Mąż czekał przy bramie schroniska na wolontariusza, który miał przyprowadzić wybraną przez nas psinę na pierwszy zapoznawczy spacer. Szłam w jego stronę długą alejką pomiędzy boksami innych psów. Próbowałam zapanować nad dzieciakami, które w tamtym momencie prawdopodobnie postawiły sobie za cel złamanie wszystkich zasad bezpieczeństwa obowiązujących gości schroniska, z zakazem wchodzenia pomiędzy klatki a barierki ochronne oraz zakazem biegania na czele 😉
Po chwili ogarnęłam dzieciaki i wspomnianą alejką prowadziłam je za ręce w stronę bramy. Podniosłam głowę i zobaczyłam Męża, który już witał się z Chrupką – potencjalnym nowym członkiem naszej rodziny. Jak oni się witali! Momentalnie poczułam w gardle gulę wzruszenia, bo widziałam, że decyzja już zapadła.
Wróć! 🙂 W tym miejscu muszę przerwać tę sielankową taśmę filmową. Tak to faktycznie wyglądało, ale chcę podkreślić, że decyzja o adopcji psa nie powinna być podejmowana pod wpływem emocji. Owszem, pomiędzy psem a przyszłym właścicielem musi „zaiskrzyć” (aby sprawdzić to i kilka innych rzeczy, w Schronisku na Paluchu obowiązują minimum trzy spacery przedadopcyjne), ale sama adopcja powinna być wypadkową przemyślanej na wszystkie strony decyzji.
O adopcji psa myśleliśmy od dawna, czekaliśmy tylko, aż młodsze pokolenie stanie się na tyle kumate, aby traktować czworonoga z należytym szacunkiem. Psina w żadnym wypadku nie miała być bowiem zabawką dla dzieci, tylko towarzystwem dla mnie – matki, która pracuje w domu i sama już trochę dziczeje, gdy reszta domowników jest w „normalnej” pracy, przedszkolu i żłobku. To ja będę pierwszą i najważniejszą „pańcią” kudłacza 😆
Na poważnie zabrałam się za poszukiwania nowego członka naszej rodziny w lipcu 2017. Zarywałam kilka nocy w tygodniu na przeglądaniu ogłoszeń i miałam na oku kilka mocnych kandydatek, ale wszystkie z nich stopniowo znajdowały nowe domy. Zwlekaliśmy, bo w zeszłym roku mieliśmy sporo krótkich wyjazdów, a to bardzo ważne, żeby przez kilka tygodni po adopcji dać psu czas na oswojenie się z nowym domem. Cały proces poszukiwania psa trwał u nas symboliczne 9 miesięcy – prawie jak ciąża 😀 Nasza decyzja o adopcji nie miała więc nic ze spontaniczności, była dogłębnie przemyślana.
Nasze oczekiwania
Zrównoważony charakter i łagodność wobec dzieci – to było nasze kluczowe kryterium. Wybór psa do domu z małymi dziećmi to temat na osobny artykuł, który na pewno pojawi się na blogu w najbliższych tygodniach. Dziś wspomnę tylko, że w sytuacji, kiedy adoptujesz psa do domu, w którym są już małe dzieci, kierujesz się nieco innymi kryteriami niż singiel lub para bezdzietna. Wszystkie inne cechy psiaka schodzą na dalszy plan.
Poza wspomnianą cechą zależało nam, aby była to młoda suczka (ale już nie szczeniak). Marzyła mi się nieduża psina (do 8 kg), najlepiej taka jak najbardziej „kundelkowata”, bura i niepozorna, na którą nikt w schronisku nie zwraca uwagi i której z tego względu trudno znaleźć dom. Jednak nie wszystko da się zaplanować, zwłaszcza gdy chodzi o żywe stworzenie.
Historia Chrupki
Doszłam do momentu, kiedy miałam na oku około 8 psiaków i najchętniej przygarnęłabym je wszystkie. Nie wiem po co przez 9 miesięcy zarywałam wszystkie te noce, bo ostatecznie to mój Mąż wybrał Szyszkę! 😆 Od razu dostrzegł w niej „to coś” i podjął męską decyzję: dzwoń.
W Schronisku nasza psina nosiła imię Chrupka, lecz po przyjeździe do domu przechrzciliśmy ją na Szyszkę. Jej historia jest dość zagadkowa. Została znaleziona z drugim psem – sądząc po bursztynowych oczach, to prawdopodobnie jej brat.
Zwierzaki błąkały się, nie miały chipa, tatuażu, ani obroży z adresatką. Po przyjęciu do schroniska nikt ich nie szukał, pomimo ogłoszeń schroniska oraz faktu, że Paluch to pierwsze miejsce, które przychodzi do głowy właścicielowi szukającemu swojej „zguby”. Psiaki miały zaniedbaną sierść, skórę i przerośnięte pazury, ale jednocześnie były dobrze odżywione, a Szyszka dodatkowo wysterylizowana. Poza tym obydwa były tak niezwykle przyjazne i łagodne wobec psów i ludzi (a zwłaszcza dzieci!), że raczej nie zaznały krzywdy z ręki człowieka.
Poznajcie Szyszkę
Nasza Szyszka ma około dwóch lat – sądząc na podstawie zębów, lecz równie dobrze może to być półtora roku – sądząc na podstawie jej szczenięcych zachowań.
Według weterynarzy Szyszka mogła mieć szczeniaki i potem została wysterylizowana, albo przeszła tzw. sterylizację aborcyjną.
Zarówno z wyglądu, jak i z zachowania bardzo przypomina naszą poprzednią psinę – Mię, która była psem rasowym z rodowodem (Nova Scotia Duck Tolling Retriever). Jakby ktoś wziął naszego rudzielca Mię i pofarbował na czekoladowo, łącznie z nosem. Oczywiście Szyszka jest rasy „kundel bury”, ale w jej żyłach faktycznie może płynąć krew retrievera, bo pomiędzy palcami łapek ma błony pławne występujące tylko u kilku ras.
Poza tym Szyszka to najcichszy, najłagodniejszy i najgrzeczniejszy pies jakiego kiedykolwiek spotkaliśmy! W domu najchętniej tylko by się przytulała, albo spała na swoim nowym legowisku (w tej kolejności). Ożywia się dopiero na spacerach, ale nawet wtedy przez pół drogi leży z brzuszkiem do góry, w oczekiwaniu na głaskanie. Jest niesamowicie spragniona bliskości człowieka i nie przepuści żadnej okazji 😉
Zdaję sobie sprawę, że zachowanie Szyszki może jeszcze ulec zmianie. Po lekturze wielu artykułów na temat adopcji wiem, że adoptowane psy mogą zacząć wycinać numery dopiero po kilku miesiącach w nowym domu. Jednak jestem na to przygotowana, uzbrojona w wiedzę i doświadczenie w szkoleniu Mii, bo większość problemów naprawdę można przepracować, samodzielnie lub z pomocą behawiorysty, w zależności od ich skali.
W tej chwili Szyszka „rokuje” doskonale 😉 Wszystko wskazuje na to, że trafił nam się przekochany pies rodzinny, idealnie pasujący do naszej obecnej sytuacji.
Dzieciaki również świetnie na nią zareagowały. Romek wychował się z psem, a Irkę również uczyliśmy delikatności wobec zwierząt przy każdej nadarzającej się okazji. Nie ma więc mowy o ciągnięciu za uszy i ogon czy wkładaniu paluchów do oczu. Ani nawet o zrzucaniu kąsków ze stołu. Oczywiście przed nami jeszcze wiele poznawania się i nauki granic, ale dzieci już teraz traktują Szyszkę z delikatnością i szacunkiem (których zdecydowanie brakuje im w kontaktach z rodzeństwem! 😆 ).
W najbliższych tygodniach napiszę więcej o tym, jak wybrać i adoptować psa do domu z małymi dziećmi. Jeśli macie jakieś pytania z tym związane, wpisujcie je w komentarzach, a ja odpowiem na nie w artykule.
A tymczasem polecam Wam kilka świetnych psiaków, które również braliśmy pod uwagę. Nie mogę adoptować ich wszystkich (niestety 😉 ), ale może stoicie przed podobną decyzją i znajdziecie wśród nich psiego przyjaciela na całe życie?
Walentynka
Pipi
Sisi
Bezimienna sunia w typie sznaucerka
Fruzia
Franusia
oraz fenomenalny Sheridan – prawdopodobnie to brat naszej Szyszki
Miłego dnia!
Aby otrzymywać informacje o nowych wpisach,
polub fanpage bloga na Facebooku lub zapisz się na newsletter:
To również może Cię zainteresować:
[postblog post=”11409″]
[postblog post=”11228″]