Niespełna roczny niemowlak to bardzo zajęty młody człowiek. Wulkan energii, który niezmordowanie eksploruje otoczenie. Raczkuje, staje przy meblach i trenuje pierwsze kroki – bokiem, a potem już bez trzymanki. W kółko powtarza te same czynności: siada, wstaje, klęka, kuca, a także… wspina się na meble.
To pierwsza w życiu dziecka „faza” na wspinanie. Kolejna wystąpi u kilkulatka i jest równie ważna.
Tytuł tego wpisu mógłby równie dobrze brzmieć: Nie bloguję, nie jem i nie śpię, bo pilnuję córki, która stoi na parapecie i wali w szybę! Moje dziecko ciągle się wspina, a ja mu nie zabraniam. Dlaczego odpuściłam? Dlaczego przestałam powstrzymywać dzieci przed wspinaniem się?
– Bo się nie da! – odpowie część z Was. 😉
– Dla ich dobra! To przecież ważny element rozwoju ruchowego – zakrzyknie reszta. I wszyscy będziecie mieć rację!
Na forach internetowych znajdziecie setki postów autorstwa zmęczonych mam, które nie wiedzą, jak wytłumaczyć wspinającym się na meble dzieciom, że „nie wolno”. Dziecko wspina się na kanapę, stół, parapet, mama je zdejmuje, ono znów się wspina, ona znów zdejmuje – i tak w kółko, kilkanaście razy, przez kilkanaście minut. Dziecko nie rozumie, że „nie wolno”. Raczej pomyśli sobie:
– O, dzięki za pomoc, mamo. Mogę znów zacząć moją ulubioną czynność! 🙂
Zakazy nic nie dadzą. Zresztą i tak nie mam ochoty zakazywać tych wspinaczek, bo dostrzegam w nich głębszy sens. Kiedy Romek był mały, również odpuściłam, choć bardziej pod wpływem matczynej intuicji, niż rzetelnej wiedzy. Dziś już tę wiedzę posiadam i chętnie się nią z Wami podzielę. Gdy pewnego pięknego dni Wasze dzieci również zaczną się wspinać, a jakaś troskliwa dusza zacznie suszyć Wam o to głowę, zaczniecie sypać argumentami jak z rękawa 😉
8 cech, które dziecko rozwija podczas wspinania się
Wszystkie te elementy ćwiczy niemowlę, które wspina się po raz pierwszy w życiu, a następnie kilkulatek, który doskonali tę umiejętność na placu zabaw.
1.
Duża motoryka – pracują mięśnie całego ciała dziecka.
2.
Mała motoryka, która w przyszłości (wraz z koordynacją oko-ręka) będzie niezbędna do wszystkich czynności manualnych: jedzenia, rysowania, pisania itd. Podczas wspinaczki mała dłoń chwyta za krawędź stołu, krzesła, parapetu, ściąga obrusy i narzuty – pomaga się podciągnąć, podeprzeć.
3.
Dążenie do celu, wytrwałość i wiara we własne siły 🙂
4.
Ruchy naprzemienne – podczas wspinania dziecko wykonuje ruchy naprzemienne obydwu stron ciała, podobnie jak podczas nauki czworakowania. Ciężar ciała opiera się na przemian na jednej rączce i przeciwległej do niej nóżce. Podczas tych ruchów symetrycznie wzmacniają się mięśnie całego ciała, odpowiedzialne m.in. za zdrowy kręgosłup i prawidłową postawę. Ponadto dzięki ruchom naprzemiennym tworzą się połączenia nerwowe między półkulami mózgu: lewą (logiczną) i prawą (twórczą). Jest więc to trening nie tylko fizyczny, ale również umysłowy.
5.
Układ przedsionkowy, czyli zmysł równowagi, który pomaga koordynować ruchy ciała, odróżniać kierunki (góra i dół, prawo i lewo) oraz szacować odległość.
6.
Układ proprioceptywny – dzięki któremu bez patrzenia wiemy, jak ułożone są nasze kończyny 🙂 Układ ten jest odpowiedzialny za informacje o ułożeniu części własnego ciała (dostarczane do mózgu z mięśni i ścięgien) oraz tzw. czucie głębokie. Podobnie jak układ przedsionkowy pomaga koordynować ruchy ciała. Ponadto jest niezbędny do prawidłowej regulacji napięcia mięśniowego, a także wyższych czynności umysłowych.
7.
Praksja, czyli planowanie motoryczne – zdolność zaplanowania i wykonania złożonych, zamierzonych czynności.
8.
Orientacja w przestrzeni – ocena odległości i rozwój zmysłu matematycznego, który według Marii Montessori rozwija się już między 3 a 6 rokiem życia i obejmuje znacznie więcej niż tabliczkę mnożenia, rachunek prawdopodobieństwa i całki 😉
Tym sposobem dotarliśmy do pedagogiki montessoriańskiej oraz pojęcia faz wrażliwych w rozwoju dziecka.
Montessori i fazy wrażliwe
w rozwoju dziecka
W pierwszym akapicie nie bez przyczyny użyłam słowa „faza” .
Faza wrażliwa to występujący u dziecka okres największego potencjału rozwojowego danej funkcji (psychicznej lub fizycznej), który umożliwia jej wykształcenie w jak najpełniejszy sposób. Inne określenia dla fazy wrażliwej to okres wrażliwy, okres krytyczny lub okno możliwości.
Dziecko jest wówczas maksymalnie skoncentrowane na danej czynności, interesuje się tylko jednym elementem ze środowiska zewnętrznego, z wyłączeniem pozostałych. Pojawiają się wówczas wyjątkowo silne predyspozycje do opanowania danej dziedziny, zmysły są wyostrzone i w określony sposób współpracują z mózgiem.
Aby przyswoić określone umiejętności, dziecko musi je wielokrotnie powtarzać, jednak w fazie wrażliwej przychodzi to lekko i naturalnie. Efekty wynikają z wewnętrznej potrzeby i głodu wiedzy, a nie z mozolnej pracy.
Dziecko, które się wspina, jest w fazie wrażliwej na ruch. Niektóre punkty są ze sobą ściśle powiązane. Rozdzielanie ich być może nie ma większego sensu, jednak za pomocą powyższej listy chciałam przedstawić, jak wiele korzyści dziecko wynosi z pozornie „bezsensownej” wspinaczki.
Faza wrażliwa na ruch trwa od urodzenia do około 4,5 lat, lecz dzieli się na pomniejsze aspekty motoryczne – właśnie takie jak wspinanie, bieganie, balansowanie (duża motoryka) czy np. chwyt pęsetkowy lub koordynacja ręka-oko (mała motoryka).
Pozostałe fazy wrażliwe dotyczą m.in. mowy, pisania i czytania, liczenia, porządku, relacji międzyludzkich, itd.
Co się stanie, gdy zignorujemy fazę wrażliwą i zabronimy dziecku zaspokojenia jego potrzeby poznawczej?
• Dziecko będzie sfrustrowane, rozdrażnione, płaczliwe.
• W przypadku wspinania i fazy wrażliwej na ruch, nieprawidłowy rozwój układu proprioceptywnego i przedsionkowego będzie skutkował trudnościami w nauce. Dziecko może bardzo mocno trzymać ołówek, a podczas pisania mieć trudności w oddzielaniu pracy rąk od pracy tułowia – to tylko jeden z wielu przykładów.
• Odbierzemy dziecku szansę na optymalny rozwój. Pozbawimy dziecko możliwości nauki w idealnym dla niego momencie.
Fazy wrażliwe trwają tylko przez jakiś czas. To najlepszy moment na naukę danej czynności. Oczywiście później również będzie okazja ją opanować – z badań wynika, że dziecko jest w stanie nadrobić rozwój niemalże na każdym polu (z wyjątkiem rozwoju emocjonalnego). Jednak jeśli coś przeszkodzi dziecku będącemu w fazie wrażliwej, nigdy później nauka wspinania, pisania czy mowy nie przyjdzie mu z taką lekkością. W fazie wrażliwej dziecko chłonie wiedzę jak gąbka. Kieruje niem głód poznawczy, paląca potrzeba opanowania konkretnej umiejętności lub nabycia konkretnej wiedzy.
Wszystko w swoim czasie – nie porównujmy dzieci!
U każdego dziecka fazy wrażliwe występują w innym momencie, a czasem również w innej kolejności. To dlatego porównywanie osiągnięć niemowląt w zbliżonym wieku jest totalnie bez sensu. To również dlatego w placówkach montessoriańskich dzieci mogą samodzielnie wybierać sobie pomoce dydaktyczne i uczyć się tego, co je w tym momencie najbardziej interesuje.
Zgodnie z ideą faz wrażliwych, każde dziecko ma swój wewnętrzny plan rozwoju. Wystarczy, że my-dorośli, po prostu NIE BĘDZIEMY PRZESZKADZAĆ dziecku w jego realizacji. Ten postulat pojawia się zarówno w pedagogice Marii Montessori, jak i w filozofii rodzicielstwa bliskości.
Moje dzieci też przechodziły tę „fazę na wspinanie” w różnym wieku – Romek kilka miesięcy później od Irki. Wiedziałam, że ten etap nastąpi, choć nie spodziewałam się, że tak prędko. Irka (w rodzinie zwaną również Mysią) poczuła niedawno palącą potrzebę alpinistycznych wyczynów. Nie ma na nią mocnych. Wspina się na kanapę, potem na jej oparcie i parapet… i już stoi w oknie, wydając radosne okrzyki w reakcji na widok za oknem. Nie wiem, co ją tak kręci, bo chyba nie blokowisko? 😉
Jak uchronić malucha przed upadkiem?
Bardzo podoba mi się idea życia rodzinnego na luzie. Jednak jest jedna rzecz, której nie odpuszczę: bezpieczeństwo.
Nie ma sensu zakazywać dziecku wspinaczki – to już ustaliliśmy 😉 Odwracanie uwagi pomaga, ale tylko na chwilę. Nie da się całkowicie przemeblować domu, pozbywając się wszystkich mebli służących dziecku za cel. Jednak można spróbować poprzestawiać meble tak, aby usunąć największe zagrożenia, choć przy małym metrażu (takim jak nasz) inny układ mebli okazuje się albo niemożliwy, albo totalnie niepraktyczny. Pozostaje odpuścić i cieszyć się, że dziecko dobrze się rozwija 🙂
Niezależnie od wszystkiego należy uczyć dziecko schodzenia tyłem z wysokości. Minie trochę czasu zanim się nauczy. Irka najpierw nauczyła się wchodzenia na nasze łóżko, a około miesiąc później schodzenia tyłem. Jednak opanowanie tej umiejętności nie wystarczy – nadal ją asekuruję, bo potrafi się wspiąć naprawdę wysoko. Dzisiejsze zdjęcia też robiłam z duszą na ramieniu, pomimo że mąż i syn dzielnie asekurowali córkę. Upadek z parapetu, stołu albo z kuchennej wyspy (na twarde płytki!) z pewnością źle by się skończył.
Irka na kuchennej wyspie.
…tylko jak tu zejść?
A poza tym, co zrobisz? Nic nie zrobisz! Ja też nic nie robię, najwyżej sobie powzdycham 🙂
Cierpliwie asekuruję Irkę, która odstawia na parapecie piruety. Tkwię przy tym oknie, a gdy z okna bloku na przeciwko trafi mnie spojrzenie przerażonej sąsiadki, uśmiecham się uprzejmie. Fakt, dziecko robi przedstawienie na parapecie, ale skoro obok stoi czujna matka, to jeszcze nie powód, aby dzwonić po straż pożarną ani opiekę społeczną.
Każdy maluch realizuje swój własny, płynący z wewnątrz plan rozwoju. Wystarczy, że nie będziemy mu przeszkadzać (jednocześnie dbając o jego bezpieczeństwo). Studiowałam ochronę środowiska, w tym biologię, chemię i pedagogikę (mogę uczyć w szkole przyrody, ale skończyło się na praktykach). Chcąc nie chcąc wychowując dzieci patrzę na nie przez pryzmat tych dziedzin. To bardzo pomaga rozwiązywać różne rodzicielskie dylematy. Warto odpuścić i zaufać naturze, która ukształtowała rozwój dziecka zachwycająco mądrze i logicznie.
Jeśli do tej pory robiłaś wszystko, aby powstrzymać dziecko od wspinaczki lub jakiejkolwiek innej czynności, na którą się „uparło”, pomyśl o montessoriańskich fazach wrażliwych. Odpuść i nie martw się – dziecko nie wytknie Ci za kilka lat braku konsekwencji 😉
Trzymajcie się!
.
.
Polub blog na Facebooku, wrzucam tam fajne rzeczy
i informuję o nowych wpisach ↓
Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz
lub udostępnisz ten tekst 🙂
Kocham te moje potwory! 😉
20 komentarz
Mądre słowa. 🙂 Dla mnie chyba najważniejsze w tym wszystkim jest to, że my od najwcześniejszych miesięcy wszystkiego dzieciom zabraniamy – taka jest nasza kultura. I jak one mają później mieć odwagę, żeby iść same do kina, jak nie wolno im było wejść na kanapę i „odstawiać tam piruetów”, choćby dla samej radości płynącej z takiej zabawy? 🙂 Cieszę się, że coraz więcej osób zdaje sobie z tego sprawę i zaczyna iść w innym kierunku.
P.S. Chciałabym zobaczyć minę Twojej sąsiadki! 🙂
Masz rację, chyba mamy we krwi wyręczanie dzieci i roztaczanie ochronnego parasola. Zwykle wyprzedzamy dzieci o krok, zamiast być krok za nimi i po prostu obserwować co się stanie, a wkraczać tylko w ostateczności. Takie zachowania rodziców w większości na pewno wynikają z troski. Że spadnie, że się potłucze, że będzie mu ciężko…
Może czasem również z braku czasu i zniecierpliwienia, bo jednak jakby podliczyć, to w ciągu dnia spędzamy kilka godzin asekurując takiego małego alpinistę. Ale taka już dola rodzica 😉 Zresztą ten okres mija tak szybko… Warto dostrzec głębszy sens w aktywnościach, które dziecko „uparcie” powtarza.
A kiedy już koniecznie musimy coś zrobić (np. ugotować obiad, wykonać ważny telefon itd.) i nie mamy możliwości asekurować córki, wkładamy ją na plecy do nosidła i problem z głowy 😉 Ona bardzo lubi takie przytulanie, zwykle wtedy zasypia.
Masz rację – i to jest też fajne, bo dziecko uczy się, że nie wszystko kręci się wokół niego. Są pewne czynności, które rodzic musi wykonać i ono musi się do tego dostosować. Co więcej, może w tym dorosłym świecie gotowania zupy uczestniczyć, może troszkę obserwować? Fajna sprawa. 🙂
Zawsze zachęcam mojego synka do próbowania i jeśli chce na coś wejść to po prostu stoję i go asekuruję. Ale często widzę na placach zabaw, jak dziecko chce wejść po drabinkach na zjeżdżalnię, a mama przerażona ze strachu biegnie za nim i je ściąga i woli sama wtaszczyć dziecko na górę…A to przecież nie o to chodzi. A w ogóle to ostatnio zaczynam się trochę interesować pedagogiką montessoriańską i np jutro budujemy z mężem learninig tower, żeby synek mógł mi pomagać w kuchni 🙂
Super pomysł! Wiele elementów pedagogiki Marii Montessori można wprowadzić w domu. Córka jest jeszcze za mała, ale Starszak bardzo chętnie pomaga mi w kuchni – to jedna z jego najbardziej ulubionych „prac” 🙂
mój roczniak też się wspina, masakra. na parapety nie bo nie ma jak a dostawiania krzesła jeszcze nie opanował, ale na stołek kuchenny i na schody- wyczynowo. ale jak przejdzie schody ze 3 razy- tzn do góry- ja idę za nim, znoszę go i on znów do góry i znów- sprawia wrażenie zaspokojonego na jakiś czas 😉 ale mam jeszcze pytanie z innej beczki- widzę że Twoja córka ma poliki tak samo zaczerwienione jak mój syn. czy zauwazyłaś to czy mi sie wydaje tak tylko? czy coś z tym robisz? diagnozujesz jakoś, ograniczasz coś? bo mój tak właśnie wygląda i miotam się między 'olać’ a 'świrowac’ 😛
A propos polików – jedni piszą, że AZS albo nabiał, a moja pediatra stawia na zimę 🙂 Nasza lekarka jest z tych zdroworozsądkowych, które nie świrują i mnie się to udziela. Zresztą córka nie je nabiału. Mnie się zdarza od czasu do czasu, ale też od dawna nie jadłam, więc to na pewno nie to. Irka ma takie suche czerwone plamy na polikach, brodzie i niewielkie na wierzchu dłoni, przy nasadzie kciuka. Zgodnie z zaleceniem pediatry smarujemy emolientami i raz jest lepiej, raz gorzej… czekamy 🙂
Fazy wrażliwe – bardzo ciekawe zagadnienie. Czuję się bogatsza o kolejną dawkę montessoriańskich mądrości 😉 Dzięki!
hahaha ta mina na blacie i na ostatnim zdjęciu, love <3 mi nie przyszło nigdy do głowy żeby przeszkadzać w tych wspinaczkach, choć nie raz miałam zimny pot na plecach. Ale co ciekawe tfu tfu nigdy nic się nie stało. Nawet jak spadała to jak kot na cztery łapy 😀 wszystko przemyślane przez naturę… 😉 ale dobrze napisałaś – dziecku po prostu lepiej nie przeszkadzać w rozwoju, przecież wie najlepiej co robi 🙂
Przypomina mi się ta grafika, na której stoją dwie kobiety i jedna mówi: jak Pani to robi, że Pani dziecko tak sprawnie radzi sobie na placu zabaw? Odpowiedź: po prostu mu pozwalam. Prawda stara jak świat, mama ma asekurować, a nie blokować rozwój dziecka na każdym jego etapie. Też tak robię i Zuza szczęśliwa i ja spokojna 🙂 Foty rewelacja 🙂
Schodzenie tylem, jak pisalas – bardzo wazne. I kiedys czytalam takie chwytliwe zdanie, ktore prawdopodobnie opiera sie o te same obserwacje: w szkole nie te dzieci sa najlepsze z matmy, ktore wczesnie uczono liczyc, a te ktore potrafia utrzymac rownowage na murku (co oczywiscie moze isc w parze, po prostu chodzi o to, ze najlepszym wspieraniem mlodych talentow jest pozwolenie im na swobode ruchu). Mnie udawalo sie pokonac leki i zawsze dzieciom na wiele pozwalalam, choc jestem tchorzem, ale w Polsce musialam hamowac zapedy zbyt ostroznego otoczenia. Za to jak moim dzieciom powinie sie noga na drabinkach, nie spadaja a utrzymuja sie pozostalymi konczynami i w wiekszosci przypadkow uda im sie samym wykaraskac. Jestem czujna, ale czekam zawsze na wezwanie na pomoc. Jedyne ze wspinaniem na meble – nasze nie sa przymocowane do scian, wiec z etazerek gonilam, sama tak spadlam jako maluch i mam „kuku na muniu”. 😉
Świetny tekst. Naprawdę rewelacyjnie opisane 🙂 Moje dzieciaki również się wspinają wszędzie, skaczą, robią fikołki…i tez już się poddałam ze wszelkimi „proszę, nie, bo zrobisz sobie krzywdę…” 😉
Z lekka się zaniepokoiłam bo u nas (Wojtek ma 15 miesięcy) tej fazy w ogóle nie było… a może po prostu nie było się gdzie wspinać? Za to młody wystawia moje nerwy na próbę stukając wszystkim o wszystko: łyżką o stół, samochodzikiem o lustro, orzechem o szybę w oknie… Generalnie robienie hałasu i rozróby to jego ulubione zajęcia – rzucanie przedmiotami o podłogę (im więcej hałasu tym lepiej), rozsypywanie, rozmazywanie, rozlewanie, itd. Zastanawiam się czy wszyscy chłopcy tak mają?
DObrze, że o tym napisałaś, bo rodzice zazwyczaj wszystkiego zabraniają, bo boją się, że coś się dziecku stanie. Moja właziła wszędzie gdzie się dało…i dalej tak robi, ale zawsze mam ją na oku – w każdym razie staram się 🙂
Ile to ja się zaganiałam za wspinającą się roczną Karoliną. Wchodziła wszędzie gdzie tylko dała radę. Ja jej w tym nie przeszkadzałam, a jedynie asekurowałam by nic jej się nie stało. Później przez jakiś czas była cisza, aż któregoś dnia znalazłam ją siedzącą w szufladzie 🙂 Teraz ma etap wiecznego wchodzenia na stół.
U Miszel chyba nastaje ten etap. Gdy tylko znajdzie coś, co posłuży jej jako stopnień brnie w górę. Najlepszy jest na przykład kawałek siostry 🙂 Nie umie jeszcze chodzić, ale weszła na taboret od pianinka i ściągnęła lego z parapetu.
I teraz czas na ważną lekcję – z kanapy schodzimy tyłem nie czołem 😉
Dziękuje bardzo za ten tekst 🙂
Moja siostra też miała ten etap jak kazde dziecko. Szybko nauczyła się wchodzi na lozko, gdzie sie dało. Nie mozna bylo jej wiecznie asekuorowac. Ktoregos dnia weszła na stół i spadła głową w dół. Na szczęście nie mielismy terakoty. Straciła przytomność na kilka minut. Do dzis, ( 40 lat,) ma klopoty z pamiecia krotkotrwala. A inne przypadki? A te dzieci które wypadky z okien? A te ktore przygniotly meble? Niestety pozwalankee pozwalanie dziecku na takie wybryki moze sie zle skończyć. A co do bycia dobrym z matmy. Moj maz byl i jest fatalny w spocie. Od dziecka miał kłopoty z jakimkolwiek ruchem. Genialny z matmy. Pianista. Szostkowy uczeń. Niezwykle inteligentny. Moj tato to samo.
Ja z kolei bylam genialna z matematyki i fizyki. Od dziecka gralalam świetnie w koszykówkę. Uwielbiam sport. Sama nauczyłam się w wieku 5 lat jeździć na rowerze. Moja mama zawsze się bała. Nie pozwalała na ww przez Was wyczyny. Byla nauczycielka w przedszkolu i widziała przez lata co dzieci potrafią. Niestety wypadki się zdarzaly. Nawet kotki nie pozwalają swoim młodym na ekstremalne wyczyny.
Owszem dziecku trzeba pokazac świat i nie zabraniac z niego korzystać ale rowniez trzeba pamietac ze wypadki sie zdarzają i dziecko musi znac granice. Nie ograniczać ale i nie pozwalac na wszystko. Dzieci nie do konca wiedza jak dalwko moga się posunec. Dzis pozwalasz dziecku wejść na stol, jutro bez Twojej wiedzy wejdzie u kolezanki na nieprzymocowany mebel ktory go przygniecie. Co prawda to zdarza się rzadko, ale jednak zdarza. Nie ma sensu ryzykować. Wszysko powinno byc dostosowane do wieku.
Idealnie wpadł mi w oko ten artykuł, bo ledwo co, dwa dni temu moja Nastka po raz pierwszy wspięła się z przewijaka na komodę stojącą obok – musiała przy tym podnieść nogę powyżej biodra i naprawdę zaprzeć się rękoma. Byłam w szoku! Od tej chwili jak chcę ją przebrać, to musimy robić to na łóżku, bo inaczej robi szybką przewrotkę i znowu się wspina – na co dla zabawy jej pozwalam, ale przy przebieraniu szaleje! Od kilku dni wspina się też na kanapę, próbuje się podciągać na pianinie, sięga do wyższych szafek. Od razu zaczęliśmy jej też pokazywać jak powinna schodzić (tyłem) – zaczyna powoli łapać, ale non stop jesteśmy przy niej, bo ma dopiero 9 miesięcy i tu nie mam mowy o rozumieniu, że jak zejdzie głową w dół to się nieźle poobija.
Dzięki za ten artykuł – utwierdził mnie w przekonaniu, że nie ma co dziecka stopować. Od dawna rozglądam się po mieszkaniu i usuwam niebezpieczne przeszkody, trochę zmieniamy ustawienie mebli, żeby było bezpiecznie, ale tak jak zaznaczyłaś – to w 100% nasza odpowiedzialność i jak chcemy dać dziecku wolność, to musimy mu jednocześnie zapewnić pełne bezpieczeństwo. Coś za coś. Ile razy ja słyszałam o kupieniu kojca… ale wzdryga mnie na samą myśl. Może i byłoby to ułatwienie, ale wiem, że moje dziecko by tego nie zniosła. Jest zbyt ruchliwa, zbyt chce wszystko eksplorować, poznawać, żeby jej to uniemożliwiać.
Kurcze, mądrze napisane. Z natury jestem straszna panikara i co prawda syna uczyliśmy schodzenia z łóżka kiedy się na nie wspinał,to do córci mam jakieś inne podejście. Okropnie boję się kiedy nabije guza, a teraz jest to czasami nie uniknione bo właśnie wszędzie się wspina. Czasami kiedy muszę wyjść z pokoju biorę ja ze sobą, a kiedy nie mogę jej wziąć, to zostawiam w łóżeczku. Ale słaba ta metoda z łóżeczkiem bo Ona wtedy płacze. Więc pozostaje tylko trwać przy niej, pomagać i czekać kiedy jej minie etap wspinaczki