Panuj nad emocjami
Weekendowy piknik. Sielanka. Leżę sobie na kocyku, jak na wieloryba przystało 😉 Obserwuję, jak tuż obok Mąż bawi się z R na placu zabaw.
Do naszego Syna (lat 3,5) podchodzi chłopczyk, na oko dwuletni. Pech chciał, że trzyma w dłoni autko. R niby nic nie robi, ale intensywnie przygląda się zabawce. W końcu maluch nie wytrzymuje napięcia, krzyczy i na oślep rzuca samochodem. Autko wprawdzie nikogo nie uderzyło, ale odbiło się od zjeżdżalni i narobiło hałasu.
Na to wszystko podbiega matka chłopca i robi coś niewiarygodnego: z furią łapie swojego syna za fraki i z całej siły wymierza mu klapsa!
Mojemu Mężowi opada szczęka, próbuje tłumaczyć:
– Ale on nic nie zrobił… nic się nie stało…
Na co matka:
– Wszystko widziałam. Musi nauczyć się panować nad emocjami!
Dwulatek oczywiście nie rozumie o co chodzi. Nie ma pojęcia czym zawinił. Płacze rozpaczliwie przez kilka minut, w końcu rodzice wynoszą go, wciąż płaczącego z placu zabaw. Mój Syn i Mąż obserwują całe zdarzenie, na ich twarzach widzę szok i współczucie.
A teraz wyobraź sobie następujące sytuacje:
Historia #1
Jesteś w szpitalu. Bliska Ci osoba jest bardzo chora. Na zimnym szpitalnym korytarzu czekasz na lekarza. Jesteś zdenerwowany, roztrzęsiony, przygotowany na najgorsze. W końcu doktor przychodzi, a Ty podbiegasz do niego i nie ukrywasz emocji – przecież jego słowa to kwestia życia lub śmierci. Wyrzucasz z siebie pytania jak kałasznikow i odruchowo, nieświadomie szarpiesz go za rękaw.
I nagle… jeb! Na skinienie lekarza monstrualny sanitariusz, dwukrotnie przewyższający Cię wzrostem, daje Ci klapsa, obezwładnia Cię i wsadza do izolatki. Na karnego jeżyka.
– Nie potrafi Pan/Pani opanować emocji. Proszę się uspokoić i wtedy porozmawiamy.
Historia #2
Właśnie jakiś idiota wymusił pierwszeństwo i nie chce przyznać się do winy. Wezwaliście policję, a ten pyszałek kłamie w żywe oczy, do tego bezczelnie się uśmiecha. Funkcjonariusze przychylają się do jego wersji, przecież pewność siebie to podstawa. Zalewa Cię krew i na sekundę podnosisz głos.
Jeb! Dostajesz pałką. Z radiowozu wyskakuje gigantyczny policjant. Obezwładnia Cię, zakłada kajdanki i zamyka w klatce. Wrócicie do rozmowy, kiedy się uspokoisz. Pod warunkiem, że przeprosisz za złe zachowanie i podejmiesz rozmowę w szampańskim humorze i z usłużnym uśmiechem na ustach.
Historia #3
Jesteś wściekła z powodu tego, co przydarzyło się Twojemu dziecku w szkole. Umawiasz się z dyrektorem, przedstawiasz grzecznie sprawę, jednak nie potrafisz ukryć wzburzenia i od emocji drży Ci głos.
Dyrektor patrzy srogo i przez telefon wzywa woźnego…
– Proszę zamknąć tę Panią w kantorku dopóki się nie uspokoi. A profilaktycznie dać kilka porządnych klapsów, żeby nauczyła się panować nad emocjami.
(Przepraszam za kilka niecenzuralnych słów, ale sami rozumiecie, sytuacja tego wymaga)
Już rozumiesz jak czuje się dziecko, któremu rodzic każe PANOWAĆ NAD EMOCJAMI? To po pierwsze. A po drugie: dlaczego wobec WŁASNYCH dzieci zachowujemy się w sposób, w jaki w tak zwanym „cywilizowanym świecie” nie zachowalibyśmy się wobec OBCYCH dorosłych?
Nie tędy droga
W mózgu dziecka dopiero rozwijają się mechanizmy kontrolowania negatywnych emocji. Tłumienie wzburzenia, jego negowanie i izolacja dziecka nie pomagają w ich prawidłowym rozwoju. Prowadzą jedynie do emocjonalnych problemów. Do braku zrozumienia własnych uczuć. Braku umiejętności ich wyrażania, nazywania, mówienia o nich. Do braku akceptacji negatywnych emocji, a w dorosłym życiu – kompletnego braku umiejętności radzenia sobie ze stresem.
Nie stosuję klapsów, nie jestem też zwolennikiem kar typu time-out. To po prostu nie działa. Albo inaczej: działa pozornie, „leczy” objawy zamiast przyczyn, a długoterminowe skutki takiego postępowania są opłakane. To taka „droga na skróty”, o której więcej pisałam tutaj: Kiedy przykręcić dziecku śrubę?
Literatura fachowa
Nie ufam ślepo i bezmyślnie każdemu słowu tzw. „literatury fachowej”, ale jestem zdania, że czasem warto krytycznie spojrzeć na swoją niewiedzę i trochę poczytać. To naprawdę nie boli, a może otworzyć nam oczy, spojrzeć na wychowanie dzieci z różnych perspektyw, aby na koniec wypracować (i uargumentować!) własne zdanie. No chyba, że „ludowe mądrości” uważamy za cenniejsze, niż efekty pracy ludzi, którzy zjedli na tym zęby, poświęcając całe życie badaniu mechanizmów psychologicznych zachodzących w dziecięcych głowach.
Jak wobec tego reagować na negatywne emocje targające dzieckiem?
Podkreślam, że nie są to moje odkrycia (ani tym bardziej wymysły ;)), lecz zalecenia wynikające z wiarygodnych badań z zakresu psychologii rozwojowej dzieci i młodzieży.
Po pierwsze: pytam, słucham, wyjaśniam. Jeśli poziom wściekłości to uniemożliwia – czekam. Nie wyprowadzam, ani nie wychodzę, nie izoluję, jestem obok. Czasem przytulam, czasem nie – w zależności od tego, czego chce dziecko. Pomagam dziecku uspokoić się i zrozumieć swoje emocje.
Co dają kampanie społeczne?
Kilka razy w roku odbywają się kampanie społeczne, których celem jest zapobieganie przemocy wobec dzieci. Mnóstwo się pisze i mówi o tym, że należy unikać każdej formy przemocy – zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Niby powszechnie wiadomo, że „klaps to zło”, że to również przemoc, a nie żadne „dyscyplinowanie” czy inne żałosne eufemizmy. Ale wiecie co? Straciłam nadzieję, że te kampanie mają jakikolwiek sens.
Rodzice dzielą się na dwie grupy: bijących i nie bijących. Co ciekawe, według ostatniego badania TNS OBOP stosunek rodziców dających klapsy do rodziców nie stosujących ich nigdy, wynosi równo 50% do 50% (źródło). Jakoś nie wierzę, że kampanie społeczne mogą coś zmienić w tej materii. Choćby były najbardziej błyskotliwe, sugestywne czy dobitne. Przyklaskują im wszyscy ci, którzy i tak nie stosują przemocy, a ci, którzy ją dotąd stosowali znajdują milion usprawiedliwień i nadal robią swoje.
Chciałabym zobaczyć raport z realizacji tych kampanii pokazujący ich skuteczność (choć wiem, że to bardzo trudne do zbadania). Poza tym warto pamiętać, że wyniki badań to jedynie deklaracje respondentów. Według tych deklaracji świadomość z roku na rok rośnie, ale liczba rodziców, którzy biją dzieci jakoś znacząco nie spada.
Mamy to we krwi?
Większość z nas, rodziców urodzonych w czasach PRL-u, pochodzi z domów, w których rzadziej lub częściej stosowano klapsy i przeróżne formy kar. Mamy podobne problemy emocjonalne, będące skutkiem takiego wychowania. Na szczęście części (połowie?) z nas spadły klapki z oczu. Spojrzeliśmy na siebie krytycznie, powiązaliśmy fakty, sięgnęliśmy po fachową literaturę i „nowoczesne” metody wychowania bez przemocy.
Pozostałe 50% nadal stosuje przemoc, bo wierzy, że to właśnie dzięki klapsom, surowym karom i krótkiej smyczy „wyszli na ludzi”. Przecież są porządnymi obywatelami, czyż nie? Ich dzieciom też nie zaszkodzi odrobina moresu. Będą wychowywać je tak, jak sami zostali wychowani. Przeszli pranie mózgu i święcie wierzą w to, że surowa dyscyplina czyni cuda.
Owszem, znam rodziców, którzy po latach przyznają się do błędu i żałują tych wszystkich wymierzonych dzieciom klapsów. Jednak są to naprawdę pojedyncze przypadki. Zresztą ich dzieci są już dorosłe, więc – jakkolwiek smutno by to nie brzmiało – jest już za późno, ich rodzice nie cofną czasu, obudzili się poniewczasie.
Żałosne wymówki
Zupełnie nie obchodzą mnie usprawiedliwienia, że „każdemu się może zdarzyć”, że kogoś „poniosło” albo „stracił cierpliwość”. W tej sytuacji to dorosły powinien wykazać się opanowaniem, cierpliwością, empatią i dojrzałością, a nie oczekiwać tego od niedojrzałego emocjonalnie dziecka.
Wiem, że klaps jest często oznaką bezsilności rodzica, lecz to nie zmienia faktu, że trzeba nad sobą pracować. Choć już w większym stopniu jestem w stanie zrozumieć rodzica, który da klapsa z bezsilności, a potem tego żałuje, niż rodzica, który stosuje klapsy z zimną krwią jako „metodę wychowawczą”. Historia, którą przytoczyłam na początku pokazuje, że istnieją rodzice, którzy robią to nagminnie, odruchowo, bezrefleksyjnie, z najbardziej banalnych, prozaicznych powodów. Najbardziej bolą mnie właśnie te banalne powody, za które dzieciom się obrywa.
A Wy wierzycie w skuteczność kampanii społecznych i wszystkich tych wartościowych artykułów, które pojawiają się na portalach i blogach? Czy trafiają one do grupy odbiorców, do której powinny dotrzeć? Czy możecie podać przykłady potwierdzające, że przynoszą one pozytywne efekty?
Dwa tygodnie temu w aptece na moim osiedlu opiekunka biła po głowie niemowlę w wózku, licząc, że dzięki temu dziewczynka zaśnie (źródło). Patrzę na przechodniów, mieszkańców mojej dzielnicy, sąsiadów… widzę i słyszę ich płaczące, niesprawiedliwie ukarane dzieci… i jestem zrezygnowana.
Właściwie nie wiem, po co napisałam te ponad 1000 słów. Jeśli doczytaliście do końca, to pewnie i tak nie bijecie swoich dzieci. Ktoś, kto stosuje i usprawiedliwia klapsy, na pewno skończył czytać już po pierwszym akapicie. W przypadku takich osób żadne kampanie nie przyniosą skutku.
Powinniśmy natomiast reagować, kiedy przyłapiemy taką osobę na gorącym uczynku. Może to zostać odebrane jako „wtrącanie się”, ale w tym wypadku to przejaw cywilnej odwagi. Żałuję, że podczas pikniku nasza reakcja była taka niemrawa. Kolejnym razem zareaguję bardziej stanowczo. Trzymajcie mnie za słowo 😉
.
.
Fot. Menard Mickael (CC)
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, podziel się nim ze znajomymi, klikając niebieski guziczek poniżej ↓
Dziękuję!
21 komentarz
Świetny post i świetnie przedstawiłaś sytuację! Jak dwulatek może rozumieć sztukę „panowania nad swoimi emocjami”? Ponadto klapsy tylko je spotęgują i przeciągną w złą stronę, a nie spowodują, że po „kontrolnym klapsie” dziecko stanie się oazą spokoju. Jestem totalną przeciwniczką przemocy wobec dzieci, a już przede wszystkim nieuzasadnionej przemocy…
rozważam, czy nie powinnam walić przez łeb rodziców, którzy biją na moich oczach swoje dzieci? serio.
Świetny wpis. Pochłonęłam, zwłaszcza, że ostatnio byłam świadkiem podobnej historii. Może przytoczone przez Ciebie porównania otworzą komuś oczy. Generalnie, tak, opad szczeny…
Ja doczytałam do końca, dzieci jednak nie mam…
Doczytałam również i zgadzam się ze wszystkim. Idealnie ukazałaś sytuacje – jak czuje się dziecko, gdy ktoś robi zamach na poczucie jego bezpieczeństwa. Mam pół roczną Zuzę, zdarzało mi się że ponosiły mnie emocje i szłam do łazienki, odkręcałam wodę: krzyczałam z bezsilności. Obmywałam twarz, brałam głęboki oddech i z uśmiechem wracałam uspokoić córkę… Klaps to nasza słabość- dorosłych nie ma na to żadnego przyzwolenia nigdy.
Bardzo mądry wpis. Żeby jeszcze trafił do tych, którzy powinni go przeczytać 🙁
Z młodym kiedyś odbyłem rozmowę – „weź jaką karę byś sobie wymierzył?” „daj mi po pupie!” – mówi z entuzjazmem.”Ale wiesz, to by chyba bolało – to bez sensu, co?” „no bez sensu, dobra niech będzie zakaz telewizji” 😉
W pełni się z tobą zgadzam! Doskonale przedstawiłaś problem powołując się na przykłady. Nikt dorosłej osoby przecież nie trzepnie w czerep. 🙂 Niestety uważam, że jeśli matka nie ma pasji do rodzicielstwa (bo jest to ciąża z „wpadki” czy jest za młoda), nie będzie świadomie podejmować decyzji o tym jak kształtować swoje dziecko i co najgorsze nie będzie chciała się edukować w tym temacie. Kampanie społeczne mogą przybliżyć temat takim osobom, ale nie sądzę, żeby spowodowały u nich zmiany w rozumowaniu. Kilka sekund reklamy czy baner nie może być aż tak przekonywujące..
Ja wierzę, jednak sądzę, że trzeba wyrosnąć z tymi kampaniami, żeby była z nich prawdziwa korzyść. Niedawno tak jakoś niespodziewanie przypomniałam sobie zdarzenie sprzed 17 lat: szkoła, lekcja. Nie pamiętam, o czym była mowa, ale doskonale pamiętam jak wychowawczyni tak przy okazji zapytała: przecież zgodzicie się, że czasami zasługujecie na porządnego klapsa, prawda? I 24 dziesięciolatków pokornie kiwało głowami że tak, czasami bywają takim wcieleniem diabelskim, że trzeba im dać w skórę, żeby zrozumieli, jak należy się zachowywać. Pamiętam, że było mi wstyd, że mnie nikt mi klapsów nie wymierza, czułam się jak jakaś wątła księżniczka. Właśnie te wszystkie reklamy społeczne, artykuły dały mi do zrozumienia, że to, że wychowałam się bez klapsów, jest zaletą, nie wadą. Może nie przekonały rodziców, którzy 15 lat temu zaczęli wychowywać swoich dzieci, ale myślę, że pomogły nauczyć przynajmniej część przyszłych rodziców mego pokolenia prawidłowych zasad wychowawczych.
Kampanie społeczne mówią tylko „nie bij, bo to jest złe”, ale nie mówią jak sobie z tym radzić, czym zastąpić klapsa. Ludzie, którzy to robią myślą, że to normalne. Skoro Anka czasami miała zlany tyłek, to przecież Anka też może to robić. Moim zdaniem to nie są osoby, które szukają informacji o wychowywaniu dzieci. Oni nie trafią na bloga czy serwis poświęcony dzieciom. Według nich robią dobrze, więc nie potrzebują rad.Niestety…
Doczytałam. Ja nie byłam bita i nie wyobrażam sobie bić w przyszłości swoje dzieci.
Akcje społeczne są potrzebne ale obawiam się że ich odzew jest niewielki. Ludzi którzy popieraja klapsologie nie przetłumaczy się że tak nie wolna i że są lepsze sposoby. Oni wiedzą swoje..:/
W przedszkolu raz na jakiś czas zdarza mi się obserwować dziadków i babcie dyscyplinujące wnuków… Ręce opadają, do tych osób nie docierają żadne argumenty, a cierpią na tym dzieci, które później w ten sam sposób załatwiają sprawy ze swoimi rówieśnikami.
Co mi się jeszcze nasunęło – absurdalność tej sytuacji polega na tym, że mama chcąc uczyć dziecka panowania nad emocjami sama nie potrafiła nad sobą zapanować.
Kazdy z nas czuje złość, gniew, wzburzenie, to co możemy robić, to pokazywać dziecku, jak sobie z tymi emocjami radzić i jak je zrozumieć i wyrażać.
Mądrze napisane, niestety i nas dorosłych też ponoszą emocje :/ nie dalej jak wczoraj podniosłam głos na moje dziecko, córka poszła spać płacząc … potem ja płakałam szepcząc jej do ucha przeprosiny
Rodzicielstwo nie jest łatwe. Ale tak jak pisałaś, dobrze jest czytać to pomaga
Świetnie napisany tekst, szczególnie te przykłady dają do myślenia! Zawsze wymyślam podobne, gdy komuś chcę wytłumaczyć jak czuje się wtedy dziecko. Niestety, wiele ludzi nadal nie rozumie i nie chce zrozumieć :/
Dlaczego wobec własnych dzieci zachowujemy się w sposób w jaki w tak zwanym „cywilizowanym świecie: nie zachowalibyśmy się wobec OBCYCH? Boooo… jesteśmy stale oceniani przez innych, również przez pryzmat tego jak zachowują się nasze dzieci. Doświadczyłam tego w przedszkolu teraz. Dziecko płacze bo nie chce zostać, a Pani podirytowana dziwi się, że poświęcam mu czas i czekam, aż się oswoi. Czy jest mi głupio? Trochę tak, ze względu na inne dzieci, których mam już nie ma, a ja zostałam (i gdzie tu sprawiedliwość?). Ważniejsze jednak moje dziecko. To nawet nie ma znaczenia jak wychowujemy dziecko, zawsze się znajdzie ktoś „miły” kto uprzejmie zasypie nas radami w stylu: „nie noś”, „nie rozpieszczaj” itp.
Aaa… doczytałam do końca :).
Myślę, że wszystkie akcje z przesłaniem „bicie jest złe” nic nie zmienią bo tych rodziców nikt nigdy nie nauczył że można inaczej radzić sobie ze swoimi emocjami. Może warto pokazać im alternatywy dla bicia.
Pięknie opisane scenki. Jeśli chodzi o bicie – kampanie mogą tylko przypominać o temacie, najbardziej pomaga, tak jak we wszystkim, postawa naszych „lokalnych autorytetów” – znajomych, osób, które szanujemy itp. Jeśli w danej grupie osoba, która jest dla nas wzorem powie, że to głupie, następnym razem się zastanowimy. A jeśli będzie piętnować takie zachowanie, to jestem prawie pewna, że by nie być wykluczonym i przypaść jej do gustu wielu osobom zadrży ręka przed następnym klapsem. Zmiana idzie powoli, ale 50% osób niebijących to i tak więcej niż myślałam. Dobrze. Zaczynamy myśleć o tym, że dziecko to po prostu drugi człowiek. Mniejszy, jeszcze mniej obyty, ale człowiek 🙂
Twój artykuł daje do myślenia, zwłaszcza bardzo obrazowe przykłady. Swoją drogą chyba, każdemu dorosłemu bijącemu swoje dziecko lub nie swoje przydałaby się taka historia (szpital itp)
Ja nie mam dzieci , ale muszę przyznać, że tekst przeczytałam z zaciekawieniem i do końca. Pozwala spojrzeć na problem dziecięcych emocji inaczej – ze zrozumieniem. Przyznam, że dzieci czasami mocno mnie irytują. Faktycznie wymagam od nich zachowań dorosłego człowieka, jakby zapominając, o tym że są dziećmi. Ja jednak nie jestem rodzicem (i powiedzmy, że z braku doświadczenia można mi to wybaczyć 😉 ), ale zastanawiam się jak tłumaczą siebie rodzice, którym brak cierpliwości (?) by wytłumaczyć i starać się pomóc zrozumieć te emocje.
Jestem 100% przeciwko klapsom!
Mam w planach stworzenie e-booka o tym skąd bierze się takie zachowanie rodziców. Nie chcę ani nikogo potępiać ani nagradzać. Jednakże wierzę, że w tych 50% bijących jest mnóstwo osób z nakładającymi się problemami. Ja to bardzo ogólnie napisałam. Mam nadzieję, że uda mi się przelać na pismo najważniejszą rzecz, czyli to, jak reagować i dlaczego nie wyładowywać się w tej reakcji ani na dziecku, ani no bijącym (!) a na bijącym by się chciało, prawda?