Norweska kuchnia to przede wszystkim mięso, ryby i owoce morza plus bardzo proste warzywne dodatki. Cała nasza rodzina jest wege, więc często pytacie co tutaj jemy i czy serio jest tak drogo?
Na zdjęciach możecie zobaczyć nasze przeciętne zakupy. Dla naszej rodziny 2+2 każda wizyta w sklepie to około 1000 NOK. Na zakupy chodzimy średnio 2x w tygodniu, ale nie jest to reguła. Dam Wam znać ile wydajemy miesięcznie na jedzenie – ale dopiero za kilka miesięcy, bo nadal testujemy różne produkty i sklepy.
Jest znacznie drożej niż w Polsce, ale zarobki też są wyższe. Poza tym “dzięki” galopującej inflacji pod koniec naszego pobytu w Polsce, nie odczuwamy tej różnicy aż tak bardzo.
A jak z produktami wege?
W Norwegii jest ich sporo, choć wybór nie jest aż tak duży, jak w Polsce, czy chociażby w sąsiadującej Szwecji. Jestem wegetarianką od 1999 roku, więc polski rynek znam na wylot
W każdym 🇳🇴 markecie bez problemu można kupić napoje roślinne i różne rodzaje mrożonych wege kotletów (drugie zdjęcie). Tofu jest mniej popularne, ale również dostępne. Rekordy popularności biją tu parówki (pølser), ale ich wege wersja jest mało apetyczna.
Bardzo brakuje tu dobrego hummusu i innych warzywnych smarowideł do pieczywa (w Polsce ich wybór jest ogromny i bardzo je lubimy). Dlatego robimy je samodzielnie, ale fajnie mieć w szafce parę słoików na czarną godzinę
Wiele osób narzeka, że w norweskich sklepach owoce i warzywa są pakowane w plastik, ale z moich obserwacji wynika, że w polskim Lidlu czy Biedronce jest tak samo (natomiast widać różnicę porównując do bazarków, warzywniaków itp.).
Najtrudniej kupić strączki i kasze – suche, nieprzetworzone produkty, które od lat są bazą naszej kuchni. W norweskich marketach są tylko gotowane strączki w puszkach i kartonikach oraz ryż, bulgur, kuskus i czasem quinoa. Nigdzie nie mogłam znaleźć kaszy gryczanej i jaglanej, ale na szczęście w Hamar są dwa “sklepy tureckie”, sprzedające importowane produkty dla imigrantów – nie tylko z Turcji, ale też z Polski, Litwy, Łotwy i innych krajów. To właśnie tam kupuję produkty z ostatniego zdjęcia: duże opakowania 1 kg kaszy gryczanej, jaglanej i soczewicy, siemię lniane i ogórki kiszone
Także spokojnie, nie umieramy tu z głodu! Tak naprawdę gotujemy bardzo podobnie jak w Polsce, tylko z miejscowych produktów.
A jak Wy gotujecie na emigracji? Dajcie znać w komentarzu.
Nasze początki w Norwegii dzień po dniu możecie obserwować na Instagramie bloga Ronja.pl – tam jesteśmy najczęściej!
Trzymajcie się!
1 komentarz
A jak tam z jakością produktów