Może trudno w to uwierzyć, ale to był nasz pierwszy wyjazd we dwoje odkąd jesteśmy rodzicami, czyli od ponad 7 lat!
Z jednej strony uwielbiam pokazywać świat naszym dzieciakom – Romkowi i Irence. Wolałabym zwiedzić mniej z nimi, niż zobaczyć cały świat bez nich. Ale ileż można? 😉 Tym bardziej, że relacja z mężem/partnerem też wymaga troski. Ten wpis to nie tylko przewodnik turystyczny. To także apel do Was, abyście dbały o swoje związki. Zwłaszcza, jeśli macie dzieci wyjątkowo wymagające, wysoko wrażliwe itp.
Nasze dzieciaki to jednostki o ognistych temperamentach. Przez pierwsze lata współistnienia jako hardkorowy duecik ostro dawały nam popalić. Punktem krytycznym okazało się zeszłoroczne lato, kiedy nagle zmarł mój Tata, wszyscy ciężko to przeżyliśmy, a u dzieci nastąpiła kulminacja problemów wychowawczych, których nie mieliśmy siły ogarniać.
Wszystko to sprawiło, że jesienią wylądowaliśmy z mężem u psychologa. Teoretycznie w sprawie naszych dzieci i konfliktów pomiędzy nimi (był to psycholog dziecięcy). Ale w praktyce skupiliśmy się również na naszej małżeńskiej relacji. Pani psycholog zauważyła jak bardzo jesteśmy wyczerpani, pochłonięci ratowaniem dzieci, bezustannym rozdzielaniem ich i gaszeniem domowych pożarów. Zadała wtedy kluczowe pytanie: co robimy we dwoje, bez dzieci, oprócz wizyty u psychologa?
No cóż, w tamtym czasie nie było tego wiele. Żadne z nas praktycznie nie miało wówczas czasu dla siebie, a tym bardziej dla związku. Cały czas pożerała nam praca albo kłócące się dzieci.
To był przełomowy moment, kiedy zrozumieliśmy to, co od wielu lat obijało nam się o uszy, ale w krytycznej sytuacji bardzo trudno było to wdrożyć w praktyce: żeby mieć siłę zadbać o innych, trzeba najpierw zadbać o siebie. Jednak zmiany na lepsze nie nastąpiły od razu – zajęły nam kilka miesięcy. Krok po kroczku „kradliśmy” z napiętego grafiku coraz więcej czasu. Nasze życie rodzinne stopniowo wracało do znośnego stanu. W lutym 2019 zauważyliśmy pierwsze efekty: napięcie pomiędzy dziećmi znacznie spadło, Romek i Irka zaczęli się lepiej dogadywać. To wtedy zdecydowaliśmy się na odważny krok – na kwiecień zaplanowaliśmy nasz pierwszy wyjazd bez dzieci. Za cel obraliśmy moją ukochaną Norwegię.
Nie zależało nam, żeby zaliczać kolejne atrakcje turystyczne, a jedynie pooddychać norweskim powietrzem, chłonąć tamtejszą atmosferę, a przede wszystkim – spędzić czas we dwoje. Dlatego za cel obraliśmy niewielkie miasteczko Sandefjord, które leży tuż obok lotniska Oslo Torp (a to z kolei najtańsze połączenie linii lotniczych WizzAir – bilety już od 39 ziko). Lotnisko nosi nazwę Oslo Torp, ale do Oslo jest stąd 120 km 😀
We wszystkich przewodnikach turystycznych jest napisane (oczywiście z użyciem rozmaitych grzecznościowych eufemizmów), że Sandefjord to zabita dechami norweska dziura, którą można zwiedzić kilka razy wzdłuż i wszerz w jeden dzień. Jednak my pojechaliśmy tam nie na jeden, a na 4 dni, bo właśnie takiego miejsca potrzebowaliśmy na nasz weekend we dwoje.
Nie wiem na czym polega magia Norwegii, ale zawsze kiedy tam trafiam czuję, jakbym wracała do domu. Czuję się bezpieczniej i spokojniej niż w Warszawie lub w jakimkolwiek z krajów skandynawskich, które do tej pory odwiedziliśmy.
Norwegia Sandefjord atrakcje turystyczne
– co warto zobaczyć?
PORT
KOLOROWE DOMKI
Znajdziecie je praktycznie w każdym zakątku miasta. A najstarsze z nich – na ulicy Bjerggata. Warto zaznaczyć, że niewiele zostało z dawnego Sandefjord. Większość miasteczka spłonęła w 1900 roku. Wybudowane w XIX wieku domki zachowały się na ulicy Bjerggata i kilku sąsiednich uliczkach:
Mieszkaliśmy w jednym z nich! W przeuroczym białym domku z 1870 roku przy Thaulows Gate 9, który oferuje jeden z najtańszych (a zarazem najbardziej klimatycznych) noclegów w Airbnb. Pod tym linkiem możecie skorzystać z mojego polecenia i skorzystać z serwisu:
>> ZGARNIJ ZNIŻKĘ W AIRBNB <<
Czytelnicy, którzy zarejestrują się w Airbnb, korzystając z powyższego linku otrzymają powitalną zniżkę w wysokości 100 zł na rezerwację noclegu oraz 38 zł do wykorzystania na wybraną atrakcję (o wartości co najmniej 198 zł). Zniżka dotyczy całej oferty Airbnb, nie tylko Norwegii 🙂
A to „nasz” domek:
PUNKT WIDOKOWY Preståsen
Wzgórze Preståsen to punkt widokowy z panoramą na miasteczko i fiord.
Czym byłby weekend we dwoje bez pamiątkowej sweet foci? 😉
Warto też poszwendać się po osiedlu na wzgórzu Preståsen – to tam znaleźliśmy fajne leśne przedszkole i ten cudowny domek:
WILLA Midtåsen
I MUZEUM RZEŹB Knuta Steena
Szczerze mówiąc o wiele lepszy widok niż z „punktu widokowego” jest z Willi Midtåsen. To dość mroczna posiadłość, która należała do miejscowego wampira – jak śmieje się mój mąć 🙂 Anders Jahre był lokalnym wielorybniczym oligarchą. Jeśli miał syna, na bank stawał z nim na tarasie willi, szerokim gestem wskazywał miasto u ich stóp ze słowami: „Kiedyś to wszystko będzie Twoje” 😆
Oprócz widoków można obejrzeć tu również muzeum rzeźb Knuta Steena – to pozornie kontrastowe połączenie natury i nowoczesnego designu jest bardzo charakterystyczne dla Norwegii. Film z muzeum możecie obejrzeć na moim blogowym Instagramie w wyróżnionej relacji „Norwegia’19”.
MURALE
W 2017 roku Sandefjord brało udział w akcji malowania murali pod nazwą „Art for all in the world” promującej otwartość, różnorodność i tolerancję. Wiecie, że lubię murale – kilka razy pokazywałam Wam na blogowym Instagramie te, które ubarwiają szarą rzeczywistość Ursynowa >> KLIK.
Uwaga ciekawostka: ta charakterystyczna ściana Sandefjord to niestety nie mural, tylko… nadruk na folii. Co za rozczarowanie! 😉
A swoją drogą wiecie, że tajemniczy, znany na całym świecie Banksy namalował kilka murali w innym norweskim mieście – Bergen?
POMNIKI
Dzieci, wszędzie dzieci! Albo wielorybnicy. Tak naprawdę trudno było tu znaleźć pomniki, które nie nawiązywały do jednego z tych dwóch tematów 😉
UZDROWISKO SANDEFJORD KURBAD
Uzdrowisko doktora Thaulowa – to tan gość, który leczył ludzi meduzami i któremu swą nazwę zawdzięcza uliczka z „naszym” domkiem z Airbnb.
Inne atrakcje turystyczne w Sandefjord:
- Muzeum Wielorybnictwa
- Pomnik Wielorybników
- Pomnik okrętu Wikingów – to tutaj odnaleziono jedną z najlepiej zachowanych łodzi Wikingów, którą następnie przeniesiono do muzeum w Oslo
- Kurhan Gokstad
- Kościół Sandar
- Kapliczka na wodzie
- Trawler wielorybników „Southern Actor”
No i… prom do Szwecji 😀 Jeśli uznacie, że Sandefjord to dla Was za mało! Ale według mnie nudy nie ma.
Prosta ze mnie dziewczyna. Ja naprawdę nie potrzebuję żadnych spektakularnych atrakcji turystycznych. Wystarczy mi obserwować codzienne życie zwyczajnych ludzi. W Sandefjord naprawdę jest tak, że w jakąkolwiek stronę się udasz, trafiasz ciągle w te same, znajome miejsca. Można tu poczuć klimat norweskiego małego miasteczka. Wszyscy się tu znają i spacerując po cichych uliczkach wielokrotnie zaobserwowaliśmy serdeczne sąsiedzkie pogawędki miejscowych Norwegów. Jedna Pani wyszła do ogródka podlać kwiatki, druga na spacer z pieskiem, trzecia wracała z pracy i tak gawędziły sobie, stojąc przy furtce. Na pewno nie był to zdawkowy i kurtuazyjny „small talk” o pogodzie, bo stały tam ponad godzinę! Zaobserwowaliśmy mnóstwo podobnych sytuacji, które łamią stereotypy o niesympatycznych i zamkniętych w sobie Norwegach.
KRAJOBRAZ
Jedyne, czego mi tu brakowało, to „typowo norweski” krajobraz, czyli skaliste fjordy, góry, wodospady i lasy. Warto podróżować przez Norwegię pociągiem – chociażby po to, aby przez kilka godzin przez okno napatrzeć się na to piękno <3
GDZIE JEŚĆ?
Mieliśmy mieszkanie z kuchnią zarezerwowane w Airbnb, więc robiliśmy zakupy w marketach KIWI i gotowaliśmy w domu. Miała w tym czasie na post dr Ewy Dąbrowskiej (silna wola level master), więc nie polecę Wam żadnych norweskich specjałów, ale na talerzu męża widziałam niejeden łakomy kąsek 😉
Na moim blogowym Instagramie możecie obejrzeć filmy instastory z Norwegii, w wyróżnionej relacji „Norwegia’19”:
Weekend w Sandefjord spędziliśmy wyjątkowo spokojnie i przyjemnie. Chętnie tam jeszcze wrócimy, albo… przylecimy na to samo lotnisko i zarezerwujemy nocleg w jednym z okolicznych miast: Larvik, Stokke lub Tønsberg.
Choć nie mam pojęcia, kiedy (i czy w ogóle) uda nam się znów wyjechać we dwoje… to znaczy kiedy moja Mama znów odważy się zaopiekować naszymi dziećmi 😆 Pewnie trudno to sobie wyobrazić komuś, kto tego nie widział na własne oczy, ale Romek i Irka to takie charakterki, które trudno ogarnąć jednej osobie. Moja Mama miała do pomocy przyjaciółkę i po naszym weekendzie w Norwegii obydwie były wykończone (co było widać gołym okiem, nawet jeśli nie chcąc nas dołować, starały się to ukryć i nie wchodziły w szczegóły). A warto wziąć pod uwagę, że teraz i tak jest już dużo lepiej niż przed 3 urodzinami Irki 😀 No nic, poczekamy, zobaczymy!
Mam nadzieję, że nam się to będzie udać częściej niż raz na 7 lat 😉
Ciekawa jestem jak to wygląda u Was: udaje Wam się wyjeżdżać bez dzieci? Albo inaczej spędzać spokojny czas we dwoje?
Dbajcie o siebie i napełniajcie regularnie „kubeczki” 🙂 Zyskuje na tym cała rodzina!
Trzymajcie się!
Udostępnij ten artykuł,
jeśli masz wśród znajomych osobę, której ten tekst może się przydać:
Chcesz być na bieżąco?
Zapisz się na NEWSLETTER
lub obserwuj blog na Facebooku:
Przeczytaj również:
1 komentarz
Witaj 🙂
Bardzo fajna relacja. Ja właśnie zastanawiam się nad małym wypadem w te rejony i nie mam przekonania czy celować w Oslo czy jednak np Sandefjord. Staram się wyszukać Wasz domek na Arinb ale nie mogę znaleźć – możesz pomóc?