Mam dziś tylko chwilę, a koniecznie chcę Wam o czymś opowiedzieć. To krótka, niepozorna historia z 2008 roku, która do dziś nie daje mi spokoju.
Hämeenlinna
Zimę 2008 roku spędzaliśmy u rodziny w Finlandii – to wtedy zakupiliśmy tradycyjne fińskie obrączki i zaręczyliśmy się w zaspie, pod murami zamku Häme. Romantyczna sceneria, nie ma co! 😉
Rodzina Męża mieszka w uroczym miasteczku o nazwie Hämeenlinna. To niewielka miejscowość, licząca około 66 tys. mieszkańców (co istotne w tej historii). Wtedy odwiedziłam to miejsce po raz pierwszy, więc pomimo, że to niewielka mieścina, było jeszcze co zwiedzać.
Pewnego wieczoru zgubiliśmy się gdzieś na drugim końcu miasta. Zazwyczaj ktoś z rodziny Męża mógłby po nas przyjechać, ale tego dnia wszyscy mieli jakieś „zajęcia pozalekcyjne”: baseny, języki i inne manicury 🙂
Hämeenlinna zimą wygląda mniej więcej tak:
O drogę zapytaliśmy dwie starsze kobiety, które plotkowały sobie na rogu ulicy. Okazało się, że od domu dzieli nas kawał drogi (właśnie sprawdziłam – to było około 7 kilometrów), a autobus nie kursuje na tej trasie. Spoko, dopiero zapadał zmierzch. To nic, że mróz szczypał nas w tyłki, byliśmy przecież jędrni, piękni i młodzi!
Mała wielka rzecz
Ruszyliśmy dzielnie, ale już po chwili nie było tak różowo: zrobiło się ciemno, zimno, przemokły nam buty i w ogóle bleee i brrr. Szliśmy już ponad godzinę, kiedy obok nas zatrzymało się auto, a w nim dwie znajome nam kobieciny! ♥
Wyobraźcie to sobie: przez minioną godzinę świadomość tego, jaka droga nas czeka, nie dawała im spokoju, więc postanowiły nas znaleźć i podwieźć na miejsce!
Oczywiście skorzystaliśmy z ich pomocy – byliśmy równie wdzięczni, co zaskoczeni.
Właśnie to niepozorne zdarzenie, wiele mówiące o mentalności tamtejszego społeczeństwa, zapadło w pamięć i urzekło mnie najsilniej ze wszystkich naszych pobytów w Finlandii. Jaram się tym do dziś!
Na pewno rozumiecie – to taka mała wielka rzecz. Jednak wcale nie twierdzę, że Finów cechuje jakaś niespotykana życzliwość. To raczej cecha dość powszechna dla niewielkich społeczności. Takich, które żyją sobie spokojnie w trybie slow. Nie tylko w Finlandii, ale na całym świecie.
Dzień Dobrych Uczynków
Przypomniałam sobie ten incydent, kiedy znajomi z pracy poinformowali mnie, że dzisiejszy dzień (19 maja), to Dzień Dobrych Uczynków.
Jak wiecie dobre uczynki to nie tylko działalność charytatywna przez duże CH, miliony monet i godziny wolontariatu w Fundacji „Wszystko albo nic”.
To również taka „zwyczajna”, ludzka życzliwość na co dzień. Z jednej strony „zwyczajna”, a z drugiej coraz rzadziej spotykana. Zwłaszcza w wielkich miastach, w których ludzie żyją w nieustającym niedoczasie. Wszyscy doskonale znamy te uciekające spojrzenia i ciężką atmosferę przystanku, komunikacji miejskiej czy kolejki na poczcie. Oczywiście można obwiniać ludzką znieczulicę i egoizm, ale to duże uproszczenie.
Dobra, okej, nie każdy odczuwa potrzebę zaczepiania ludzi na ulicy, integrowania się z „obcymi” i krzewienie sąsiedzkiej miłości – jako osoba chorobliwie nieśmiała doskonale to rozumiem. Jednak z drugiej strony ja po prostu czuję się bezpieczniej w środowisku, w którym ludzie nie patrzą na siebie wilkiem i są zdolni do życzliwych gestów.
Być może „slow life” to kolejny modny slogan stworzony przez rozczarowane i zmęczone życiem korposzczury, ale co z tego, skoro idea jest słuszna?
A jak u Was? Macie na koncie takie drobne, pozytywne zdarzenia, dowody życzliwości „obcych ludzi”, które wyjątkowo zapadły Wam w pamięć?
Wpis pochodzi z 19.05.2015 r. z mojego „starego” bloga DzikieZiemniaki.pl
4 komentarzy
Mam wrażenie, że taką życzliwość łatwo można znaleźć w miejscach gdzie przyroda nie jest zbyt przyjazna 🙂
W mniejszych miasteczkach ludzie bardziej się sobie przyglądają, a w dużych miastach wszyscy gdzieś pędzą zajęci jedynie sobą. Spotkaliście w Finlandii na swojej drodze więcej obcych tak życzliwych ludzi? 🙂
mieszkam w Anglii i bardzo często zdarza mi się spotykać z pomocną dłonią. 🙂
Przyjemnie się czytało Twoją opowieść 🙂 Mieliście wielkie szczęście, ze te kobiety się zatrzymały i Wam pomogły 🙂 Jak ja byłam na wycieczce na Kubie, to też spotykałam dużo ludzi chętnych do pomocy.