Tego dnia uczyłam syna, jak chodzić po drzewach. Gdzie stawiać stopy i jak się podciągać. Jak trenować skoki, aby nie skręcić kostki.
Zrobiliśmy sobie piknik na kocu. Chrupaliśmy jabłka, zrywaliśmy mlecze i karmiliśmy kaczki.
Potem usiłowałam wyłowić piórko, które uciekło mojemu dziecku za sprawą zdradliwej fali. Piórko odpłynęło daleko od brzegu i nie mogliśmy go dosięgnąć, ani ręką, ani patykiem. Nie miałam wyjścia, wlazłam po kolana do fontanny! Woda była zimna. A ja robiąc kilka kroków w tej zimnej wodzie, wyszłam o te kilka kroków poza moją strefę komfortu (jak ja kocham to określenie! 😉 ).
Gdyby nie zrozpaczony Syn, nie wlazłabym tam. No bo jak to? Prawie 33-letnia baba w fontannie? Wbrew zakazom i zasadom? Już miałam w zanadrzu zgrabne wyjaśnienie dla Stróża Prawa i Porządku:
– Panie Władzo, przecież ja to wszystko dla dziecka! Nie widzi pan, jak mój synek płacze?
Ale Pan Władza się nie pojawił, więc wysuszyłam stopy na słoneczku i podreptaliśmy dalej. I tu kolejne wyzwanie:
Kiedy dotarliśmy na plac zabaw, okazało się, że ulubiona huśtawka syna nie nadaje się do użytku. Najwyraźniej chwilę temu bujała się na niej sroka i na swój sposób zaklepała miejscówkę. Syn nie mógł tego przeboleć (O ble! Fujka! Ohydka!).
Wyczyściłam. A przecież to nic przyjemnego, więc nie musiałam. Mogłam powiedzieć:
– Trudno, synu. Odpuść sobie, wracamy do domu.
Jednak nie zrobiłam tego, bo wiem, że w oczach tego małego człowieka jestem superbohaterem!
A taka już rola superbohatera: jednego dnia ratuje z pożaru niemowlęta i małe kotki, a innym razem sprawia, że znikają ptasie kupy 🙂 Kiedy masz cztery lata, każdy z tych czynów jest równie spektakularny.
Tego dnia byłam właśnie taką mamą-superbohaterką. Kiedy pojawiał się problem, pytałam synka:
– Co możemy zrobić w tej sytuacji?
Wymyślaliśmy różne rozwiązania, mniej lub bardziej abstrakcyjne 😉
Starałam się nauczyć go, że nie ma sytuacji bez wyjścia. A kiedy taką napotkaliśmy – kiedy okazało się, że w parku nie ma stoiska z wymarzoną watą cukrową – pomagałam radzić sobie z rozczarowaniem.
Jak stać się dla dziecka superbohaterem?
Odkrywać świat razem z nim i próbować spojrzeć na wszystko jego oczami.
Odpowiadać cierpliwie na niezliczone pytania.
Dać sobie chwilę na refleksję.
Nie myśleć schematami i wychodzić poza bezpieczną strefę komfortu.
Dokonywać rzeczy niemożliwych: wejść na drzewo, uratować piórko, wyczyścić ptasią kupę z huśtawki.
Pomagać: dzieciom i dorosłym, ludziom i zwierzętom 🙂 Szukać razem z dzieckiem okazji do małych gestów.
I śmiać się: szczerze, dużo i głośno.
Śpiewać wesołe piosenki, bo przy smutnych częściej się fałszuje 😉 A jeśli fałszujesz nawet przy tych wesołych, też się nie przejmuj! Zapomnij, że ktoś Was słucha, że ktoś na Was patrzy. Bądź tylko Ty i Twoje dziecko.
W oczach takiego brzdąca bardzo łatwo zostać superbohaterem – warto to wykorzystać. Ten okres w życiu dziecka przemija bardzo szybko. Nie zastanawiaj się dłużej jak zostać takim superbohaterem. Po prostu nim bądź 🙂
Fot. Kristina Alexanderson (CC)
31 komentarz
Jej, będę pamiętać Twoje słowa na następnym spacerze. Z ręką na sercu przyznaje, że nie wlazłabym do fontanny a co do kupy, nie wpadłabym na to, żeby ją wytrzeć! Zaproponowałabym coś innego. A tak jak piszesz – to takie proste zostać w oczach dziecka superbohaterem :))
Hehe, przyznam szczerze, że do takiego zachowania w dużej mierze motywuje mnie Syn – często „zaproponowanie czegoś innego” nie wchodzi w grę, skoro on przyszedł na plac zabaw tylko po to, żeby się pohuśtać 😉
Ktoś mógłby powiedzieć, że ulegam, rozpieszczam itd., ale z drugiej strony chcę pokazać Romkowi, że na większość problemów można znaleźć rozwiązanie i razem się nad nim zastanawiamy.
Ja myślę, że to wspaniałe. W końcu chodzi o to, żeby w dorosłym życiu nasze dzieci nie poddawały się przy pierwszej przeszkodzie i szukały rozwiązania.
O tak, to musi być wspaniałe, kiedy dziecko tak szczerze podziwia rodzica. I faktycznie warto zadbać, żeby takim superbohaterem zostać. Ale nie tylko we wczesnym dzieciństwie. Myślę sobie, że ta praca, ta walka o podziw i szacunek potomka powinna trwać stale, bo – wydaję mi się – to sprawia, że nawet jako dorosły nasz dzieciak zawsze nam będzie ufał i zawsze będzie się nas radził.
Masz rację! Tyle, że przy maluchu to banalnie proste, a z czasem coraz trudniejsze, bo np. taki nastolatek jest już w stanie prześwietlić nas na wylot. Ale damy radę, hm? 😉
Pewnie, że damy :))
Dokładnie tak, pięknie napisane. 🙂
Dziękuję! 🙂
Renia, Twój przepis na zostanie superbohaterem dziecka jest tak prosty, że powinniśmy się wstydzić jako rodzice, że tak często wymigujemy się od czynności, które tak niewiele nas kosztują, a tak ważne są dla naszych dzieci. Ja jestem superbohaterką, kiedy ratuję pisklę, które wypadnie z gniazda (mamy tę jazdę co roku) przed kotami, które na nie polują. Zbieram też pająki i odymiam dom przed komarami (to jeszcze przed nami). Mieszkamy na terenie zalesionym, więc ptasie niespodzianki moje dziewczyny sprzątają już same, bo inaczej nie zjadą ze zjeżdżalni albo nie pohuśtają się na huśtawce.
Wiesz, teraz tak sobie pomyślałam, że takie podejście ma wiele wspólnego z tym o czym dużo piszesz u siebie na blogu – życiu w trybie slow 🙂 Przyzwyczajeni do tempa, do którego przywykliśmy w życiu zawodowym, często nie potrafimy się przestawić. Człowiek uczy się na błędach. Wstyd przyznać, ale ja sama jeszcze dwa lata temu byłam tak zabiegana, że nie przyszłoby mi do głowy tak się angażować. Dopiero z czasem dotarło do mnie jakie to fajne 🙂
Tak Reniu, to jest slow parenting. Będę o tym pisać w tym tygodniu dla TaTenTo. Będąc aktywnym może nie da się żyć w rytmie slow cały czas, ale nie trzeba też rezygnować ze wszystkiego, żeby znaleźć czas dla siebie i bliskich. Uroki życia można dostrzec i pracując i realizując swoje pasje. Czasem wystarczy pójść na spacer z dzieckiem, poobserwować przyrodę, porzucać kamykami do wody, poszukać na łące czterolistnej kończyny, odpowiedzieć na kilka pytań dziecka. Brzmi trywialnie, ale taka jest proza życia, a my pozwalamy, żeby jego uroki uciekało nam przez palce. Kiedy pracowałam w korporacji po kilkanaście godzin dziennie, nie widziałam tych rzeczy. Dopiero teraz dostrzegam i doświadczam ile ich się dzieje każdego dnia.
Super o tym powiadasz! Czekam na Twój artykuł na TaTenTo 🙂
Jak opublikują wrzucę na fanpage.
Piękny wpis :). Bardzo podoba mi się ten opis przekraczania strefy komfortu – niby to tylko fontanna, a nagle tyle myśli się pojawia, włącznie z tą, że zaraz ktoś nam wlepi mandat. Prawo dorosłych.
Moja Mama zdecydowanie była superbohaterką, nie tylko w moim dzieciństwie i nie tylko w moich oczach. To miłe uczucie i cieszę się, że tak mogę Ją teraz wspominać :).
Piękne wspomnienia!
Z tą strefą komfortu rzeczywiście tak jest – mamy różne blokady ze „świata dorosłych”, które dla naszych dzieci nie mają najmniejszego znaczenia. Spojrzenie na sytuację oczami dziecka zmienia perspektywę i w pewien sposób nas wyzwala, ale ja dość długo musiałam się tego uczyć.
Szalenie szybko mija ten okres w życiu dzieci, tyle jeszcze by się chciało im pokazać, zrobić z nimi, a zanim się człowiek obejrzy już są takie duże. Często nam się nie chce, nie mamy nastroju, a dzień za dniem mija, szkoda tracić takich szans pokazania naszego super bohaterstwa. 🙂
To wszystko siedziało mi w głowie, kiedy pisałam ten tekst 🙂
Ach, jaki pozytywny wpis! Gratuluję postawy, superbohaterko 🙂
Dziękuję!
Pięęęękny wpis, bo tak niewiele potrzeba żeby uszczęśliwić małą istotkę, ale niestety niektórzy o tym zapominają.. Uwielbiam być superbohaterem dla swojego dziecka. 🙂
Prawda? Ja też odnajduję w tym mnóstwo przyjemności! Nawet wycieranie ptasiej kupy mi niestraszne 😉
Haha, bo właśnie ta ptasia kupa jest kwintesencją bycia superbohaterem.:)
Dokładnie tak, to najwyższa forma rodzicielskiego poświęcenia 😉
Świetne!!! Czasem wystarczy zrobić mała, prostą rzecz i w oczach dziecka my stajemy się superbohaterem, a dziecko ma świadomość , że nie ma rzeczy niemożliwych 🙂 Same plusy!! Brawo mamuśka!
Dzięki! Brawo my, wszystkie bohaterskie mamuśki świata! (i tatuśki też ;))
Banalnie proste. Będę bohaterem codziennie! 🙂
No pewnie, żal nie skorzystać z tej szansy!
Wzruszylam sie czytajac ten tekst! Niby to takie proste, a mam wrazenie, ze wiekszosc ludzi o tym zapomina. Bedac szczesliwa matka mamy duzo wieksze szanse na wychowanie szczesliwych dzieci.
miałam ochotę na kocyk na trawie i smakołyki i spadł nam deszcz… idę szukać innej atrakcji, przecież Supersyn i Supermama nie będą się nudzić! A jak jeszcze do kompletu mamy dziś Supertatę to w ogóle nuda nie wchodzi w grę!
W ten weekend można nadrobić, bo pogoda zapowiada się piękna! 🙂
Fajnie jest być bohaterem 🙂