Jak wiele prywatności możemy dać naszym dzieciom? Na ile pozwoli nam nasze zaufanie i odwaga? Tajemnice dziecka to trudny temat. Słyszałaś o zasadzie „ufam, ale kontroluję”? Czy jest ona słuszna? Czy potrafisz powstrzymać się przed zajrzeniem do „szuflady tajemnic” Twojego dziecka?
O co chodzi z tytułową „szufladą tajemnic”? Do dzisiejszego wpisu zainspirował mnie… skandynawski kryminał. Jakiś czas temu słuchałam audiobooka „Trzeci klucz” Jo Nesbø. Oto jak główny bohater serii, komisarz Harry Hole, wspominał swoje dzieciństwo:
Niewiele się odzywała, ale zorientował się, że z przyjemnością słucha opowieści o jego pokoju. (…) I o tej szufladzie komody, co do której ustalili z matką, że będzie należała tylko do niego, a ona nigdy tam nie zajrzy.
– Chowałem tam karty z piłkarzami – opowiadał Harry. – Autograf Toina Lunda i list od Solvi, dziewczynki, którą poznałem na wakacjach w Andalsnes. A później pierwszą paczkę papierosów. No i paczkę z kondomami. Leżała nieotwarta, aż skończył się termin ważności.
Jo Nesbø „Trzeci klucz”
Wyobraź to sobie: ustalasz z dzieckiem, że jedna z szuflad w dziecięcym pokoju jest jego i tylko jego. To jego „szuflada tajemnic”. Żadne z Was, rodziców, nigdy tam nie zajrzy. Złożyliście dziecku taką obietnicę. Dopóki dziecko jest małe, łatwo jej dotrzymać. Czasem kusi Cię, żeby tam zajrzeć, ale domyślasz się, co leży w tej szufladzie: brylanty z plastiku, szyszki, cukierki i laurka szykowana starannie, w ukryciu na Dzień Matki.
Kiedy Twoje dziecko pójdzie do szkoły, być może kiedyś poczujesz w jego pokoju niezidentyfikowany smrodek. Wtedy możesz delikatnie wypytać, czy źródłem tego fetorku nie jest przypadkiem zawartość szuflady. Nadal jej nie otwierasz, dziecko samo robi tam porządki. I tak w koszu na śmieci znajdujesz zapomnianą kanapkę z mielonką lub zgniłą gruszkę.
Jednak kiedy dziecko stanie się nastolatkiem i zacznie mieć swoje tajemnice – z punktu widzenia rodzica coraz poważniejsze i bardziej niepokojące. Czy nie będzie Cię kusiło, aby zajrzeć do tej szuflady? Aby pod nieobecność nastolatka przekopać jego pokój wzdłuż i wszerz?
„Ufam, ale kontroluję”
Mnóstwo rodziców hołduje dziś tej zasadzie. Sprawdzają dzieciom kieszenie ubrań, podsłuchują ich rozmowy, czytają smsy w ich telefonach oraz historię wyszukiwania w komputerach. To zachowania świadczące o podejrzliwości i braku zaufania.
Jak zareaguje nastolatek, gdy przypadkiem dowie się o takiej formie utajnionej kontroli? Różnie. W najgorszym przypadku uzna to za brak szacunku i pogwałcenie jego prywatności. I będzie miał rację, bo zasada „ufam, ale kontroluję” dopuszcza takie zachowania rodziców, których sami – jako dorośli – nie chcielibyśmy doświadczyć od naszych partnerów.
Skąd bierze się w nas taka potrzeba kontroli?
Czy rzeczywiście z troski? Czy przypadkiem nie z hipokryzji i wspomnień o naszej szalonej młodości? 😉
Fakt, we współczesnym świecie na nasze dzieci czyha mnóstwo zagrożeń. Tylko czy faktycznie chcemy odebrać dzieciom prawo do prywatności, do eksperymentów, popełniania młodzieńczych głupot i nauki na własnych błędach?
Co nami kieruje?
Rodzice chcą w ten sposób asekurować dziecko, wyłapać ewentualne problemy jak najwcześniej i odpowiednio zareagować. Tak się tłumaczą, tak uzasadniają swoje postępowanie. Jednak mam wrażenie, może nieco pesymistyczne, że jeśli dziecko naprawdę będzie chciało coś przed nami ukryć, to i tak to zrobi. A my możemy stawać na głowie, śledzić, grzebać, podsłuchiwać i rewidować, a i tak nie poznamy jego tajemnicy.
Dlatego o wiele lepszym sposobem niż rewizja i szperanie w rzeczach dziecka (bardziej skutecznym, a zarazem bardziej etycznym), jest moim zdaniem budowanie takiej relacji, w której dziecko ma odwagę opowiadać nam o wszystkim – zarówno o sprawach pozytywnych, jak i negatywnych.
Budowanie relacji opartej na zaufaniu
Zbudowanie takiej więzi to trudna sztuka. A jej utrzymanie, kiedy dziecko wejdzie w wiek nastoletni, to już prawdziwy wyczyn. Dlaczego?
Po pierwsze: przez wszystkie te lata musimy powstrzymać się od oceniania.
Po drugie: musimy słuchać, bardzo uważnie, dać się wygadać. Bez przerywania i wspomnianego oceniania.
I po trzecie: nie narażać na szwank zaufania, którym dziecko nas obdarzyło. Czyli – mówiąc metaforycznie – nie grzebać w szufladzie 🙂
Zasadę „ufam, ale kontroluję” lepiej zastąpić zasadą „zachowuj się wobec dziecka tak, jakbyś chciał by zachowywano się wobec Ciebie”.
…Tylko ta szuflada – jak tu do niej nie zajrzeć? 😉
Co sądzicie o postawie rodziców „ufam, ale kontroluję”? Każdy z nas ma prawo do prywatności i powinniśmy to prawo szanować. Czy rodzicielska troska (lub ciekawość) to wystarczający powód złamania tych zasad? Mielibyście problem, aby dać dziecku taki kawałek pełnej prywatności? Czy jednak będzie Was kusić, aby otworzyć szufladę? 😉 Czy warto ryzykować utratę zaufania, którym darzą nas dzieci?
Trzymajcie się!
.
.
Za udostępnienie zdjęcia tytułowego dziękuję Kasi z Piątego pokoju. Koniecznie zajrzyjcie na jej blog – znajdziecie tam o wiele więcej równie pięknych rzeczy!
8 komentarz
Ciekawy artykuł 🙂 mam roczne dziecko, więc na tajemnice mojego dziecka przyjdzie czas, ale myślę, że stworzyłabym taka szufladę tajemnic. Glowny powód to taki: w mojej rodzinie nie było nigdy takiego zaufania, moja mama, zamiast ze mną rozmawiać zawsze czytała moje wiadomości prywatne.. Ja o tym wiedziałam i ona też widziała, że ja wiem.. I nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Przeszkadzało mi to, więc tylko uskutecznialam techniki zabezpieczenia. A z pewnością, mogłabym o tym wszystkim z nią porozmawiać, gdybyśmy tylko umiały ze sobą rozmawiać.
Moje dzieci też jeszcze są za małe, więc tak sobie tylko teoretyzuję 😉
To przykre, że ludzie teoretycznie sobie najbliżsi często nie potrafią się ze sobą szczerze komunikować. Ale tak już chyba jest/było w pokoleniu naszych rodziców. W dużej mierze pewnie wynikało to z blizn, które z kolei oni zebrali od swoich rodziców.
Hm… Moje starsze dostaje whatsappy na moja komorke. Nigdy ich nie odbieram, choc jak otwieram wymieniony program i czasem widze poczatek wiadomosci i jest to kolejny „lancuszek szczescia” to lekko mnie trafia, dziewczynki lubuja sie w przesylaniu takich „glupot”, ale to przeciez na razie niewinne jest. Nie zagladam do tornistra, sniadaniowke dziecko samo wyciaga, przy okazji ferii dokonujemy ogledzin, wiec poza chusteczkami sa tam i kasztany, zagubiona rekawiczka, prace ze swietlicy etc. Na razie nic wybuchowego nie bylo, ale co bedzie potem? Z wiezia zgadzam sie – wiek nastoletni to za pozno, tu juz zberamy pierwsze plony naszych wysilkow. Tlumacze corce i prosze ja zawsze, by nie bala sie „kary” (tak naprawde nie karzemy, tylko ja czasem gderam), gdy stanie sie cos zlego, by tego nie pogorszyc. Kiedys upuscila malenkiego brata. Wziela go mimo zakazu, w dobrej woli, ale jej upadl. Przybieglam na krzyk jego, lezal juz jak poprzednio a ona na poczatku sie nie przyznala. Bratu ic sie nie stalo, na szczescie, a ona potem rozplakala sie sama (nie dociekalam wiecej co i jak), ze tak sie o niego boi i wszystko sama opowiedziala. Mam nadzieje, ze i potem tez tak bedzie. Moi rodzice tez wielu rzeczy o mnie nie wiedzieli i wyroslam „na ludzi”. Ale oczywiscie lek o wlasne tez we mnie jest.
Trudne to wszystko. Mój największy rodzicielski lęk to chyba właśnie o to, że będzie działo się coś złego, a dzieci będą bały się mi o tym powiedzieć. Przyczyny mogę być różne: ze strachu albo aby mnie nie martwić, ale i tak wolałabym, żeby mówiły mi o wszystkim.
Tak, albo poniewaz beda zmuszone obiecac komus, ze dochowaja tajemnicy, kryjac tym samym cos niedobrego. Wezmy lzejszy przyklad – kolege wagarowicza. I jak wytlumaczyc dziecku, gdzie koncza sie granice przyjacielskiej lojalnosci? Licze tylko na to, ze jesli zbudujemy dobra wiez, dzieci do nas przyjda. I ze my w pore wyczujemy, gdyby cos szlo w niepozadanym kierunku. Bo tak jak piszesz – kazda kontrole mozna obejsc, dzieci sprytne sa.
Bardzo inspirujący tekst! Dziękuję! Póki co szkrab za mały na własną szufladę, ale na pewno taką stworzę. Własna przestrzeń jest potrzebna każdemu, a ta troszkę przysłowiowa szuflada może być początkiem ogromnej przyjaźni z dzieckiem.
Dzięki za komentarz. A taka szuflada na pewno pomaga w budowaniu zaufania 🙂
Zdecydowanie warto stosować zasadę ufam, ale kontroluję jednak czasami może być trudno zachować równowagę między tymi dwoma kwestiami. Niemniej mnie mama nauczyła czegoś takiego, mawiała,że woli usłyszeć ode mnie najgorszą prawdę niż najsłodsze kłamstwo – dlatego przychodziłam do niej ze wszystkim i wiedziałam, że czego bym nie zrobiła znajdę zawsze zrozumienie 🙂