Kochani, jestem, wróciłam. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie!
W końcu udało mi się wybrać fotki najlepiej oddające ducha mojej wyprawy do Norwegii. Jest ich sporo, więc podzielę je na dwa wpisy: dziś będzie norweska przyroda, a jutro – architektura. Oglądajcie, zapraszam! Do poczytania też jeszcze trochę będzie.
Zdjęcia „przyrodnicze” pochodzą przede wszystkim z gór Dovre, w tym dwóch obszarów chronionych: Parku Narodowego Dovrefjell-Sunndalsfjella i Rezerwatu Fokstumyra.
No dobra, nie widziałam Oslo, nie widziałam fiordów (jak wiecie był to wyjazd służbowy, więc nie mieliśmy żadnego wpływu na program), ale co mi tam – dzięki temu mam pretekst, żeby wybrać się do Norwegii jeszcze raz!
Droga do punktu widokowego Snøhetta
Co mnie zaskoczyło w Norwegii?
Po pierwsze: tam jest naprawdę CZYSTO. Bardzo czysto. Tak czysto, że trudno to sobie wyobrazić, nie doświadczając tego na własnej skórze!
Nocowaliśmy w górach Dovre, oddychaliśmy cudownie rześkim powietrzem, piliśmy wodę z kranu i była to najpyszniejsza kranówa, jaką kiedykolwiek piłam. Siedzę sobie teraz przed kompem i marzę o niej.
Po drugie: oczywiście słyszałam, że Norwegia jest zielona, jednak – podobnie jak z kwestią czystości – nie potrafiłam sobie wyobrazić jak bardzo zalesiony może być ten kraj, dopóki nie zobaczyłam tego na własne oczy.
Uwaga, teraz będą fotki cykane z okna pociągu, ale innych „zielonych” nie posiadam. Jadąc przez zieloną Norwegię widzicie to:
Poznanie norweskiego systemu ochrony przyrody było głównym celem naszej wizyty studyjnej. I nie jest wcale tak, że Norwegowie przykuwają się łańcuchami do każdego drzewa przeznaczonego do ścięcia. Widziałam całe wykarczowane połacie lasów, a Wy na pewno słyszeliście o norweskich drwalach, hm? 🙂 Norwegowie oczywiście wycinają drzewa, ale robią to mądrze – ich gospodarka leśna nie jest rabunkowa. Podobnie jest z ochroną przyrody.
A teraz ciekawostka. Nasza wyprawa miał nieco survivalowy charakter 🙂 Norwegowie to przemili i gościnni ludzie, ale ponieważ sami są bardzo wysportowani, nie spodziewają się wizyty spiętych ciotek, poblokowanych przeróżnymi lękami wysokości, zaburzeniami równowagi i tak dalej.
Co w ich przypadku znaczy „wysportowani”? Super-hiper wysportowani! Zaprawieni w warunkach przez nas postrzeganych jako trudne, surowe, typowe dla północy. Zdaje się, że przysłowiowa krew Wikingów wcale nie jest przereklamowana. Nawet w późnym wieku Norwegowie nie tracą kondycji i nietrudno spotkać Pana Po Siedemdziesiątce, który – tak jak nasz przewodnik – pozostawia całą grupę daleko w tyle, wspinając się i skacząc po górach jak rącza kozica… yyy, ewentualnie: rączy piżmowół.
Dombås – nasz drugi przystanek
Piżmowół, charakterystyczny zwierzak gór Dovre, wygląda mniej więcej tak:
Nasz przewodnik, uroczy Pan Po Siedemdziesiątce
Podążając za naszym hiper-sprawnym, leciwym przewodnikiem, musiałam solidnie kopnąć w tyłek moją wewnętrzną dziuńkę! Odhaczam kolejne treningi z Chodakowską, codziennie jeżdżę na rowerze, ruszam się, kiedy tylko mam siłę i czas, więc kondycję mam w miarę dobrą. Jakoś radziłam sobie w terenie, ale musiałam pokonać moją zmorę: lęk wysokości i niechęć do chodzenia po wszelkich niestabilnych, wąskich mostkach i kładeczkach. Kilka fotek poglądowych poniżej.
Po takich uroczych deszczułkach szliśmy wieeeeele kilometrów
pamiętnego 11 czerwca o godzinie 6 rano przez Fokstumyra Naturreservat.
Cel: obserwacja ptaków na mokradłach.
Sprężynujący most z cienkimi linkami w roli balustrady
– przez takie roztrzęsione ustrojstwo najlepiej przechodzić pojedynczo.
Żałuję, że nie sfotografowałam największego hardkoru: rozklekotanych desek nad strumykiem. Ale byłam zbyt roztrzęsiona, żeby uwiecznić tę traumę 😉
To dopiero było wyzwanie! Wiecie, co mi pomogło?
Po pierwsze: okoliczności przyrody – kiedy chłonęłam norweskie widoki, wszystko wydawało mi się łatwiejsze.
Heh, a po drugie: i tak nie miałam wyjścia. Mogłam jedynie zacisnąć zęby, doprowadzić do porządku drżące kolana i albo wkroczyć na rozklekotany mostek… albo pozostać w górach Dovre na zawsze, ścigana przez głodne wilki, rozjuszone piżmowoły i niezgrabne, ogromne łosie, tratujące wszystko na swej drodze (tak zupełnie przez przypadek).
Serio, nasz poczciwy przewodnik nie miał pojęcia, że to były dla nas „trudne” warunki.
W pierwszej połowie czerwca w górach Dovre (na wysokości od 1200 m n.p.m. wzwyż), okres wegetacyjny dopiero się zaczyna. Nie ma tu już nawet typowych dla Norwegii lasów, jedynie roślinność, która jest w stanie znieść te surowe warunki. Rośliny wysmagane wiatrem, często pokraczne i zdeformowane.
Niesamowite, czarujące, przepiękne.
Bazie! 😉
Chrobotek reniferowy i nasza swojska sasanka
Maleńka, prześliczna Loiseleuria procumbens
Najbardziej zachwycił mnie spacer w takim oto zdeformowanym lasku.
Magiczne miejsce! Mam nadzieję, że zdjęcia oddają przynajmniej część jego uroku!
Wpadajcie jutro na dalszy ciąg fotorelacji!
Dobranoc 🙂
Wpis pochodzi z 19.06.2015 r. z mojego „starego” bloga DzikieZiemniaki.pl
10 komentarz
O Matko! jakie cudowne widoki, aż dech zapierają :), a jak Ty ślicznie wyglądasz 🙂
Dziękuję! 🙂
pięknie! 🙂
Cudownie! Nie mogę się doczekać kiedy zobaczę Norwegię na własne oczy 🙂
Pięknie!!:) I szczerze podziwiam ze wdrapanie się na te wąskie kładki- a ta nad strumykiem?! Ja bym zeszła na zawał- mam taki lęk wysokości że na bank bym tego nie przeżyła ;).
I podziwiam Norwegów że są tak hardcorowo aktywni- szkoda że nasze społeczeństwo ma wręcz przeciwnie.
Ja też niemożliwie trzęsłam portkami 🙂 Gdybym spanikowała, Norwegowie byliby w niezłym szoku – dla nich takie błahostki są naprawdę niepojęte, korzystają z tych prowizorycznych „mostków” na co dzień.
Zresztą przejście po nich nie przekracza przecież sprawności fizycznej człowieka – wszystko jest w głowie! Całe życie spędziłam w mieście, nie miałam nawet żadnej babci na wsi, wprawdzie uwielbiam wycieczki na łono natury, ale wszystkie odbywałam w bezpieczne, spokojne miejsca z pełną infrastrukturą turystyczną, więc prawdziwy ze mnie rozpieszczony mieszczuch 😉
Oj tu masz racje- wszystko jest w głowie! I tak mega szacun!:)
Przepiękne widoki! Norwegia jest cudowna. Nie pierwszy i mam nadzieję, że nie ostatni raz widzę tak cudowne zdjęcia z tego kraju. Te mosty, deski.. Zazdroszczę wycieczki 🙂
Już bardzo tęsknię! Mam nadzieję, że wkrótce uda nam się tam pojechać kolejny raz, choćby z dzieciakami i bardzo ograniczonym programem zwiedzania 😉
Pięknie i tak surowo!