Pierwsze skojarzenie z sushi to surowa ryba, której nie znajdziecie w tym przepisie. Jak krok po kroku przygotować domowe sushi w wersji wegańskiej?
Coż, nie gwarantuję, że wersja wegańska jest równie smaczna co oryginał, ponieważ nigdy nie miałam okazji spróbować wersji rybnej – nie jem mięsa (w tym ryb) od 1999 roku. Jednak sushi w wydaniu vegan na pewno będzie smakowitym kąskiem dla wegetarian i wegan oraz ciekawym urozmaiceniem dla mięsożerców.
Przygotowania sushi nauczyłam się od wujka-pasjonata, który odbył profesjonalny kurs i ma za sobą lata praktyki. Zapewne nie wszystko, co tu napiszę, jest „zgodne ze sztuką”, ale przecież nie o to chodzi. Chodzi o D.I.Y., slowfood, gotowanie dla przyjemności w domowych pieleszach. Zresztą sushi-puryści pewnie i tak uznają, że wersja wegańska sama w sobie jest „niezgodna ze sztuką”. 😉
Składniki:
Akcesoria:
mata bambusowa
folia spożywcza
pałeczki
ostry nóż
ręczniki papierowe
ocet ryżowy+woda (do zwilżania dłoni, a potem do przecierania noża; na wszystko zużyłam ok. 50 ml octu)
Gwoździe programu:
4 płaty nori
250 g ryżu do sushi – u nas okrągłoziarnisty Okomesan, wyprodukowany we Włoszech 🙂
Zaprawa do ryżu:
3 łyżki octu ryżowego
3 łyżeczki cukru (lub innej substancji słodzącej – u nas ksylitol)
Niepełna łyżeczka soli
Nadzienie:
Wasabi (proszek + ciepła woda)
Sezam
Marynowana rzodkiew japońska (1 opakowanie)
Marynowana tykwa kanpyo (1 opakowanie)
1 awokado
1 ogórek zielony
1 papryka czerwona
Około 4 dymki lub pęczek szczypiorku
Tofu marynowane (1 opakowanie) – u nas tofu naturalne z własną marynatą taką jak w tym przepisie
Dodatki:
Sos sojowy
Imbir marynowany (u nas różowy)
Ewentualnie dodatkowe wasabi
Podane składniki wystarczą na 8 rolek, czyli 48 krążków. (W zależności od rozmiaru warzyw może zostać Wam trochę nadzienia, jednak to nie problem – zróbcie z resztek sałatkę).
Wykonanie:
- Ryż przygotowałam według instrukcji na opakowaniu: odmierzyłam 250 g, wypłukałam 3-krotnie, zalałam wodą na 30 minut, wylałam wodę. Zalałam ryż czystą wodą (ok. 1,5 szklanki – poziom wody nieco ponad powierzchnię ryżu), doprowadziłam do wrzenia, po czym gotowałam pod pokrywką na najmniejszym ogniu przez 10 minut, potem zestawiłam z palnika i na 15 minut zostawiłam pod pokrywką.
- Przygotowałam zaprawę do ryżu: wymieszałam 3 łyżki octu ryżowego, 3 łyżeczki ksylitolu i niepełną łyżeczkę soli. Lekko podgrzałam, żeby wszystko się ładnie rozpuściło i odstawiłam do ostudzenia.
- Ryż przełożyłam do dużej miski, skropiłam ww. zaprawą i wymieszałam.
W czasie gdy ryż się gotował, przygotowałam wszystkie składniki do nadzienia:
- Proszek wasabi zalałam niewielką ilością ciepłej wody (według uznania) – mniej więcej do konsystencji musztardy;
- Sezam wysypałam do małej miseczki, żeby wygodniej go było nabierać;
- Marynowaną rzodkiew japońską pokroiłam w słupki. Kupiłam taką w dwóch połówkach (opakowanie widoczne na zdjęciu na samym dole tekstu), z czego zużyłam jedną. Można dostać też rzodkiew pokrojoną, gotową do zawijania, tak jak…
- …marynowana tykwa kanpyo – już była pokrojona w paski, więc po prostu odsączyłam ją z zalewy i pokroiłam na krótsze odcinki;
- Awokado – obrałam i pokroiłam w słupki;
- Ogórek zielony – obrałam, przekroiłam wzdłuż na ćwiartki, usunęłam pestki. Każdą ćwiartkę pokroiłam na kilka węższych słupków.
- Papryka czerwona – przekroiłam na pół, usunęłam gniazdo nasienne, pokroiłam na słupki;
- Dymki – odkroiłam cebulki (zużyję do czegoś innego), a nać pokroiłam na odcinki o długości zbliżonej do pozostałych składników;
- Tofu naturalne pokroiłam na plastry grubości ok. 0,5 cm. Następnie należy zalać tofu marynatą, zamknąć szczelnie w pudełku na żywność, potrząsnąć, żeby marynata dokładnie pokryła każdy plaster i odstawić do lodówki. Najlepiej zrobić to dzień wcześniej, na noc, jednak ja miałam dość delikatne, chłonne tofu (i mało czasu :), dlatego po około 1,5 godziny wyłowiłam plastry z marynaty i każdy z nich przekroiłam wzdłuż na 3 słupki.
Na zdjęciu gotowe składniki i rączka mojego wiernego pomocnika ♥ Łakomczuch wyjadał mi tykwę kanpyo i marynowane tofu!
No to do dzieła!
Najpierw przygotowałam sobie miejsce pracy:
- Matę bambusową owinęłam jedną warstwą folii spożywczej – jeśli nie chcecie tego robić, używajcie za każdym razem świeżej maty.
- Miskę z wodą z kilkoma „chlustami” octu ryżowego – do zwilżania dłoni, aby nie kleił się do nich ryż.
- 4 kwadratowe płaty nori przekroiłam na połówki.
…i zawijamy!
- Na macie położyłam płat nori tak jak na zdjęciu poniżej (gładszą powierzchnią do dołu, w stronę maty).
- Palcami nałożyłam cienką warstwę ryżu. Co jakiś czas zwilżajcie dłonie w wodzie z octem ryżowym (kiedy tylko ryż zaczyna kleić się do dłoni).
- Mniej więcej na 1/3 wysokości nori nałożyłam smugę wasabi, o tak:
- Dla dzieciaków przygotujcie kilka sztuk bez wasabi. Potomek zajada, aż mu się trzęsą jego małe różowe uszy i pyzate policzki! 🙂 ♥
- Na wasabi położyłam wybrane składniki, posypałam sezamem i zwinęłam w rolkę przy użyciu maty – możecie sprawdzić jak to zrobić na wielu filmikach w internecie.
Teraz kilka słów o kompozycji składników.
Ten rodzaj sushi to FUTO-MAKI* – krążki o średnicy 4-6 cm, w których „zgodnie ze sztuką” powinno znaleźć się 3-7 składników, przy czym gdy nakładamy 3 wybrane składniki ważne jest, aby łączyć ze sobą różne kolory.
Warto eksperymentować i tworzyć własne kompozycje smakowe, biorąc pod uwagę, że tykwa jest słodkawa, tofu marynowane, papryka, rzodkiew i dymka mają wyrazisty smak, a awokado i ogórek – łagodny. Ja zrobiłam 2 rolki ze wszystkimi 7 składnikami, a w pozostałych 6 rolkach łączyłam je w przeróżny sposób, starając się, aby ww. smaki się równoważyły.
*Jeśli macie ochotę lub pozostaną Wam pojedyncze składniki możecie zwinąć też HOSO-MAKI – krążki o średnicy 2-3 cm, które składają się z płata nori, ryżu, wasabi, sezamu i tylko jednego ze składników: tofu, papryki, rzodkwi, dymki, tykwy, awokado lub ogórka. Różnica polega też na tym, że płat nori należy położyć poziomo i zwijać rolkę wzdłuż (rolka będzie węższa i dłuższa niż w futo-maki), a następnie przekroić ją na 8 równych części.
Krojenie i dekoracja:
- Po zwinięciu rolek kroimy każdą z nich BARDZO OSTRYM nożem na 6 krążków – rolkę przekrawamy najpierw na pół, a potem każdą połówkę na 3. Kiedy dojdziecie do wprawy możecie spróbować pokroić rolkę na 8 krążków.
- Ryż będzie się kleił do noża, utrudniał krojenie i zostawiał nieestetyczne ślady na krążkach, więc naszykujcie sobie znów wodę z octem ryżowym, zwilżcie w niej papierowy ręcznik i mniej więcej co 3-6 krążków czyście nim nóż.
- Odcięte końcówki rolek są zwykle traktowane jako odpady, ale spokojnie możecie je podać i zjeść. Wyglądają jak na zdjęciu poniżej, ale – co oczywiste – są równie smaczne jak „wzorowe” krążki 😉
- Podajcie swoje dzieło z dobrym sosem sojowym, marynowanym imbirem i kleksem wasabi (niekoniecznie, bo ostre jak diabli – mnie wystarczyło wasabi wewnątrz).
Wyłącznie dla zainteresowanych kwestiami zdrowotnymi 😉
Jak to jest z odżywczą wartością sushi? W końcu to tylko glon, biały ryż i znikoma ilość nadzienia. Czy sushi jako „zdrowe żarcie” nie jest nieco przeceniane? Fakt, w przypadku mięsożerców na pewno rybne sushi stanowi zdrowszą alternatywę (zawiera kwasy omega, poza tym jest lżejsze od większości tradycyjnych mięsnych dań). Jednak jak to jest z wersją wege?
Bezdyskusyjnie najzdrowszym składnikiem sushi są płaty wodorostów nori. Z kolei ryż to najsłabsze ogniwo – biały, oczyszczony, spreparowany, o dość wysokim indeksie glikemicznym – przegrywa w przedbiegach z ryżem brązowym, czarnym czy czerwonym. Dodatki takie jak awokado, ogórek, papryka, dymka, tofu są OK, jednak aby je skonsumować, nie musimy przecież ślęczeć minimum 2 godziny w kuchni – równie dobrze możemy sobie z nich zrobić sałatkę 😉 Sos sojowy i ocet ryżowy mają dość prosty skład, jednak pozostałe dodatki – marynowana rzodkiew japońska, marynowana tykwa kanpyo i marynowany imbir – zawierają sporo chemii m.in. glutaminian sodu, konserwanty, substancje słodzące (pełny skład na zdjęciach poniżej – czytając etykiety można się przerazić ;). Dlatego jeśli nie zależy Wam na walorach smakowych 3 wyżej wymienionych dodatków, lepiej je sobie darować i wykorzystać tylko świeże warzywa, awokado i tofu. Z drugiej strony – bez paranoi. Buźka! 😉
Przepis pochodzi z 04.01.2015 r. z mojego „starego” bloga DzikieZiemniaki.pl
3 komentarzy
Osobiście uważam, że sushi to przede wszystkim dobra zabawa 🙂 Liczy się radość i smak. Sushi ma być więc smaczne i dopasowane do indywidualnego gustu. Osobiście uwielbiam sushi bezrybne. Sam robię tylko z wędzonym łososiem i surimi, a tego mało ciekawe by wyszło. Dodanie do sushi warzyw, jajek czy nawet owoców nie jest moim zdaniem niezgodne „ze sztuką”. Jest wręcz wskazane. Sztuka opiera się na łamaniu kanonów i wybieganiu poza granice. Bez tego nie ma postępu. Coś co dziś jest awangardowe, za dekadę będzie konserwatywne. Może faktycznie konserwatywni mistrzowie mieli by coś na ten temat do powiedzenia, ale wiadomo, że z takimi się nie dyskutuje 🙂 Tak samo jak nie dyskutuje się o gustach 🙂
Pyszności <3 Uwielbiam ta zabawę w sushi. Uważam, że to świetna sprawa na domówkę, lunch czy obiad <3
Sushi uzależnia! Przez wiele lat nie rozumieliśmy z Mężem o co ten cały szum, sushi z knajpy też nie robiło na nas wrażenia… a odkąd zrobiliśmy po raz pierwszy swoje domowe ulubione połączenie smaków, zajadamy sushi regularnie, najchętniej raz w tygodniu 🙂