Ola nosiła okulary.
Kasia była najwyższa w klasie.
Monika chciała zostać chemikiem.
Karolina uwielbiała grać w kosza.
Iza miała brata i wolała trzymać się z chłopcami.
Marta nosiła skarpetki do sandałów.
Ania za duże ubrania po starszej siostrze.
A Magda jako ostatnia w klasie zaczęła miesiączkować.
Każda czuła się inna. Każda czuła się gorsza. Wstydziła się z powodu spraw, które wydają się błahostkami. Całe lata zajęło im rozprawianie się z kompleksami. A niektórym niestety do dziś się to nie udało.
Każda usłyszała na swój temat jakąś przykrą plotkę. A Monika, Karolina i Iza usłyszały dodatkowo, że nie zachowują się jak „prawdziwe dziewczynki”. Założę się, że odnalazłaś w nich cząstkę siebie. A teraz wyobraź sobie, że jedna z nich to Twoja córka. Nie chciałabyś dla niej takiej przyszłości, prawda?
Zdaje się, że my – dziewczynki i kobiety – tak już mamy zakodowane w głowach, że „inna” znaczy „gorsza”. Nie twierdzę, że powinna czuć się „lepsza”. Ale dlaczego nie „normalna”?
W idealnym świecie dziewczynki mogą bawić się czym chcą. Nikt nie podsuwa im pod nos listy spraw, które są „nie dla dziewczyn”. W idealnym świecie dziewczynki mogą rozwijać swoje pasje i nikt nie podcina im skrzydeł. Wymiatać w przedmiotach ścisłych, jeździć na deskorolce (to moje marzenie od zawsze!), grać w kosza i hokeja. Świat stoi przed nimi otworem.
I nie chodzi wcale o hurraoptymistyczne: „Możesz wszystko, dziewczyno! Świat należy do ciebie! Sukces jest na wyciągnięcie ręki!”
Raczej o podejście typu: „Możesz WSZYSTKIEGO SPRÓBOWAĆ i wcale nie musisz odnieść sukcesu.” Ponieważ porażki też mogą być kształcące. Ponieważ dziewczynka wcale nie musi być we wszystkim pierwsza i najlepsza.
Fajnie jest osiągać cele i spełniać marzenia, ale najwięcej uczymy się gdzieś PO DRODZE – i to ten etap jest najcenniejszy. Zresztą ja tam nigdy nie doceniałam tego, co przyszło mi łatwo 😉
Fot. freestocks.org (CCO)
Nawet nie wiecie, jak cieszę się, że właśnie powstał dwumiesięcznik „Kosmos” – przełomowe czasopismo dla dziewczynek w wieku 7-11 lat. Jak piszą jego twórczynie: „dla wszystkich dziewczyn i całej reszty świata. Mądry, piękny, zabawny, dobry i odważny jak jego Czytelniczki.”
Ronja córka zbójnika popiera tę inicjatywę całym sercem! 🙂
„Kosmos” również chce pokazać świat, w którym dziewczynki mogą być sobą i nie muszą za wszelką cenę walczyć o pierwsze miejsce. Czasopismo pomoże dziewczynkom rozwijać się w zgodzie ze sobą, swoimi zainteresowaniami i potrzebami. Będzie walczyć ze stereotypami na temat mocnych stron dziewczynek. Wzmacniać ich poczucie własnej wartości, uodporniać na dyskryminację i pokazywać różnorodność świata. Zdefiniuje „dziewczyńskość” tak, aby mogła pomieścić wiele różnorodnych modeli ♥
Jako mama syna i córki zdaję sobie również sprawę, jak istotna jest edukacja chłopców. Bo co z tego, że wychowamy pokolenie pewnych siebie, dowartościowanych kobiet, skoro chłopcy (a wkrótce mężczyźni) z tego pokolenia nadal będą tkwili w starych koleinach? Dlatego jeśli jesteście rodzicami chłopców, czasopismo „Kosmos” i książki Astrid Lindgren również są dla Was! Pomyślcie o swoich synowych i wnuczkach 🙂
Dzisiejszy tytuł jest dość przekorny, bo tak naprawdę każda dziewczynka jest „inna” 🙂 Nie ma jednego wzorca idealnej dziewczynki. Moja córka Irenka też będzie „trochę inna” od reszty świata. I bardzo zależy mi, żeby nie czuła się gorsza z tego powodu. Żeby wiedziała, że każda z nas jest „trochę inna” i to jest super!
Nie podoba mi się hasło „grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne idą tam, gdzie chcą”. Po pierwsze sugeruje, że istnieje wzorzec „grzecznej, idealnej dziewczynki”. Tak na marginesie: jeśli jesteście rodzicami najlepiej wyrzucić ze słownika słowo „grzeczny” – kiedyś napiszę o tym więcej. A po drugie wspomniane hasło – pomimo, że z założenia motywujące i wspierające – sugeruje również, że życie dziewczynki to nieustająca walka i bunt, bez miejsca na spokój i normalność.
A przecież to, że dziewczynki „idą tam, gdzie chcą” powinno być najbardziej naturalną sytuacją na świecie!
Dlatego tak lubię przygody Ronji i Pippi – historie, w których dziewczynki nie mają żadnych ograniczeń wynikających z ich płci. Po co utrwalać w małych głowach (dziewczynek i chłopców!), że świat jest niesprawiedliwy, a dziewczynki czeka walka z opresjami?
Co istotne, bohaterki nadal mogą też gotować i szyć – nie dlatego, że to kobiece zajęcia, ale dlatego, że to jest fajne! Nie zgadzamy się na emancypację bez gotowania i szycia 😉
Pokuszę się o jeszcze jeden – tym razem negatywny – przykład z literatury dziecięcej. Bardzo lubię czytać dzieciom wiersze Juliana Tuwima. Lubię je za rytm, za humor i językowy kunszt. Ale jest jeden fragment „Zosi Samosi”, który chętnie bym ocenzurowała:
Bo ja sama wszystko wiem
I śniadanie sama zjem,
I samochód sama zrobię,
I z wszystkim poradzę sobie!
Kto by się tam uczył, pytał,
Dowiadywał się i czytał,
Kto by sobie głowę łamał,
Kiedy mogę sama, sama!
– Toś ty taka mądra dama?
A kto głupi jest?
– Ja sama!
W zamyśle ten niewinny wierszyk ma nauczyć dzieci skromności i pokory – to nadal bardzo pożądane cechy, zwłaszcza u dziewczynek. Może Zosia nie lubi szkoły i świetnie odnalazłaby się w jednej z alternatywnych metod edukacji? Bo może i Zosia jest trochę przemądrzała. Jednak mam wrażenie, że takie podejście rodziców i nauczycieli do pewnych siebie, samodzielnych dziewczynek, może niejednej z nich podciąć skrzydła. A może się czepiam? 😉 Jak myślicie?
Dajcie znać w komentarzu czy uważacie, że inicjatywy takie jak czasopismo „Kosmos” są potrzebne?
A pozytywne przykłady, takie jak Pippi i Ronja?
Jak wychowujecie córki, aby wiedziały, że mogą rozwijać swoje pasje niezależnie od płci?
Czy rozmawiacie na ten temat z synami?
Trzymajcie się!
Spodobało Ci się?
Będzie mi miło, jeśli polubisz lub udostępnisz ten tekst:
…albo zostawisz komentarz poniżej ↓
Dziękuję! 🙂
Chcesz być na bieżąco?
Polub blog na Facebooku:
Fot. tytułowa – freestocks.org (CCO)
3 komentarzy
Pamietam, kiedy pani w bibliotece, zagaila konspiracyjnym szeptem: „Odlozylam cos dla Ciebie. To ksiazka dla dziewczynek.” „Dla dziewczynek? -zapytalo moje kilkuletnie ja – „Nie, dziekuje, nie chce.” Chodzilo o „Anie z Zielonego Wzgorza” i oczywiscie, potem przeczytalam ta ksiazke jak i cala serie, najbardziej jednak lubiac Rile, ta ze Zlotego Brzegu. Ania byla dla mnie za lagodna. A moja reakcja w bibliotece wynikala stad, ze nie identyfikowalam sie z postaciami dziewczynek – juz predzej bylam Paragonem, Tomkiem w roznych krainach, Mikolajkiem, Chlopakiem na opak, towarzyszylam Panu Samochodzikowi i wielu innym bohaterom Ozogowskiej, Bahdaja, Niziziurskiego, Nienackiego czy Coorwooda. A przeciez bylam dziewczynka, w dziecinstwie najchetniej chodzilabym w sukience caly czas, niestety nie bylo mi to dane, plakalam, gdy po scieciu wlosow sasiadki zartobliwie komplementowaly „Takiego ladnego chlopca”. Bylam swietna z matmy i przedmiotow scislych, choc strasznie kiepska na wfie. Mysle, ze teraz dziewczynki maja troche wiecej bohaterow do identyfikacji, wiele niepokornych, madrych dziewczynek. Ale to trzeba wspierac. Moja corka dostala samochodziki i klocki, synek mial krotka faze zabierania lalek dzidziusiow na spacer, lubi wycinac, kleic, malowac (choc efekty nie nadaja sie raczej na zaden wernisaz), maz tez gotuje i sprzata, oboje pracujemy. Wprawdzie czasem napominam teraz juz dziewieciolatke, by zachowywala sie czasem tak a nie inaczej, ale wynika to tez z tego, ze ogolnie chcialabym, zeby dzieci okazywaly odrobine oglady, przynajmniej poza domem. 😉 Kiedy bede w Polsce, kupie to pisemko i przetestuje na starszej, ktora miesci sie akurat w tym przedziale wiekowym.
Co do szufladkowania i stereotypów, niektóre sprawiają, że mi się nóż w kieszeni otwiera z głupoty ludzkiej.
Nie czepiasz się! Zgadzam się całkowicie! Sama napisałam kiedyś tekst, który był wyrazem mojej frustracji – https://sasanki.wordpress.com/2017/03/11/jak-niewychowac-corke/ Mam dwie siostry i każda z nas musiała zmierzyć się z kompleksami wywołanymi przez to, że nie przystajemy do jakiegoś szablonu. Starsza lubiła dinozaury i wspinanie się po drzewach z chłopakami, ja bywałam bezczelna i lubiłam piłkę nożną a młodsza była uparta, żywiołowa, sama nauczyła się czytać w wieku czterech lat i lubiła matmę. Z perspektywy czasu widzę, że każdej z nas szkoła podcinała skrzydła… Dlatego potrzeba nie tylko świadomych problemu rodziców, ale też zmiany mentalności nauczycieli.