„Czytajcie etykiety!” – mówili.
„Nie jedzcie chemii!” – mówili.
„Wszystkie E to zło wcielone!” Tylko czy rzeczywiście tak jest?
Kiedy analizując etykiety żywności i kosmetyków, zauważymy dodatek oznaczony złowrogą literą „E”, ogarnia nas popłoch. Odkładamy produkt na półkę lub konsumujemy go z wyrzutami sumienia. Tymczasem wiele z tych składników jest neutralnych dla zdrowia, bezpiecznych, a czasem wręcz pożytecznych!
Dlaczego więc zostały w ten sposób oznaczone? Po prostu zgodnie z prawem Unii Europejskiej wszystkie dodatki do żywności i kosmetyków mają przypisane jakieś tam oznaczenie E(XXX). Na przykład całkiem w porządku są następujące składniki:
E163
Antocyjany ekstrahowane ze skórek winogron lub z czerwonej kapusty. W produktach spożywczych pełnią rolę zupełnie bezpiecznych barwników. Natomiast w organizmach żywych pełnią funkcje ochronne, więc ich spożycie jest nie tylko nieszkodliwe, ale wręcz pożyteczne. Badania naukowe potwierdziły na przykład, że:
• antocyjany występujące w kwiatach hibiskusa mogą zapobiegać schorzeniom wątroby
• antocyjany występujące w borówce kanadyjskiej chronią przed chorobami układu krążenia
• antocyjany wchodzące w skład soku z winogron i czerwone wino obniżają ryzyko zawału (źródło: klik).
E309
Pod groźną nazwą delta-tokoferol kryje się niewinna witamina E, która w produktach spożywczych pełni rolę przeciwutleniacza, a dla organizmu ludzkiego jest wręcz niezbędna.
E403
Alginian amonu, czyli sól amonowa kwasu alginowego, uzyskiwany z glonów morskich. W produktach spożywczych pełni funkcję zupełnie bezpiecznego zagęstnika, stabilizatora, substancji żelującej, podobnie jak popularny agar.
E406
To wyżej wspomniany agar, również uzyskiwany z glonów. Jest bardzo popularnym produktem stosowanym w kuchni wegańskiej jako zamiennik żelatyny.
E460
Celuloza, produkowana z pulpy drzewnej, uznawana za nieszkodliwą w zastosowaniach spożywczych.
E551
Krzemionka, która w produktach spożywczych pełni funkcję środka zbrylającego i substancji klarującej. To składnik o korzystnym wpływie na zdrowie, w związku z faktem, że w dzisiejszych czasach znaczna część populacji cierpi na niedobór krzemu.
To tylko kilka przykładów. Lista bezpiecznych lub korzystnych dla zdrowia dodatków „E” jest o wiele dłuższa.
Jak to sprawdzić?
Korzystając z aplikacji w smartfonie, na przykład:
• eFood
• E-kody
• Zdrowe Zakupy
• E Numbers
• E dodatki do żywności
• Chemiczne dodatki do żywności
A jeśli – tak jak ja – jesteście starej daty, gorąco polecam Wam kieszonkowy poradnik „E213 Tabele dodatków i składników chemicznych, czyli co jesz i czym się smarujesz” autorstwa Billa Stathama:
W tej poręcznej książeczce opis dodatków do żywności i kosmetyków jest dokładniejszy niż w aplikacjach w telefonie. Aktualne wydanie poradnika możecie kupić TUTAJ.
To niewielki wydatek, a zapewniam Was, że ta niepozorna książeczka raz na zawsze zmieni Wasze podejście do czytania etykiet i sprawi, że nie będziecie już drżeli na widok złowrogiej litery E 🙂
W poradniku wszystkie dodatki do żywności i kosmetyków zostały podzielone na 3 kategorie:
• ZIELONE – składnik bezpieczny dla większości lub bezpieczny i/lub pożyteczny (kilka przykładów podałam powyżej)
• ŻÓŁTE – zalecana ostrożność
• CZERWONE – składniki, których lepiej unikać lub takie, w przypadku których stwierdzono niebezpieczeństwo.
Co istotne dla wegan i wegetarian: książka zawiera także informacje o tym, w jaki sposób pozyskiwane są poszczególne związki chemiczne. Możecie więc sprawdzić, czy produkt, którego etykietę analizujecie, zawiera składniki pochodzenia zwierzęcego, roślinnego czy syntetycznego.
Korzystacie z aplikacji w smartfonie czytając etykiety? Jakie aplikacje polecacie? Piszcie w komentarzach.
Nie bagatelizuję kwestii niebezpiecznych dodatków do żywności i kosmetyków – w składzie wielu z nich można znaleźć składniki „czerwone”. Namawiam jedynie, aby czytać etykiety z głową.
Trzymajcie się!
Chcesz być na bieżąco?
Polub blog na Facebooku:
To również może Cię zainteresować:
[one_half][postblog post=”6970″][/one_half][one_half][postblog post=”10090″][/one_half]
Spodobało Ci się?
Będzie mi miło, jeśli polubisz lub udostępnisz ten tekst:
…albo zostawisz komentarz poniżej ↓
Dziękuję! 🙂
Fot. tytułowa – Horia Varlan (CC)
29 komentarz
Bardzo fajny wpis 🙂 Ja od zawsze tłumaczę moim studentom, że nie wszystkie E są szkodliwe, niektórzy patrzą na mnie z dziwną miną 🙂
Taki niestety panuje stereotyp, tymczasem to zwykłe oznaczenia związków chemicznych. To tak jak narzekanie na „chemię”, w jedzeniu, podczas gdy wszystko co dobre również składa się z „chemii” 😉
Rozejrzę się za taką ściągawką. Pamiętam, że kiedyś była taka najprostsza w gazetach, że E od do to złe, od do to te dobre i coś jeszcze. Żałuję, że wtedy tego nie wycięłam sobie.
O, to ciekawe… w tym poradniku dodatki są uszeregowane w kolejności i w tabelach na zmianę pojawiają się pola czerwone, żółte i zielone, więc według tej książeczki szkodliwość nie zależy od przedziału od-do.
A wiesz, że jest taka polska aplikacja „e-food”, która skanuje kody paskowe i na podstawie swojej bazy danych pokazuje skład produktów, włącznie ze szczegółowym opisem konserwantów? 🙂 Opisywałem ją swego czasu u siebie i czasem nadal korzystam.
Słyszałam o niej, ale jeszcze nie próbowałam. Od wielu lat czytam składy i mniej więcej pamiętam, co jest szkodliwe, a co znośne.
Do tego niestety dochodzi jeszcze kumulowanie się szkodliwych substancji w ciągu dnia – co z tego, że jeden produkt ma jego niewielką dozę, gdy do wieczora zdążymy już zjeść wielokrotności dawek
Kurcze, taka apka to świetna rzecz, nie pomyślałam o tym wcześniej! Już ściągam 🙂
Ja podchodzę do czytania etykiet z jeszcze dodatkową regułą: krótki skład 🙂
Masz rację, to też bardzo ważne!
Nie wiedziałam o tym wcześniej a warto. Też zaraz pobiorę apke na telefon 🙂
Ciekawe wskazówki 🙂
Też słyszałam na początku o tej zgrozie, że wszystkie E na etykietach to zło, aż sama nie sprawdziłam o co to całe halo. Okazało się, że niektóre to po prostu oznaczenia niegroźnych składników.
Więc ja przyznaję bez bicia, że wcale nie czytam etykiet! Jedynie sprawdzam date ważności 🙂 Nie można się bać wszystkiego, bo tak jak pisałaś czasem pewne rzeczy są pozornie niebezpieczne. Wszystko z umiarem i będzie dobrze 🙂
Prawdę mówiąc nie czytam etykiet . Tak tak jak tak można żyć etammm można i przynajmniej się nie myśli zbyt wiele hihi
Hm.. a może jest jakiś odpowiednik tej książki w postaci aplikacji na komórkę?:) Muszę sprawdzić. Swoją drogą nigdy tych E nie zapamiętam więc staram się ich unikać;)
Tak, podałam kilka apek w punktach 🙂
To na pewno było jak pisałem komentarz?:) Bo jest opisane jak wół i jakoś nie chce mi się wierzyć, że tego nie widziałem:)
Jakiś chochlik schował jak nic! 😉
Bardzo fajny i z przydatnymi informacjami wpis, a apkę zaraz jakąś sobie zainstaluje, bo ja lubię czytać etykiety 🙂
Dzięki!
Nie miałam pojęcia, że istnieją takie aplikacje na smartfony. Genialny pomysł, wygodny zwłaszcza podczas zakupów.
Najbardziej podoba mi się e-Food, ale warto wypróbować kilka i znaleźć swoją ulubioną!
Super przydatny wpis. Ja mam apkę któa mi często pomaga rozszyfrować wszystkie E…
Cieszę się 🙂 A apki są super wygodne! Wprawdzie zakupy połączone z czytaniem etykiet trwają dwa razy dłużej, ale tylko na początku, potem można wrzucać do koszyka już tylko ulubione i sprawdzone produkty.
Cudownie, że po świecie chodzą świadomi ludzie, którzy potrafią uświadamiać:) Dziękuję, że wyrwałaś mnie ze stereotypowego myślenia w temacie E:) Jak dobrze mieć wiedzę! Dzięki!
Proszę bardzo 🙂 Miło czytać takie słowa!
Ten stereotyp jest mocno zakorzeniony, przyznam, że sama dopiero od jakiegoś czasu poddaję go w wątpliwość, dlatego z zainteresowaniem wczytałam się w Twój wpis. 🙂
Też tak myślałam przez wiele lat, zanim podczas studiów trafiłam na tę książkę (wtedy jeszcze nie miałam smartfona). Lęk przed wszystkimi „E” jak leci to duże uproszczenie, które weszło nam w krew.