Jak nauczyć dziecko godzić się z przegraną? Jak pomóc dziecku, które cierpi z powodu porażki? Czy porażka zawsze musi czegoś uczyć? Jak wybrać najlepszą grę? Na co zwrócić uwagę podczas rozmów o zdrowej rywalizacji i uczciwości? Jak zachować się, gdy dzieci poddają się lub oszukują? I czy można czasem samemu trochę oszukać i dać dziecku wygrać?
Ktoś tu nie umie przegrywać
Opowiem Wam historię o tym, jak karma wraca 😉 Mogłam mieć wtedy ze dwanaście lat. Odwiedziłam z rodzicami znajomych, którzy mieli na oko ośmioletnią córkę. Na potrzeby artykułu nazwijmy ją Zuzią.
Rodzice gadali o swoich sprawach w salonie, a ja wylądowałam w pokoju dziecięcym. Lubiłam dzieci, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało 😆 Nie widziałam więc problemu w tym, aby przez kilka godzin pobawić się z Zuzią… ale niekoniecznie na jaj zasadach!
Zaczęłyśmy grać w warcaby, a ja nie zamierzałam jej odpuszczać. – Niech dziecko trochę wysili mózgownicę! – pomyślałam.
Ośmiolatka nie był na tyle bystra, aby wygrać z dwunastolatką. Natomiast była na tyle bystra, aby w połowie gry zorientować się, że rozgrywka zmierza w kierunku zgoła niekorzystnym. Kiedy przyszła kolej na jej ruch, zawahała się. Jej dłoń zawisła nad szachownicą, a oczy błyskawicznie prześledziły układ pionków. Przyglądałam się Zuzi ze spokojem i niemalże słyszałam jak w małej głowie pracują trybiki.
W końcu trybiki zaskoczyły, a Zuzia jednym błyskawicznym ruchem zgarnęła ze stołu szachownicę wraz z pionkami i stwierdziła na pozór obojętnym tonem: – Ta gra już mi się znudziła. Pobawmy się w coś innego!
Dwunastoletnia ja dyplomatycznie zmilczała ten rozpaczliwy wybieg 😉 Jednak w myślach nie oszczędziłam Zuzi uszczypliwego komentarza: – Oho! Mała spryciulo. Ktoś tu nie umie przegrywać.
Cóż, wstyd przyznać: nie byłam najmilszą nastolatką pod słońcem. Mam nadzieję, że przynajmniej nie miałam na twarzy złośliwego uśmieszku. Po 20 latach karma do mnie wróciła w postaci syna, którego muszę nauczyć przegrywać z godnością. Gdybym nazwała wtedy Zuzię rozpieszczonym bachorem, dziś mogłoby być dużo gorzej! 😀
Dlaczego to takie ważne?
Po co właściwie chcę nauczyć Romka (a w przyszłości Irkę) przegrywania z klasą? Czego dzieci uczą się z takiego doświadczenia? Dlaczego to takie ważne? Oto kilka powodów:
• Podczas gry dzieci uczą się, że istnieją zasady, których należy przestrzegać. Nauka przestrzegania zasad przekłada się na resztę życia, na przykład wszelkie zasady związane z bezpieczeństwem. Łamanie zasad jest fajne i nie zaszkodzi podczas zabaw artystycznych, ale zasad bezpieczeństwa nie odpuszczamy nigdy – dziecko powinno poznać tę różnicę.
• Doświadczenie przegranej i porażki jest dziecku potrzebne. Porażka jest prędzej czy później pisana każdemu dziecku. Jej doświadczenie pod troskliwą opieką rodzica jest dziecku wręcz bardzo potrzebne. W dużej mierze to od nas zależy, jak dziecko będzie sobie w przyszłości radzić z porażkami.
• Lęk przed przegraną utrudnia rozwój dziecka. Dzieci, które mają ogromną potrzebę wygrywania, mogą z czasem w ogóle nie podejmować niektórych wyzwań z obawy przed porażką.
• Przegrywanie pomaga odnaleźć się w grupie i „oswoić” rywalizację. Dziecko ze zdrowym stosunkiem do rywalizacji lepiej poradzi sobie w szkole i w pracy. Realia współczesnego świata nie będą go tak mocno stresować. W dorosłym życiu lepiej poradzi sobie ze stresem, rozczarowaniem, złością i frustracją.
• Zależy mi, aby dzieci akceptowały siebie i znały swoją wartość niezależnie od tego, które miejsce zajmą lub jaką ocenę dostaną w szkole. Dziecko łase na pochwały i nagrody jest podatne na manipulację, a jego ocena zależy od czynników zewnętrznych, więc może być niesłusznie zaniżona.
Czego dziecko uczy się z porażek?
Mam taką sielankową wizję przyszłości: jedno z moich dzieci oblewa ważny egzamin, ale zarówno ono, jaki i my zachowujemy zimną krew, nie dramatyzujemy i nie traktujemy tego w kategoriach nieszczęścia i końca świata. Jedynie jako informację, że trzeba się jeszcze pouczyć i tyle.
Są porażki i błędy, z których można wyciągnąć wnioski na przyszłość. Jednak są też takie, które zależą po prostu od szczęścia i uczenie się z nich czegokolwiek nie ma sensu. Tak właśnie bywa w przypadku wielu gier.
Natomiast nawet taka porażka to okazja, aby nauczyć się czegoś o sobie i innych. Co czuje dziecko, które przegrało: smutek, rozczarowanie, gorycz? Jak reagują inne dzieci: pocieszają, współczują czy dokuczają? To okazja, aby nazwać emocje dziecka i zapewnić, że ma do nich prawo. Aby zapewnić malucha, że rozumiemy, co czuje. Po każdej takiej „lekcji życia” warto uważnie obserwować dziecko i w zależności od jego potrzeb mocno je przytulić albo pozwolić mu posiedzieć w samotności.
Gdy emocje sięgają zenitu
Dziecko angażuje się w rozgrywkę całym sobą i trudno mu się dziwić. Gra to dla dziecka silne emocje: ekscytacja z powodu rywalizacji, radość i satysfakcja z powodu wygranej… lub czarna rozpacz z powodu przegranej. Obrażanie się, płacz, rzucanie planszą, kostką i pionkami. Oraz deklaracje, że już nigdy, nigdy, NIGDY nie będzie grało w takie głupie gry! Gdy dziecko nie umie przegrywać, miły rodzinny wieczór przy planszówce zamienia się w koszmar.
Aby nie było tragedii, kiedy dziecko przegrywa, nie warto reagować przesadnie, gdy dziecko wygrywa. Jednak z drugiej strony trudno nie cieszyć się razem z nim, kiedy widzimy tę roześmianą buzię i małe ciałko, które rozpiera radość i duma 😆
A jak wytłumaczyć dziecku, że wcale nie musi być pierwsze i najlepsze? Czy zanegować przyjemność, jaką daje uczucie bycia pierwszym i najlepszym? Można próbować, ale mam wrażenie, że te starania mogą spełznąć na niczym. Od początku powtarzam Romkowi, że nie jest ważne, które miejsce zajmie, ani jak ktoś oceni jego rysunek. Tłumaczę, że najważniejsza jest przyjemność, jaką odczuwa, kiedy się rusza lub kiedy rysuje. Że sam wysiłek i proces tworzenia jest ważniejszy niż efekt.
Niespełna dwuletnia Irka, nie czuje jeszcze potrzeby wygrywania. Podczas „wyścigów” po prostu pociesznie biega za starszymi dziećmi i chętnie jest tą ostatnią. Mam wrażenie, że dzieciom młodszym, mniejszym, słabszym paradoksalnie jest łatwiej przyzwyczaić się do uczucia porażki.
Co innego z dziećmi, które faktycznie z reguły „wygrywają”, tak jak Romek. Syn bardzo ekspresyjnie cieszy się z wygranej. Nie chcę umniejszać jego sukcesu, bagatelizując wygraną stwierdzeniem, że „to nic takiego”. Staram się towarzyszyć dzieciom zarówno w dobrych, jak i w złych emocjach.
Dlaczego czasem warto dać dziecku wygrać?
Co się dzieje w głowie dziecka, które wygrywa z rodzicem? Czuje się mądry, ważny, dowartościowany. To pierwszy powód, aby dać dziecku wygrać.
A drugi powód – to doskonała okazja, aby pokazać dziecku jak przegrywać z klasą i szanować przeciwnika! Gdy przegrałaś, daj dobry przykład. Uściśnij dłoń dziecka, pogratuluj i powiedz: Trudno, nie przejmuję się tym. Następnym razem spróbuję wygrać.
Kolejna sprawa to uczciwość i fair play. Wstyd przyznać, ale kiedy Romek był mniejszy często dawaliśmy mu wygrać. Bo który rodzic nie daje? 😉 Biję się w pierś i robię rachunek sumienia: dawałam synowi wygrać, z różnych powodów. Aby poczuł się dowartościowany. Aby nie widzieć smutnej minki. Albo dla świętego spokoju, kiedy byłam zbyt zmęczona i nie miałam siły pocieszać go przez pół godziny.
Na początku syn emocje brały górę, a syn zupełnie nie potrafił przegrywać. Robił tragedię z każdej karty zdobytej przeze mnie lub przez Męża. Nie chodziło więc o wygraną CAŁEJ gry, a nawet o zdobywanie punktów W TRAKCIE rozgrywki. Jednak z czasem w reakcji na naszą wygraną już tylko wzdychał, a potem zaczął się cieszyć razem z nami! 🙂
Także spokojnie, dziecko nauczy się wszystkiego. Musi tylko do tego dojrzeć, i potrzebuje dużo Waszej łagodności i wsparcia. A kiedy przegra – warto rozmawiać, tłumaczyć… a czasem wystarczy po prostu przytulić.
Warto od początku postanowić, że nie oszukujemy (nawet, gdy dajemy dziecku wygrać). Jak to zrobić? Wybierać takie gry, w których dziecko faktycznie jest mistrzem!
Jakie gry wybierać?
Przede wszystkim niech będą to gry dopasowane do wieku dziecka i jego umiejętności. Grać mogą już dwulatki, jednak nie możemy wymagać od nich precyzyjnych ruchów, refleksu, rozwiązywania łamigłówek czy zrozumienia skomplikowanych zasad.
Aby rodzic nie musiał oszukiwać, warto wybierać gry, w których dziecko naprawdę będzie lepsze:
• PAMIĘCIÓWKI (memo i jego różne odmiany)
• GRY NA SPOSTRZEGAWCZOŚĆ
• GRY LOGICZNE – dla starszych dzieci (pod warunkiem, że dziecko rozumie zasady łamigłówki co najmniej równie dobrze jak rodzic)
Takie gry sprawiają, że dziecko rozwija pamięć, spostrzegawczość, umiejętność logicznego myślenia. Ma poczucie, że gra fair, że wiele zależy od niego samego oraz, że ma szansę wygrać, jeśli się postara – w ten sposób kształtuje się jego motywacja wewnętrzna.
Tej funkcji nie będą spełniać GRY LOSOWE, w których wygrana zależy np. od rzutu kostką lub rozdanych kart. Jednak nie ma co demonizować gier tego typu. Warto sięgać po nie od czasu do czasu, bo tu też każdy ma szansę na wygraną, ważne jednak, aby nie były to jedyne gry w domu.
Warto również sięgnąć po GRY KOOPERACYJNE, które uczą dzieci współpracy, zamiast rywalizacji. Chciałabym napisać, że są one absolutnie najlepsze, ale to nieprawda. Taka gra nie oswoi dziecka z uczuciem porażki, a jak już ustaliliśmy – to potrzebne i cenne doświadczenie.
Niemniej bardzo lubię gry kooperacyjne i wkrótce planuję o nich osobny wpis. Tymczasem przypominam kilka naszych ulubionych gier, o których pisałam na blogu:
>> Najfajniejsze gry planszowe dla dzieci w wieku 2+ 3+ i 4+
>> 15 wszechstronnych gier edukacyjnych dla przedszkolaków
>> „Wiesz, co jesz?” edukacyjna gra dla niejadków
Na samym początku dobrze sprawdziły się u nas gry na pamięć i spostrzegawczość. Romek wymiatał w Memo (uwielbiał wersję z bajką „Cars”), zapamiętywał położenie kart jak mały komputerek. Trochę trudniej było z Dobble Kids – gry wymagającej połączenia spostrzegawczości i refleksu. Dlatego najpierw graliśmy w Dobble Cars (mniej kart i symboli), a potem Dobble Kids i z czasem syn był coraz szybszy, a rozgrywka coraz równiejsza.
W przypadku gier sportowych, wyścigów i innych aktywności na świeżym powietrzu, zasady często są bardziej brutalne, bo zależne od innych dzieci. I podobnie jak w przypadku gier planszowych czy karcianych, gdy dziecko przegra wystarczy, że po prostu będziemy je wspierać. Możemy zachęcać do większej aktywności fizycznej, ale nie po to, aby podsycić ducha rywalizacji. Bo przecież celem aktywności fizycznej powinno być zdrowie i świetna kondycja, a nie zwycięstwo – da się tak? 😉
6 wskazówek jak nauczyć dziecko przegrywać
1) Szanować przeciwnika
• nie pozwalać drwić z rodzica lub innego dziecka, które przegrało
• dać dobry przykład jak wspomniałam wyżej: uściśnij dłoń dziecka, pogratuluj i powiedz: Trudno, nie przejmuję się tym. Następnym razem spróbuję wygrać.
2) Tłumaczyć, że czasami wygrywa dziecko, a czasami ktoś inny, a gra sama w sobie jest przyjemnością, niezależnie od wyniku.
3) Nie oszukujmy, ale od czasu do czasu przed rozpoczęciem gry możemy umówić się na zmianę zasad: wygrywa ten, kto zbierze najmniej kart, albo kto ostatni dotrze do mety.
4) Porażka to okazja, aby nauczyć się czegoś o sobie – wytłumaczmy to dziecku. To okazja, aby nazwać emocje dziecka (rozgoryczenie, smutek, zawód) i zapewnić, że ma do nich prawo, a my rozumiemy co czuje.
5) Pozwalać dziecku wygrać, ale nie dzięki temu, że rodzic oszukuje, poddaje się lub zmienia zasady w trakcie gry. Zamiast tego dobierzmy grę do umiejętności dziecka, tak aby naprawdę miało szansę wygrać (polecane gry powyżej).
6) Od czasu do czasu rzucić pociechę na głęboką wodę i pozwolić zagrać ze starszym dzieckiem, które da mu popalić 😉
Skuteczny (choć ryzykowny) trik
Chciałabym rozwinąć ostatni punkt. Na wakacjach w Borach Tucholskich Romek zaprzyjaźnił się z 3 lata starszą Julką. Podobnie jak ja kiedyś nie dawałam fory Zuzi, tak Julia – pomimo ogromnej sympatii – nie dawała wygrać Romkowi. On również bardzo ją lubił i zależało mu na na jej towarzystwie, więc dzielnie przełykał gorzką pigułkę przegranej.
Czailiśmy się z Mężem za sosną i przełykaliśmy łzy wzruszenia 🙂
Dzieci grały w Duuuszki – grę przeznaczoną dla dzieci w wieku 8+. Romek jest w stanie zrozumieć jej zasady, ale jeszcze nie potrafi „rozgryźć” poszczególnych konfiguracji tak prędko jak ośmiolatka czy osoba dorosła. Jednak może to i dobrze? Julia była wobec niego troskliwa i opiekuńcza, ale też stanowcza i uczciwa. W innej sytuacji Romek nie miałby możliwości takiego łagodnego oswojenia uczucia przegranej i porażki.
Nadal uważam, że gry powinny być dopasowane do wieku dzieci, ale warto od czasu do czasu zaryzykować i rzucić je na głęboką wodę 😉
Kiedy w głowie zaświtała mi myśl, aby zostać mamą, nie wyobrażałam sobie wypasionych wakacji ani imprez rodzinnych. Jedną z pierwszych wizji przyszłości naszej rodziny były właśnie wspólne spokojne wieczory przy grach planszowych. Mam z dzieciństwa mnóstwo miłych wspomnień związanych z grą w planszówki i karty z moim bratem i rodzicami.
3 komentarzy
Cześć! Zacznę od tego że uwielbiam Twojego bloga, obecnie to mój ulubiony (A trochę jest do wyboru!) 🙂 A teraz konkrety. Moja córeczka ma dopiero 3 miesiące ale my z mężem, zagorzali fani planszówki, już snujemy wizje wspólnego „grania w grę”. I tu wracają wspomnienia z dzieciństwa, dla małej mnie problemem było coś innego – oszukujący przeciwnik (młodszy Bartoszek, a jakże). Czy zdarzyło się, że Romek oszukiwał lub został oszukany przez inne dziecko? Jak sobie z tym poradzić? Ja do tej pory mam traumę 😉 a przecież nie raz na zachowanie innych nie mamy wpływu…
Dziękuję za przemiłe słowa! 🙂
A propos oszukiwania: masz rację, że na zachowanie innych nie mamy wpływu, dlatego my dużo rozmawiamy z Romkiem i staramy się go „uodpornić” na różne zachowania. Głównie po to, żeby rozumiał, że ktoś może mieć inne zdanie, inne potrzeby i żeby przyzwyczaić go, że to całkowicie normalne i nie trzeba się tym stresować.
Jeśli chodzi o oszukiwanie, to Romek kilka razy próbował nagiąć zasady (ale bez kłamstwa albo innych sztuczek) – traktowaliśmy to jako okazję do rozmowy o „fair play” i tym, że widzimy jak bardzo zależy mu na wygranej.
Planszówki. Tego chyba nic nie zastąpi, choć dziś wielu dzieciom trudno to zrozumieć. Choć same w sobie są proste, mają w sobie to COŚ.
A co do przegrywania, to kiedyś pomyślałem, że warto próbować pokazać dziecku, że choć tym razem przegrało, nie było pierwsze w wyścigu, nie zrobiło czegoś tak dobrze jak inni, to nie znaczy, że nie uda się następnym razem. A skoro ktoś inny wygrał, przebiegł bardzo szybko, zdobył tak dużo punktów, albo najwięcej kart, to znaczy, że jest to możliwe i kto wie, może następnym razem uda się tobie. Zawsze też można wygrać ze sobą z ostatniej gry. Pobić swój rekord. Być lepszym od siebie. 🙂