Kiedy moje dzieci rzucały się z płaczem na podłogę w sklepie, powtarzałam sobie w myślach: „Nigdy więcej!”
A potem zdarzało się to znowu… i znowu…
Czy w ogóle istnieją rodzice, których to nie dotyczy?
Po wielu piekielnych awanturach, cierpliwych rozmowach i solennych przyrzeczeniach w końcu trafiłam na prezent, który pomaga rozwiązać ten problem.
Efekty oczywiście nie są natychmiastowe. Wątpię czy w przypadku dzieci w ogóle istnieją jakieś błyskawiczne rozwiązania Jednak warto się postarać, bo prezent, który mam na myśli, przyda się dziecku na całe życie.
Edukacja finansowa dzieci to nie to, co myślisz
Problemy finansowe w życiu dorosłym wynikają nie tylko z kiepskiej sytuacji zawodowej, ale również z braku edukacji finansowej w dzieciństwie. Nie potrafimy gospodarować pieniędzmi. W szkole nas tego nie uczono. Nie wyjaśniono, jak oszczędzać, jak podejmować rozsądne decyzje zakupowe i nie wpadać w długi. Jeśli mieliśmy szczęście, co nieco nauczyliśmy się od rodziców, jednak ta edukacja nie zawsze była kompleksowa i rzetelna.
Edukacja finansowa to ogrom wiedzy, nawyków i sposobu postrzegania finansów, które dzieci przyswajają i przejmują od rodziców, nawet o tym nie wiedząc.
Paradoks wyboru – czy to dobrze czy źle mieć duży wybór?
Biedne są te nasze dzieci. Bombardowane reklamami, łatwowierne, podatne na manipulację. A nawet gdy ograniczymy reklamy, wystarczy wybrać się całą rodziną do sklepu, aby dzieciaki zobaczyły ogromny wybór zabawek lub słodyczy. Wbrew pozorom taki wybór to wcale nie jest dobra rzecz (choć może się tak wydawać nam, pokoleniu pamiętającemu jeszcze kolejki w czasach PRL). Bo co taki wybór oznacza?
• Całe mnóstwo niedrogich produktów jest w zasięgu naszej ręki i portfela, a łatwy dostęp jest kuszący i trudno mu się oprzeć.
• Chcemy spróbować wszystkiego! Bo przecież trzeba wybrać najlepszą wersję i najlepszy smak. Hm… naprawdę trzeba?
• Musimy podjąć decyzję – oczywiście najlepiej, aby były to mądre i rozsądne decyzje zakupowe Najpierw potrzebujemy czasu, aby się dokształcić. Następnie przeznaczamy wiele minut, godzin, dni spędzonych na analizie składu, cen, porównywaniu, testowaniu (czy ktoś zbadał ile czasu tracimy na to w ciągu całego życia?) A potem czekają nas kolejne lata pracy, aby nauczyć tego wszystkiego dzieci.
• Jesteśmy przytłoczeni i przeładowani informacjami i sprzecznymi komunikatami.
Podsumowując: duży wybór tak naprawdę nie jest luksusem. Jest pułapką konsumpcjonizmu.
Dlaczego warto zadbać o edukację finansową dziecka?
Edukacja finansowa dzieci wymaga od rodziców zrobienia rachunku sumienia. Jego wynik niestety może być dla nas bolesny… Bo czy my sami nadrobiliśmy braki w naszej edukacji finansowej? Czy jesteśmy „finansowo dojrzali”? Czy raczej – niezależnie od tego, ile byśmy nie zarabiali, a koniec miesiąca zawsze mamy wyzerowane konto i korzystamy z pomocy rodziców?
Przyznam szczerze, że u nas różnie z tym bywa i bardzo mi z tym źle. Żałuję, że nikt się nie przyłożył do mojej edukacji finansowej i że muszę nadrabiać poważne braki w życiu dorosłym, a to czasochłonny i bolesny proces.
Podobno uczniowie liceum mają w programie przedmiot „Przedsiębiorczość”. I bardzo dobrze, ale to nie wystarczy. Przecież w tym wieku młodzież ma już ukształtowane pewne nawyki (wyniesione z domu lub wypracowane w przedszkolu i szkole). Poza tym dotarłam do informacji, że program tego przedmiotu nie obejmuje edukacji finansowej od podstaw, a liczba godzin nie pozwala na kompleksowe podejście do tematu.
Warto już od najmłodszych lat zadbać o edukację finansową dzieciaków, aby wyrosły na świadomych i szczęśliwych dorosłych, mających poczucie kontroli nad własnym życiem. Ponadto, kiedy nauczymy się rozmawiać z dziećmi o pieniądzach, będziemy lepiej radzić sobie z kilkoma powszechnymi problemami wychowawczymi – oto zalety edukacji finansowej dzieci:
1) Dziecko zaczyna rozumieć skąd się biorą pieniądze (nie z bankomatu! ) oraz że rodzice mają ich ograniczoną ilość.
2) Dziecko ma szansę stać się świadomym odbiorcą reklamy, a w dalszej perspektywie – świadomym klientem.
3) Uczymy odróżniać zachcianki od potrzeb.
4) Uczymy cierpliwości, czekania, oszczędzania, nie ulegania chwilowym zachciankom (rzucanie się na podłogę w sklepie etc.).
5) Potrafimy odpowiedzieć na trudne pytania dziecka: dlaczego ludzie dzielą się na bogatych i biednych? Do których dziecko zalicza siebie? Z którymi utożsamia się dziecko?
6) Zapobiegamy ocenianiu rówieśników na podstawie ich statusu materialnego, wartości ubrań, przyborów szkolnych, nowych lub używanych podręczników.
7) Zapobiegamy popełnianiu głupot związanych z poczuciem przynależności do grupy (w domyśle: do grupy dzieciaków lepiej sytuowanych) oraz innym konfliktom wynikającym ze zróżnicowanej sytuacji finansowej (bardzo polecam rozmowę Konrada Kruczkowskiego z Agnieszką Stein).
„Mamooo, chcę coś kupić…”
Ujmę to tak: Romek dosłownie ześwirował na punkcie pieniędzy i zawartości swojej skarbonki. Od kilku miesięcy zastanawiamy się i rozmawiamy z Mężem o tym, jak ugryźć temat. Jak rozmawiać z dzieckiem o pieniądzach, aby zrozumiało, że kasa to ważna sprawa, ale jednocześnie nie wyrosło na materialistę?
A jak objawiają się nasze problemy?
• Syn miewa takie dni, kiedy chce iść do sklepu „po prostu po to, żeby coś kupić”. Nawet nie wie co! Kompletnie nie odróżnia zachcianek od potrzeb.
• Romek już dawno wyrósł z etapu rzucania się w sklepie na podłogę, ale nadal potrafi poważnie obrazić się, kiedy na coś się nie zgadzamy.
• Pomimo wielu rozmów, syn nie do końca ogarnia, że nie możemy pobrać z bankomatu nieograniczonej ilości gotówki.
• Romek umie liczyć, ale nie na tyle, aby wyobrazić sobie wartość pieniądza. Dlatego wartość poszczególnych produktów przeliczamy na… zestawy klocków Lego
Nowa książka pomocna w edukacji finansowej dzieci
Zagadnienia składające się na edukację finansową zostały w bardzo przystępny sposób wyjaśnione w nowej książce „Julek i dziura w budżecie”. Autorką jest Sylwia Wojciechowska, którą możecie znać z bloga Dzieci Liczą Pieniądze (blog niedawno zmienił nazwę na MaliMoi.pl). Książka została zilustrowana przez Miriolę Dzik, znaną w sieci jako KURA. Na pewno nie raz trafiliście na świetne memy jej autorstwa. Ten styl idealnie pasuje do książki i przygód Julka.
Niewiele jest na rynku książek o edukacji finansowej skierowanych do dzieci, a jeszcze mniej takich, które tłumaczą zawiłe pojęcia w taki przystępny sposób. Tytułowy Julek to bohater skonstruowany na tyle „uniwersalnie”, że dziecko łatwo może się z nim utożsamić – a taki zabieg działa najlepiej.
Mamy tu kilka rodzin o różnych modelach gospodarowania pieniędzmi: jest Pan Rozrzutnicki, który wyrzuca na śmieci całkiem porządne rzeczy, są Państwo Grosikowie o wysokiej świadomości ekologicznej i ekonomicznej oraz rodzina głównego bohatera.
Podczas lektury kilku lekkich, świetnie napisanych opowiadań, dziecko pozna pojęcia takie jak: potrzeby i zachcianki, budżet domowy, oszczędności, poduszka finansowa, pożyczka, rata, odsetki, marża, wolny rynek, popyt i podaż. Co istotne, nie jest to wiedza podana w suchy, encyklopedyczny sposób. Bardzo mocnym punktem książki jest akcja – poszczególne pojęcia związane z finansami są w naturalny sposób wplecione w ciekawe przygody Julka. Dzięki temu mały Czytelnik nie ma wrażenia, że jest bombardowany nowymi, trudnymi pojęciami. Poznaje je stopniowo, w oparciu o jasne i zrozumiałe przykłady. Historia jest dynamiczna i lekka, a wiedza przemycana „przy okazji”.
Książka została napisana z myślą o dzieciach w wieku 6-10 lat, ale spokojnie nada się już dla dzieci od 5 roku życia. Poza tym uważam, że nawet jeśli macie młodsze dzieci, warto kupić „Julka” na zapas, ponieważ naprawdę brakuje książek o tej tematyce na polskim rynku. Bardzo fajna książka, która – przeczytana w dzieciństwie – będzie procentowała przez całe życie dziecka.
Załatwiłam dla Was rabat!
Do 6 grudnia możecie kupić książkę z 10% zniżką, podając przy zakupie hasło „RONJA”.
>> TUTAJ kupisz książkę „Julek i dziura w budżecie”
Czy Wasze dzieci wyrosły już z rzucania się z płaczem na podłogę w sklepie? A może nigdy nie mieliście tego problemu?
Jak rozmawiacie z dziećmi o zakupach i o pieniądzach? Czy macie problemy podobne do naszych? Dajcie znać w komentarzu. Dziękuję!
Spodobało Ci się?
Będzie mi miło, jeśli polubisz lub udostępnisz ten tekst:
…albo zostawisz komentarz poniżej ↓
Dziękuję!
4 komentarzy
Myślę o takiej edukacji od jakiegoś czasu. Ciągle mam w pamięci, jak kiedyś Superniania opowiadała, że poznała moc pieniądza dziecko rodzicom. Co miesiąc rozkładali przy dzieciach pieniądze i dzielili: opłaty, jedzenie, kurtki na zimę, lekarstwa i reszta. Ona widziała, że tej reszty nie ma za dużo, więc szybko poznała zasady oszczędzania i gospodarowania pieniędzmi
Faktycznie, też pamiętam ten przykład! Fajnie, że o nim przypomniałaś.
Dobrze byłoby w ten sposób “unaocznić” dzieciom ile na co wydajemy. Tylko trzeba by na kilka miesięcy przestawić na gotówkę, bo jednak większość opłat i zakupów załatwia się dziś kartą lub przelewam. Ale myślę, że warto!
A może spróbować z zabawkowymi pieniędzmi? ?
My przeliczamy wartość rzeczy na Furby