Dziś wpis dla tych z Was, którzy lubią zaglądać na blog po to, aby po prostu sprawdzić co u nas słychać. Jak nam się żyje? Jak ogarniamy życie rodzinne z dwójką dzieciaków? Spotkałam ostatnio dawno nie widzianą znajomą, która zadała mi to pytanie.
Otóż: nie ogarniamy! 🙂 Koleżanka była bardzo zaskoczona tą odpowiedzią, bo na blogu i Facebooku wygląda na to, że radzimy sobie świetnie.
A to dlatego, że kiedy padam na nos – nie piszę!
Kiedy Irka ząbkuje i w nocy kilka razy na godzinę budzi się z żałosnym płaczem – nie piszę!
Kiedy nasze mieszkanie wygląda, jakby gówno walnęło w wentylator – nie piszę! A już na pewno nie robię zdjęć! 😉
(Nie krzywić mi się tu, bo pojęcie „gówna w wentylatorze” sformułował Kurt Vonnegut Jr., ceniony pisarz amerykański, a nie jakaś wulgarna blogerka parentingowa.)
Niczego nie staram się ukryć. Po prostu kiedy życie daje w kość, social media i pstrykanie zdjęć to naprawdę ostatnie, o czym wówczas myślę. Moją głowę zaprzątają wtedy wyłącznie marzenia o tym, żeby dzieciaki w końcu poszły spać. A kiedy już się stanie, zamiast po nocach opisywać na blogu trudy macierzyństwa, sama bezczelnie przybijam gwoździa i zasypiam przy kuchennym stole, z nosem w zimnej kolacji.
Śliczny blog, Facebook i Instagram to tylko skrawek naszej rodzinnej rzeczywistości. Powiedzmy 5%.
Jeśli ta nasza rodzinna sielanka sprawia czasem wrażenie nierealnej i sztucznie wykreowanej, nie zrażajcie się. A co najważniejsze: nie wierzcie, że tak jest u nas zawsze! Ja po prostu tylko wtedy mam czas na blogowanie i fotografowanie – w tych względnie spokojnych, sielankowych (i czystych) momentach.
Kiedy tu jestem, to znak, że pozostałe sprawy mam w miarę uporządkowane. Że wszyscy cieszymy się względnym zdrowiem. Że Irka śpi. Że Romek jest w przedszkolu. Że mam na jutro obiad. Że jestem w miarę wyspana. A to nie zdarza się często – stąd tak niewiele nowych tekstów na blogu w styczniu.
Spójrzcie tylko na cykl „Echo”, który przecież planowałam publikować jako podsumowanie każdego miesiąca! 🙂 Mam już w plecy „Echo” listopadowe, grudniowe, a teraz styczniowe. Dlatego dziś – Echo zimowe 🙂 Zapraszam!
Rower
Od listopada mam z Mężem układ, że dwa razy w tygodniu on przejmuje dzieciaki, a ja wychodzę na rower. Potwornie stęskniłam się za pedałowaniem, bo ostatnio jeździłam na rowerze w 5 miesiącu ciąży, czyli we wrześniu 2015!
Potem miałam dłuuugą (zbyt długą!) przerwę ze względu na problemy ortopedyczne w ciąży (o których więcej pisałam tutaj), a następnie – rekonwalescencję.
Jesienią wszystko wróciło na swoje miejsce 😉 A ja w końcu nadrabiam zaległości. Tak się stęskniłam, że nie powstrzymuje mnie śnieg i mróz. Zresztą na rowerze rozgrzewam się i jest mi o wiele cieplej niż kiedy jestem pieszo. Słowem: polecam!
Pożegnanie z chustą
Tej zimy już pomału żegnamy się z naszymi pięknymi chustami i przestawiamy na nosidło Tula.
Irka to kawał babeczki 🙂 Już jutro stuknie jej rok! Aktualnie waży 13 kg i nieco przypomina zawodnika sumo 😉 Oczywiście dla nas, rodziców, to ciężar słodki, ukochany i bezcenny. Jednak noszenie tak dużego bobasa bywa problematyczne.
Dzięki swoim gabarytom Irka jest bardzo silna. Kiedy siedzi w chuście, zapiera się kolankami, prostuje nogi i unosi pupę, a wtedy… najdoskonalej dociągnięte wiązanie rozjeżdża się całkowicie. Ech.
Dlatego żegnamy się z chustą, ale nie z noszeniem. To bardzo ważny element naszego rodzicielstwa, z którym (pomimo trzeszczącego kręgosłupa i obolałych ramion) trudno będzie się rozstać 😉
Tula jest u nas w ciągłym użyciu: podczas usypiania, prac domowych, krótkich spacerów oraz przy każdym wyjściu i powrocie do domu (trzecie piętro bez windy…).
Żłobek czy urlop wychowawczy?
Styczeń to także miesiąc, w którym musiałam podjąć decyzję co dalej z moim życiem zawodowym. Teoretycznie już wczoraj powinnam być w pracy, bo mój urlop rodzicielski skończył się 31 stycznia. Nawet jeśli wykorzystam calutki zaległy urlop wypoczynkowy, to ostatnie pieniądze dostanę w kwietniu. A co dalej?
Po narodzinach Romka wróciłam do pracy już po 5 miesiącach. Początkowo dzieliłam się opieką z Mężem: każde z nas przez 2-3 dni w tygodniu pracowało zdalnie, a potem Romek poszedł do żłobka (w wieku 1,5 roku).
A jak będzie tym razem? Ta decyzja być może Was zdziwi, bo zdziwiła nawet mnie! 🙂 W każdym razie: idę na urlop wychowawczy!
Mąż i ja nie mamy już możliwości pracy zdalnej. Natomiast Irka w tej chwili absolutnie nie nadaje się do żłobka. W przeciwieństwie do starszego brata jest strachliwa, nieśmiała i bardzo „mamusiowa”. Pomimo że – podobnie jak Romka – od początku oswajam ją ze światem, zabieram do kawiarni, na warsztaty i do kina (klik: Kino dla matek z dziećmi – repertuar 15 kin w Polsce). To przedziwne jak bardzo mogą różnić się dzieci wychowywane w ten sam sposób!
Być może zachowanie Irki zmieni się w ciągu najbliższych miesięcy, ale o żłobek i tak trudno – dostaniemy się najwcześniej we wrześniu.
Urlop wychowawczy z pewnością będzie dla nas ogromnym wyzwaniem pod względem finansowym. Domyślacie się jak to jest, kiedy znika jedna pensja. Będziemy musieli mocno „zaciskać pasa”, lecz mam nadzieję, że na dłuższą metę związki frazeologiczne nie będą się nas trzymać i obędzie się bez „wbijania zębów w ścianę” 😉
Mam dwa wyjścia: znaleźć dodatkowe źródło dochodu (pracę, którą będę mogła wykonywać w domu, opiekując się Irką), albo zabrać Romka z prywatnego przedszkola. Czeka nas wówczas nowe wyzwanie – edukacja domowa 🙂
Może powinnam się martwić, ale – o dziwo – nie martwię się wcale. Z pewnością nie będzie różowo, ale cokolwiek nas czeka, jestem pozytywnie nastawiona do nadchodzących wyzwań i zmian. Czuję ekscytację, zapał i mega apetyt na nowe doświadczenia! Wiem, że będzie dobrze, ale Wasze kciuki na pewno nie zaszkodzą 😉
Miłego dnia!
Wprawdzie w styczniu na blogu niewiele się działo, ale jeśli jakimś cudem coś Was ominęło, teraz jest szansa to nadrobić 🙂 Zapraszam:
[vc_column width=”1/2″][postblog post=”9412″][distance type=”1″][postblog post=”9449″][distance type=”1″][/vc_column][vc_column width=”1/2″][postblog post=”1814″][distance type=”1″][postblog post=”9474″][distance type=”1″][/vc_column]
13 komentarz
Chyba tylko mamy publikują (i czytają!) wpisy o takich porach więc na początku przybijam piątkę! Mój Jaś jest równo miesiąc starszy od Irki (najlepszego dla Irenki!) więc przeżywam te same dylematy. Do jednej pracy na dosłownie 8godz tygodniowo wróciłam już we wrześniu, teraz w marcu czeka mnie powrót na cały etat. Boję się okropnie, choć Jaś zostaje z dziadkami. Mój syn przez całe życie zasypiał tylko ze mną, więc dziadkowie muszą walczyć, aby położyć malucha na drzemkę. A że waży dokładnie tyle co Irenka to usypianie na rękach odpada 😉 jak go trochę pod tym względem ucywilizujemy to też myślimy o żłobku od września. Choć przypuszczam że gdyby to było moje drugie dziecko to też wybrałabym wychowawczy 😉 uściski dla Was!
U nas opieka dziadków nie wchodzi w grę, bo nadal pracują, do emerytury jeszcze kilka lat. Odnośnie usypiania, to my przez 1,5 roku usypialiśmy Romka w chuście (najwięcej ja, ale od czasu do czasu również mąż i babcia – w chuście kółkowej). Był tak żywiołowy, że nie potrafił się wyciszyć leżąc w łóżku, tylko chodzenie i bujanie go usypiało. Martwiłam się jak to będzie, kiedy pójdzie do żłobka, ale poszło bez problemu – po pierwsze naśladował starsze dzieci i mnóstwo się od nich nauczył, a po drugie pewnie był zmęczony zabawą, więc zasypiał na miejscu 🙂
Dziękujemy za życzenia! I przybijam piątkę 🙂
Dobra decyzja! Moja Lena była ze mną w domu do 2 lat, później zabierałam ją ze sobą do pracy (miałam swój sklep), a do p-kola poszła jako 3 latka. Natek też chcę, żeby został w domu przynajmniej nim skończy 2 lata. Chociaż tutaj normą jest oddawanie dzieci do p-kola już po skończonym roczku. Zobaczymy, czy wytrwam w tej decyzji, bo chłopak zapowiada się na bardzo aktywnego malucha i jak już przestanę ogarniać cokolwiek (a pracuję w domu zdalnie, więc coś jednak ogarnąć muszę) to być może przyspieszę decyzję o barnehage 😉
U nas właśnie tak było z Romkiem – wulkan energii, spragniony kontaktu z dziećmi. Szczerze mówiąc to w żłobku nawet nie zwracał uwagi na Panie 😉 Liczyły się tylko dzieci i zabawki. Nie płakał ani raz, nawet się z nami nie żegnał, tylko prosto z szatni biegł do kolegów i koleżanek. Nawet przez jakiś czas było mi przykro z tego powodu, ale z drugiej strony powinnam cieszyć się, że to taki nieustraszony i przebojowy typ 😉 Romek nie potrzebował żadnej adaptacji, a Irce z pewnością będzie ona potrzebna. Pewnie pójdzie do żłobka znacznie później, ale nie mam z tym problemu, staram się maksymalnie wykorzystać ten wspólny czas 🙂
Trzymam kciuki. Pan Kurt chyba mowil metaforycznie 😉 Tez jestem w podobnym momencie co do powrotu do pracy i wychowawczy jest realna opcja. Bede sledzila watek. Nosidla jest super, mam inne niz Tula. Na rowerze lubie jezdzic z fotelikiem z przodu, ale chyba macie przyczepke?
No pewnie 🙂 O ile dobrze pamiętam to „gówno w wentylatorze” było metaforą wybuchu II Wojny Światowej.
Trzymam kciuki za Twój wychowawczy! 🙂
A propos roweru, to fotelik dla Romka i przyczepkę, z której już wyrósł, ale na wiosnę Irka ją przejmie. Jednak miałam na myśli samotne przejażdżki rowerowe – takie odprężają mnie najbardziej 🙂 A dzieci z mężem zostają i świetnie się bawią we trójkę.
Renia, cztery wysoce merytoryczne teksty przy dwójce dzieci, to jest coś! Ja w styczniu nie napisałam nic, także dla mnie jesteś debeściarą 😉
Dziękuję, kochana! :*
Jednak efekty porównane do moich (wielkich) planów wyglądają blado 😉 Powoli tracę nadzieję, że poruszę a blogu wszystkie tematy, które sobie zanotowałam w kajeciku. Nic to, muszę poczekać, aż dzieciaki podrosną i będą lepiej spać (zwłaszcza Irka).
My sami też jesteśmy przed podjęciem decyzji – wychowawczy czy praca? Planuję otwarcie własnej firmy, ale na razie organizuję fundusze, więc tutaj potrwa to jeszcze kilka lat (wolę poczekać, lepiej się przygotować, niż robić wszystko na szybko). W chwili obecnej jednak moja praca, to oficjalnie 40 godzin, nieoficjalnie 60 i nie ma zmiłuj się. Żłobki w moim mieście są tak drogie (prywatne, o miejscu w publicznym mogę zapomnieć, bo kolejka to w chwili obecnej ponad dwa lata oczekiwania), że z wypłaty na czysto zostanie mi 200-300 zł (po odjęciu kosztów dojazdów). A przede wszystkim – nie wyobrażam sobie tego, oddaję synka na wychowanie obcym kobietom – tak to wygląda przecież. Tym bardziej, że do domu wracałabym codziennie ok. 22. Z drugiej strony, nawet te 200-300 zł ratuje naszą sytuację finansową. Nadal jednak liczę, że sytuacja jakoś się rozwiąże 😉 Co do nosidła – nasz maluch protestuje, za bardzo go to ogranicza – żywiołowy chłopczyk 🙂
W takim razie trzymam kciuki, aby wszystko ułożyło się po Waszej myśli 🙂
Trzymam kciuki za Was i gratuluję odważnej decyzji – myślę, że na pewno dobrej. 🙂 Podziwiam Cię też, że tak rowerujesz na mrozie – moje ręce bez rękawiczek chyba tryskałyby krwią z przemrożenia, a u Ciebie pastele, uśmiech i słońce w obiektywie. 🙂 Pozdrawiam!
Wychowawczy! Jak Was stać to polecam jak najbardziej. A Irenka duża jes, moja Panna ma 2 lata i 15 kg i ja się zastanawiam czy nie za dużo, bo Fef w jej wieku 13 ważył 🙂
Dopiero Cie poznaje ale każdy wpis podbudowuje albo motywuje do działania, również na rzecz samej siebie 🙂
Moj synek jest w wieku Irki i właśnie podjęłam taka sama decyzję i mam te same wątpliwości. Na razie spływają pieniądze z zaległego urlopu ale też mam obawy jak będzie kiedy on się skończy. Twoj tekst pozwolił mi uwierzyć, że moje optymistyczne nastawienie jest jak najbardziej ok (obawiałam sie, że jestem lekkoduchem nie przejmując się tym). zdecydowałam sie na urlop do końca września, ale teraz mam nową myśl czy nie za krótko 🙂