Dlaczego gazetki działają na dzieci jak magnes? Dlaczego są tak kuszące?
Gazetki dla dzieci kontra książki? Dla rodzica wynik tego starcia wydaje się oczywisty… ale nie dla dziecka.
Stało się: w naszym domu książki dla dzieci przegrały sromotnie z badziewnymi, ohydnymi gazetkami z kiosku.
„ Czytaj z dzieckiem 20 minut dziennie. Codziennie.
Jak wszyscy rodzice, znam to zalecenie i chętnie się do niego stosuję. Czytam Synkowi 20 minut dziennie i dłużej, zazwyczaj przed zaśnięciem.
Sprawiało mi to olbrzymią przyjemność. Do czasu! A dokładnie do chwili, kiedy kilka tygodni temu R odkrył stojak z gazetkami dla dzieci…
Zdawało mi się, że kolorowy świat „prasy dziecięcej” to odległa przyszłość! Tymczasem ten wstrętny, pstrokaty, najeżony reklamami twór dopadł nas bardzo wcześnie… zbyt wcześnie!
Gazetki to prawdziwa zmora każdego rodzica! Tym bardziej, że bardzo często ich treść jest kompletnie bezwartościowa i najzwyczajniej na świecie nudna. Część z nich wprawdzie zawiera łamigłówki, które od biedy można nazwać edukacyjnymi. Jednak cała reszta jest po prostu ciężkostrawna: denne wierszyki, bezsensowne komiksy, niestaranna redakcja (mnóstwo błędów!) i śmierdzące chińszczyzną, tandetne zabawki.
Dlaczego gazetki wygrywają z książkami?
W wyniku niezliczonych godzin wnikliwej (acz niezbyt przyjemnej) lektury odkryłam cztery główne czynniki:
1) Interakcja
Możliwość rozwiązywania zagadek i przyklejania naklejek w trakcie czytania to ogromna frajda dla dziecka. A także pewna wartość edukacyjna i – nie bójmy się tego słowa – przewaga gazetek nad większością książek dla dzieci (mam tu na myśli te tradycyjne). Dziecko ćwiczy małą motorykę (naklejki, labirynty, rysowanie), logiczne myślenie i spostrzegawczość. Uff, w tym momencie ambitny rodzic oddycha z ulgą Jednak gazetki to nie samo zło!
2) Gadżety!
Zabawki załączone co miesiąc do ulubionej gazetki – choćby najbardziej tandetne – w każdym dziecku obudzą dzikiego, nienasyconego kolekcjonera!
3) Ulubieni bohaterowie
Bohaterami niesławnych gazetek są zazwyczaj postacie z ulubionych kreskówek naszych dzieci. To działa na zasadzie wzmocnienia. Zresztą podobnie jak rynek zabawek i wszelkich gadżetów związanych z bohaterami bajek.
4) Reklamy
Wiele gazetek to tak naprawdę katalogi sprzedażowe. Mali konsumenci z łatwością łapią się na tę przynętę, a potem trują cztery litery swoich biednych rodziców, którzy jeśli nie są wystarczająco stanowczy, asertywni, kreatywni… [resztę dopiszcie sami] dla świętego spokoju w końcu coś tam kupią.
Z powodu bezgranicznej fascynacji Syna kolorowym światem „prasy dziecięcej”, od kilku tygodni wszystkie książki poszły w odstawkę, a wstrętne gazetki stały się naszą codzienną lekturą przed snem. To była da mnie prawdziwa męczarnia. Ale spokojnie, jako przebiegła matka, znalazłam sprytne rozwiązanie – napiszę o tym niedługo, kiedy będę mogła pochwalić się pierwszymi efektami
Natomiast jutro zapraszam Was na bloga na…
Subiektywny ranking gazetek
nie tylko dla chłopców
Podobno należy doceniać każdą chęć czytania u dziecka – niezależnie od tego CO czyta. Może przecież zacząć od komiksów, a skończyć na Gombrowiczu lub Szymborskiej… Hm, może lepiej zejdźmy na ziemię
Dopóki R jest do tego stopnia skoncentrowany na gazetkach, postanowiłam stworzyć ich ranking, aby wybrać te najfajniejsze, najbardziej wartościowe z punktu widzenia rodzica.
W końcu to my, wielkoduszni rodzice, musimy je kartkować co wieczór! Mam nadzieję, że ranking pomoże Wam w tych trudnych momentach Jak powstał ranking? Dokonałam oceny tytułów dostępnych na rynku w kilku kryteriach:
• treść
• zagadki
• jakość zabawki
Zapraszam już jutro!
Ciekawa jestem, jak u Was stoi sprawa z gazetkami?
Czy Wasze dzieciaki przeżywały podobny okres fascynacji?
Znieśliście to bohatersko, czy zaciskaliście zęby tak jak ja?
Trzymajcie się!
.
.
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, podziel się nim ze znajomymi, klikając niebieski guziczek poniżej ↓
Dziękuję!
Będziesz wkładała do środka gazetki książkę? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
ja pamiętam, jak sama przechodziłam te gazetkowe fazy i to nawracały co jakiś czas. a teraz książki kocham
Szczerze mówiąc, nie byłam nawet świadoma zagrożenia. U nas (póki co) książki trzymają się mocno na pozycji lidera. Ale co przyniesie jutro? Dzięki Tobie nie dam się zaskoczyć i czekam na ranking
Słyszałam o gazetkowej zmorze od starszych koleżanek, ale one opowiadały o swoich córkach w wieku ok. 7 lat! Myślałam, że przede mną jeszcze mnóstwo czasu Dlatego tak mnie zaskoczyła fascynacja Syna, ale mam nadzieję, że szybko wyrośnie
To mój się jeszcze uchował i nie odkrył, że jest coś takiego jak stoiska z gazetkami dla dzieci Na szczęście w księgarniach albo w działach z książkami naciąga tylko na mniej lub bardziej edukacyjne ‘książeczki’ o tematyce budowlanej
U nas tematem nr 1 jest szeroko pojęta motoryzacja, w tym również maszyny budowlane
https://ronja.pl/10-sprawdzonych-ksiazeczek-o-autach-0-4-lat/ >>> tu polecam 10 sprawdzonych tytułów i kilka serii motoryzacyjnych dla dzieci w różnym wieku, a wkrótce planuję kolejną część tego wpisu, z nową dostawą
Fajne, ale u nas nie o auta chodzi, a o maszyny budowlane. Koparki, ładowarki, walce, dźwigi – chyba mamy już w domu wszystko co w tej tematyce się kiedykolwiek pojawiło w Polskich księgarniach
Z synem jakoś nie mam większych problemów. Owszem naciąga na gazetki, ale wcale nie chce ich czytać. Woli oglądać obrazki i zamęczać o nowe klocki (tytuł nr 1 to Chima). Z córą maiłam za to prawdziwy dramat. Szczęśliwie już wyrosła.
Moja córa uwielbia książki ale ma dopiero 16 miesięcy… także era gazetek kolorowo krzyczących z półki przed nami. Znam temat, bo moja Mama prowadziła sklep, w którym obecna była prasa. Pracowałam tam i na codzień spotykałam się z mocą przyciągania gazetek…
Nasz Synek odkrył gazetki dopiero wiosną tego roku, czyli w w wieku równo 3 lat. A fascynacja nimi też rozwijała się stopniowo – “czyta” je namiętnie dopiero od kilku tygodni.
Moje córki miały jazdę na kolorowe gazetki (kucyki, Barbie i inne różowe g…), ale już im przeszło. A konkretnie wtedy, kiedy przestałam je kupować. Kiedy jesteśmy razem w sklepie i widzę, że zawieszają wzrok na gazetkach, tłumaczę im, że jakość gadżetów, które je kuszą jest bardzo słaba, o czym wielokrotnie przekonały się, kiedy zabawka rozpadła im się w rękach po dwóch dniach używania.
No żadna gazetka nie wygra u mnie z książką. U nich już też nie. A zagadki, rebusy i krzyżówki można rozwiązywać w świetnych pozycjach książkowych/zeszytach dostępnych na rynku. Moja starsza córka je uwielbia.
Dzisiaj świat książek jest tak bogaty, że wystarczy z dzieckiem pójść do księgarni i samo wybierze stos książeczek zamiast gazetek.
W takim razie muszę rozejrzeć się za tymi zeszytami z zadaniami, bo jak dotąd stanowią one jedyny plus gazetek
Renia, jest tego mnóstwo na rynku. Idź do dużego Empiku albo Auchan i masz przedgwiazdkowy zalew. Piękne wydania, mądre pozycje.
Właśnie dlatego powstrzymuję się za każdym razem, kiedy staję przed stoiskiem z takimi gazetkami. Raz się pokusiłam o zakup książeczki z Peppą (wiem, że to nie gazetka, no ale), takiej małej, cieniutkiej… i teraz muszę ją chować przed synem, bo wieczorem tylko Peppe i Peppe.
W ogóle doszłam do wniosku, że eliminuję na tę chwilę prawie wszystkie zabawki z postaciami z bajek, bo dochodzi do kuriozalnych sytuacji, że dzieć przynosi mi na przykład torebkę prezentową z Kubusiem Puchatkiem stwierdzając, że chce obejrzeć tę bajkę xD i tak co chwila z czymś innym – a to Myszka Miki, a to Franklin, a to Król Lew … masakra.
Niestety taki jest sens tego całego “kreskówkowego” przemysłu: gadżety napędzają oglądanie bajek, a oglądanie bajek napędza zakup gadżetów.
Postacie z bajek mają niesamowitą moc przyciągania. Wyobraź sobie, że nasz Syn nigdy nie widział bajki “Cars”, a uwielbia wszystko co z nią związane!
Jestem to sobie w stanie wyobrazić Mój syn nie lubi bajki Cars, ale auta z tej serii są jego ulubionymi zabawkami
A chłopaczyna miał drewniane puzzle z Królem Lwem. Zdekompletował je dość szybko, ale jeszcze długi czas “walały” się po domu, aż któregoś dnia przyszedł i powiedział “To mamo, tą bajkę!” – no to puściłam (mój błąd). W ciągu ostatniego miesiąca widziałam już ją ze sto razy, tak uwielbia ^^’
(dobra, sto to może przesada, bo by wychodziło na to, że trzy razy dziennie ją widzimy, no ale znamy już z mężem na pamięć wszystkie kwestie i generalnie nie wywołuje u nas już żadnych emocji, nawet Mufasy śmierć ^^’)
A co do rynku bajek, to Peppa cały czas u nas numero uno, ale kiedyś, kiedy jeszcze Don F. nie umiał powiedzieć “Peppa” to chrumkał tak ostro, że chce świnkę. Wierz mi, że zakupy w markecie z chrumkającym jak dzik dzieckiem, które zobaczyło na przykład w Biedronce puzzle ze swoją świnią, były mocno ciekawe xD
Fajnie, że zwróciłaś uwagę na walory edukacyjne niektórych gazetek. Widzę sporo plusów w tym pociągu młodych ludzi do prasy Jeśli dziecko zafascynowane przygodami ulubionego, kreskówkowego bohatera postanowi np. nauczyć się czytać to dla mnie ok
Zgadzam się, że gazetki są bardzo kuszące. U nas Laura chce je dostawać ale głównie ze względu na gadżety. Także książeczki jak na razie u nas są bezpieczne
Te gadżety to prawdziwa zmora… ale z drugiej strony wykorzystujemy je, aby na przykładzie pokazać Synkowi czym się różni niska jakość od wysokiej
My gazetki kupujemy wyłącznie na wyjazdy- są małe i cienkie, zabawka to nowość na czas jazdy autem- by nie było marudzenia, a i tak szybko się taka gazetka nudzi. Po jakimś czasie po prostu wywalam i tyle. Książki nadal są ulubione, chociaż coraz więcej jest takich aktywizujących, gdzie dziecko coś musi odgadnąć, znaleźć, opowiedzieć. Lubimy też kolorowanko-wyklejanki.
Nasz Syn niestety już nauczył się miesięcy więc wie, że wkrótce pojawi się coś nowego i pyta: kiedy będzie listopad? kiedy będzie grudzień? itd. Na nieszczęście na końcu każdej gazetki jest zapowiedź kolejnego numeru, a dzieci mają niesamowitą pamięć!
U mnie do gazetek jeszcze daleka droga ale chrześniak (prawie 3 latka) też jeszcze niezainteresowany. Z dzieciństwa dobrze wspominam Kaczora Donalda (łącznie z tandetnymi dodatkami), ale w sumie nic więcej nie zbieraliśmy z braćmi. Ale teraz, kiedy widzę stojaki z gazetkami dla dzieci, odczuwam lekki strach i przygnębienie… wydają mi się takie ogłupiające. Ale może faktycznie wiele z nich mogą się nam rodzicom przysłużyć
Ojjj, Kaczor Donald… Też czytaliśmy go w dzieciństwie razem z bratem, ale teraz to już coś zupełnie innego. Planuję napisać o tym w sobotę wieczorem!
Gazetkowy szał przede mną
Warto uzbroić się w cierpliwość i mocne argumenty
Nasz pięciolatek fascynuje się teraz Lego Ninjago. Czeka cierpliwie 2 miesiąca na nowy numer (nawet odlicza dni). Próba ominięcia nie wchodzi w grę, gdyż koledzy z przedszkola skrzętnie nam o tym przypominają
Tosia gazetki uwielbia, kupiłaby wszystkie, gdyby tylko mogła. Jednak my zamiast gazetek proponujemy jej książki, kolorowanki – najczęściej się udaje i rezygnuje z kolejnej gazetki.
Rynek jest tak wypełniony tymi gazetkami, żę człowieka może głowa rozboleć U nas książki jednak to podstawa Jak kiedys do mnie zajrzysz to przekonasz się sama! :))
A u nas jakoś nie ma zainteresowania stoiskiem z gazetkami, mimo 5,5 latka i 2,5 latka…