Grzeczny – co to właściwie znaczy? Bo ja znam taką definicję:
Grzeczne dziecko = spełniające oczekiwania dorosłych i nie sygnalizujące swoich potrzeb
„Bądź grzeczny” oznacza często:
- nie sprawiaj problemów, nie zawracaj głowy, zachowuj się tak, jakby Ciebie nie było 🙁
- dziel się zabawkami, ustępuj podczas konfliktów, nie broń się
- nie zadawaj niewygodnych pytań, wyłącz samodzielne myślenie, nie miej własnego zdania
- szanuj starszych i bądź posłuszny bez względu na to, co każą Ci zrobić
- nie płacz, nie tęsknij, nie wyrażaj swoich potrzeb i emocji – masz je stłumić, ukryć i przeżyć w samotności
Mam problem z tym słowem… a nawet kilka:
- „Grzeczny” i „niegrzeczny” to zbyt ogólne etykiety. Zero konkretów! Poza tym, jak wszystkie etykiety, te słowa szufladkują i stygmatyzują dzieci.
- Społeczeństwo wymaga innej „grzeczności” od chłopców, a innej od dziewczynek.
- Aby być grzeczne, dziecko musi tłumić swoje potrzeby i emocje – a to prosta droga do poważnych problemów ze zdrowiem psychicznym.
- Gdy wyobrazimy sobie przyszłość grzecznego dziecka, okazuje się, że to słowo-pułapka.
Ten obrazek pokazałam tu po raz pierwszy dawno temu:
we wrześniu 2015, czyli na samiutkim początku
istnienia bloga. Kto z Was czytał wtedy Ronję? 🙂
Dostrzegacie paradoks, który ilustruje ten mem? Rodzice marzą, aby dziecko było asertywne, pewne siebie i odważne w relacji ze światem zewnętrznym oraz w życiu dorosłym. Jednak w domu lepiej, aby było bezproblemowe, uległe i posłuszne. Po prostu „grzeczne” 😉
Tylko że… tak się nie da! Aby dziecko stało się asertywne – musi ćwiczyć to od najmłodszych lat, w domu, w bezpiecznym środowisku. Poza tym każdy człowiek (w tym zwłaszcza małe dziecko) musi nauczyć się rozpoznawać swoje potrzeby i dokonywać wyborów. Nie nauczy się tego, gdy cały czas ukrywa własne zdanie i potrzeby, chcąc podporządkować się woli rodziców. Jednak postawmy sprawę jasno: wychowanie dziecka, którego „grzeczność” polega na tłumieniu własnych potrzeb jest działaniem na jego szkodę. Janusz Korczak pisał:
„Całe wychowanie współczesne pragnie, by dziecko było wygodne (…) Grzeczne, posłuszne, dobre, wygodne, a bez myśli o tym, że będzie bezwolne wewnętrznie i niedołężne życiowo.”
O BEZWARUNKOWEJ MIŁOŚCI
Często „grzeczne” dzieci to takie, które robią wszystko, aby zasłużyć na miłość. Dzieci, które nie czują, że są kochane BEZWARUNKOWO. Pełne niepokoju, niepewne swojej relacji z rodzicami, do bólu czujne. Wciąż próbują sprostać wymaganiom i doskoczyć do poprzeczki ustawionej absurdalnie wysoko – często nieadekwatnie do ich wieku, etapu rozwoju i umiejętności kontrolowania emocji.
Oczywiście większość rodziców robi to totalnie nieświadomie wierząc, że właśnie na tym polega wychowanie. Jednak dzieci doskonale wyczuwają komunikat „będę Cię kochać, pod warunkiem, że będziesz grzeczna/ grzeczny”. Chyba nie muszę tłumaczyć, że to nie jest miłość bezwarunkowa?
Dlatego do znudzenia powtarzam Romkowi i Irence, że kocham ich zawsze – również wtedy, gdy się kłócimy, krzyczymy i jesteśmy na siebie wściekli. Bardzo możliwe, że to właśnie wtedy kocham ich najmocniej 😉 Wyjaśniam, że konflikty są normalne i że stopniowo nauczymy się rozwiązywać je tak, aby szanować nawzajem swoje granice.
CO TO ZNACZY „GRZECZNE” DZIECKO?
JAK MOŻE WYGLĄDAĆ JEGO PRZYSZŁOŚĆ?
Dlaczego dorośli cieszą się z grzecznych dzieci? Bo są łatwe w obsłudze i „wygodne”. Znacznie prościej wychować dziecko, które jest uległe i podporządkowane, nie „buntuje się”, nie protestuje i bez sprzeciwu wykonuje polecenia. Jednak warto pamiętać, jaką cenę płaci dziecko za to bezwzględne posłuszeństwo.
Grzeczne niemowlę
Śmiać mi się chce, kiedy ktoś pyta rodziców noworodka lub niemowlaka czy ich dzidziuś jest „grzeczny” 🙂 Wtedy w głowie zapala mi się wielki neon: WTF?! Jednak jestem wyrozumiała i zakładam, że takie pytania wynikają z życzliwości i troski. Zapewne ta osoba nie weszła w temat na tyle głęboko, aby wiedzieć, jak inaczej zadać to pytanie.
Takie „wymarzone” grzeczne niemowlę jest bezproblemowe, bezobsługowe i mało wymagające. Ma niewielkie potrzeby, albo po prostu ich nie sygnalizuje.
Według poradnika z czasów PRL:
„Dobrze wychowane niemowlę:
samo usypia,
śpi spokojnie,
nie jest nerwowe,
jest wesołe,
je z apetytem.”
Cały artykuł o grzecznych dzieciach w czasach PRL przeczytacie tutaj:
O DZIECIACH GRZECZNYCH Z NATURY
Oczywiście są dzieci, których „grzeczność” wynika z ich spokojnego i uległego charakteru. To nie jest żadna zasługa, ani sukces rodziców, tylko los wygrany na loterii 🙂
Z takim dzieckiem możemy postępować na 2 sposoby:
- Wspierać odwagę i asertywność dziecka, ośmielać do samodzielnego myślenia i wyrażania własnego zdania. Uczyć, że nie zawsze musi ustępować (pomimo, że ma to w naturze).
- Wykorzystywać to, jak łatwo się podporządkowuje i cieszyć się sielankowym rodzicielstwem.
Przy czym warto pamiętać, że to, co łatwe i wygodne dla rodzica, nie zawsze jest dobre dla dziecka.
A co z dziećmi, które wymagają więcej uwagi albo skrajnych przypadkach, tzw. high need babies? Czy one (lub ich rodzice) są w jakiś sposób gorsze? Czy rodzice powinni wychować wytresować je tak, aby stały się podręcznikowymi, grzecznymi niemowlętami? Mam nadzieję, że odpowiedź jest dla Was oczywista 😉
„Grzeczne” dziecko w przedszkolu i żłobku
Oceniamy dziecko jako „niegrzeczne”, bo wymagamy od niego zachowań, które są nieadekwatne do jego możliwości rozwojowych. Dziecko w żłobku i przedszkolu dopiero uczy się samoregulacji – jego emocjami nadal rządzi tzw. gadzi mózg (napisze o nim więcej w artykule o tym, jak z godnością przetrwać histerię 🙂 ).
• Te emocje są złe i niemile widziane
• Nie masz prawa tego czuć, przecież nic się nie stało
• To co czujesz nie jest dla mnie ważne (wolę mieć święty spokój, zamiast Ci pomóc)
„Grzeczne” dziecko w przedszkolu i żłobku ma poważne problemy z komunikacją – nie powie, czego potrzebuje, bo tego po prostu nie wie. Nie potrafi wsłuchiwać się w swój „wewnętrzny głos”, nie nauczyło się rozpoznawać swoich potrzeb i nie jest w stanie ich nazwać. Nie rozumie targających nim emocji, wie tylko, że rodzice i nauczyciele są niezadowoleni, kiedy je okazuje. Dopasowuje się do oczekiwań rodziców, babci, nauczycielki, rówieśników. Dzieli się zabawkami, jednak nie z powodu hojności, ani chęci wspólnej zabawy, lecz dlatego, że jest uległe i ustępuje dominującemu dziecku.
„Grzeczne” dziecko w wieku przedszkolnym każdego dnia ma do odhaczenia potwornie długą listę zasad, obowiązków i oczekiwań, a jednocześnie nie ma żadnych praw (w najlepszym razie ich lista jest bardzo krótka). W szkole ta dysproporcja jeszcze się pogłębia i z czasem staje się przepaścią.
„Grzeczne” dziecko w szkole
Grzeczne dziecko w szkole doskonali sztukę spełniania oczekiwań innych ludzi: rodziców, nauczycieli, trenerów, rówieśników. Wytrwale walczy o akceptację rodziców, a gdy nie jest w stanie na nią zapracować – rozpaczliwie szuka jej u nauczycieli (to w latach szkolnych kiełkuje pracoholizm!) lub u rówieśników, wpadając w „złe towarzystwo”.
Wydaje nam się, że grzeczne dziecko lepiej poradzi sobie w życiu, bo będzie bardziej lubiane. Tymczasem takie dziecko jest podatne na manipulacje i wykorzystywanie. Wychowane przez rodziców, którzy ignorowali jego potrzeby, bo zawsze „wiedzieli lepiej” co jest dla niego dobre, trafia na kolejne osoby, które „wiedzą lepiej”: inne dzieci i dorosłych o nieczystych intencjach.
Grzeczne dziecko nie dzieli się z rodzicami swoimi problemami – bo ma tak dobre serce, że chce oszczędzić rodzicom zmartwień. Dźwiga na małych barkach ciężar i odpowiedzialność ponad swoje siły i wiek. Z boku wygląda na „idealne” dziecko, a tak naprawdę coraz bardziej zamyka się w sobie, hoduje coraz grubszą skorupę i radzi sobie samo z własnymi problemami, smutkami i potworną samotnością…
„Grzeczne” dziecko w życiu dorosłym
Grzeczne dziecko w życiu dorosłym nadal rozpaczliwie poszukuje akceptacji i daje sobą manipulować. Z grzecznych dzieci wyrastają pracownicy, którzy zrobią wszystko, aby uzyskać pochwałę szefa lub awans. Pracownicy, którzy nie potrafią negocjować swojego wynagrodzenia, nie wierzą w siebie i miotają się od chorobliwie niskiego do skrajnie wysokiego poczucia własnej wartości. Nie radzą sobie w związkach, wplątują się w toksyczne relacje, stają się ofiarami przemocy domowej.
Gdy ktoś nas krzywdzi, złość jest naturalnym mechanizmem obronnym. Jest „czerwoną lampką”, która podpowiada nam, że coś jest nie tak i trzeba to zmienić. Jednak grzecznej kobiecie przez lata wpajano, że nie ma prawa się złościć. Przez całe życie była grzeczna, aby zadowolić innych. Rok po roku, kawałek po kawałeczku, tłumiła swoje potrzeby i emocje, zaciskała zęby i stawiała dobro innych nad własnym. Nie potrafi bronić swoich praw, bo tak naprawdę nigdy ich nie miała. Grzeczna kobieta jest przekonana, że gdy wpada w złość, to znaczy, że to ona jest złym człowiekiem (a nie partner, który ją krzywdzi). Obwinia się za to, że „sprowokowała” przemoc i nie potrafi wyrwać się z przemocowego związku.
Jak wyrzuciłam słowa „grzeczny” i „niegrzeczny” z rodzinnego słownika
Nie było momentu, kiedy postanowiłam „od dziś nie używamy tych słów”. Jestem mamą od ponad 7 lat i w tym czasie te określenia ani raz mi się nie przydały. Uwierały. Nie pasowały do sytuacji. Możemy więc uznać, że na stałe zniknęły z naszego rodzinnego słownika.
To nie jest też tak, że zachęcam moje dzieci, aby były niegrzeczne na siłę. Niech będą sobą – ciche i potulne, kiedy mają taki nastrój, dzikie i rozwrzeszczane, kiedy mają taką możliwość.
U nas w domu wygląda to tak, że w naszym słowniku nie ma słów „grzeczny” i „niegrzeczny”. Od lat. W ogóle nie używamy tych określeń. Co istotne – dotyczy to zarówno chłopców, jak i dziewczynek. Niestety wśród starszego pokolenia panuje przekonanie, że chłopiec może być urwisem, a dziewczynce to nie wypada.
Ja też zostałam wychowana w ten sposób! W podstawówce była właśnie taką potulną, cichą, spełniającą oczekiwania dziewczynką. Na szczęście w liceum przyszedł nastoletni bunt i od tamtej pory do dziś w wielu aspektach życia płynę pod prąd 🙂
Ostatnio uczestniczyłam w spotkaniu zorganizowanym przez czasopismo „Kosmos dla dziewczynek”, które bardzo lubię i wspieram od samego początku jego istnienia, czyli etapu crowdfundingu. Rodzicom chłopców też polecam Kosmos – to nie jest pismo tylko dla dziewczyn! Chłopcy również znajdą tam wiele uniwersalnych, ciekawych tematów. Poza tym żadne inna gazeta nie mówi tak mądrze o prawach dzieci. To obecnie najlepsze pismo dla dzieci na polskim rynku, a nie ma analogicznego tytułu skierowanego do chłopców.
„Kosmos dla dziewczynek” ma już 2 lata i temat jubileuszowego 13 numeru to właśnie „niegrzeczność”. Bardzo spodobało mi się stwierdzenie, które padło podczas panelu dyskusyjnego: Jeśli będziemy skupiać się na tym, czy dziecko jest grzeczne, czy niegrzeczne, możemy przegapić dziecko.
źródło: Kosmos dla dziewczynek
TO NIE JEST BEZSTRESOWE WYCHOWANIE
Czy dzieci, które nie muszą być „grzeczne” wyrosną na chuliganów i egoistów?
Nie, to tak nie działa. Gdy szanujemy granice dziecka, gdy dajemy mu do zrozumienia, że ma prawo do szacunku i własnych granic – ono uczy się szanować granice innych ludzi. W ten sposób codziennie dajemy mu dobry przykład, uczymy szanować siebie i innych ludzi. Oczywiście to działa też w drugą stronę: gdy codziennie łamiemy granice dziecka, gdy nie szanujemy jego potrzeb i emocji, ono będzie zachowywać się tak samo w stosunku do nas i innych ludzi.
Gdy słyszę o bezstresowym wychowaniu, reaguję alergicznie 😉 Tym bardziej, że dla osób, które używają tego określenia, zazwyczaj istnieją tylko dwa bieguny: albo wychowanie bezstresowe, albo wychowanie autorytarne. Nic pośrodku. Nie będę tu wdawać się w szczegóły, czy w ogóle istniej coś takiego jak bezstresowe wychowanie, bo pisałam o tym tutaj.
Nie mylić z dobrymi manierami
Dobre maniery, uprzejmość – na to wszystko są konkretne określenia, mniej ogólnikowe niż „grzeczny”. Oczywiście uczę dzieci, w jakich sytuacjach używać słów „proszę, dziękuję, przepraszam, dzień dobry i do widzenia”. Jednak pamiętam też słowa Jespera Juula, który pisał o tzw. języku osobistym. To język ściśle powiązany z rozpoznawaniem swoich potrzeb. Dlatego dzieci powinny w bezpiecznym domowym środowisku nauczyć się mówić np. chcę/nie chcę, lubię/ nie lubię i powinno to nastąpić ZANIM nauczymy je mówić proszę/ przepraszam/ dziękuję.
Jak reagować, gdy dziecko słyszy słowo „grzeczny” w przedszkolu
Co robić, gdy w domu nie używamy określeń „grzeczny/ niegrzeczny”, ale pojawiają się one w żłobku, przedszkolu, szkole lub podczas wizyty u babci? Rozmawiać z dzieckiem o tym, co to znaczy i jak to rozumieć. Podkreślać, że inni ludzie używają takich słów i dla każdego to oznacza co innego.
Można wyjaśnić nauczycielom lub babci nasze poglądy, ale uważam, że nie ma co walczyć z wiatrakami 😉 Nie obawiam się, że to wprowadzi zamieszanie w małej główce, bo wierzę, że do pewnego wieku to dom jest najważniejszy – nie przedszkole, szkoła, dalsza rodzina, ani rówieśnicy.
CZYM ZASTĄPIĆ TE SŁOWA?
Zamiast przy powitaniu zapytać „Czy byłeś grzeczny? Czy byłaś grzeczna?” zastanów się, czego chcesz się dowiedzieć i zapytaj o konkret. Zamiast przy pożegnaniu wołać „Paaa, bądź grzeczny!”, powiedz lepiej „Miłego dnia!” albo „Baw się dobrze!” 🙂
Nie chcę Wam niczego narzucać – jeśli dobrze się z tym czujecie, używajcie nadal etykietek „grzeczny” i „niegrzeczny”. Ja nie umiem, więc nie używam 🙂 Mam natomiast nadzieję, że mój artykuł zasieje ziarno niepewności – jak słowa, którymi zwracamy się dziś do dzieci, wpłyną na ich przyszłość? Czy naprawdę chcemy, aby nasze dzieci były „wygodne” i łatwe w obsłudze, czy jesteśmy w stanie nieco zmienić nasze podejście, dla większej sprawy?
Wierzę, że można namówić dzieci do współpracy w oparciu o partnerstwo, miłość i wzajemny szacunek, a nie autorytarną władzę. Chcę, żeby nasze dzieci były dobre i szczęśliwe. Nie muszą być „grzeczne”.
Udostępnij ten artykuł:
Napisz mi, co myślisz, w komentarzu poniżej ↓
A potem sprawdź, czego współczesne dzieci mogą nauczyć się od Pippi Pończoszanki <3
Trzymajcie się!
Chcesz być na bieżąco?
Polub blog na Facebooku:
książki świąteczne
CZYTAJ WIĘCEJ:
8 komentarz
Też nie lubię określeń grzeczny i niegrzeczny. Kojarzą mi się z posłuszny, uległy. Teraz to mnie głównie bawią – jak ktoś pyta, czy moja pięciomiesięczna córka jest grzeczna, to odpowiadam, że jest spokojna 🙂 Nie wiem co w ogóle „grzeczna” miałoby znaczyć. Że posłuszna? Jak taki maluch może być posłuszny lub nie?
To określenie jest tak głęboko zakorzenione w języku polskim, że ludzie nie zastanawiają się nad jego sensem, ani prawidłowym użyciem. Mnie tez to bawi, ale się nie spinam, bo wiem, że pytają tak z życzliwości i nie mają nic złego na myśli.
W przypadku malucha można to zbyć żartem. Problem pojawia się, gdy dziecko jest starsze i określenia grzeczny/niegrzeczny są nadużywane i taka „łatka” przylgnie do dziecka na stałe.
W jaki sposób rozmawiacie z z dzieckiem, które cały czas robi rzeczy niebezpieczne (dla siebie i innych), destrukcyjne (rzeczy nasze i dzieci) lub po prostu niewskazane (na siłe wyjmowanie z szuflady np. rodzynek na 5 min przed obiadem). Wszystkie mądre książki RB przeczytane i od urodzenia stosowane i zero rezultatów – jest tylko gorzej bo dziecko jest za inteligentne na ‚sztuczki’ z ‚Co mowic…’. Mąż zirytowany w końcu wprowadził system nagród i kar i niestety to jedyne co działa w tym momencie :/
Cześć Lilka, podałaś trochę za mało szczegółów, aby coś doradzić. Może to wiek, etap rozwoju, problemy z emocjami i wyhamowaniem, rywalizacja o uwagę – przyczyn może być mnóstwo, a zbieranie wywiadu u psychologa trwa minimum godzinę, więc trudno zawrzeć wszystko w jednym poście.
Ja w takich sytuacjach rozmawiam z dziećmi, tłumaczę „to niebezpieczne/ możesz zrobić krzywdę sobie lub komuś/ zjesz rodzynki po obiedzie” itd. i działa. Czasem oczywiście jest załamka i awantura, lecz zauważyłam, że nie wynika to z mojego zakazu, tylko dużego napięcia emocjonalnego dziecka w tym momencie (przebodźcowania, zmęczenia, braku lub nadmiaru energii itd.), a ten mój zakaz – granica, którą postawiłam – był tylko kroplą, która przelała czarę goryczy 😉 Dlatego warto patrzeć na dziecko jako całość, a nie tylko na to czy „słucha”.
Bardzo polecam wizytę u psychologa pracującego w duchu RB – my byliśmy, kiedy dzieci swoimi kłótniami totalnie rozwalały nam weekendy i już podczas jednej konsultacji pani psycholog bardzo nam pomogła. W przypadku poważniejszych problemów być może wskazana będzie terapia i nie warto tego bagatelizować. Niestety w Polsce wizyty u psychologa/psychiatry to nadal temat tabu i stąd wiele problemów, których rozwiązanie jest naprawdę na wyciągniecie ręki.
A propos systemu kar i nagród, to mam kontakt z wieloma rodzicami starszych dzieci, byłam też na warsztatach nt. kar i nagród prowadzonych przez Agnieszkę Stein i wniosek był jeden: kary i nagrody nie działają, a jeśli działają, to na krótką metę i nie tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Dziecko nie uczy się co jest dobre, a co złe, natomiast uczy się strachu, wstydu, kłamstwa i ukrywania różnych rzeczy – ze strachu przed karą lub brakiem nagrody (bo brak nagrody dla dziecka = kara). Rodzice dzieci (najpóźniej w wieku szkolnym) dostrzegają, że ten system jest bez sensu i wracają do partnerskiego podejścia.
Dziekuje za obszerna odpowiedz! Wiek to prawie 4 lata (rodzenstwo ponad 1 rok). Rozmowy ze cos jest niebezpieczne, nieodpowiednie nic kompletnie nie daja (np dziecko spada z brzegu kanapy na ktorym stalo – placz 10 minut, rozmowa jakie to niebezpieczne a po 10 minutach robi dokladnie to samo). Nie mieszkamy w Polsce – tu wizyta u psychologa moglaby sie rownac wizyta opieki spolecznej… Sama kiedys chodzilam i wiem ze pomaga nawet jedna wizyta. Szukam kogos online ale trudno jest znalezc kompetentne osoby :/
Ten obrazek to jak z mojego życia. Byłam grzecznym dzieckiem, a przynajmniej pozornie. Dosc szybko bowiem przejrzałam system i zorientowałam się, że kiedy będę spelniac oczekiwania zyskam pewien margines swobody, a zawsze miałam ogromną potrzebe wolności. Ale otwarty bunt? Nie, raczej sabotaż i dywersja. I ten obrazek świetnie pasuje do moich doświadczeń. Polowinki w liceum były imreza prywatna. Bez rodziców i nauczycieli, w wynajętym lokalu. Rodzice mnie nie puścili. Oprócz mnie nie wolno było pójść tylko jeszcze jednemu chłopakowi. W dzień połowinek, splakana, poszłam do kolezanki i pomagałam jej w przygotowaniach. Wróciłam do domu, ona poszła na imprezę. I dowiedziałam się od mojej mamy później, że wrecz oczekiwała, ze sie zbuntuje, pożyć sukienke, pójdę. Oczekiwała ode mnie inicjatywy, i pewnie też zdjecia z niej odpowiedzialności. Ale ja już byłam tym dorosłym słoniem, który nie odejdzie od palika, choc z latwoscia zerwalby sznurek, który go krępuje. Wyuczone bezradność. I nie jest mi łatwo, strategia podwójnego zycia zostala mi do dzis w pewnym stopniu. Poczucie niskiej wartosci towarzyszy mi od zawsze, choć gdybym wymienila, co osiągnęłam, wielu uznałoby to za kokieterię. Sama czasem sie dziwię. Ale paradoksalnie niewiele zmienilo.
Zgadzam się z Tobą w pełni. Do dzisiaj bolą mnie słowa moich rodziców,i widzę kim się stałam jako osoba dorosła. Z synkiem staram się rozmawiać inaczej, generalnie w porównaniu do mojego dzieciństwa to bardzo dużo rozmawiamy i czytamy wspólnie. Mimo wszystko, mimo przeczytanych książek nadal sama łapię się na grzeczny/niegrzeczny. Wiem, że to jest złe i w niczym nie pomaga ale jest tak okropnie głęboko zakorzenione w moim umyśle, a najczęściej ujawnia się w momentach kiedy jestem po prostu zmęczona. Najtrudniej jest wykorzenić złe nawyki po własnym dzieciństwie :/
Po stokroć TAK! Zgadzam się w 100%. Odkąd jestem mamą czuję, a teraz też wiem, jak bezsensowne i krzywdzące są to sformułowania. Układam sobie w głowie, jak zachęcać innych do używania bardziej pasujących określeń, ale często jeszcze moje nerwy puszczają i sama robię się „niegrzeczna”;)