Co się stanie, jeśli na całe dwa dni wylogujesz się z sieci?
Internet, portale społecznościowe, komputer, tablet i telefon, które są zawsze pod ręką, stały się naszą codziennością. Wykorzystujemy je do pracy, komunikacji, realizacji hobby i zainteresowań. Okazują się niezbędne nawet do ugotowania obiadu!
Aż tu nagle, zupełnie przez przypadek ostatni weekend spędziłam w 100% offline. Daleko mi od uzależnienia od internetu, ostatnio udało mi się nawet rozluźnić relacje z Pudelkiem 😉 Nie jestem również specjalnie aktywna na Facebooku… zresztą mam tam konto dopiero od 2 lat – to chyba o czymś świadczy? 😉 Wciąż mam mnóstwo znajomych, którzy nie mają kont na portalach społecznościowych, a ich życie toczy się totalnie offline.
Towarzystwo tych osób jest mega inspirujące 🙂 Pozwala dostrzec, że czasem gnijesz w wirtualnej rzeczywistości, marnując czas, i przejmujesz się błahostkami, które nie są tego warte. A kiedy się wylogujesz, nagle zaczynasz widzieć, ile fajnych spraw czeka na Ciebie poza ekranem, a drugie tyle możesz wymyślić.
Z drugiej strony wydaje mi się, że Internet jest w dzisiejszych czasach nieco demonizowany – jako gniazdo hejtu i „złodziej czasu”. Obawiamy się, że nasze dzieci totalnie wsiąkną w ten świat i będą przeżywać tragedię za każdym razem, kiedy stracą zasięg. Jednak wolę patrzeć na to inaczej: internet to skarb, który nas wzbogaca, rozwija… pod warunkiem, że korzystamy z niego rozsądnie, na własnych warunkach. Pilnujemy, aby nie dominował naszego życia, a także aby nie popełniać olbrzymiego faux pas, kiedy spotykamy się z przyjacielem, znajomym czy członkiem rodziny i zamiast nawiązać z nim kontakt, trzymamy w dłoni telefon i dostajemy oczopląsu. Nie róbcie tego! Nawet jeśli jesteście blogerami – komentarze mogą poczekać 🙂 Kilka razy znalazłam się w sytuacji, kiedy musiałam konkurować o uwagę rozmówcy z jego telefonem. Nie jestem obrażalska, nie strzelam fochów, ale czułam się naprawdę fatalnie.
Do tej pory w weekendy Internet nie przeszkadzał mi nacieszyć się rodziną. A jednak bez niego odpoczęłam pełniej, przewietrzyłam głowę. A po tym, jak odcięłam się od tematów wałkowanych z sieci, mam mnóstwo nowych pomysłów. I mam ochotę pisać, pisać, pisać, robić zdjęcia i pracować nad blogiem z nowym entuzjazmem, zaangażowaniem i frajdą.
Jak wyglądał nasz weekend? To była wspaniała, deszczowa sobota, którą spędziliśmy we trójkę. Załatwialiśmy drobne sprawunki, a przy okazji zaliczyliśmy rodzinny spacer. W taką paskudną pogodę plac zabaw świecił pustkami, a mimo to Synek wrócił przemoczony i przeszczęśliwy.
W słoneczną niedzielę dodatkowo zaprosiliśmy Dziadków. Poszliśmy na lody, spacer po ogrodzie botanicznym i na obiad. Tak naprawdę nie robiliśmy nic szczególnego: byliśmy razem, pichciliśmy pyszne jedzenie, testowaliśmy nowy, fikuśny obiektyw, który nie wymaga stosowania żadnych dodatkowych filtrów do fotek i ich czasochłonnej obróbki. No i zamiast scrollować aktualności z sieci, do 3 w nocy czytałam pod kocem szwedzki kryminał 🙂
Przez dwie doby nie sprawdziłam co słychać w blogosferze, na Facebooku, Instagramie, ani we wszystkich innych miejscach, do których zaglądam codziennie. Jestem zaskoczona, jak ogromna to różnica. Bez tych wszystkich bodźców z sieci odpoczęłam po prostu PEŁNIEJ. Serio, bez całego tego natłoku informacji, coś przedziwnego dzieje się z mózgiem 😉 I to bez względu na to, czy te informacje są ważne i wartościowe czy też miałkie i czysto rozrywkowe. Spróbujcie!
Pełna entuzjazmu skaczę na głęboką wodę i od dziś zarządzam w naszym domu każdy weekend offline!
Może będzie się to trochę kłócić z blogowaniem – planowałam dwa wpisy w tygodniu i jeden w weekend i jak dotąd udało mi się utrzymać ten rytm. Trudno, dam radę: zorganizuję się, przygotuję weekendowy wpis w ciągu tygodnia i ustawię jego automatyczną publikację, a na komentarze odpowiem w poniedziałek rano. Postanowione! Być może będziecie tęsknić (ja na pewno!), ale wszystko nadrobimy w poniedziałek 🙂 Zresztą może Wy też macie ochotę wylogować się na weekend i zamiast scrollowania fejsa, porobić coś fajnego?
Byłabym zapomniała: jedną z naszych licznych rozrywek
było robienie głupich min w lodziarni 🙂
15 komentarz
Detoks od Internetu jest szczególnie przydatny do napełnienia się nowymi pomysłami i przemyśleniami. Czasem, gdy się zdystansujemy, to dużo łatwiej jest ogarnąć nam jakiś temat. Natomiast w kwestii dzieciaków i Internetu, staję się coraz większą przeciwniczką po tym jak nastolatki głupieją od Facebooka, Snapchata czy Instagramu. Piękne zdjęcia 😉
Weekendy zazwyczaj spędzam offline, bo w sobotę często trzeba np. a tu popracować w ogródku, a tu się z kimś spotkać, a w niedzielę zazwyczaj jadę do rodziców na obiad. Myślę, że to zdrowe i daje mi odpocząć od „bycia ciągle na bieżąco”. A z Facebooka na komórce w ogóle nie korzystam, bo czuję, że niezmiernie by mnie to męczyło. I potwierdzam, że mało co drażni tak, jak znajomi z nosem w telefonie 😉
My też się czasem odcinamy. A weź potem nadrób zaległości! 😉
Dla mnie weekend zawsze jest offline. Od piątku po południu do niedzieli wieczór. To taki mój odpoczynek i czas na życie tu i teraz. Czuję, że bardzo tego potrzebuję, bo jak we wszystkim najważniejsza jest równowaga.
Też lubię się tak czasami zdetoksowac, jestem ciekawa czy faktycznie uda Ci się każdy weekend spędzać offline. Powodzenia! <|:^)
Dzięki! Największym wyzwaniem będzie na pewno weekendowy „detoks” od bloga 😉
Ostatnie dwa weekendy, może nie całe, ale w dużej części miałam offline. A mój rekord to jakieś dwa tygodnie, kiedy byłam na urlopie w Pl, wtedy tylko fejsik na dobranoc i nic poza tym. Ale ucierpiał na tym mój blog wtedy, ojj było odgruzowywanie zgliszczy 😉
Haha, z tymi blogami, to tylko ból d…, co? 😉 Ale wiadomo, na urlopie szkoda czasu na internety!
Co racja to racja. Dlatego u mnie zawsze mało urlopowo na bogu i fb, ponieważ wolę czerpać przyjemność z jego przeżywania. Fani mogą poczekać 😀
Po pierwsze fotki są urocze, cudnie wyglądacie Kochani 🙂 Po drugie uwielbiam takie resety. Co prawda ostatnio zarzuciłam sobie reżim nie tylko z dietą, ale również blogiem – natomiast traktuję to trochę jak poukładanie siebie – jako były sportowiec uwielbiam mieć natłok „obowiązków” bo to powoduje, ze paradoksalnie mam więcej czasu – nie tracę go właśnie na pierdoły w sieci. P.S Uwielbiam patrzeć na kobiety w ciąży, są urocze.
Mnie się zwykle zdarzają niedziele unpluged nie i tylko offline. Komputer/laptop/telefon leżą i czekają wówczas do poniedziałku. Masz rację, można odpocząć wówczas pełniej.
Zgadzam się- detoks jest potrzebny i raz na jakiś czas każdy z nas powinien go sobie aplikować.
ps. Śliczne zdjęcia 🙂
Weekend offline to wg mnie bardzo trafiony pomysł:) Sama tak robię, jeśli tylko dany weekend mi na to pozwala. Kiedyś ludzie żyli bez Internetu i czasem mam wrażenie, że byli szczęśliwsi. Nie było hejtu, nie było porównywania się do innych, nie było fałszowania swojej rzeczywistości. Te czasy już nie wrócą, ale zawsze możemy wrócić do nich my – chociażby od czasu do czasu;)
Oj tak! W dzisiejszych czasach detoks od internetu i natłoku informacji jest jak najbardziej wskazany. Jest to bardzo korzystne szczególnie dla dzieci, które wtedy nie muszą walczyć o uwagę z tabletem, smartfonem i innym tabletem 🙂
Też tak chcę. Jestem osobą, która się bardzo angażuje w to co robi. Niedawno zaczęłam pisać bloga i się zastanawiam czy to ma sens, bo mimo że sprawia to radość to też jest dla mnie ciężarem… To sprawdzanie wszystkiego jest trochę męczące. Może właśnie weekend offline to jest to.