Spróbuję dziś odpowiedzieć na pytanie nurtujące wielu rodziców, rozważających zapisanie dziecka do przedszkola Montessori. Czy w ten sposób nie utrudnimy dziecku wejścia w schematy systemowej edukacji? Czy nie stworzymy dziecka wychuchanego, inteligentnego, zdolnego… lecz nieprzystosowanego społecznie? Takiego, które w tradycyjnej szkole będzie postrzegane jako rozpieszczone, aspołeczne indywiduum, niepotrafiące się podporządkować? Krótko mówiąc, czy (pomimo najlepszych chęci) nie skrzywdzimy dziecka?
Tytułowe pytanie nurtuje większość rodziców, którzy rozważają zapisanie dziecka do montessoriańskiego przedszkola. Rodzice nie mają przecież pewności, czy ich dzieciom uda się kontynuować kolejne etapy edukacji w szkołach opartych o pedagogikę Montessori. W niektórych miastach nie ma szkół tego typu, gdzie indziej kończą się na etapie szkoły podstawowej lub gimnazjum. Wątpliwości wynikają również z ograniczonych możliwości finansowych (tak jak w naszym przypadku – więcej o tym pisałam w komentarzach do wpisu Montessori – wolność czy samowola? Czy brak kar i nagród oznacza brak granic?).
Prędzej czy później nastąpi moment, kiedy takie „montessoriańskie dziecko” wejdzie w schematy tradycyjnej, systemowej edukacji – nieważne czy będzie to podstawówka, gimnazjum (jeśli jeszcze będą istnieć), liceum lub uczelnia. I co wtedy?
Montessori a edukacja systemowa
– podstawowe różnice
Czym placówki Montessori różnią się od tradycyjnych szkół i przedszkoli? W ogromnym skrócie:
• dziecko w centrum – rozwija się według swojego własnego planu, realizuje program nauczania we własnym tempie i rytmie
• nauczyciel w roli obserwatora (przy czym nie jest nieomylnym autorytetem)
• indywidualne podejście – metoda Montessori pomaga wydobyć i rozwinąć indywidualizm w sposób, który podkreśla wrodzoną inteligencję dziecka
• materiał Montessori w postaci pomocy dydaktycznych, odzwierciedlających tradycyjny program nauczania
• organizacja przestrzeni – dostosowane otoczenie umożliwiające pracę własną i samodzielność
• brak 45-minutowych lekcji i przerw
• zamiast tradycyjnych lekcji, kiedy wszyscy uczniowie uczą się tego samego, praca indywidualna lub w małych grupach dotycząca „przedmiotu” wybranego przez dzieci
• klasy i grupy bez podziału wiekowego
• nauka poprzez doświadczenie, dotyk, zajęcia praktyczne (teoria ograniczona do minimum)
• brak ocen, kar i nagród
I co dalej? Czy dziecko po kilku latach edukacji przedszkolnej w myśl powyższych zasad, poradzi sobie w tradycyjnej, państwowej lub prywatnej szkole systemowej?
Wyniki badań
Nie ma chyba na świecie rzeczy, której nie zbadaliby amerykańscy naukowcy… Tym razem również nie zawiedli 😉
Przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych badania absolwentów przedszkoli i szkół Montessori potwierdzają, że nie ma się czego obawiać. Dzieci po przeniesieniu z placówki montessoriańskiej do placówki tradycyjnej nie miały większych problemów z przystosowaniem się: nie stwierdzono problemów z nauką, a problemy związane z adaptacją i nowymi sytuacjami społecznymi były krótkotrwałe.
Badacze stwierdzili, że sprawne rozwiązanie tych problemów wynikało z wysoko rozwiniętych umiejętności społecznych „dzieci montessoriańskich”, bardzo użytecznych na etapie wchodzenia w nieznane środowisko i zawiązywania nowych przyjaźni (źródła m.in. TU i TU).
Szkoła przetrwania 😉
Tytułowe pytanie zadawaliśmy sobie również w czasie warsztatów nt. metody Montessori, w których uczestniczyłam wraz z innymi rodzicami. Czy nasze dzieci poradzą sobie w tradycyjnej szkole, jeśli (z różnych względów) nie będziemy w stanie kontynuować ich edukacji szkolnej w placówce montessoriańskiej?
Podczas burzliwej dyskusji z rodzicami i nauczycielami padła ciekawa propozycja: odwróćmy to pytanie. Czy już teraz musimy fundować naszym dzieciom „szkołę przetrwania”? Czy jeśli w przyszłości nauczyciel nie będzie traktował naszych dzieci indywidualnie bądź sprawiedliwie, to znaczy że już teraz mamy je tak traktować? Czy to w jakikolwiek sposób zahartuje nasze dzieci?
Padły również bardziej jaskrawe przykłady: Czy jeśli w przyszłości nauczyciel krzyknie na nasze dziecko, to znaczy, że już teraz powinniśmy na nie regularnie krzyczeć? Tak zapobiegawczo 😉 A co z biciem? Przecież naszemu dziecku też kiedyś na pewno się dostanie, czy to od kolegi w szkole, od podwórkowej bandy, a w liceum lub na studiach od ochroniarzy w klubie – prędzej czy później na pewno do tego dojdzie.
Otóż to. To nie znaczy, że już teraz musimy stworzyć dzieciom gorsze warunki rozwoju, aby „uodpornić” je na potencjalne przyszłe zagrożenia. Dlatego dopóki mamy możliwość, dopóki nas stać – wybierzmy dla dziecka najlepsze, naszym zdaniem, przedszkole. To zaprocentuje!
6 lat – tylko tyle, czy aż tyle?
„ Najważniejszym okresem w życiu nie są lata studiowania na wyższej uczelni, ale te najwcześniejsze, czyli okres od narodzenia do sześciu lat. Jest to czas, kiedy formuje się inteligencja człowieka i nie tylko ona, ale całość jego zdolności psychicznych.
Maria Montessori
Na pewno zauważyliście, że przedszkolaki chłoną wszystko jak gąbka – odbierają otoczenie intuicyjnie, w sposób całościowy i rejestrują wszystko jak leci. Nigdy później człowiek nie uczy się tak łatwo, bezboleśnie i owocnie, jak w tym okresie. Według Marii Montessori wiek 0-6 lat to pierwsza z tzw. faz wrażliwych, która ma podstawowe znaczenie dla tworzenia bazy osobowości człowieka i rozwoju jego inteligencji.
Sukcesy zawodowe, błyskotliwe kariery, zazwyczaj są kojarzone z ukończonymi uczelniami, ewentualnie szkołami średnimi o wyśrubowanych wymaganiach. Tymczasem według Marii Montessori źródła tych sukcesów należy szukać na etapie edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej – to wówczas powstają podwaliny przyszłej kariery. „Kariery” w cudzysłowie, ponieważ nie zapisaliśmy Romka do przedszkola Montessori, aby wychować go na geniusza na miarę znanych, wybitnych absolwentów montessoriańskich placówek (m.in. założyciele Amazona, Google, Wikipedii i wielu innych ludzi sukcesu).
>> Zobacz też: 8 powodów dlaczego nie chcę mieć genialnego dziecka
Zdarzają się oczywiście rodzice, którzy planują życie swoich dzieci od A do Z i kontrolują realizację kolejnych etapów „master planu”. Jednak z moich obserwacji wynika, że znajomi rodzice z naszego przedszkola mają intencje podobne do naszych: nie zależy im na małych geniuszach. Kochają dzieci takimi, jakie są, zamiast modelować je zgodnie z własnymi wyobrażeniami.
Zależy im przede wszystkim, aby dać dziecku wolność wyboru. Aby jak najdłużej nikt go nie łamał, nie tresował, nie wciskał w przyciasny mundurek, nie traktował pod linijkę… My również chcemy, aby nasz Syn miał możliwość rozwijać się zgodnie z indywidualnymi zainteresowaniami, aby – tak po prostu – był dzieckiem i był szczęśliwy.
Jeśli mieliście wątpliwości dotyczące przyszłości dziecka po przedszkolu Montessori, mam nadzieję, że je rozwiałam 🙂
Dajcie znać!
Miłego dnia!
Chcesz być na bieżąco?
Polub blog na Facebooku:
PS. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat wykorzystania metody Montessori w praktyce lub zastosować jej elementy w Waszych domach, polecam dwie ciekawe publikacje przetłumaczone na język polski:
1) Susan Stephenson „Radosne dziecko. Niezbędnik Montessori od narodzenia do lat trzech” (tytuł oryginału „The joyful child”) > KLIK
2) Susan Stephenson „Dziecko świata – przewodnik po Montessori dla dzieci w wieku od lat 3 do 12” (tytuł oryginału „Child of the World, Michael Olaf’s Essential Montessori for Age Three to Twelve Years”) > KLIK
Nie jestem certyfikowanym pedagogiem Montessori, lecz mamą, która miała (i wciąż ma) mnóstwo wątpliwości dotyczących montessoriańskich przedszkoli i szkół. Wiele z nich udało mi się wyjaśnić podczas warsztatów, rozmów z wychowawcami, dyrektorami placówek i innymi rodzicami. Zatem wszystko, o czym tu piszę, to punkt widzenia rodzica 🙂
Fot. tytułowa – Aaron (CC)
Spodobało Ci się?
Będzie mi miło, jeśli polubisz lub udostępnisz ten tekst:
…albo zostawisz komentarz poniżej ↓
Dziękuję! 🙂
23 komentarzy
Czytasz mi w myślach 😛 Przed chwilą przeglądałam ofertę przedszkoli montessoriańskich w moim mieście.
Znalazłaś coś godnego uwagi? U nas jest tego sporo, ale tylko jedno w 100% spełniło nasze oczekiwania.
A my się przymierzamy do edukacji domowej wykorzystując metodę montessori. Trzymajcie kciuki 🙂
Trzymam mocno! I podziwiam, że podjęłaś się edukacji domowej! Wszystkiego dobrego 🙂
Wybór przedszkola jeszcze przede mną, ale bardzo chciałabym posłać moją córkę do przedszkola Montessori i tak pewnie się stanie. Słyszałam, że dzieci po takim przedszkolu bardzo dobrze radzą sobie w zwykłych szkołach, a na pewno nie gorzej, niż te po „normalnym” przedszkolu. Bardziej obawiałabym się przejścia z montessoriańskiej szkoły podstawowej do tradycyjnego gimnazjum.
Bardzo interesujący post 🙂 To prawda, dzieci to nie pieski, aby je ciągle tresować 🙂 Warto sprawiać, aby dzieci były szczęśliwe i zbiegiem czasu, same nam pokazały co ich interesuje 🙂 Pozdrawiamy serdecznie 🙂
Boże jak ja mało wiem 😛
Mam w domu prawie sześciolatka i pierwszy raz słyszę o Montessori…
Bardzo ciekawy post. Dla mnie temat przedszkoli jest jeszcze bardzo odległy, ale zawsze warto się czegoś już na przyszłość dowiedzieć 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
Przydatny post! Ja jestem jakaś nienowoczesna i o takich przedszkolach prawie nic nie wiem. Córka chodziła do normalnego, dużo się w nim nauczyła, teraz jako sześciolatka świetnie się ogarnia w pierwszej klasie 🙂
Ciekawy post. Fajnie, że z punktu widzenia rodzica, a nie kogoś kto kreuje się na specjalistę. Osobiście pracowałam w różnych przedszkolach i wykorzystywałam elementy różnych pedagogik między innymi Montessori. Nie demonizowałabym tak „zwykłych” przedszkoli. Dla swojej córki wybraliśmy placówkę, w której pracowałam kiedyś i wiem jak wygląda od środka. Nie jest to Montessori, a dzieci rozwijają się genialne. Już samo to o czymś mówi, że miesiąc po urodzeniu rezerwowałam miejsce to była 13/25 miejsc.
Z chęcią poczytam jak to u Was wygląda. Spojrzenie rodziców na przedszkole jest bardzo cenne.
Nie wątpię, że istnieją rewelacyjne nie-montessoriańskie przedszkola, zarówno prywatne, jak i publiczne. Jest kilka fajnych publicznych w naszym mieście, niestety w odległych dzielnicach. te na naszym osiedlu to niestety typowe „przechowalnie”. Natomiast czytałam, że w Lublinie jest kilka państwowych przedszkoli prowadzonych metodą Marii Montessori!
No i cieszę się, że doceniasz punkt widzenia rodzica. W życiu nie pomyślałabym, żeby kreować się na specjalistę! 😉
Po ochronie środowiska i praktykach w kilku szkołach mam wprawdzie uprawnienia pedagogiczne do nauczania przyrody w klasach IV-VI, ale to jeszcze bardzo daleka droga do pedagoga edukacji przedszkolnej 😉
Równie dobrze moglibyć rozpatrzyć problem w odwrotnym kierunku. Co jeśłi oddamy go do typowej szkoły ze standardowym programem. Potem z jakichś powodów wyjedziemy gdzieś za granicę . Gdzieś gdzie jedyną możłiwością bedzie oddanie dziecka do szkoły prywatnej o podobnym programie – czy dziecko sobie poradzi w pracy samodzielnej? Co jeśli dziecko pracujące przez całe swoje dotychczasowe życie „pod dyktando” wyjedzie na studia i samo będzie musiało nauczyć się parcowac – ile czasu minie zanim sobie poradzi. Co jeśłi w wieku 16 lat bedzie musiało się wyprowadzić z domu i zamieszkac samemu? Też są takie przypadki. Poradzo sobie? I mozna tak w nieskończoność. Tez uważam ,ze trzeba w każdym etapie życia dziecka stwarzać mu jak najlepsze warunki do rozwoju. Montessori jest wg mnie świetną szkołą. Program uczy dzieco samodzielności, penej elastyczności – nie będę po Tobie powtarzała :)Wszytsko to świetnie opisałaś. Nasz syn poszedł do szkoły (zerówki) we wrześniu 2015 i Montessori było na naszej liście. Z pewnych przyczyn zdecydowaliśmy się na inną szkołę ale obawa przed tym czy Montessori nie przygotuje nam syna do „podąrzania za stadem” nie było powodem 🙂 Pozdrawiam. Bardzo dobry wpis.
Masz rację, tych pytań i nowych sytuacji jest mnóstwo.
A decyzja na temat wyboru szkoły jeszcze przed nami – nie mam pojęcia co wybierzemy 🙂
Moim zdaniem wiele zależy od Rodziców dziecka. Tak naprawdę to Przedszkole powinno wspomagać Rodzica a to nasze odpowiedzialność nauczyć życia w społeczeństwie. Jeśli nie zamkniemy się w czterech ścianach, jeśli damy dziecku szansę na to by poznać świat da sobie rade w grupie rówieśniczej. Powinniśmy zadbać o to by nasze dzieci umiały pogodzić się z porażką i z krytyką i niech to się dzieje w bezpiecznym otoczeniu i w miłości…( i nie mówię tu o patologicznych sytuacjach, na przykład przystosowaniu do bicia ). Dzieci są bardzo wrażliwe, dlatego przed nami ciężkie zadanie. I to bardzo dobrze, że dzieci z montessoriańskich przedszkoli dobrze sobie radzą w szkołach, to tylko kolejny plus dla tego prawie idealnego systemu edukacji…:)
bardzo przydatny post bo pokazuje wybór, pokazuje to, że nie każdy musi puszczać dziecko do tradycyjnej szkoły.
Bardzo podobał mi się zawsze program nauczania w przedszkolach Montessori, niestety jak moje dzieci były małe to możliwość posłania dziecka do takiego przedszkola była tylko w dużych miastach.
Strasznie ciekawe Renia to co piszesz. Bardzo chętnie porozmawiam z Tobą nt temat przy okazji jak się spotkamy. Dwójka moich dzieci przedszkole ma już za sobą, a trzecie chodzi do wspaniałej placówki państwowej. Jednak czytając o przesłaniu Montessori, trudno nie oprzeć się przeświadczeniu, że tak powinna wyglądać edukacja i rozwój młodego człowieka. Często w przedszkolach, ale jeszcze bardziej w szkołach brakuje tego indywidualnego podejścia do dziecka, jego wrażliwości, talentów i możliwości. Wstawia się go w powszechnie obowiązujące ramy i oczekuje określonych postaw. Zawsze mnie to irytowało i z moich obserwacji wnioskuję, że podejście w tej kwestii tak bardzo się nie zmienia na przestrzeni lat. A szkoda.
Ach, nawet nie wiesz, jak już czekam na jakieś spotkanie towarzyskie i pogaduchy 😉 Temat bez znaczenia! 😀
A tak na serio, to mnie też ujęła ta metoda, zwłaszcza teoria „faz wrażliwości” (inaczej nazywanych także „oknami możliwości”) na konkretną wiedzę i umiejętności, które u każdego dziecka występują w innym wieku, a nie u wszystkich jednocześnie. Jednocześnie, tzn. wtedy, kiedy dany materiał jest przerabiany w szkole 😉 To dlatego jedne dzieci najpierw uczą się rysowania, inne wbijania gwoździ, obierania warzyw, jeszcze inne czytania, pisania, liczenia itd.
Nasz Syn na przykład zaczął od marek samochodów, planet, krajów europejskich, ceramiki, mycia szyb, przyszywania guzików i szycia poduszek, a teraz układa bank z liczbami tysięcznymi 🙂 W Montessori liczby nie są zapisane, tylko przedstawione w postaci specjalnych patyczków i koralików, a działania matematyczne np. w postaci klocków, kostki dwumianowej i trójmianowej – to już dla mnie trochę czarna magia 😉
Renia, spotkamy się niedługo jak sądzę. Jeśli nie na najbliższym BFWawa, to szykuj się na maj na wyjazd z dziećmi na Farmę Iluzji (info na fb na BFWawa). Nagadamy się za wsze czasy.
Twój syn robi wrażenie na mnie. Ogromne. Uwielbiam obserwować i analizować to czym interesują się dzieci, co potrafią zrobić w tak młodym wieku, jak bardzo są temu oddane i z jakim zaangażowaniem wykonują swoje pierwsze poważne czynności.
Bardzo rzeczowo i wyczerpująco 🙂 Ja się nad tym przedszkolem nie zastanawiam, dlatego, że metoda – owszem, podoba mi się, ale nie całościowo. Nie przekonuje mnie chociażby podejście do bajek, odgrywanie nierzeczywistych scenek w zabawie, postaci typu Kubuś Puchatek. Według mnie to też element dzieciństwa.
Chodzi Ci o to, że metoda „zabrania” fikcyjnych bajek i w ten sposób blokuje rozwój kreatywności i wyobraźni? W różnych przedszkolach mają do tego różne podejście, mniej lub bardziej restrykcyjne. W naszym przedszkolu i tak wszyscy chłopcy w kółko bawią się w Star Wars i NinjaGo, a wszystkie dziewczynki – w księżniczki i nikt nie „wyprowadza ich z błędu”, że ci bohaterowie nie istnieją 😉 Poza tym dziecko i tak naczyta się i naogląda tych postaci w domu, więc ja się nie przejmuję.
Dzień dobry, Co prawda po pewnym czasie od opublikowania artykułu, ale mam pytanie dotyczące bezpośrednio moich dzieci. Czy uważa Pani, że dzieci po „normalnym” przedszkolu odnajdą się w placówce nauczającej metodą Montessori? Jak wybierałam pierwsze przedszkole nie miałam możliwości zapisania ich do takiego montessoriańskiego, a teraz rozważam tę możliwość, jako że przeprowadzamy się całą rodziną. Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam 🙂
Bardzo mi się podoba to co piszesz, nawet nie wiedziałam, że nasze przedszkole ma pewne zasady zaczerpnięte z Montessori 🙂 (choć myślę, że niestety-stety nieświadomie to zawsze jest to coś ;)). Ja uważam, te metodę za dobrą, ale tylko w przedszkolu lub częściowo jako element „wychowania”. Ostatnio przeczytałam, że mama sie martwi o syna bo jego starsi o 3 lata koledzy wysmiewaja jego pokój mówiąc , że jest „biedny”. Nie chciałabym, aby doszło do takiej sytuacji u mnie. Ponadto chciałabym aby moje dziecko miało wszystko co potrzebuje – wszystko co dla niego najlepsze. Daje mu wybór oczywiście w granicach rozsądku 😛 uważam, że we wszystkim trzeba znać umiar. Nasze dzieci nie są już takie jak te dzieci 30 lat temu, bo i świat nie jest taki jak 30 lat temu, więc w mojej opinii nie można się od tego odcinać. Osobiście smutno mi się zrobiło jak zobaczyłam pokój 4latka który wyglądał jak kawalerka kolegi mojego narzeczonego za czasów studiów – jedna komoda krzesło, białe ściany, brak zabawek lub jakieś szczątkowe… To nie dla mnie. Wybieram zabawki edukacyjne, drewniane, ale znajdą się i grające plastiki, bo syn je lubi. Czasem mówi „Mamo, chce mieć karetkę.” Odpowiadam zastanowimy się nad tym i może kupimy ale do tego czasu możemy sobie wyobrażać że to auto jest karetką… i następuje yjo yjoooo itp efekty dźwiękowe 🙂 skoro chcemy nauczyć dziecko wyobraźni sami swoją poruszmy, ale nie zabierajmy dzieciom tego co mogą mieć, bo to że coś mają nie znaczy że nie wymyślą czegoś nowego… 🙂