Czy już znasz najgorszy sposób na wpojenie Twojemu dziecku zasad bezpieczeństwa? 😉 Dowiedz się, jak to robią w skandynawskich lasach! Ronja córka zbójnika
Skandynawski Czwartek #3
Na skraju Diabelskiej Czeluści
Czytaliście „Ronję, córkę zbójnika”? Jest tam fragment, który niesamowicie mnie rozbawił, ale i dał do myślenia:
„Tak więc Ronja otrzymała swobodę i mogła wałęsać się, gdzie tylko chciała. Przedtem jeszcze Mattis [ojciec Ronji] powiedział jej to i owo.
– I uważaj, żeby nie zabłądzić w lesie.
– A co mam robić, jak zabłądzę? – zapytała Ronja.
– Odnaleźć właściwą ścieżkę.
– Aha – powiedziała Ronja.
– I uważaj, żeby nie wpaść do rzeki.
– A co mam robić, jeśli wpadnę do rzeki? – spytała Ronja.
– Pływać.
– Aha – odparła Ronja.
– I uważaj, żeby nie wpaść w Diabelską Czeluść.
Mattis miał na myśli przepaść, która dzieliła na dwoje Zamek Mattisa.
– A co mam robić, jeśli wpadnę w Diabelską Czeluść? – zapytała Ronja.
– Wtedy nic już nie zrobisz – odparł Mattis i wydał z siebie ryk, jak gdyby zwaliły się na niego nieszczęscia całego świata.
– Aha – powiedziała Ronja, gdy Mattis przestał wyć. – W takim razie nie wpadnę w Diabelską Czeluść. Coś jeszcze?
– O tak, sporo – odrzekła Mattis. – Ale tego nauczysz się z czasem sama.”
A teraz najlepsze! Wiecie, jak Ronja uważała, żeby nie przytrafiły jej się wszystkie te nieszczęścia? 😉
„(…) podczas następnych dni Ronja nie robiła nic innego, tylko uważała na to, co było niebezpieczne, i uczyła się pokonywać strach. Miała uważać, żeby nie wpaść do rzeki, powiedział Mattis, dlatego ochoczo skakała po gładkich kamieniach przy samym uskoku wodnym, tam gdzie najbardziej huczało. Nie mogła przecież zapuszczać się w las i tam uważać, żeby nie wpaść do rzeki 🙂 (…)
Tak mijały dni. Ronja uważała i ćwiczyła więcej, niż Mattis i Lovis mogli przypuszczać, i w końcu stała się niczym zdrowe, małe zwierzątko, gibka i silna, i nie czuła strachu przed niczym. Ani przed Szaruchami, ani przed Wietrzydłami, ani przed tym, żeby nie zabłądzić w lesie, ani przed tym, żeby nie wpaść do rzeki. Jeszcze tylko nie zaczęła uważać, aby nie wpaść w Diabelską Czeluść, ale pomyślała, że wkrótce nauczy się i tego.”
Pewnie w tej chwili niejednemu rodzicowi włos się jeży, kiedy wyobraża sobie, jak jego dziecko przebiega slalomem drogę ucząc się jak nie wpaść pod samochód…
Ale przyznajcie sami, coś w tym jest… Nie mówię, że dzieci muszą uczyć się bezpieczeństwa tylko i wyłącznie na własnych błędach. Jednak warto pozwolić im popełnić kilka 🙂
Kiedy „nie wolno” ma sens
Ostatnio w wielu artykułach poświęconych rodzicielstwu pojawia się sprzeciw wobec wszechobecnego „nie wolno”. I słusznie! „Nie wolno” nie powinno być nadużywane.
Jednak są przecież zachowania bezwzględnie niebezpieczne, ryzyko wypadków nieodwracalnych w skutkach. Sytuacje, kiedy z wyprzedzeniem musimy powiedzieć stanowcze i bezdyskusyjne „NIE WOLNO”: nie wolno wybiegać na ulicę, nie wolno otwierać okna, nie wolno rzucać nożem itd. Oczywiście po fakcie warto wytłumaczyć dziecku z czego wynika dany zakaz, ale w sytuacji zagrożenia nie zawsze jest na to czas.
Albo odwrócić tę sytuację i zamiast mówić jak NIE robić (negatywny przekaz), wyjaśniać jak robić (pozytywny przekaz). Na przykład:
- Lubię trzymać Cię za rękę. Pamiętaj, że na parkingu i blisko jezdni idziemy za rękę dla bezpieczeństwa. A kiedy indziej – dla przyjemności 🙂
- Lubię, gdy spokojnie wyglądasz przez okno. Pamiętaj, że ktoś dorosły zawsze musi być obok i tylko rodzice mogą je otwierać.
- Uwielbiam Cię obserwować, gdy jesteś samodzielny/a. Na przykład, gdy smarujesz chleb masłem – pamiętaj, że nóż służy tylko do tego itp.
Takie komunikaty pomagają również uniknąć oceniania efektu działań dziecka: pięknie, ładnie, źle, brzydko itd.
Oda do samodzielności
We wszystkich „bezpiecznych” sytuacjach warto dać dziecku jak największą swobodę, pole do eksperymentów, samodzielności i odkrywania świata na własną rękę. Warto ostrzegać dziecko przed niebezpieczeństwem, rozmawiać z nim o związkach przyczynowo-skutkowych, jednak nie trzymać pod kloszem, nie zabraniać czy nie wyręczać. Warto, żeby się ubrudziło, uderzyło, przewróciło, przekonało na własnej skórze! Samodzielność ma wiele zalet, a największe z nich to:
- budowanie pewności siebie u dziecka
- więcej czasu i świętego spokoju dla rodziców 🙂
Czasem widać te efekty od razu, a czasem trzeba na nie zapracować, tak czy siak – warto czekać.
Screeny z filmu „Ronja Rövardotter”
Cytaty z książki „Ronja, córka zbójnika” Astrid Lindgren
Co innego, że Mattis i Lovis, rodzice książkowej Ronji, osiągnęli legendarny stan totalnego zen – moglibyśmy się uczyć od nich rodzicielstwa bez spiny 😉
Warto znaleźć swój złoty środek… i stopniowo przesuwać granicę! Raczej nie byłam typem nadopiekuńczej mamusi trzęsącej się nad moim słodkim, maleńkim, nieporadnym syneczkiem – przynajmniej mam taką nadzieję 😉 Jednak kiedy Potomek poszedł do żłobka i świetnie sobie radził bez naszych rytuałów związanych z usypianiem, karmieniem, toaletą i całą resztą, szeroko otwierałam oczy ze zdumienia. Ba, momentami czułam się nawet oszukana! 🙂
Wniosek? Nawet jeśli dajemy dzieciom duże pole do popisu w zakresie rozwoju samodzielności i wydaje nam się, że to już maksimum ich możliwości – dajmy im jeszcze więcej, a na pewno pozytywnie nas zaskoczą.
Twoje dziecko potrafi więcej, niż myślisz!
Mam do Was małą prośbę: jeśli spodobał Wam się ten wpis,
kliknijcie „Lubię to” na Facebooku i udostępnijcie go swoim znajomym:
Miłego dnia!
Chcesz być na bieżąco?
Polub blog na Facebooku:
POBIERZ TUTAJ DARMOWY EBOOK O MONTESSORI:
TO TEŻ CI SIĘ SPODOBA:
ronja córka zbójnika
13 komentarz
Dzieci mają w sobie dużo roztropności i spokojnie możemy im pozwolić badać świat nawet jeśli czasami nieźle nas nastraszą 😉
Kiedyś widziałam dobry komiks. Brzmiał on mniej więcej tak:
-ojej, jaka pani córka samodzielna. jak pani to robi?
-pozwalam jej.
Też na niego trafiłam – krąży jako mem na fejsbuku 🙂
U mnie ciocia nie mogła wyjść z podziwu, dlaczego mój Gizmol nie płacze jak się przewróci. Po prostu, nie skaczę nad nim i nie „wyję” jak to zwykły babcie robić, nie zwracam na niego uwagi, najwyżej zapytam „I co, znowu ci zając uciekł?”. A Młody wstaje wtedy, otrzepuje się i idzie dalej biegać. (no chyba, że mocno rypnie, to wtedy jest syrena ;))
my w ogóle nie reagujemy. raz nam uderzyła głową w kaloryfer. Tylko się otrząsnęła, potarła głowę i poszła dalej 🙂
Świetny wpis! Nie czytałam tej książki, ale zgadzam się z tym, że nie można ograniczać dzieci całkowicie. Niech próbują nowych rzeczy, uczą się na własnych błędach. Ja jeszcze nie mam dziecka, ale jak kiedyś zostanę mamą, to nie chcę być nadopiekuńcza 🙂
Uwielbiałam Ronję 🙂
Czytałam Ronję będąc dzieckiem 🙂
Cóż, Skandynawowie… 🙂
Z tego co wymieniłas, to myślę, że najważniejsze jest „nie wyręczać” .Wielu rodziców niby chce dobrze, ale później wyrosną z tych dzieci kaleki zyciowe.
Posłuchaj Cejrowskiego w tym temacie. Też dobrze gada. Nawet podobnie 😉
zdecydowanie. jestem na tak! i też uwielbiałam Ronję.
Oh przypomniałaś mi tym wpisem o wspaniałej książce mego dzieciństwa!
Co do tematyki – sama prawda. Staram się to brać pod uwagę przy zajmowaniu się moją Bestyjką i póki co chyba mi to dobrze idzie 🙂
Im więcej swobody (w granicach rozsądku), tym dziecko szybciej się uczy,staje się samodzielne i nabiera pewności siebie. Taka jest prawda. My z mężem jesteśmy wyluzowanymi rodzicami, czasem nasz brak panikowania i biegnięcia na pomoc wprawiał wręcz w osłupienie innych rodziców, spotykanych na spacerach. Pozwalaliśmy córce zdobywać różne doświadczenia, oczywiście z zachowaniem pełnej czujności – przyjęliśmy rolę raczej uważnych obserwatorów niż parasola ochronnego 😉 Efekt taki, że córka nie histeryzuje, gdy się przewróci lub uderzy, chętnie próbuje swoich sił w różnych nowych sytuacjach, nie boi się wyzwań, chce dużo robić samodzielnie. Ma nieco ponad 2,5 roku i ubiera się sama lub z bardzo minimalną pomocą od bielizny po czapkę, kurtkę (zamka jeszcze nie ogarnia), rękawiczki, samodzielnie je, sprząta po sobie, z grubsza posmaruje chleb serem 😉 Jest bardzo samodzielna, a to tylko dlatego, że jej na to pozwoliliśmy. Właśnie jak na wspomnianym memie 🙂