Wiecie już, że od lat jestem wkręcona w kulturę i styl życia krajów nordyckich oraz tamtejsze „dzikie dzieciństwo”, które przenieśliśmy na polski grunt. Te tematy regularnie pojawiają się na blogu. Od dawna marzyłam też, aby nauczyć się jednego ze skandynawskich języków. Tak naprawdę „liznęłam” każdego z nich po trochu, ale w końcu postanowiłam zrobić to raz, a porządnie 🙂 norweski warszawa
W tym artykule odpowiem na najczęściej zadawane przez Was pytania i poruszę kilka tematów ważnych dla mnie:
- Jaką szkołę językową polecam? (i dlaczego?)
- Dlaczego wybrałam norweski?
- Jak zacząć? Kurs, książki czy aplikacje?
- Co uważam za najważniejsze w skutecznej nauce języka?
- Czy warto zaczynać naukę języka po trzydziestce? 😉 (a także po czterdziestce, pięćdziesiątce etc.)
- Ile umiem po 4 miesiącach nauki?
- Jakie małe marzenie mogłam spełnić dzięki nauce norweskiego?
- Czy potrafię już mówić po norwesku?
- Ile czasu przeznaczam na naukę? Jak znajduję czas przy dzieciach?
- Jakie triki stosuję, aby nauka była skuteczna?
- Jak możesz uczyć się języka norweskiego razem ze mną?
Jaką szkołę językową wybrałam? (i dlaczego?)
Wybrałam Szkołę Języka Norweskiego Zoozanko, która prowadzi kursy stacjonarne w Warszawie (przy stacjach metra: Politechnika i Służew) oraz kursy online wszędzie tam, gdzie dociera internet 😉
Dlaczego? Słyszałam wiele dobrych opinii o tej szkole, między innymi od Was – Czytelniczek bloga, które też się tam kiedyś uczyły 🙂 Ponadto zależało mi, aby była to szkoła specjalizująca się w języku norweskim. Mam wrażenie, że szkoły, które mają w swojej ofercie kilka(naście) języków stawiają na ilość, a to odbija się na ich jakości (zgodnie z powiedzeniem, że „jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego”).
Natomiast w Zoozanko wszystko jest zaprojektowane stricte pod naukę norweskiego. Szkoła opracowała własną metodę, program i materiały, a w trakcie kursu można zapisać się na bezpłatne konsultacje z metodyczką. Ponadto na miejscu jest mnóstwo miłych norweskich akcentów i bogata biblioteka książek w języku norweskim, które można bezpłatnie wypożyczać. Dzięki uprzejmości szkoły w tym artykule mogłam pokazać Wam najciekawsze książki dla dzieci w języku norweskim:
Mamy świetną lektorkę, która jasno i zrozumiale wszystko tłumaczy, a przy tym jest przesympatyczna, wesoła i… gadatliwa, co moim zdaniem jest ogromną zaletą w przypadku nauczyciela języka! 🙂
Zaczęłam naukę w październiku i właśnie ukończyłam pierwszy poziom (A1), a w lutym zaczynam poziom A2. Zajęcia są dwa razy w tygodniu i trwają 1,5 godziny (w ofercie są też kursy w innym trybie, ale ja zdecydowałam się na taki).
Dlaczego norweski?
Piszecie, że też chcecie uczyć się jednego ze skandynawskich języków, ale nie wiecie, który wybrać. Jedna z Was zadała pytanie „Dlaczego norweski, a nie fiński lub szwedzki?”
Jak podjęłam decyzję? Na przestrzeni lat uczyłam się po trochu każdego nordyckiego języka, korzystając z kursów z płytą do samodzielnej nauki albo aplikacji Duolingo w telefonie. Język norweski spodobał mi się najbardziej i najłatwiej przychodziła mi jego nauka – dosłownie tak, jakbym już kiedyś go znała 😉
Dlaczego piszę o krajach „nordyckich”, a nie „skandynawskich”? Pamiętajcie, że oficjalnie Finlandia i Islandia to nie są kraje skandynawskie. Język fiński to zupełnie inna grupa językowa – należy do grupy języków ugrofińskich, a norweski, szwedzki, duński i islandzki do grupy języków północnogermańskich.
Od lat interesuję się krajami nordyckimi i w tym czasie „liznęłam” wszystkie tamtejsze języki. Zanim w 2012 roku urodził się Romek, przez 1,5 roku uczyłam się języka fińskiego – umiem co nieco, ale poddałam się na mega trudnej gramatyce 😉 Resztę (norweski, szwedzki, duński i islandzki) „przetestowałam” w aplikacjach, kursach do samodzielnej nauki i w czasie podróży. Jednak dopiero w tym roku zabrałam się za naukę porządnie i różnica jest ogromna!
Jak zacząć?
Kurs, książki czy aplikacje?
Tak jak wspomniałam, na początku korzystałam z aplikacji i książek z płytą do samodzielnej nauki. Pierwszą książkę do nauki norweskiego kupiłam w 2015 roku, a apkę w smartfonie mam od 2016 roku. Jednak od tamtego czasu zrobiłam niewielkie postępy i więcej zapomniałam, niż się nauczyłam 😉
Kurs w szkole językowej z prawdziwego zdarzenia ma o wiele więcej zalet, niż samodzielna nauka:
- Po pierwsze motywuje do przychodzenia na zajęcia i regularnej nauki (gdy uczyłam się w domu, moim największym problemem był brak systematyczności). Na kursie mieliśmy kartkówki co 2 rozdziały z podręcznika, więc to była dodatkowa motywacja.
- Masz szansę osłuchać się z językiem (lektor przez większość czasu mówi po norwesku), a także samodzielnie konstruować pierwsze wypowiedzi i pogadać z żywymi ludźmi, a nie z telefonem 🙂
- Rozumiesz gramatykę – tego najbardziej brakowało mi w aplikacjach do samodzielnej nauki. W apce uczysz się „gołych” słówek i nie masz pojęcia, dlaczego w każdym zdaniu wyglądają one trochę inaczej (odmiana rzeczowników i przymiotników! Plus różne czasy, wyjątki, konstrukcje z czasownikami modalnymi, korte svar, tryb rozkazujący itd.).
Dlatego jeśli chcecie na serio uczyć się języka, bez dwóch zdań polecam kurs. Natomiast apki i książki do samodzielnej nauki mogą pomóc Wam podjąć decyzję, który język najbardziej Wam się podoba i „wchodzi” najłatwiej.
Co uważam za najważniejsze w skutecznej nauce języka?
Moim kluczem do sukcesu jest mega pozytywne nastawienie. Kurs nie jest dla mnie kolejnym obowiązkiem na liście „to do”, tylko przyjemną odskocznią od domu i pracy. W tym semestrze nie było sytuacji, kiedy nie chciało mi się uczyć – zawsze robiłam to z entuzjazmem i radością. Zrozumie to każda matka, która po prawie 8 latach pełnej koncentracji na dzieciach i pracy, w końcu znajduje czas dla siebie 😉
Warto też podkreślić, że mam teraz zupełnie inne priorytety w życiu, niż 10 czy 15 lat temu, więc nie podchodzę do nauki tak ambicjonalnie, a dzięki temu mniej się stresuję i mam z tego więcej frajdy.
To jest ten moment, kiedy muszę porzucić skromność (ale tylko na chwilę! 😉 ) i przyznać, że poziom A1 poszedł mi świetnie. Bez problemu zaliczyłam wszystkie sprawdziany (najniżej na 92%, najwyżej na 100%), a egzamin końcowy zdałam na 96%.
Bardzo się cieszę, że w trakcie semestru co 2 rozdziały z podręcznika były krótkie sprawdziany, które motywowały mnie do nauki na bieżąco. Gdyby nie to, nie miałabym szans na zdanie egzaminu, bo po prostu nie miałam kiedy powtórzyć całego materiału – nasze dzieci chorowały od świąt aż do samego egzaminu! 😀
Czy warto zaczynać naukę języka po trzydziestce?
(a także po czterdziestce, pięćdziesiątce etc.)
W tym roku skończę 37 lat. Czy w ogóle warto w tym wieku zaczynać naukę języka? 😉
Jasne, że tak! Badania potwierdzają, że najzdrowsi i najsprawniejsi są starsi ludzie, którzy całe życie trenują swój mózg, ucząc się nowych rzeczy.
Większość ludzi w mojej grupie jest ode mnie o 10, a nawet o 20 lat młodsza! To prawda, że czasem notuję wolniej lub zastanawiam się dłużej (wiek i setki nieprzespanych nocy procentują!), ale wcale nie czuję się tam jak staruszka 😀 Wręcz przeciwnie: zawsze, gdy uczę się lub próbuję czegoś nowego, podchodzę do tego z dziecięcą ciekawością i entuzjazmem i mam wrażenie, że odejmuję sobie lat.
Ile umiem po 4 miesiącach nauki?
Postęp jest ogromny, serio serio! 🙂 W dużej mierze dzięki temu, że na kursie zrobiliśmy poziom A1 w ciągu jednego semestru (w praktyce: w ciągu 4 miesięcy), podczas gdy na innych kursach językowych te początkujące poziomy ciągną się niemiłosiernie.
Mnie takie tempo bardzo odpowiada – motywuje do nauki i daje bardzo wyraźne postępy. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jaki materiał opanowałam w tym czasie, kliknijcie na przycisk poniżej, a rozwinie się lista tematów.
Kolejny poziom (A2) w szkole Zoozanko.pl również trwa jeden semestr i dopiero kolejne poziomy (od B1 wzwyż) są podzielone na dwa semestry. Taki sam podział jest na kursach językowych w Norwegii. Warto zaznaczyć, że to nie jest intensywny kurs, tylko standardowe tempo 🙂 Na intensywnych kursach można uczyć się jeszcze szybciej.
Jakie małe marzenie mogłam spełnić dzięki nauce norweskiego?
Polecając Wam polskie wydanie „Śnieżnej siostry” – norweskiej książki, której autorką jest Maja Lunde – napisałam, że chciałabym kiedyś przeczytać ją w oryginale <3 Nie sądziłam, że to nastąpi tak szybko!
W styczniu, po niecałych 4 miesiącach nauki, wypożyczyłam „Snøsøsteren” ze szkoły Zoozanko i podczas czytania bez problemu zrozumiałam 60% tekstu! Fakt, czytałam ją wcześniej po polsku, co było pewnym ułatwieniem, ale to jasne, że nie byłam w stanie zapamiętać wszystkiego 😉 Czytając norweski oryginał rozumiałam o czym mowa i po prostu czytałam swobodnie. Nie rozumiałam tylko niektórych słów i literackich konstrukcji językowych, lecz poza tym naprawdę spoko – to dla mnie dowód, że zrobiłam naprawdę ogromny postęp!
„Śnieżna siostra” to jedna z najpiękniejszych (a także najsmutniejszych i najbardziej wzruszających) książek jakie znam. Pod względem treści, a także pod względem oprawy graficznej, stworzonej przez Lisę Aisato. Polecam obydwie: wersję polską i norweski oryginał! 🙂
Czy potrafię już mówić po norwesku?
Super sprawą jest, że lektorzy w szkole Zoozanko, od samego początku, od pierwszej lekcji mówią głównie po norwesku (żebyśmy się osłuchali i zaczęli rozumieć ten język). Najpierw byłam tym przerażona, wydawało mi się, że poziom A1 to za wcześnie… Jednak w praktyce wyglądało to tak, że nasza lektorka przez około 80% czasu mówiła do nas po norwesku, a następnie tłumaczyła trudniejsze zagadnienia po polsku. Na początku brzmiało to dla mnie totalnie jak czarna magia, ale dziś, po 4 miesiącach, rozumiem prawie wszystko 🙂
To kolejna zaleta kursów w Zoozanko – od początku są nastawione na rozumienie i używanie języka.
Poza tym warto podkreślić, że jestem wzrokowcem, więc podczas nauki każdego języka zawsze najpierw bardzo dobrze opanowuję pisanie i czytanie, a dużo później mówienie i rozumienie ze słuchu.
Byłam już kilka razy w Norwegii i zawsze do tej pory używałam angielskiego. Jednak myślę, że na tym etapie bez problemu dogadałabym się po norwesku w prostych sytuacjach (zakupy, pytanie o drogę, opowiadanie o sobie itp.). W tym roku będę miała okazję spróbować! <3 Na pewno wybierzemy się latem do Norwegii, choć jeszcze nie wiemy, czy będzie to krótki weekendowy wypad, czy coś dłuższego. Jeśli nie zje mnie stres, sprawdzę znajomość norweskiego w praktyce!
Ile czasu przeznaczam na naukę?
Jak znajduję czas przy dzieciach?
Wiem, że nauka języka daje najlepsze efekty, gdy uczymy się regularnie, czyli np. codziennie przez 20 minut. Marzy mi się taki system, ale nie jestem aż tak ogarnięta i zorganizowana 😉
Kurs mam 2 razy w tygodniu x 1,5 godziny i staram się maksymalnie wykorzystać ten czas. Na każdych zajęciach mamy pracę domową w ćwiczeniach, ale przyznaję bez bicia, że zazwyczaj odrabiam ją tuż przed kursem, jadąc metrem 😀 Oprócz tego uczę się w weekend przez 1-2 godzinki i robię krótkie powtórki przed testami, które mamy mniej więcej co 2-3 tygodnie.
Często uczę się w domu czytając na głos, więc nasze dzieci już podłapały kilka zwrotów. Romek cieszy się, że na obiad Tata gotuje GRØNNSAKER, a razem z Irenką ułożyli tragiczną piosenkę składającą się z jednego, w kółko powtarzanego słowa: HVOOORFOOOR? 😀
Jakie triki stosuję, aby nauka była skuteczna?
Co pomaga mi w nauce?
Podobieństwo do innych języków – jeśli uczyłaś/eś się wcześniej innego języka obcego, możesz to wykorzystać w nauce norweskiego! Znam bardzo dobrze angielski i rosyjski (i bardzo słabo niemiecki) i w języku norweskim zauważam mnóstwo podobieństw do tych języków. Zaskoczyło mnie zwłaszcza podobieństwo do rosyjskiego – to przecież zupełnie inna grupa językowa, a wyłapałam wiele słów o podobnym zapisie i znaczeniu, np. appelsin, løk, bryst i wiele innych.
norweski warszawa
Porządkowanie – w nauce norweskiego jest dużo logiki, ale nie ukrywam, że jest też sporo pamięciówki. Rzeczowniki dzielą się na 3 rodzaje: męski, żeński i nijaki (odpowiednio z rodzajnikami en, ei, et) i są to rodzaje zupełnie inne niż w języku polskim, np. blok i salon są rodzaju żeńskiego (ei blokk, ei stue), krzesło rodzaju męskiego (en stol), a stół nijakiego (et bord).
Te rodzajniki są mega ważne, bo od tego zależy ich forma określona i nieokreślona liczby pojedynczej i mnogiej. Od rodzaju rzeczownika zależą też formy przymiotników i wielu zaimków.
Dlatego nie ma wyjścia – trzeba się tego uczyć na pamięć. Jak wspominałam, jestem wzrokowcem, więc tu najbardziej pomagało mi uporządkowanie nowych słówek z każdej lekcji w 3 kolumnach, jak na zdjęciu poniżej. Wystarczyło, że na egzaminie przypomniałam sobie, w której kolumnie był dany rzeczownik i już byłam w domu 🙂
Osłuchanie się z językiem – polecam radio NRK i seriale w Netflix i HBO (w miarę możliwości z norweskimi napisami). Niedługo na blogu pojawi się nowy wpis z aktualną listą skandynawskich seriali dostępnych w tych serwisach. Tutaj znajdziesz starszy, cieszący się ogromną popularnością artykuł na ten temat.
norweski warszawa
Jak możesz uczyć się języka norweskiego
razem ze mną?
Jeśli myślisz o nauce norweskiego, możesz uczyć się ze mną! 🙂 Na pewno będę jeszcze poruszać ten temat na blogu.
Ja zapisałam się na poziom A2. Jeśli już kiedyś uczyłaś się norweskiego i chcesz kontynuować, to kto wie, może trafimy do jednej grupy? Byłoby super! 😀
norweski warszawa
Na dziś wyczerpałam temat nauki norweskiego, ale jeśli masz jeszcze jakieś pytania – śmiało pisz w komentarzach tutaj↓ lub na Facebooku. Na pewno odpowiem!
Miłego dnia!
Partnerem wpisu jest Szkoła Języka Norweskiego Zoozanko.
norweski warszawa
Udostępnij ten artykuł:
norweski warszawa
POBIERZ TUTAJ DARMOWY EBOOK O MONTESSORI:
norweski warszawa
Chcesz być na bieżąco?
Polub blog na Facebooku:
norweski warszawa
TO TEŻ CI SIĘ SPODOBA:
norweski warszawa
4 komentarzy
Ooo, świetny pomysł! Uczyłam się norweskiego na studiach. W sumie nie żeby mi to było do czegoś potrzebne, uwielbiam Norwegię od wieków, ale na razie tylko na odległość ? Ale dla samego uczenia się i słuchania tego języka (?). Minęło kilka lat i niewiele już pamiętam, ale nie żałuję ani chwili i ani złotówki, bo było świetnie. Hm, może powinnam wrócić?
No jasne! Warto wrócić, tym bardziej, że jeśli się uczyłaś, to na pewno szybko sobie wszystko przypomnisz.
Mnie norweski też w sumie nie jest w tej chwili do niczego potrzebny – po prostu go lubię i uczę się dla samej przyjemności nauki. No i żeby odkurzyć rozleniwione szare komórki! ?
Gratulacje i powodzenia w dalszej nauce! 🙂 Uczyłam się norweskiego przez dwa lata na studiach i choć sam język nadal podoba mi się baaardzo, to niestety słabo prowadzony kurs trochę mnie do dalszej nauki zniechęcił. Czytaj: porzuciłam ją zupełnie, ale wszystkie podręczniki zostawiłam z myślą, że jak dzieci podrosną i będę miała więcej czasu dla siebie, to do nich wrócę 😉 Trochę mi się marzy jednoczesna nauka szwedzkiego i norweskiego (z obydwoma mam bierną styczność w pracy i wydaje mi się, że są na tyle podobne, że rozumiem je w tym samym stopniu), ale jeszcze nie konsultowałam z nikim tego szalonego pomysłu, nie mam pojęcia, czy to w ogóle wykonalne.
I chociaż w teorii skandynawskie gramatyki są proste (czyt. mało rozbudowane), to muszę Ci powiedzieć, że z norweską miałam o wiele większe problemy niż z fińską. Może mój mózg preferuje więcej zasad, ale mniej wyjątków, nie mam pojęcia 😉
Wow, świetny pomysł. Systematyczność to podstawa 😉