Co by było, gdyby rodzicielstwo bliskości nie istniało? 😉
W czasie pierwszej ciąży zaczytywałam się tzw. literaturą fachową. To wtedy zdobyłam wiedzę teoretyczną na temat rodzicielstwa bliskości (dalej RB).
W macierzyństwo wkroczyłam więc uzbrojona w mgliste postanowienia dotyczące reagowania na potrzeby dziecka i komunikację z nim, a także w potwierdzone badaniami, niezliczone zalety wspólnego spania, karmienia piersią, noszenia w chuście itd. W kolejnych miesiącach teorię uzupełniłam o praktykę, już z maluchem w chuście. Nie miałam więc momentu nagłego olśnienia, zwrotu akcji czy wyrzutów sumienia, że „wszystko dotąd robiłam źle”.
Jednak czasem się zastanawiam: co zrobiłabym inaczej, gdybym nigdy nie usłyszała o rodzicielstwie bliskości? A raczej: czy cokolwiek zrobiłabym inaczej? 🙂
Pewnie nie ma się czym chwalić, ale filarami mojego macierzyństwa są 3 przywary:
LENISTWO
A myślicie, że dlaczego karmiłam piersią i spałam z dzieckiem? Bo było to najprostsze, najwygodniejsze rozwiązanie! 🙂 Pójście po linii najmniejszego oporu. Nie chciało mi się zgłębiać świata mieszanek, wyparzać butelek, smoczków, nosić ze sobą tego całego arsenału… Nie chciało mi się nasłuchiwać w nocy, wstawać, nosić, bujać, zaklinać i hałasować odkurzaczem.
Okej, dobro dziecka też było gdzieś tam istotne 😉 Czytałam przecież wyniki badań jednoznacznie wskazujących, że zarówno karmienie piersią, jak i wspólne spanie to same korzyści.
Jednak nawet gdyby tysiące naukowców jednoznacznie potwierdziło, że to butla jest tym jedynym słusznym rozwiązaniem, ja i tak wybrałabym lenistwo i karmienie piersią 🙂
EGOIZM
Dlaczego tuliłam Synka bez opamiętania? Dlaczego nosiłam ponad 10-cio kilogramowego klocka, nadwyrężając kręgosłup i masakrując stawy biodrowe? Dlaczego przywiązywałam go do siebie chustą i dociągałam ją z całych sił?
Wcale nie dlatego, że chciałam osiągnąć perfekcję w chustonoszeniu, certyfikat ClauWi czy status Chustoguru na branżowym forum…
Po prostu chciałam się nacieszyć mym Potomkiem! 🙂 Nawąchać tego cudownego zapachu. Nacałować niewidzialnych włosków. Napatrzeć w ogromne oczy. Nasłuchać spokojnego oddechu podczas snu.
Zbyt szybko noworodki zmieniają się w niemowlaki, potem w przedszkolaki, a potem to już rzut beretem do osiemnastki. Słodki Syneczek w oka mgnieniu zmieni się w zarośniętego faceta. Nie w głowie mu będą Twoje buziaki i przytulasy. Ani się obejrzysz, a dziecko wyfrunie Ci z domu i wróci z własną rodziną na niedzielny obiad! C’est la vie.
No dobra, od czasu do czasu był też inny, bardziej prozaiczny powód całej tej bliskości: kiedy Potomek marudził i stękał, kierowana czystym egoizmem i przemożnym pragnieniem świętego spokoju wkładałam go do chusty, aby po prostu się przymknął 😉
A ponieważ dla świętego spokoju jestem w stanie zrobić wiele, na scenę wkraczają…
BEZTROSKA I APATIA, nie mylić z EMPATIĄ 😉
Dlaczego moje dziecko jest takie samodzielne i odważne? Myślicie, że staję na rzęsach, ambitnie walczę o kolejne sukcesy, pnę się zawzięcie po drabinie etapów rozwoju, ciągnąc za sobą średnio uzdolnione dziecko?
Albo dlaczego moje dziecko hasa po świecie takie wiecznie zadowolone? Czyżby było tak bardzo zadbane, wysłuchane i zrozumiane? Myślicie, że wnikliwie analizuję motywy kierujące moim Synem i z bijącym sercem wsłuchuję się w jego potrzeby?
A gdzie tam! To w żadnym wypadku nie są efekty empatii. Ani tym bardziej ambicji 😉
W domu jestem stoikiem, mega beztroskim, może nawet apatycznym. Z czego to wynika? W mojej pracy niemal codziennie panuje napięta atmosfera, ogromna presja, permanentna mobilizacja. A efekty tych napięć latają w biurowym powietrzu w postaci wyładowań, awantur i przekleństw. Jasne, to wszystko po to, aby wykonać kawał dobrej roboty… ale jednocześnie dać z siebie wszystko, wyprztykać się do cna z energii, kreatywności i zaangażowania…
Właśnie dlatego jedyne, o czym marzę po powrocie do domu, to ŚWIĘTY SPOKÓJ. Jestem w stanie znieść naprawdę wiele, aby utrzymać ten piękny stan! 🙂 Jestem łagodna, wyrozumiała, czasem może nawet zbyt pobłażliwa. Reaguję ze stoickim spokojem na zastane zniszczenia i zgliszcza, cierpliwie wysłuchuję skarg i zażaleń, a także beztrosko pozwalam na samodzielność zawsze, kiedy jest ku temu okazja.
Odpuszczam co się da: dziecku, mężowi, lecz przede wszystkim sobie. Leżę na kanapie do góry brzuchem, a moje dziecko gdzieś tam obok się rozwija 🙂
Ej, Drogie Mamy, na pewno bez problemu wyczułyście, że dzisiejszy tekst napisałam z dużym przymrużeniem oka? Mój Mąż tego nie rozgryzł, wyobrażacie sobie?! 🙂 Dlatego wolę się upewnić…
A wracając do matczynych trików, jakie wady udało Wam się przekuć w zalety? Bywacie takimi niecnymi spryciulami? Jakie są Wasze sposoby na święty spokój i leżenie do góry brzuchem?
Przeczytajcie również: Rodzicielstwo bliskości – jak się nie zniechęcić?
10 komentarz
Podpisuję się pod każdym zdaniem. Moja córeczka ma 11 miesięcy, śpi ze mną, karmiona piersią na żądanie, wiecznie tulona i noszona na rękach właśnie dla świętego spokoju. Pomimo tego, że spotykam się z licznymi komentarzami: Nie rozpieszczaj jej tak. Odstaw od piersi. Kto ją będzie tak stale nosił – nie mam zamiaru póki co przestać. 🙂 Uwielbiam to robić
No pewnie, tyle naszego! 😉 Warto słuchać siebie zamiast komentarzy otoczenia. Zanim zostałam mamą, czytałam o tym tylko w teorii, ale praktyka również pokazała, że elementy RB wynikają z matczynej intuicji, która zarazem jest odpowiedzią na potrzeby dziecka – przedziwne i piękne! 🙂
czytając posty związane z macierzyństw zawsze zastanawiam się jaką matką ja będę. Obecne mi do tego stanu daleko, ale może czasami gdzieś tam fajnie by było tylko najpierw trzeba mieć kogoś. 🙂
Spokojnie, ja do pewnego wieku w ogóle nie czułam instynktu macierzyńskiego… ale kiedy przyszedł – już nie było zmiłuj! 😉 Chęć wydania na świat dziecka pojawiła się dopiero u boku rozsądnego faceta, wszystko we właściwym momencie.
Bardzo miło się czytało. Ja już nawet nie pamiętam jak to było, bo córka dziś to już „pannica” i pewnie też niedługo znajdzie sobie kogoś do przytulania. Ale pamiętam kiedy wychodziłyśmy na podwórko to mogła szaleć, skakać po kałużach, włazić na drzewa i biegać w koło mnie jak szalone, grzebać w piachu. I właśnie utkwiła mi sytuacja w pamięci, gdy na podwórko wyszła mama z pięknie ubraną córunią, z pięknymi kolorowymi zabawkami i nie mogła wejść do piaskownicy, bo mama nie pozwalała, bo się wybrudzi. Gdybyście widziały te smutne oczka… Mogły przecież pójść do parku, na spacer, popatrzeć na zwariowane wiewiórki, albo pozbierać kwiatki, no gdziekolwiek indziej, ale po co do piaskownicy, skoro dziecko nie mogło się pobawić.
Dziękuję! Osobiście nie zaobserwowałam sytuacji, o której piszesz, ale znam podobne z opowieści.
A Twoja córeczka na pewno miała cudowne dzieciństwo! 🙂
Ej, to nie przywary. Ej, to równoważniki pięknych, macierzyńskich uczuć. Jestem ogromna fanka RB, wiec kiedy czytam o tuleniu dzieci, chlonieciu ich zapachów, upajania sie ich beztroska radością, wsłuchiwaniu sie w ich oddech, przepełnia mnie uczucie ciepła i szczęścia. RB pozwala dziecku zachować spokój, czuć sie potrzebnym, kochanym i zaopiekowanym. Dawanie poczucia bezpieczeństwa naszym dzieciom to nasz obowiązek i przywilej,
Obowiązek, przywilej i mega przyjemność! 🙂 Widzę to tak samo!
BLW – nie muszę gotować dla córki osobno, a resztki z podłogi zjada pies, więc nawet sprzątanie mnie omija 🙂
Ja w ciąży czytałam owszem, ale w pewnym momencie stwierdziłam, że stawiam na instynkt. I co? I bez tych wszystkich wskazówek specjalistycznych postępuję bardzo podobnie. Bo tak czuję i nam przychodzi to jakoś naturalnie.