O pożytkach płynących z zabawy w deszczu, kałużach i błocie.
Pędzą i… skaczą! Błoto i deszczówka z kałuż rozbryzgują się na wszystkie strony. W powietrzu unosi się mżawka i ich radosne piski.
Ale plucha cha, cha
Plucha cha, cha.
Ale dmucha cha, cha
Dmucha cha, cha.
Niech tam leje, niech tam wieje,
Ja się bawię, ja się śmieję!
Jesień, Jesień, Jesieniucha
słowa: Zofia Holska-Albekier
muzyka: Adam Markiewicz
Ta piosenka z „Domowego Przedszkola” to życiowe motto Romka i Irki! 😆
Nie od dziś wiadomo, że ruch na świeżym powietrzu wpływa korzystnie na odporność dzieci. I to nie tylko wtedy, gdy pogoda jest „ładna”. Jesienią zabawa w kaloszach i nieprzemakalnym wdzianku to czysta frajda! A jeśli głębiej się zastanowić, taka zabawa niesie mnóstwo korzyści dla rozwoju dziecka:
1) Integracja sensoryczna
Spacer podczas niepogody jest po prostu… inny. Zabawy na łonie przyrody dostarczają układowi nerwowemu dziecka bodźce niezbędne do prawidłowego rozwoju. Wilgotne powietrze, wiatr, kropelki na buzi i małych rączkach – to dla dziecka nowe, ważne doznania. Zazwyczaj dzieci wcale nie odczuwają ich jako „nieprzyjemne”, w przeciwieństwie do nas – ciepłolubnych, wygodnych i troszkę leniwych dorosłych 😉 Ja sama jestem typem „kanapowca” i jeszcze kilka lat temu najchętniej przesiedziałabym całą jesień w kokonie z koca, za grubym murem z książek, ale najpierw nasz pies, a potem dzieci skutecznie wybiły mi to z głowy!
2) Rozwój motoryczny
Niezależnie od pogody, ruch na świeżym powietrzu doskonale wpływa na rozwój tzw. dużej motoryki dziecka, zapobiegając wadom postawy oraz otyłości. Ponadto zabawy w piasku, błocie, liściach, wspinanie się, zbieranie przeróżnych „skarbów” na podwórku, w parku i w lesie, to nie tylko poznawanie świata, ale też rewelacyjny trening dla dziecięcych dłoni, a więc tzw. małej motoryki i koordynacji ręka-oko.
3) Nauka samodzielności
Zbyt często staramy się decydować w imieniu dziecka, czy jest mu za ciepło, czy za zimno. Tymczasem ono może mieć nieco inny zakres tolerancji temperatur niż dorosły. Poza tym jest przecież w ciągłym ruchu!
Nie ma innego sposobu, aby nauczyć dziecko rozpoznawać swoje potrzeby, jak pozwolić mu je poczuć „na własnej skórze”. Aby lepiej poznać swoje ciało, dziecko musi czasem trochę zmoknąć, zmarznąć lub się zgrzać. Warto uczyć dzieci, aby ubierały się lub rozbierały stosownie do sytuacji, pogody, ale też stosownie do swoich potrzeb.
Zobacz też: >> Na złość mamie odmrożę sobie uszy!
Niektórych rodziców niepokoi też kwestia czystości. Nie ma obaw, z powodu zabawy w kałuży dziecko nie stanie się „niechlujne”! 😉 Gdy dzieci są ubłocone lub przemoczone, uczą się, że należy się przebrać w czyste i suche ubranie. Proste. Jeśli przy okazji nauczymy dziecko, aby wrzuciło do pralki lub rozwiesiło do wyschnięcia brudne lub mokre ubranie – tym lepiej. To lekcja życia i samodzielności praktykowana między innymi w przedszkolach Montessori:
Zobacz też: >> Jak dzieci z Bullerbyn
4) Kreatywność
Nic tak nie pobudza dziecięcej wyobraźni, jak swobodna zabawa na świeżym powietrzu.
A grzebanie patykiem w błocie też może być sztuką! 😆
Od czasu do czasu proponuję dzieciom wypad do muzeum, kina, teatru, na koncert albo na jakieś fajne warsztaty. Irka jeszcze nie wypowiada się na ten temat, natomiast Romek od wszelkich mniej lub bardziej kulturalnych atrakcji woli… sport. Ma ogromną potrzebę ruchu i jeśli dać mu wybór, na bank wybierze rower, basen lub po prostu zwykły spacer.
5) Odporność
Najważniejsze zostawiłam na koniec 🙂 Zabawa na podwórku podczas „złej” pogody fantastycznie wpływa na zdrowy i silny układ odpornościowy dziecka. Znalazłam ciekawe wyjaśnienie procesu, jakim jest hartowanie organizmu (źródło):
Hartowanie organizmu to proces podobny do procesu hartowania stali, polegającego na gwałtownym ochłodzeniu rozgrzanego do białości metalu. Krótkotrwałe ochłodzenie ciała również zwiększa jego wytrzymałość i pobudza układ odpornościowy do działania. Codzienne hartowanie sprawia, że organizm uczy się szybko reagować na zmieniające się warunki środowiska, m.in. temperaturę i obecność drobnoustrojów. Takie wyćwiczenie układu odpornościowego lekarze nazywają podwyższoną odpornością ogólną.
Pediatrzy zresztą potwierdzają, że większość chorób współczesnych dzieci, bierze się z przegrzania, a nie wychłodzenia. Ponadto ruch, kontakt z naturą i drobnoustrojami, sprzyja rozwojowi zdrowej mikroflory człowieka, a więc budowaniu silnego układu immunologicznego. Wychowanie w sterylnych warunkach może przynieść więcej szkody niż pożytku.
>> Zobacz też: A niech się brudzą!
Jak Mąż hartuje nasze dzieci?
Kiedy urodził się Romek, ustaliliśmy, że to Mąż zajmie się jego hartowaniem. Kilka lat później dołączyła do niego Irka i również została poddana tym rytuałom. Mąż oczywiście robi to po swojemu – tak jak on sam był w dzieciństwie hartowany.
Efekt jest taki, że nasze dzieci do dziś myją się w chłodnej wodzie, są wyjątkowo zimnolubne i faktycznie bardzo odporne na choroby. A jeśli już coś złapią, to przechodzą choroby bardzo lekko, bez gorączki, z uśmiechem na ustach. Staję wtedy na rzęsach, żeby jakoś zagospodarować im czas i przy okazji nie zwariować, bo energia rozpiera je tak jak zwykle 🙂 Romek ma obecnie lat 5 i pół i tylko raz musiał przyjmować antybiotyk (szkarlatyna), Irka ani razu. Mam więc dwa żywe dowody na to, że hartowanie dzieci naprawdę ma sens.
Dzisiejszy wpis stanowi moje zgłoszenie do wyzwania Reima Kidventure #millionhoursofjoy.
Więcej o zasadach uczestnictwa w wyzwaniu Reima Kiedventure pisałam w Echu wrześniowym, tutaj znajdziecie regulamin i formularz zgłoszeniowy. Pamiętacie, co jest nagrodą główną? Tygodniowa wycieczka dla 4-osobowej rodziny do Finlandii.
Zgłoście się koniecznie! Macie czas do końca grudnia. Zorganizowano osobny konkurs dla Czytelników i osobny dla blogerów, więc nie stanowimy dla siebie konkurencji 🙂 Będę skakać pod sufit, kiedy główną nagrodę wygra Czytelniczka Ronji! No i będzie przemiło, jeśli w marcu 2018 uda nam się spotkać w magicznej Laponii ♥
Zgłoszenia można wysyłać wielokrotnie, aby zwiększyć szansę na wygraną. Celem wyzwania jest zachęcenie dzieci do ruchu i uzbieranie miliona godzin ich aktywności w 15 krajach biorących udział w wyzwaniu. Jednak, co istotne, nie wygrywa dziecko, które uzbiera najwięcej godzin, bo Jury będzie wybierać najciekawsze odpowiedzi i zdjęcia.
Trzymam za Was kciuki, a Wy trzymajcie za nas! 😀
A latem bawimy się tak:
14 komentarz
My też spacerujemy mimo niepogody,ale mimo spodni na deszcz i kaloszy Synek wraca cały mokry! Poproszę o namiar ubrania i butów ze zdjęć!
My mamy komplety przeciwdeszczowe Reima. Można kupić je jako zestaw (model Reima Tihku) albo osobno kurtkę i spodnie. Warto też mieć wysokie kalosze: Romek ma kalosze do kolan i nic nie przecieka, a Irka takie do 1/3 łydki i czasem dół nogawek ma mokry.
Planuję jeszcze dokupić rękawice przeciwdeszczowe Reimy, bo czasem jak dzieciaki długo grzebią w kałużach, to rękawy też mają mokre, a dłonie zmarznięte.
Jak gdzie jest rozdział na Czytelników i blogerów, bo chyba coś pominęłam? 🙂
Fajne te Wasze chlupanki 🙂 I ten smoczek 😀 😉 😀
Haha, dojrzałaś smoczek w kałuży, brawo! 😀
O konkursie napiszę Ci na priv.
A jakże 🙂 Boską ma Irka minkę 😀
Czekam na info, dziękuję 🙂 :*
Świetna zabawa! Podobne ubrania powinnam sprawić chyba również sobie bo zawsze jakoś rykoszetem mi się dostanie podczas takich zabaw 😉 Trzymam kciuki!
Mnie też się marzy taki komplecik w rozmiarze dla dorosłych! 😀
hahahahaha dobre! moje szaleją ale wasze szaleństwa- mistrzostwo! jasne , że trzymamy kciuki za was ! 😀
Super zabawa. Moje dzieci uwielbiają takie deszczowo kałużowe klimaty ?
Renia no powiem CI, że jesteś twarda matka. Kurde, chyba powinnam się nad sobą zastanowić. Bo ja to taka trzęsidupa jestem 🙂 Jakbym Maję leżącą w kałuży zobaczyła, chyba bym się wściekła 😛 ale widać, że macie też mega profesjonalne wdzianka! Rewelacja! Nic nie ma prawa się przemoczyć. Nawet nie widziałam czegoś takiego w sprzedaży. A zdjęcia pierwsza klasa. Rewelacja! Gratuluję podejścia. Nie mam odwagi – ale to pewnie też przez moje wychowanie 🙁
Moja córka też uwielbia takie zabawy i nauczyła mnie cieszyć się z deszczu 🙂 Nawet kupiłam sobie kalosze! A ostatnie miałam jako mała dziewczynka. Byłam, tak samo jak ty Reniu, ciepłolubna – jesień i zima upływały pod znakiem koca i książki. Ale dzieci zmieniają wiele i tak samo mam naprawdę odporne dziecko, które ciora się po kałużach i mrozie do czasu aż sama stwierdzi, że już je zimno i czas się przebrać w coś ciepłego i suchego 🙂
Powodzenia w konkursie, trzymam kciuki 🙂
Ciuchy to nie mózg – łatwiej wyprać 🙂 Miło popatrzeć na rodziców, którzy nie histeryzują na widok plamki. Ale te kombinezony… jak 'uwaga skażenie biologiczne’ 😀 Bomba! Też chce taki do lasu 😀 Gajowy z daleka mnie zobaczy jak mu się zgubie na grzybach 😉
Reniu, czy możesz napisać coś więcej o hartowaniu dzieci przez męża? Nieprzegrzewanie, aktywność na świeżym powietrzu – to wynika z tego i innych tekstów. Jest coś jeszcze, jakieś czary-mary w stylu Wikinga? 😉 Pozdrawiam ☺
Planuję kiedyś większy post na ten temat, ale jedna z najważniejszych rzeczy to kąpiel w zimnej wodzie. Odkąd urodził się Romek, a potem Irka, Mąż wziął obowiązek ich kąpieli na siebie i zawsze nalewał im chłodną wodę do kąpieli (taką w jakiej on sam się myje), więc dzieci są przyzwyczajone do takiej temperatury. No i teraz muszę uważać, bo woda, którą ja myję ręce i w której się kąpię, jest „gorąca” według pozostałych członków rodziny 😉