Skandynawski Czwartek #8
W 2014 roku w kilku szwedzkich firmach na próbę skrócono czas pracy z 8 do 6 godzin. W jaki sposób taki tryb pracy wpływa na naszą efektywność i życie prywatne? Czy taki scenariusz byłby możliwy w Polsce?
Po ponad roku działalności w tym trybie zarządy szwedzkich firm wyciągają wnioski. A pierwszy z nich brzmi: to ma sens! 🙂 Według przełożonych, pracownicy wykonują swoje obowiązki z większym zaangażowaniem, mają więcej energii, są „szczęśliwsi” zarówno opuszczając miejsce pracy, jak i przychodząc do niej rano (źródło). Ponadto w miejscu pracy występuje znacznie mniej konfliktów, a produkcja nie uległa zmniejszeniu.
Efektywny czas pracy
Czy jako pracownicy jesteśmy wydajni przez pełne 8 godzin? Otóż nie.
Niemiecka organizacja REFA Group, specjalizująca się w optymalizacji procesów i normowaniu czasu pracy, opracowała Krzywą Wydajności Dobowej. To wykres, który przedstawia statystyczny rozkład naszej sprawności fizjologicznej, w tym wydajności podczas pracy. Okazuje się, że najbardziej wydajnie pracujemy w godzinach 8-13 (lub wg innych źródeł w godzinach 9-12), czyli zaledwie przez 3 do 5 godzin dziennie.
Źródło: refa.pl
Wykres prezentuje oczywiście wartość uśrednioną, a więc w zależności od naszego trybu życia i cech osobniczych u każdego z nas okresy najwyższej i najniższej sprawności mogą występować w innych godzinach. Jednak łączy nas jedno: rytmiczne wahania sprawności. Dlatego tak ważne jest, aby rozpoznać swój własny rytm i celować z wykonaniem najważniejszych zadań w godziny najwyższej sprawności.
Każdy z nas po fazie najwyższej aktywności potrzebuje fazy odpoczynku. Kto z nas nie doświadczył w pracy przemożnej senności po obiadku/lunchu, po godzinie 13? 😉 A tak się składa, że w tych godzinach również jesteśmy w pracy! Eksperci od zarządzania czasem zalecają w tych godzinach zająć się zadaniami rutynowymi, nie wymagającymi najwyższego skupienia i sprawności intelektualnej.
Skandynawska higiena pracy
Warto nadmienić, że w krajach skandynawskich duży nacisk kładzie się na równowagę pomiędzy pracą, a życiem prywatnym, czyli koncepcję zarządzania czasem znaną pod śliczną nazwę work-life balance. Dzięki temu w tygodniu można znaleźć czas na spotkania ze znajomymi, sąsiadami czy wolontariat. To się nazywa życie! 🙂
Zabawna sprawa, że te same zasady dotyczą nawet policji – możecie to wyczytać pomiędzy wierszami norweskich kryminałów (klik: Skandynawskie kryminały i 15 cytatów Jo Nesbø, które nie zmienią Twojego życia). Oczywiście istnieją wyjątki, ale w większości branż i firm, nie ma że na już, nie ma że deadline, nie ma że nadgodziny, praca w domu wieczorami i w weekendy… o wskazanej godzinie pracownicy zamykają budkę i do widzenia.
Czy taki scenariusz byłby możliwy w Polsce?
Scenariusz optymistyczny
Ile godzin dziennie pracujemy? Teoretycznie osiem. A ile godzin dziennie faktycznie pracujemy, po odliczeniu wszystkich przerw na kawę, herbatę, papierosa, lunch, ploty, ziewanie i zerkanie na zegarek? 😉 No właśnie. Kolejne „twarde dowody” to statystyki Facebooka, które wskazują zwiększoną aktywność użytkowników około godziny 10, a następnie od 12 do 14 (zerknijcie na wykres!). A przecież nie wszyscy jego użytkownicy to freelancerzy czy matki na urlopie macierzyńskim czy wychowawczym 😉
A co, gdyby skrócić dzień pracy z 8 do 6 godzin i w tym czasie pracować naprawdę efektywnie? Wykonać te same obowiązki w krótszym czasie. Niekoniecznie perfekcyjnie, pedantycznie, ale wystarczająco dobrze. Zrezygnować z kilku zbędnych przerw i rozpraszaczy, aby iść do domu wcześniej i zająć się swoimi sprawami. Kluczem do wysokiej wydajności jest przecież dobra organizacja czasu pracy.
To niby tylko 2 godziny dziennie, ale w skali tygodnia to już 10 godzin, a w skali roku około 520. Pomyślcie, ile można zrobić w tym czasie! Ile czasu można by przeznaczyć na zabawę z dziećmi, nasze małe przyjemności, hobby, naukę języków, zdobywanie nowych umiejętności, zajęcia domowe czy zwykłe leżenie do góry brzuchem, ach! 😉
Fot. Dobrean-Dragos (CC)
10 godzin w żłobku!
Skrócenie dnia pracy szczególnie istotne dla rodziców dzieci chodzących do żłobków i przedszkoli – rozstanie z dzieckiem na 10 godzin dziennie (8 godzin + dojazdy) może być trudne. Po zakończeniu płatnego urlopu macierzyńskiego nie każda mama może sobie pozwolić na urlop wychowawczy lub pracę na część etatu.
Wyobrażacie sobie roczne dziecko w żłobku przez 10 godzin? Pół biedy, jeśli jest małym twardzielem: odważnym, ciekawym świata, niezależnym od opiekunek i rodziców, dążącym za wszelką cenę do samodzielności i wyprowadzki 😉 A co jeśli nie jest?! Te dwie godziny naprawdę robią różnicę!
Jako rodzice na pierwszym miejscu stawiamy oczywiście względy emocjonalne, ale w przypadku małych dzieci skrócenie dnia pracy jest korzystne również ze względów finansowych. Prywatne i publiczne żłobki i przedszkola pobierają przecież opłaty za godziny lub abonamenty w przedziałach czasowych.
Tylko nie zrozumcie mnie źle: skrócony dzień pracy należy się również bezdzietnym – oni też znajdą milion rewelacyjnych sposobów na zagospodarowanie wolnego czasu. Ale dla rodziców z małymi dziećmi… to brzmi jak cud, jak spełnienie marzeń! 🙂
Jednak istnieją firmy, w których nawet obecne 8 godzin to za mało…
Scenariusz pesymistyczny
Te wszystkie przerwy na kawę, herbatę, papierosa, lunch, ploty, ziewanie… Tak naprawdę niewiele jest stanowisk pracy i firm, które dają taką swobodę. Przynajmniej w stolicy. Zwykle chcą wycisnąć z garstki pracowników tyle, ile się da, nie zwiększając liczby stanowisk, ani nie płacąc za nadgodziny. No co, przecież nikt nie jest niezastąpiony – kiedy pracownik zostanie już do cna wyeksploatowany, znajdzie się kilkunastu na jego miejsce (niekoniecznie równie wykwalifikowanych, ale równie zdesperowanych bądź naiwnych).
Kiedy ktoś niedomaga, zarzuca się mu złą organizację czasu pracy, brak umiejętności wyznaczania priorytetów i inne bzdety. A że Polacy mają kompleks lenistwa, trudno walczyć z tymi zarzutami. Korporacji w to graj. Nie przyzna się przecież, że garstce pracowników wyznaczyła zbyt wiele zadań, nierealne terminy, albo że sama nie potrafi wskazać tych słynnych priorytetów. Ma być zrobione, ma się zadziać.
Ile godzin dziennie spędzamy w pracy? Minimum osiem, z reguły więcej. Plus minimum dwie godziny na dojazd. Bywa, że na pracę i dojazdy przeznaczamy do 12 godzin dziennie, a potem jeszcze zabieramy pracę do domu.
Oczywiście można pracować pełne 8 czy nawet 12 godzin na najwyższych obrotach, przerwy na toaletę, picie i jedzenie też można sobie odpuścić. Zrobisz dużo, ale po powrocie do domu będziesz jak dętka, fizycznie i psychicznie wyczerpany (bo już nawet nie zmęczony), pozbawiony entuzjazmu i energii do jakichkolwiek czynności niezwiązanych z życiem zawodowym. Jeśli takie dni zdarzają się w drodze wyjątku to OK, w przerwach można się zregenerować. Gorzej jeśli taki ciąg trwa tygodniami i miesiącami – to prosta droga do wypalenia zawodowego, nawet jeśli uwielbiasz swoją pracę.
To nieśmiałe początki
Nie czarujmy się, taka trudna sytuacja wciąż ma miejsce w wielu szwedzkich korporacjach. Sześciogodzinny dzień pracy wprowadziło jedynie kilka firm (np. Toyota, Brath, Background AB, Filimundus), i to w wybranych filiach. Media jak to media trochę to rozdmuchały, stwarzając wrażenie masowej rewolucji na szwedzkim rynku pracy. Niemniej jest to dobra praktyka, którą warto rozważyć i w miarę możliwości naśladować.
Szczerze? Na początek zacznijmy od przestrzegania 8-godzinnego dnia pracy, tak jak robią to obecnie Skandynawowie.
A jeśli ciągnie Was na północ, kochacie skandynawską kulturę, niestraszna Wam szwedzka poprawność polityczna i marzy Wam się 6-godzinny dzień pracy, wiecie gdzie wysłać CV 😉 A być może jesteście przedsiębiorcami w Polsce i macie nadzieję, że skrócony dzień pracy zmotywuje również Waszych pracowników?
Fot. tytułowa – Lauren McKinnon (CC)
14 komentarz
Brzmi cuuudownie! I równie utopijnie.Zawsze twierdziłam, że człowiek nie może być tak samo (wysoko)wydajny przez całe 8 godzin;)Tylko, że w Warszawie nawet ten limit nie jest przestrzegany i jest niejaką normą, że siedzi się godzinę, dwie, trzy dłużej. A jeśli ktoś wychodzi „równo dzwonkiem” postrzegany jest jako mało zaangażowany pracownik. Dobrze jednaka wiedzieć, że są miejsca w Europie, do których warto wyemigrować 🙂
Kiedyś właśnie słyszałam, że taki 6-godzinny tryb pracy jest dużo bardziej efektywny niż 8 🙂 I wiadomo, wolałabym pracować krócej… Jak już skończę studia 🙂
U nas to nigdy nie przejdzie, bo pracodawcy myślą, że jeśli pracownik jest w robocie 12h, to faktycznie rzetelnie pracuje. Jest to niemożliwe fizycznie, bo żaden mózg nie jest w stanie pracować tyle na wysokich obrotach, ale co my, biedne, szare, zapracowane, polskie myszy możemy tam wiedzieć… Szef nasz pan 😉
Ja widzę w tym sens. Wyobrażam sobie nawet pracować 6 godzin i wyrabiać się z zadaniami. Ja mam bardziej zadaniowy tryb pracy i nie siedzę po godzinach, więc pewnie by się to sprawdziło. Ale myślę, że zależy to od charakteru pracy.
Fantastyczna sprawa z tym 6-godzinnym trybem pracy. Uważam, że to ma sens i sprawdziłoby się. Miałabym czas na życie po pracy, a tak po pracy wykonuję obowiązki domowe i idę spać. A życie mam dopiero w weekend, tyle że wtedy jestem często tak zmęczona, że nawet nie mam ochoty na rozrywkę. Ciekawe kiedy u nas dojdzie do takich eksperymentów i czy tego doczekam 😉
Dla mnie pomysł skrócenia czasu pracy do 6ciu godzin jest świetny! Zdecydowanie podniosl by produktywność ale też jakość życia ludzi. Czy jest on realny w Polsce? Nie sądzę. Tutaj jest inna mentalność i etyka racy. Człowiek to trybik z którego należy wycisnąć jak najwięcej i potem wymienić na nowy model :/. A te obowiązkowe 8 godzin (praca biurowa) – bez przerw kawowych,ploteczek, papierosów spokojnie skumulowałoby się do czy nawet mnie produktywnej pracy.
Ja dlatego wytrzymałam jako biurwa 3 miesiące i wiem że nigdy wiecej! No przynajmniej nie w PL 😉
Oj miło by było pracować przez 6 godzin. Zawodowo jestem nauczycielką w przedszkolu. Niby nauczyciel, ale w przedszkolach niepublicznych nie obowiązuje Karta Nauczyciela. Praca z dziećmi na pełnych obrotach przez 8 godzin. Niestety po powrocie do domu poza rodziną, porządkami w domu i relaksem czeka stos papierów, bo dokumentacja typu dziennkik, karty takie siakie, plany to jeszcze trzeba przygotować się na następny dzień zajęć tak aby utrzymać uwagę 25 dzieci i jeszcze je czegoś nauczyć. Praca ekscytująca, ale pochłaniająca ogromną ilość energii.
Oj, ucieszyłabym się bardzo z takiego 6h dnia pracy! Co prawda jestem dopiero na studiach i jeszcze nie pracowałam w pełwnym wymiarze godzin, ale czasem mam zajęcia od 8-17. Jeśli wziąć pod uwagę dojazdy to poza domem jestem od 6:20-18 Po takim dniu czuję się strasznie wykończona, a mój mózg już koło 15 zaczyna wysiadać. Dlatego nie wyobrażam sobie w przyszłości pracować po 8h dziennie i liczę, że jak będę poszukiwać stałej pracy, to już wprowadzą ten 6h tryb 🙂
To ma sens, ale w Polsce możemy sobie tylko pomarzyć o takim rozwiązaniu. Po urodzeniu pierwszego dziecka zaczęłam pracować zdalnie i wtedy przekonałam się, że spokojnie wyrabiam się w pracą w 5 godzin. Czyli cała reszta to pogaduszki, kawa i ogólnie rzecz biorąc strata prywatnego życia kosztem idei pracy w firmie przez regulaminowe 8h.
Cudownie by było tyle pracować po powrocie do pracy 🙂 Jak byłam w ciąży to skrócono mi czas pracy z 8h na 4h w związku z zapisem w kodeksie o pracy przy komputerze (co i tak było luksusem, bo mało która firma respektuje ten zapis…). Było to świetne doświadczenie, bo okazało się, że jestem w stanie w 4 godziny zrobić wszystko co do tej pory w 8 (i biorąc pod uwagę ciążowe zgąbczenie mózgu i roztargnienie :D) i jeszcze wyszkolić mojego zastępcę. Marzę o takim wymiarze godzin po powrocie, ale boję się, że w polskiej rzeczywistości jest to niemożliwe do wykonania na dłuższą metę 🙁
No coś Ty? Skrócili Ci czas pracy do 4h? Super! Jesteś dopiero drugą osobą, od której słyszę, że się to udało. To zalecenie jest nagminnie ignorowane przez pracodawców, planuję zresztą wpis na ten temat 🙂 Niby w zaświadczeniu jest napisane, że przez pozostałe 4h kobieta nie powinna siedzieć przed komputerem, czyli tzw. „monitorem ekranowym” 😉 Natomiast może wykonywać inne prace… tylko jakie? Noszenie segregatorów? Stanie przy ksero? 😉 Wiadomo jak wygląda praca w biurze, bez komputera ani rusz. Z drugiej strony trochę rozumiem pracodawców – trudno jest przeorganizować pracę zespołu, ale to nie uprawnia ich do łamania tych wytycznych.
Rozumiem Cię świetnie, niestety pewnie nie da rady utrzymać tego czasu pracy po macierzyńskim, chyba że na pół etatu 🙁
No właśnie żadnej pracy poza kompem nie ma u nas więc szefowa poszła na rękę i puściła do domu 🙂 Ponoć stać przy ksero też nie wolno, bo też emituje jakieś fale 😀 Ale było to możliwe, bo pracuję w dużej firmie. W mniejszej pewnie nie byłoby tak różowo :/ Ale fakt, mało która koleżanka miała takie luksusy jak ja. Gdzieś mi się obiło też o uszy, że mają likwidować ten zapis w kodeksie, bo dzisiejsze komputery/monitory nie emitują już tak dużo fal. Znając tempo zmian prawa w PL potrwa to jeszcze trochę… Ale mogliby się zlitować przynajmniej nad kręgosłupami ciężarnych i ich spuchniętymi nogami – która wytrzyma w jednej pozycji przed biurkiem tyle godzin?? Ściskam serdecznie Twój układ kostny (czytałam wpis o spojeniu, rozumiem ten ból!) i całą osobę (osoby? :D)
Zdecydowanie w Polsce za dużo czau spędza się na tzw. dupogodzinach, nie ma co robić, a siedzieć trzeba, odbębnić i już. Nie jest łatwo również znaleźć pracę mobilna, zdalną i na część etatu. Ale mnie osobiście wizja oddania Zuzi do żłobka po macierzyńskim przeraża, zrobię wszystko by jednak pracować z domu 🙂
Cześć Ronju 🙂 Pierwszy raz jestem na Twoim blogu i już się moszczę z kubkiem herbaty. Cykl skandynawski wciągnął mnie po uszy. A temat tego posta jest mi wyjątkowo bliski, bo właśnie odeszłam z pracy na cały etat, żeby szukać czegoś tylko w 6 godzinach szkolno-przedszkolnych. W Vancouver na ten świetny duński pomysł wszyscy robią wielkie oczy. Ale się nie poddaję i wierzę, że znajdę swoją równowagę i fajną pracę. Pozdrawiam serdecznie z kraju klonowego liścia 🙂