Jak docenić empatię naszych mężczyzn i szanować uczucia naszych dzieci.
Ile razy widziałaś ten obrazek? Dziecko chlipie cichutko lub płacze wniebogłosy, a nad nim tata, wujek lub dziadek powtarzający bezradnie „Nie płacz! Przecież nic się nie stało!”
W dobrej wierze!
Dlaczego „nic się nie stało” szkodzi?
Wypowiadamy te słowa z troską, chcąc uspokoić i pocieszyć dziecko. Doskonale to rozumiem. Jednak często to niewinne „nic się nie stało” odnosi wręcz odwrotny skutek: dziecko czuje się niezrozumiane i zlekceważone. Bywa, że wpada w jeszcze większą rozpacz, a z czasem pojawia się uczucie osamotnienia.
Niezależnie od naszych dobrych intencji, słowa „nic się nie stało” wyrażają lekceważący stosunek do uczuć dziecka, do jego sposobu postrzegania danej sytuacji. Dla niego przecież „stało się”, a skoro płacze, to wręcz „stało się coś poważnego”! Dziecko uderzyło się, przestraszyło, zdenerwowało albo załamało się kolejną porażką. Z punktu widzenia dziecka mógł zawalić się cały świat, a zadaniem dorosłego jest pomóc mu przeżyć i zrozumieć te trudne emocje, a nie bagatelizować ich przyczynę.
Z punktu widzenia dorosłego rzeczywiście NIC się nie stało. Przyczyna płaczu dziecka często jest dla nas błahostką. Nie tylko dla ojców, wujków i dziadków, ale także dla matek, cioć i babć. Jednak nam, kobietom, łatwiej jest postawić się na miejscu dziecka i zrozumieć przyczynę jego rozpaczy. Łatwiej nam zrozumieć dziecko. A wszystko dzięki naszym kobiecym mózgom, zaprogramowanym na empatię.
Empatia matek i ojców – czym się różni?
Badania naukowe z zakresu neurobiologii wykazały, że pod wpływem hormonów (estrogenu i testosteronu) mózgi kobiet i mężczyzn rozwijają się w odmienny sposób. Te różnice są dostrzegalne już we wczesnym dzieciństwie, utrzymują się również w życiu dorosłym.
„Dziewczynki już w wieku 12 miesięcy szybciej rozpoznają na twarzach innych ludzi niezadowolenie, a zwłaszcza smutek.”
[źródło: McClure (2000) „A meta- analytic review of sex differences in facial expression processing and thei development in infants, children and adolescents” Psychological Bulletin 126: 424-453]
„Estrogen stymuluje istniejące od urodzenia obwody mózgowe do dalszego rozwoju, dzięki czemu mała dziewczynka może się szybciej doskonalić w sztuce rozpoznawania społecznych niuansów, co ma znaczący wpływ na jej przyszłość jako matki. To dlatego właśnie mała „kobieta” już w pieluchach jest tak bardzo rozwinięta emocjonalnie.”
dr Louann Brizendine „Mózg kobiety” (2006)
Dlaczego o tym piszę? Żeby udowodnić, że jako kobiety jesteśmy lepsze, bardziej wrażliwe, a nasi faceci to bezduszni jaskiniowcy? W żadnym razie!
Natomiast chcę wykazać, że tym bardziej powinnyśmy DOCENIĆ starania naszego partnera. Nie szukać wiecznie dziury w całym, lecz tak po ludzku docenić momenty, kiedy naszym mężczyznom uda się wykrzesać z siebie empatię 🙂 Docenić sytuacje, w których okazują wobec rodziny zrozumienie i czułość.
Tym bardziej, że ta rola jest stosunkowo nowa dla „męskiego gatunku”. Zacytuję tu duńskiego pedagoga i terapeutę rodzinnego (na pewno znanego wielu z Was), Jespera Juula:
„Moje pokolenie mężczyzn było pierwszym, które poczuło potrzebę zbliżenia się do dzieci i które doceniło wartość tej relacji. Byliśmy także pierwszymi, którzy zrozumieli, że nie możemy po prostu kopiować własnych ojców ani uczyć się ojcostwa od swoich żon (…)”
Jesper Juul „Być mężem i ojcem” (2012)
Kobiety i mężczyźni różnią się pod wieloma względami. Postawienie się na miejscu dziecka i okazywanie uczuć naprawdę przychodzi ojcom o wiele trudniej niż matkom. Tym bardziej, że wielu z nich zostało wychowanych w określony sposób: całe życie słyszeli krzywdzące hasła typu „chłopaki nie płaczą”, „musisz być twardy, a nie miętki” itd. Taka twarda i bezwględna „szkoła przetrwania” pokutuje w głowach wielu mężczyzn, ojców, wujków, dziadków.
Kiedy więc dochodzi do spotkania z maluszkiem, nasi mężczyźni muszą coś w sobie zmienić, przełamać się, odkryć pokłady empatii i czułości. A kiedy już to nastąpi, stają się nie tylko lepszymi ojcami i opiekunami, a także lepszymi partnerami. Fantastyczna sprawa!
Seksistowski bullshit
Jak wspomniałam, kobiety i mężczyźni różnią się pod wieloma względami. Jednak nie cierpię seksistowskich gadek podkreślających te różnice i pogłębiających przepaść między kobietami i mężczyznami. Wiecie, chodzi o te wszystkie chwytliwe, rzucane pogardliwym tonem hasełka utrwalające stereotypy.
Wszelkie poradniki opisujące różnice pomiędzy mózgiem kobiety i mężczyzny (np. „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”) są pożyteczne tylko do momentu, w którym pomagają nam po pierwsze lepiej się zrozumieć, a po drugie porozumieć.
Czar pryska, kiedy te różnice pomiędzy płciami próbujemy wykorzystać przeciwko partnerom. Kiedy budujemy bariery z krzywdzących stereotypów. Kiedy w rozmowach z przyjaciółkami wyrażamy się o przeciwnej płci z pogardą („pamiętaj, to tylko facet”, „wszyscy faceci są tacy sami”, „facet to świnia” itd.). Czy nie lepiej zaakceptować te różnice i być dla siebie po prostu ludźmi?
Faceci nie są wrogo nastawionymi ufoludkami z innej planety. Kiedy ktoś jest inny, to jest to dla nas szansa, a nie zagrożenie. Naprawdę więcej zyskamy i więcej zbudujemy, postrzegając dzielące nas różnice w ten sposób.
A teraz pora na Was! 🙂
• Dajcie znać jak dogadujecie się z Waszymi partnerami w kwestii empatii i słynnego „nic się nie stało”.
• Czy są wśród Was mamy tzw. „parek”? Dostrzegłyście pomiędzy córkami i synami tak wyraźne różnice w komunikacji werbalnej, odczytywaniu wyrazu twarzy, empatii, jak wskazują na to badania neurobiologów?
• Koniecznie przeczytajcie dwie książki cytowane w dzisiejszym tekście: „Mózg kobiety” dr Louann Brizendine i „Być mężem i ojcem” Jespera Juula.
Słowami, które powtarzamy w dobrej wierze, chcąc uspokoić i pocieszyć dziecko, możemy nieświadomie oddalić je od siebie.
Co oznacza „nic się nie stało”? Co innego dla rodzica, co innego dla dziecka – warto o tym pamiętać.
Do zobaczenia!
14 komentarz
Mamą może nie jestem, ale wydaje mi się, że sztuką jest dostrzeżenie dlaczego dziecko płacze. Jedno tak jak piszesz daje znać, że coś jest nie tak i faktycznie trzeba się nad nim pochylić i zrozumieć skąd się biorą łzy. Czasami jednak dzieci mają również skłonność do dramatyzmu i nasze „pochylenie” mogą wykorzystać przeciwko nam, czyli naginać nas do swojej woli.
I jak najbardziej mogę się mylić, ale my brzydale, mamy skłonność do szybszego włączania mechanizmów obronnych na tego typu zachowanie i to często objawia się w postaci „nic się nie stało”. Tak mi się wydaję, ale mogę się mylić. Ekspert ze mnie żaden, a rodzic eksplorator:)
My jestem zgodni co do tego, że zawsze COŚ się dzieje gdy dziecko płacze. Aczkolwiek też nie jojczymy jak baby (tak odnośnie seksiszmu ;)) i nie rozklejamy się nad każdym kwęknięciem dziecka.
Złoty środek ja zwykle sprawdza się najlepiej. Nasz Syn też jest z tych wyolbrzymiających i dramatyzujących, ale wtedy przypominam sobie słowa Małgosi Musiał – psycholog z bloga dobrarelacja.pl: „Płacz dziecka jest nie manipulacją, wymuszaniem ani terroryzowaniem dorosłych. Płacz jest zawsze wołaniem o pomoc, o wsparcie. Nawet ten, który wydaje się być sztuczny, teatralny i udawany – nawet on jest tylko i wyłącznie sygnałem, że dziecko sobie nie radzi.”
Przypomina mi się jedna dziewczyna jak robiłam prawo jazdy. Najpierw telefon do męża czy dzieci odrobiły lekcje, czy zjadły. Za chwilę telefon do męża gdzie są leki, gdzie jest kartka i czy je już podał, a jak nie, ma to zrobić. Potem kolejny telefon do niego czy położył już dzieci spać. Zastanawiam się czy ten facet ma w ogóle szanse na wyrobienie w sobie jakichś uczuć do dzieci i, w związku z tym, empatii.
Brzmi koszmarnie…
Nigdy się nie zastanawiałam nad tymi słowami „nic się nie stało” w zasadzie wydawało mi sie, że w ten sposób pokazujesz dziecku, że „to się zdarza” lub że nikt go za to czy tamto nie będzie oceniał czy krytykował. Fajnie, że zwróciłaś uwagę na to z innej strony.
Skoro dziecko płacze to coś się dzieje. Czasami jest to tylko albo aż chęć zwrócenia na siebie uwagi. Nie koniecznie musi to być ból. Nie przechodzę obojętnie. U nas raczej pada pytanie „a co się stało, że płaczesz?” Chociaż Filip jeszcze nie odpowie to przynajmniej wie, że mama z tatą są nim zainteresowani.
Podpisuję się pod twoimi słowami – różnimy się miedzy sobą, jako kobiety i mężczyźni. Różnimy się też jako ludzie. I dzieci mają tak samo. Dlatego na każdego trzeba spojrzeć trochę inaczej. Świetny tekst!
Dziękuję!
Dzięki za ten wpis 🙂 Jako mama, staram się na wiele rzeczy zwracać uwagę, motywować, rozwijać, dobrze karmić 😉 A często z moich ust (!) padało to zdanie… Oczywiście w dobrej wierze. Gdyby się tak zastanowić, to chyba bardziej siebie uspokajałam, niż dziecko. Teraz zawsze będę mieć w głowie Twój artykuł.
No właśnie, często wypowiadamy te słowa automatycznie, w dobrej wierze, mnie też zdarzało się to wielokrotnie, ale teraz już gryzę się w język.
Ważna sprawa i zgadzam się z twoim stwierdzeniem całkowicie. Podobnie się mają sprawy typu zmuszania dziecka do: buziaków, powitań, przytulania, lekceważenia jego niechęci do czegoś (bo nie wypada) itd. z którymi od początku walczę… szczególnie wśród rodziny.
Bardzo podoba mi się Twój tekst. Nie mam dzieci i pewnie jeszcze długo nie będę mieć, ale bardzo cenię takie podejście, jakie prezentujesz. Mnie również irytuje gadanie „to tylko facet” – to bardzo krzywdzące.
Co do mówienia, że nic się nie stało – bardzo spodobało mi się zachowanie znajomego moich rodziców. Kiedy jego sześcioletnia córka płakała, bo się oparzyła, zareagował zupełnie spokojnie. Wziął ją z dala od innych ludzi (to była Wigilia) i spokojnie jej wytłumaczył, że oparzenia takie są, że bolą jeszcze przez pewien czas, ale stopniowo będzie czuła to coraz mniej. Mama posmaruje to maścią, która jeszcze złagodzi poparzenie i będzie lepiej. Nie próbował jej oszukiwać „ee tam, wcale nie boli!”, tylko wytłumaczył, jak to „działa”, a przy tym zachował taki spokój i powagę, że dziecko na pewno poczuło, że jego problem jest traktowany jako ważny, a spokojne podejście dorosłego dało sygnał, że nie ma powodu do paniki. 🙂
Świetna historia i super podejście 🙂