wiele z nich udało mi się wyjaśnić podczas warsztatów, rozmów z wychowawcami, dyrektorami placówek i innymi rodzicami.
Zatem wszystko, o czym tu piszę, to punkt widzenia rodzica. Cenny i uniwersalny, ponieważ niezależnie od tego, do jakiego przedszkola czy szkoły chodzą nasze dzieci, wielu z nas miewa te same wątpliwości – jak wyznaczanie granic, wyciąganie konsekwencji czy wpływ kar i nagród na motywację dziecka
Wolność nie wyklucza porządku
Jedną z podstawowych zasad obowiązujących w placówkach montessoriańskich jest wolność. Jak to rozumieć? Dzieci bawią się do utraty tchu, mają wolność wyboru miejsca, czasu i formy pracy, ale jednocześnie w przedszkolu ogromne znaczenie przywiązuje się do porządku.
Po skończonej zabawie zawsze trzeba posprzątać, po skończonej pracy/nauce również – każda pomoc dydaktyczna ma swoje miejsce na półce i tylko tam powinna zostać odłożona. Ponadto wyznaczając swoje miejsce pracy dzieci rozwijają specjalne dywaniki – je również należy zwinąć i odłożyć na miejsce.
Dużą wagę przywiązuje się więc do dbałości o zabawki i pomoce dydaktyczne, a także o otoczenie: dzieci samodzielnie myją okna, lustra, nakrywają do stołu, sprzątają po posiłku, zamiatają i wycierają rozsypane/rozlane materiały, farby itd. Co istotne, robią to z wielkim zapałem!
Plan dnia również jest stały, z pewną elastycznością dotyczącą posiłków, które dzieci nakładają samodzielnie i zajadają wtedy, kiedy poczują głód. Tu również obowiązują określone zasady: liczba miejsc przy stolikach jest ograniczona, z jedzeniem nie można chodzić po sali ani przerywać posiłku blokując miejsce inne dzieciom, no i oczywiście należy po sobie posprzątać.
Jak wygląda wyciąganie konsekwencji?
W sytuacji, gdy dziecko nie chce sprzątać, w pierwszej kolejności wychowawca proponuje kilka rozwiązań, na przykład: „sprzątasz sam czy ze mną? sprzątasz teraz czy za 3 minuty?”
Bardzo istotne jest, aby w tej sytuacji nie osaczać dziecka. Gdy dziecko kategorycznie odmawia, wychowawca wyciąga konsekwencje typu: „okej, sama posprzątam te zabawki, ale wtedy nie będę miała do ciebie zaufania, więc jutro nie pozwolę ci się nimi bawić”.
Podobnie jest rozwiązywaniem konfliktów pomiędzy dziećmi – w pierwszej kolejności wychowawca zachęca dzieci do rozmowy i samodzielnego znalezienia rozwiązania. Podejście pełne szacunku i wiary w kompetencje społeczne dzieci, pozwala egzekwować te zasady bez osaczania, piętnowania winnego, bez kar i nagród (stosowanych zarówno w celach wychowawczych, jak i jako motywacja do nauki).
Szacunek, w tym kolejność zabierania głosu i kultura dyskusji (oczywiście taka dostosowana do wieku przedszkolaków) są istotne również podczas spotkań całej grupy i wspólnego omawiania najważniejszych wydarzeń dnia.
Bezpieczeństwo
Podobnie jest z zasadami bezpiecznej pracy i zabawy. W placówkach montessoriańskich wychowawca pełni rolę obserwatora: nie wydaje tradycyjnych poleceń, lecz podąża za dzieckiem, za jego zainteresowaniami, czuwa nad jego bezpieczeństwem, ingerując tylko wtedy, gdy jest ono zagrożone. To samo dotyczy spacerów – więcej o tym, jak dzieci beztrosko taplają się w błocie pisałam tutaj:
.
Jak dzieci z Bullerbyn
.
.
Podczas tzw. pracy własnej dzieci używają ostrych narzędzi: nożyczek, igieł, pinezek, noży do obierania i krojenia jabłek, marchewek itd. Wychowawcy obserwują grupę, sprawdzają, czy dzieci używają tych przedmiotów zgodnie z przeznaczeniem i w zależności od sytuacji i potrzeb dziecka interweniują lub oferują pomoc.
W placówkach montessoriańskich obok dużej autonomii dzieci, swobody w rozwijaniu indywidualnych zainteresowań oraz braku kar i nagród, obowiązują klarowne zasady dotyczące porządku, bezpieczeństwa i szacunku do pozostałych członków przedszkolnej społeczności. Wszystko sprowadza się do mądrze postawionych granic.
Czym zastąpić „nie wolno” i „tak się nie robi”?
Wychowawcy unikają ogólników typu „nie wolno”, „tak się nie robi”. Obowiązujące zasady starają się tłumaczyć w sposób jak najbardziej logiczny i dostosowany do wieku dziecka.
Ponadto zamiast bezosobowej formy „nie wolno” stosują bardziej spersonalizowane komunikaty typu „nie zgadzam się”. Na przykład: „nie zgadzam się, żebyś biegał i skakał w tej sali, bo martwię się o ciebie/ bo jest tu dużo dzieci/ bo meble mają ostre krawędzie”.
Kary i nagrody nie pełnią funkcji motywacyjnej
Kary i nagrody nie pełnią funkcji motywacyjnej – tym założeniem pedagogika Montessori różni się od tradycyjnej. Jest to zauważalne zwłaszcza na szkolnym etapie edukacji. Nauczyciele pracujący w szkołach systemowych wychodzą z założenia, że jeśli nie będą trzymać ręki na pulsie, jeśli nie zmuszą dzieci do pracy, one niczego się nie nauczą. Podobne podejście udziela się zresztą rodzicom.
Natomiast filarem pedagogiki montessoriańskiej jest wiara w to, że dzieci są ciekawe świata i same chcą się uczyć. Nauka sprawia im przyjemność, gdy mogą się uczyć samodzielnie, przez doświadczenie, zgodnie ze swoimi zainteresowaniami, w momencie kiedy są na to gotowe (czyli w tzw. okresach sensytywnych, które u każdego dziecka występują w nieco innym czasie).
Aby to osiągnąć i utrzymać ten stan, należy stworzyć uczniom odpowiednie warunki: atmosferę szacunku i skupienia, a przede wszystkim brak porównywania, rywalizacji, zawstydzania i pośpiechu. I rzeczywiście: dzieci mając możliwość wyboru jakim zagadnieniem chcą się zajmować w danym dniu, realizują program we własnym tempie i kolejności, ucząc się chętnie, bez przymusu i przysłowiowego „bacika”.
To tzw. WEWNĘTRZNA MOTYWACJA, która sama w sobie jest rodzajem nagrody. Motywacja, którą stosowanie zewnętrznych kar i nagród tylko niepotrzebnie zaburza. To zjawisko świetnie opisała Anna Motylewska (blog CzasNaMontessori.pl) w opartym o opracowania Marii Montessori tekście „Nagrody i kary niezgodne z prawdziwą naturą dziecka!”, którego fragment pozwolę sobie zacytować:
„ Dziecko zaangażowane nie potrzebuje nagrody. Po prostu nie jest nią zainteresowane. Praca, którą wykonuje i satysfakcja płynąca z wysiłku, koncentracji uwagi, fakt, że jest zaangażowane w pewien proces, że doskonali siebie jest dla niego o wiele większą wewnętrzną nagrodą, której nie dorówna żadna pochwała czy przedmiot.
„ Dotąd wydawało mi się, że dziecko potrzebuje zewnętrznej motywacji, by pracować w spokoju i koncentracji; że potrzebna mu jest jakaś nagroda, która zaspokoi jego niższe uczucia, takie jak łakomstwo, miłość własna, czy próżność. No bo jak by to miało być możliwe, żeby dziecko SAMO, z własnej woli chciało uczyć się i rozwijać, i do tego wkładać w to tyle wysiłku…
Jakże byłam zaskoczona, gdy okazało się, że wystarczy pozwolić dziecku zrobić coś samodzielnie zamiast je wyręczyć, by samo zrezygnowało z wszelkiej nagrody, czy pochwały.
Stąd już o krok było do wniosku, że to my, dorośli, jesteśmy odpowiedzialni za to, czy dziecko wzniesie się ponad te niskie uczucia, które niosą z sobą potrzebę kar i nagród, czy nie.
Co myślicie na temat zasad, które obowiązują w placówkach montessoriańskich?
Jako totalny laik miałam na początku mnóstwo wątpliwości, a wiele elementów pedagogiki Montessori było dla mnie niejasnych. Jednak z czasem okazało się, że jest to podejście najbardziej spójne z tym, jak traktujemy Potomka w domu.
Wiele puzzli w mojej głowie musi jeszcze wskoczyć na swoje miejsce, ale Montessori już zdążyło podbić moje kamienne serce. Zresztą mam naoczny dowód w postaci mojego 4-letniego królika doświadczalnego, któremu takie podejście służy równie dobrze, jak drapanie za uszkiem, spacer i eko marchewka 😉
.
.
.
.
Fot. tytułowa – Ani-Bee (CC)
16 komentarz
Ciekawy wpis. Nigdy nie słyszałam o tej metodzie, ale bardzo mnie zaintrygowała. Z pewnością będę śledzić efekty – pisz o Twoim „króliku doświadczalnym” 😉
Pozdrawiam serdecznie!
Słyszałam o tej metodzie od koleżanki, która w takim przedszkolu zaczyna pracę. Przyznam, że wszystkie wątpliwości minęły, kiedy usłyszałam o efektach.
Myślę, iż dzieciom łatwiej przyswoić sobie taki porządek niż dorosłym 🙂
W teorii wygląda to bardzo dobrze. Jednak z tego co słyszałam, to dzieci bardzo źle później wpasowują się w narzucony przez państwo system oświaty.
Ja znam dwójkę dzieciaków które chodziły do leśnego przedszkola a teraz są w podstawówce montessori i nauka to dla nich prawdziwa przyjemność. Jak się chce to można ten system oświaty w ogóle ominąć bo szkoda później takie dzieciaki dać do normalnej szkoły bo rzeczywiście pewnie ciężko by było im się przestawić
To była moja największa obawa, bo raczej nie uda nam się posłać Syna do szkoły Montessori: po pierwsze z powodu wyższego czesnego niż przedszkole, po drugie – to zobowiązanie finansowe na wiele lat (a nie na 3 jak w pkolu) i po trzecie – będziemy mieć wówczas już dwoje dzieci i z młodszym też trzeba będzie „coś” zrobić 😉
Jednak dotarłam do wyników badań jak dzieci po przedszkolach montessoriańskich radzą sobie w systemlwych szkołach i trochę się uspokoiłam. Mam zresztą gotowy szkic wpisu na ten temat – opublikuję go w lutym, bo nie chcę bombardować bloga tematyką Montessori, ale to zagadnienie będzie się przewijać od czasu do czasu 🙂
Ja bardzo zaczęłam interesować się pedagogiką montessori i w ogóle alternatywną edukacją, bo ta tradycyjna systemowa nie za bardzo nam się podoba. W ogóle to jak będzie możliwość to chcemy zaszaleć i kształcić dzieciaki w systemie edukacji domowej.
Super że macie blisko takie przedszkole, zazdrościmy 🙂
Taka ciekawostka. Przed wojną każde przedszkole w Polsce stosowało metody pedagogiki Montessori.
Naprawdę? A czy mogłabym prosić o jakieś źródło? Bardzo ciekawa uwaga!
Nie wiem dlaczego, ale wcześniej o tym nie słyszałam. Brzmi bardzo ciekawie i.. rozsądnie. Z chęcią poczytam o tym więcej 😉
Zapraszam, mam już kolejne tematy w zanadrzu, ale planuję je dawkować, aby Was nie zanudzić 😉
Hm… ja tak próbuję wychować niewychowanego niestety męża :p (Sprzątasz sam czy ze mną itd.. ) Raczej będę swoje dzieci uczyć w domu. Montessori znam ze słyszenia, wszyscy chwalą, czemu nie. Niestety u nas ciężko się dostać, i strasznie drogo. Wszędzie jest tak drogo? Przedszkole 800zł plus jedzenie?
Ech, w Warszawie ceny najtańszych placówek zaczynają się od 1000 zł wzwyż, więc 800 zł to tak naprawdę nieosiągalne marzenie. Fakt, niby zarobki też są wyższe, ale koszt mieszkania, żywności, przedszkola i innych usług również.
Dzień dobry, nasze dziecko od września pójdzie do takiego przedszkola w Krakowie. Cena 500 zł bez wyżywienia. Z oczywiście więcej… To też jest jednak większy koszt niż państwowe…
Oczywiście brak kar i nagród to nie tylko Montessori, jednak w to kwestia podejścia danej placówki, dyrektora, wychowawców… rodziców również.
Nam bardzo zależało na takim podejściu, spójnym z tym, jak traktujemy Synka w domu i niestety we wszystkich okolicznych przedszkolach system kar i nagród jest stosowany, zarówno publicznych, jak i prywatnych.
Znam i lubię blogi dobrarelacja.pl i bycblizej.pl 🙂 Rodzicielstwo bliskości odkryłam jeszcze przed porodem, więc również bardzo nam pomogło od pierwszych dni życia Synka.
Z tymi pochwałami i nagrodami to rzeczywiście trudny temat – trudno zachować emocjonalny chłód w chwilach radości i dumy z osiągnięć dziecka i wydaje mi się, że nie powinniśmy się do tego zmuszać. Największy problem stanowią te nagrody, które są formą przekupstwa lub które przysłaniają dziecku radość z wykonywania czynności, która sama w sobie jest przyjemnością.
Hmm może tu chodzi nie tyle o niestosowanie kar co inne ich rozumienie – w sytuacji o której piszes karą za nieposprzątanie zabawek jest brak możliwości zabawy następnego dnia. Wartościowe w tej metodzie wydaje się podejście do dziecka jak do osoby i dialog z nim. Przedstawianie korzyści i minusów płynących z różnych wyborów. Brzmi interesująco:)
Takie podejście bardzo mi się podoba tylko największy kłopot mam ze zrozumieniem jak są egzekwowane stawiane granice. Chciałabym zobaczyć jakieś praktyczne przykłady bo większość tekstów omawia raczej aspekty teoretyczne a nie podaje przykładów z praktyki.