Gdzie to granie w planszówki, nadrabianie seriali, odsypianie, nauka języków i muzea online? Gdzie ta rodzinna sielanka, pastelowe, kreatywne zabawy, czas na pogłębianie relacji, pieczenie gofrów i te wszystkie rzeczy, na które nigdy nie mieliśmy czasu? pomoc psychologiczna
Podpisuję się wszystkimi kończynami pod akcją #zostańwdomu. To jedna z niewielu sytuacji, kiedy naprawdę możemy zdziałać wiele dobrego, a może wręcz „uratować świat nie wychodząc z domu”. Nie zmarnujmy tej szansy!
Jednak martwi mnie, że pod szyldem kwarantanny internet zalała fala ambitnych propozycji spędzania czasu i – powiedzmy to sobie szczerze – motywacyjnego bełkotu: teraz w końcu będziesz mieć czas na szydełkowanie, lepienie pierogów, grę na ukulele i naukę języka (może niekoniecznie chińskiego, ale jakiegoś innego trudnego języka – na pewno!). W końcu możesz nadrobić wszystkie internetowe kursy, które kupiłaś i porzuciłaś, obejrzeć jeszcze raz wszystkie sezony ulubionych seriali, no i wyspać się za wszystkie czasy. A jeśli masz dzieci, macie teraz mnóstwo czasu na gry planszowe, naukę języka migowego, wszystkie te pastelowe, kreatywne zabawy z makaronu i rurek po papierze toaletowym oraz wspólne gotowanie skomplikowanych dań w romantycznym obłoczku z zapasów mąki.
No i oczywiście: pogłębianie relacji!
Tak, ja też miałam ambitne plany: w końcu uzupełnić pamiątkowe albumy dzieci, uporządkować szafy, oczyścić balkon z rupieci, regularnie gotować zdrowe, zbilansowane obiadki i sprzątać na bieżąco, a nie raz w tygodniu. Ach, nasze mieszkanie nigdy nie będzie tak czyste! – pomyślałam z błogim uśmiechem Miałam też taki plan, żeby podczas tej przerwy przyjrzeć się naszym relacjom i doskonalić się w „porozumieniu bez przemocy” (NVC).
Nie wiem o czym ja sobie, kurde, myślałam!
Póki co kwarantanna mnie przeczołgała i brutalnie zweryfikowała moje ambitne plany.
Bez przerwy żonglujemy.
Czasem i przestrzenią.
Emocjami, posiłkami i sprzętem elektronicznym.
Tu dwa pełne etaty, tam firmowa telekonferencja, zdalna szkoła syna, a w tle czterolatka drąca się wniebogłosy. Mamy bardzo ograniczone możliwości sprzętowe i lokalowe, więc ciężko posadzić towarzystwo tak, aby każdy miał swój kąt i ciszę do pracy i zabawy. Mając do dyspozycji dwa pokoje i dwa służbowe komputery – to całkowicie karkołomne i niewykonalne zadanie.
Praca? Kilka zleceń się wykruszyło, ale nadal mamy dużo pracy, co akurat bardzo doceniam, bo wiem, że mnóstwo ludzi już straciło dochód. U nas też nie wiadomo, co będzie za kilka tygodni – zarówno w firmie męża, jak i w mojej branży zapowiadają ostre cięcia budżetu.
Szkoła i przedszkole? Założenie placówek edukacyjnych oczywiście jest takie, że dzieci mają zajęcia, a rodzice mogą w tym czasie choć trochę popracować, ale to tak nie działa!
Nastroje? Co chwilę rozdzielamy dzieciaki, które najchętniej kłócą się i biją (z krótkimi przerwami na wielką miłość i zgodną zabawę). A my z mężem tylko się co chwilę wymieniamy, pocieszamy i uspokajamy.
I tak się miotamy któryś dzień z kolei (już nawet nie liczę).
Iskrzy!
Jaki jest efekt?
Nasze mieszkanie nigdy nie było tak brudne.
Prawdopodobnie nie zrealizuję żadnego z moich ambitnych planów.
Dzieci jakoś wcale nie chcą pogłębiać relacji, ani trenować NVC, tylko drą się i tłuką od rana do wieczora jak jakieś dzikusy. Psychologowie biegli w rodzicielstwie bliskości uspokajają, że w ten sposób rodzeństwo „pracuje nad relacją”. No spoko. Rozumiemy to. Nasze dzieci są wyjątkowo aktywne, a teraz mogą rozładować tę energię jedynie na dwa sposoby:
A. skacząc po naszym łóżku
B. drąc się i tłukąc średnio 4 razy na godzinę
Zgadnijcie, który sposób częściej wybierają?
Pamiętacie ten reportaż? Paula Krajewska zrobiła nam go rok temu w kwietniu. Teraz jest podobnie… tylko z 10 razy gorzej Z tej prostej przyczyny, że jesteśmy zamknięci w czterech ścianach, na 50 metrach kwadratowych 24 godziny na dobę.
Fot. Paula Krajewska
Odpuściliśmy raz na zawsze oglądanie seriali, bo codziennie po tak napiętym dniu padamy jak muchy o godzinie 22 (tuż po tym, jak zasypia nasza córka).
Doszło do tego, że kłócimy się z mężem kto ma wyjść z psem!
A kiedy już wychodzę, to odpalam audiobooka i snuję się po odludziach przez co najmniej godzinę.
Oto nasza „przepustka”
Dlatego przyjęłam plan minimum: przeżyć i się nie pozabijać, ale też nie katować się wyrzutami sumienia za każdy podniesiony głos. Czego i Wam życzę!
Obok zmęczenia fizycznego, pamiętajcie też o zmęczeniu psychicznym.
Przestrzegamy sumiennie zaleceń samoizolacji, a poza tym staramy się „żyć normalnie”. Jednak ta sytuacja nie jest normalna. Wykonujemy codzienne obowiązki, ale gdzieś w tle cały czas czai się ogromny strach i stres (nawet, jeśli go tłumimy). Martwimy się o bliskich, o starsze osoby w naszej rodzinie, o przyszłość i poważne zmiany społeczno-gospodarcze, które niewątpliwie czekają nasz kraj i cały świat.
Przestańmy się więc biczować za trudne emocje, za napiętą sytuację w domu i każdy podniesiony głos. Przytulmy i przeprośmy dzieciaki, pogadajmy z nimi o tym, z czego wynika całe to napięcie, ale błagam: nie torturujmy się dodatkowo wyrzutami sumienia po każdej wpadce.
Ta złość, smutek i strach są naturalne – mamy do nich pełne prawo! Nie odbierajmy tego prawa sobie, naszym partnerom, ani dzieciom.
pomoc psychologiczna
Zdaję sobie sprawę, że w czasie epidemii trzymam się w miarę dobrze przede wszystkim dzięki psychoterapii, którą zakończyłam w marcu rok temu. Przepracowałam tam zarówno temat trudnych emocji, jak i rozmaitych lęków (w tym irracjonalnego lęku o zdrowie). Dzięki temu w obecnej sytuacji jestem daleka od paniki i apokaliptycznego myślenia. Boję się konsekwencji społeczno-gospodarczych epidemii, ale nie boję się samego wirusa – i uważam to za mój osobisty wielki sukces, bo to efekt wielu miesięcy ciężkiej pracy. Martwię się o bezpieczeństwo bliskich mi starszych osób, jednak strach o własne zdrowie, ani lęk przed końcem świata już mnie nie paraliżuje.
Co jeszcze mi pomaga?
- Cieszę się, że nasza rodzina trzyma się razem i jest bezpieczna – tak staram się na to patrzeć, zamiast nastawiać się, że wkrótce wszyscy się pozabijamy Od nastawienia naprawdę bardzo wiele zależy.
- Zazwyczaj, kiedy nasze dzieci są chore, a ja muszę jednocześnie opiekować się nimi i pracować (czytaj: stresować się terminami i zarywać noce – uroki jednoosobowej działalności gospodarczej bez L4), to wkurzam się i miotam. Teraz jest inaczej. Jestem spokojniejsza. Czuję, że robimy to dla większej sprawy i to daje mi siłę.
- Mogłabym w tej chwili narzekać, że mamy 50 metrowe mieszkanie w bloku, a nie dom z ogrodem, gdzie każdy mógłby się zamknąć w innym pokoju, a dzieci wyszaleć w ogrodzie… ale co mi to da? Wolę cieszyć się z tego, co mam i szukać jasnych stron.
- Jestem introwertyczką, a od kilku lat pracuję z domu, więc zamknięcie w czterech ścianach mnie nie przeraża. Nie duszę się.
- Jako introwertyczka potrafię łapać oddech tylko w samotności – w obecności rodziny to niemożliwe (w towarzystwie dzieci nie słyszę własnych myśli!), ale ratują mnie spacery z psem i względna samotność w łazience
- Zajmuję ręce i myśli – mam tyle roboty (z dziećmi i pracą zdalną), że nawet nie mam czasu czytać aktualności i się zamartwiać. Jednocześnie nie walczę z emocjami, gdy już się pojawią. Strach, niepokój, złość – do tego wszyscy mamy prawo. Nie tylko teraz. Zawsze.
- Raczej mam nastawienie: zrobimy wszystko, co w naszej mocy, ale będzie co mam być. Myślę o historii i powtarzam sobie, że każda wojna, kataklizm, klęska żywiołowa i epidemia kiedyś się kończy. I ta epidemia też kiedyś przeminie. Musimy po prostu zacisnąć zęby i to przeczekać. A w międzyczasie zadbać o swoje zdrowie – fizyczne i psychiczne. Będzie dobrze.
Nie chcę udzielać Wam rad, jak przetrwać epidemię i jak poradzić sobie psychicznie, bo każdy z nas ma inne predyspozycje. Znam osoby, które tęsknią za wolnością. Osoby, które są ekstrawertykami i nie potrafią żyć bez ludzi. Osoby, które rozpiera energia i duszą się w czterech ścianach. Osoby bardzo źle znoszące zmiany. Osoby zmagające się na co dzień z lękami, które teraz jeszcze bardziej narastają.
Jeśli znacie takie osoby, zadzwońcie do nich, pogadajcie, zapytajcie jak się czują, wykażcie zrozumienie, pocieszcie. Taka zwykła rozmowa – wygadanie się, wyrzucenie z siebie wszystkich lęków, wyrwanie się z poczucia osamotnienia – często bardzo pomaga.
Jeśli sami przeżywacie podobne emocje, rozmawiajcie jak najwięcej z bliskimi. Nie bójcie się „obciążać” ich swoimi problemami – oni sobie poradzą! W gruncie rzeczy każdy z nas przeżywa teraz podobne emocje i dzielenie się nimi pomaga obydwu stronom.
W razie potrzeby sięgnijcie też po bezpłatną, telefoniczną pomoc psychologiczną – w związku z epidemią uruchomiono wiele darmowych linii. To kilka przykładowych: pomoc psychologiczna
- Akcja „Psychologowie dla społeczeństwa” >> klik
- Wsparcie Psychologiczne Wojsk Obrony Terytorialnej tel. 800-100-102 lub Skype (klik)
- Fundacja Vis Salutis tel. 888-960-980
- Fundacja Sempre a Frente tel. 690-080-886
- wsparcie psychologiczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim tel. 81 445 40 80 (grafik)
Ponadto działają osobne infolinie dla pracowników służby zdrowia i osób objętych kwarantanną.
Korzystajcie, to żaden wstyd! pomoc psychologiczna
A jeśli faktycznie znajdziecie odrobinę czasu dla siebie – najlepiej przeznaczyć go na wyciszenie, uważność lub rozwijanie swoich pasji. Z troską, łagodnością, bez presji!
Jednak, gdy tak jak ja nie macie teraz czasu ani siły, aby „rozwijać skrzydła”, odpuśćmy to sobie bez krzty wyrzutów sumienia! Te wszystkie wskazówki, jak stworzyć „lepszą wersję siebie” podczas kwarantanny to jakiś bezduszny, motywacyjny bełkot.
Zadbajmy przede wszystkim o zdrowie psychiczne (swoje i całej rodziny).
Nie ustawiajmy poprzeczki zbyt wysoko – ani sobie, ani dzieciom.
Dajmy sobie czas na oswojenie tej sytuacji.
Wszyscy jedziemy teraz na taryfie ulgowej.
Jeśli ten tekst Wam pomógł,
kliknijcie „Lubię to” na Facebooku
lub udostępnijcie go swoim znajomym:
Trzymajcie się!
pomoc psychologiczna
Chcesz być na bieżąco?
Polub blog na Facebooku:
pomoc psychologiczna
Dziękuję za ten tekst Dużo zdrowia i spokoju dla Was
Mnie od początku bawią teksty o tym, że teraz ludzie mają dużo czasu, nie wiedzą co z nim zrobić. Ciągle to słyszę w radio. Serio? Niektórzy wciąż jeżdżą do pracy, inni pracują, ale z domu. Część ma wolne od pracy by zająć się dziećmi – ale nie nazwałabym tego mnóstwem wolnego czasu, tylko czasem na opiekę nad dziećmi. To kto ma wolne??
I współczuję pracy z domu z dziećmi. U nas tylko jeden etat do ogarnięcia zdalnie a i tak jest ciężko z maluchem, który nie rozumie że taty nie ma, skoro przecież go widać xD
Bardzo, bardzo wazny i potrzebny wpis!!
Świetny wpis. Dziękuję!
Mnie ratuje fakt, że jestem na macierzyńskim i mogę ogarnąć moje córki nie myśląc o pracy (na razie). Paraliżuje strach, że po urlopie nie będę miała dokąd wrócić. Ale jakoś dajemy radę. Też mam mieszkanie dwu pokoje 50m2. I z jednej strony zazdroszczę ludziom, którzy mają dom. Z drugiej- cieszę się, bo jednak koszty utrzymania dużo niższe, a teraz każdy grosz się liczy. Pozdrawiam!
Dokładnie tak! podpisuję się wszystkimi kończynami! Jesteś wspaniała! Dzięki!
To są moje myśli i moja codzienność ? Nawet lokum i liczba i wiek dzieci sie zgadza? Dzięki, super wpis.
Dzięki za ten post! Jestem w podobne sytuacji, ja , dwójką dzieci w wieku przedszkolnym , maz pracujący cały dzień zdalnie i ja która mam kilka godzin dziennie pracy zdalnej. Też myslalam- o kurcze, zrobię gruntowne porządki, balkon szafy, może pomaluje kuchnie haha. Ale nie..jest ciężko..dzieci mają full energii. Mimo że z nimi wychodzę do lasu to nadal biegają i kloca się i biją resztę godzin w domu. Ja miałam pisać mgr ale mogę o tym zapomnieć. Czuje że tracę czas ale po prostu nie da się inaczej jak po prostu przetrwać. Pozdrawiam
Ubóstwiam Cię. Kolejny tekst pod którym mogłabym się podpisać rękami i nogami.
Hej Reniu!
dzięki za ten mądry tekst, bez spiny. Za zdrowe podejście na luzie i podkreślenie jak ważne jest zadbanie o siebie (by móc dbać o innych) w tym trudnym czasie. Ja jakoś odnajduję się z każdym dniem lepiej. Lubię być w moim domu, dobrze się tu czuję. Mam 7 latka , z którym nauka zdalna bywa trudna i przebojową 3letnią córkę, która nieźle potrafi mnie zmęczyć. Ale jakoś dajemy radę. Nie podchodzę z wielkimi ambicjami do tego czasu. Po prostu chcę dobrze go spędzić. Udało mi się w końcu urządzić pokój dzieci – od ponad miesiąca w dużym pokoju mieliśmy zdemontowane meble od kumpla i w czasie kwarantanny załatwiła speca do montażu – sąsiada. Nauka z synem jest ciężką, to duży trening cierpliwości dla mnie….Wiem, że jemu też nie jest lekko. Dzieci chcą wychodzić na dwór, pozostaje nam balkon… Na szczęście wszyscy są zdrowi, to ważne! Pracuję w hotelu i póki co pozamieniałam sobie grafik i pracuję tylko w weekendy. Działalność hotelu jest okrojona i martwię się, jak ta sytuacja się rozwinie… Ale staram się być dobrej myśli. Pozdrawiam Ciebie i całą twoją rodzinę!
U mnie akurat jest tak, że ja naprawdę mogę się teraz wyspać. Bywało, że do pracy budziłam się o 5 lub 6 więc nawet wstając o 7-8 jest różnica. Niejako zostałam “zmuszona” tą sytuacją zostać w domu, moje miejsce pracy na czas trwania epidemii zostało zamknięte. Mam dwóch chłopców w wieku 5 lat i 1,5 roku. Bywa, że jest podobnie, jak u Ciebie-kłócą się, wrzeszczą na siebie, bałaganią. Udało mi się jakoś zorganizować nam ten dzień. Zadania przedszkolne ze starszym robimy, kiedy młodszy ma drzemkę, albo zmieniamy się z mężem. Udało mi się nawet znaleźć chwilkę na książkę, czy kurs on-line. Czyli nie jest tak źle, jak myślałam, że będzie..:) Choć chciałabym już wrócić do pracy, bo takie siedzenie w domu na dłuższą metę jest męczące. No i sytuacja trochę martwi, jak to będzie po. Mam nadzieję, że dobrze, że wszystko wróci do normalności, czego nam wszystkim życzę. Pozdrawiam cieplutko!
Haha u nas dokładnie to samo, podobny metraż, oboje z domu pracujemy i jeszcze 1,5 roczne dziecko. Call za callem i tylko sie wymiebiamy kto ma wazniejsza telwkonferencje a kto w tym czasie bedzie siedział z Młodym, który roznosi całe mieszkanie. Praca po nocach i wieczorami, bo przy takim nalym dziecku nie da sie, krzyczy i piszczy na widok laptopa zeby mu dac, choc juz naszego osobistego popsul eh. A gdzie w tym wszystkim znalezc czas na obiad… Ten caly bełkot o ogladaniu seriali piszą bezdzietni czy super rozwijajacych zabawach z dzieckiem to pisza chyba mamy na macierzynskim lub wychowawczym gdzie moga caly swoj czas poswiecic dziecku. My o 22 juz lezymy padnieci i zero ochoty na cokolwiek.
Dziękuję za ten tekst :)!!!
Trudny czas dla wszystkich. Oboje z mężem jesteśmy farmaceutami, pracujemy w aptekach na zmianę (tam teraz jak na wojnie, ciężka praca). Jednocześnie na zmianę opiekujemy się dziećmi (2 i 6), żeby nie narażać dziadków. W weekendy prowadzę z domu wykłady online na wyższej uczelni…. Także tego. Wszystko to wymaga zaakceptowania pewnych niedoskonałości, jak dzieci wyjące w czasie wykładu. Im szybciej się z tym pogodzimy tym mniej nerwów
Dokładnie tak, czas dla wszystkich bardzo trudny i wymagający poświęceń. Na pewno nie jest to relaks, odpoczynek czy wakacje. Najbardziej chyba irytujące jest to, co tak mocno niektórzy próbują nam wmówić, że to normalne, proste, że tyle mamy możliwości wyboru. Dla rodziców, którzy chcą max uwagi poświęcić teraz swoim dzieciom zamiast puścić im bajki czy filmiki na pół dnia, to nie lada wyzwanie. Też mamy małe 50 m mieszkanie,balkon, dwa pokoje, 4,5 latek i prawie 2 letnia córka, do tego mąż na pracy zdalnej od 8 do 18, czasem dłużej, bo telefony, bo telekonferencje i tak w kółko. A jeszcze obiad, deser, zadania z przedszkola i codzienny mega fun. Czasem nie nadążam, siedam na kanapie i mówię sobie “stop”, “no nie dam rady”, ale za chwilę wstaje i jak to my kobiety, dalej do przodu…bardzo brakuje ludzi i rodziny, choć na co dzień nie mamy żadnej pomocy ze strony dziadków, bo mieszkają daleko to teraz tym bardziej i jeszcze silniej odczuwam jakie my kobiety jesteśmy mega silne i jak bardzo czasem zaslugujemy na odpoczynek i chwilę wytchnienia. Każdemu się on zwyczajnie należy i jeśli mamy taka okazję, to po prostu odpocznijmy, wyciszmy się, mamy do tego święte prawo, żebyśmy nie zwariowaly.
To my żyjemy tak na 38 metrach i bez psa… Ale też staram się doceniać, że w ogóle mam rodzinę, zdrowe dzieci, super męża, i jeszcze mamy oboje z mężem pracę, którą możemy wykonywać z domu. I też żyjemy planem minimum: nie pozabijać się i jakoś przetrwać. Naprawdę wielkie dzięki za ten wpis!