Skandynawski Czwartek #19
O dziecięcych muchach w nosie i niedocenionej książce Astrid Lindgren.
Astrid Lindgren jest autorką kilkudziesięciu książek, w tym wielu kultowych, które doczekały się adaptacji filmowych. Wszyscy znamy „Pippi Pończoszankę” i „Dzieci z Bullerbyn”, to klasyka.
Jednak dziś chciałbym Wam przypomnieć o krótkim opowiadaniu, które – pomimo swej niepozorności – zrobiło na mnie duże wrażenie. Rodzice przedszkolaków, nadstawcie uszu! To ważne, co przeczytacie pomiędzy wierszami!
Muchy w nosie
Każdy z nas ma takie dni, kiedy wstaje lewą nogą. Poranna kawa jakoś gorzej smakuje, koty kurzu w kątach mieszkania rzucają się w oczy bardziej niż zwykle, a lwia zmarszczka w lustrze jakaś taka głębsza. Dzieci i mąż też jacyś tacy bardziej irytujący, nie mówiąc już o szefie… ale zaciskasz zęby, przyklejasz banana do twarzy i robisz swoje.
Lotta też obudziła się w złym humorze. Każdy ma do tego prawo, a co! Kiedy mamy trzydzieści czy pięćdziesiąt lat, już jako tako oswoiliśmy te trudne poranki, ale dla pięciolatki to zupełnie nowe doświadczenie.
Lotta to dziewczynka z charakterem. Ba, wielu czytelników na pewno uzna, że dziewczynka jest nawet trochę bezczelna. To pięciolatka, której nie sposób nie polubić. Taka prawdziwa, żadna tam cukierkowa księżniczka.
„Grzeczne” dzieci
Tak na marginesie: jestem zdania, że te „grzeczne” dzieci to niestety często (choć nie zawsze!!!) dzieci zahukane. Z perspektywy czasu dostrzegam, że tak było w moim przypadku: dziewczynka dobrze ułożona, cicha, spełniająca oczekiwania. Nie znałam życia. A może raczej naiwnie wierzyłam, że wygląda ono jak w Avonlea Albo w jakiejś innej utopijnej krainie jednorożców. W każdym razie z łatwością nabierałam się na wszystkie intrygi rówieśników ze szkoły i podwórka. Jak na tamte czasy i miejsce zamieszkania, byłam zdecydowanie „zbyt dobrze wychowana”
Bohaterka książki to zupełnie inna para kaloszy. Budzi się w złym humorze, z samego rana strzela focha, tnie nożyczkami znienawidzony sweterek, upycha dowody zbrodni w koszu na śmieci, a potem dezerteruje!
Nie będę Wam oczywiście streszczać całej książki. Jeżeli nie znacie – koniecznie przeczytajcie, zakończenie Was zaskoczy. A jeśli znacie – wróćcie do niej i starajcie się czytać między wierszami
To krótkie opowiadanie, które wielokrotnie możecie czytać dzieciom przed snem. Nadaje się dla dzieciaków od 4 lat wzwyż. Jestem ciekawa Waszego odbioru tej historyjki, zwłaszcza reakcji na „humory” Lotty. Opinie rodziców są podzielone. W serwisie lubimyczytac.pl znalazłam na przykład taką opinię:
„Książka jest pełna wartości, które ciężko zastosować w coraz szybciej pędzącym do przodu świecie, takie jak cierpliwość, wyrozumiałość, swoboda, czy troskliwość. Czy to dobrze, czy źle, że nasze nie rozumieją kapryśności dziecięcego charakteru i spokoju rodziców wobec takiego zachowania, nie wiem. A może w książeczce przejawia się nadal zbyt duża różnica kultur wychowania dzieci w Polsce a Szwecji, pomimo że minęło już pięćdziesiąt dwa lata?”
Czy złość, płacz i niezadowolenie to „kaprysy”?
Wiem, że kilkuletnim dzieckiem bywa ciężko. Sama często tracę cierpliwość. Chce mi się krzyknąć, tupnąć i rzucić te wszystkie łagodne metody wychowawcze w cholerę!
Takie kryzysy zdarzają się nam najczęściej rano i wieczorem. Stworzyliśmy nawet specjalne powiedzonko na tę okazję: „ósma godzina – pękła sprężyna!” Brzmi znajomo?
Ale biorę wtedy trzy oddechy i staram się nie patrzeć krótkowzrocznie na nasz mały rodzinny dramat rozgrywający się w przedpokoju, kuchni czy łazience (najczęściej w łazience!). I kiedy tak pooddycham, kiedy sobie przypomnę po co to wszystko, nie szukam winy u dziecka. Ani u Męża. U siebie też nie szukam.
Spięcia są normalne.
Negatywne emocje są normalne.
To nie jest niczyja „wina”, ani „kaprysy”.
One po prostu SĄ. Zarówno u dziecka, jak i u mamy i taty.
Można wstać lewą nogą, można mieć muchy w nosie. Dajmy do tego prawo sobie i wszystkim członkom rodziny. Grunt, żeby przebrnąć przez konflikt z szacunkiem i zrozumieniem i zakończyć go tak, żeby każdy czuł się kochany.
Zresztą kim ja jestem, żeby Wam radzić? Sami doskonale wiecie, że miłość i rozmowa to happy end gwarantowany
Zadziwiające jest jak Astrid Lindgren świetnie rozumie, co siedzi w małych główkach!
I zadziwiające, jak podobne są uczucia dzieci na całym świecie…
„ – Odpowiedz, Lotto! – woła mama. – Chcesz kakao czy nie chcesz?
Lotta jest wreszcie zadowolona. Mama może tam sobie stać i zastanawiać się, czy Lotta chce kakao. Lotta ani myśli odpowiadać i aż jej się w środku dobrze robi od tego, że wcale na mamy wołanie nie odpowiada. (…) Idzie bardzo wolno. Na każdym schodku troszkę przystaje. Żeby mama nie była zbyt pewna – może Lotta chce to kakao, a może wcale nie…”
Brzmi znajomo? Bo ja właśnie przeżywam déjà vu!
Polubiłam Lottę i chętnie poczytam z Synem o jej kolejnych przygodach. Wydawnictwo Zakamarki wydało 3 ilustrowane opowiadania:
„Pewnie, że Lotta umie jeździć na rowerze”
„Pewnie, że Lotta umie prawie wszystko”
„Pewnie, że Lotta jest wesołym dzieckiem”
Uwaga, cenzura!
Mam jednak małe zastrzeżenie do języka: w książce pojawiają się kilkakrotnie zwroty typu „głupiś”, mam zwraca się do córki „głuptasku”. To może być problem dla wielu rodziców, ale z drugiej strony dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym tak właśnie się do siebie zwracają. Przechodzi moment, kiedy musimy się z tym zmierzyć, a książka daje okazję do rozmowy.
Mamy dwa wyjścia: tłumaczyć albo nieco modyfikować tekst. Często tak robię, kiedy chcę przemycić coś istotnego Albo kiedy treść książki budzi moje wątpliwości. Na przykład nie lubię określenie „dziecko ryczy” (które też pojawia się w „Lotcie”), więc czytając książkę dzieciom zmieniłam je na „płacze” – to w kontekście akceptacji negatywnych uczuć dziecka.
Przymykam oko na to, że mama Lotty zostawia ją samą w domu, stosuje time-out i używa określenia „grzeczna” w sposób, który jest krytykowany przez wiele współczesnych autorytetów.
Kładę to na karb nawet nie tyle różnicy kultur, co upływu czasu, bo od napisania książki minęło już 55 lat! Przymykam oko na to wszystko, bo te tematy można zawsze z dzieckiem przegadać, a opowiadanie daje pretekst do poruszenia dwóch bardzo istotnych spraw:
• po pierwsze: dzieci mają prawo odczuwać i okazywać negatywne emocje
• po drugie: kiedy rodzic przeprasza dziecko, to nie jest żaden dyshonor ani utrata autorytetu.
Dlaczego nie radzimy sobie
ze stresem?
Obecnie mnóstwo dorosłych ludzi ma ogromny problem z radzeniem sobie ze stresem, złością, smutkiem. Rzućcie okiem na dane, które zebrał Blog Ojciec w tekście Czy naprawdę wyrośliśmy na porządnych ludzi?
Zdaniem psychologów przyczyną problemów w dorosłym życiu jest właśnie bycie „grzecznym” za wszelką cenę, ukrywanie problemów, wypieranie i tłumienie „złych” emocji w dzieciństwie. Pamiętacie? Kiedyś dzieciom nie wolno było płakać, złościć się, marudzić i robić „skrzywionych min”, bez względu na przyczynę.
Na szczęście dziś wielu rodziców inaczej na to patrzy. Jest szansa, że przy odpowiednim wsparciu rodziców dzisiejsze dzieci lepiej będą rozumiały swój mały wewnętrzny świat. I kiedy te negatywne emocje ponownie pojawią się w ich dorosłym życiu będą już „oswojone”.
I jeszcze jedno Kiedy dziecko mówi, że nowy sweterek „łaskocze i gryzie” proszę nie wmawiaj mu, że jest „gładki i mięciutki”. Howgh! To piszę ja – gapa, która po 30 latach życia odkryła, że jest uczulona na wełnę.
Jak w przypadku wielu książek skandynawskich autorów, nie jestem pewna, czy to historia bardziej dla dzieci, czy dla rodziców. To opowieść pełna ciepła i przemyconych wartości. Taka lekcja niezależności dla przedszkolaka. Pozwoli dziecku nazywać uczucia i wykrzyczeć na cały głos „jestem okropnie zła!”.
Bo czy codziennie od rana musimy tryskać humorem? Skąd taki przymus „rise and shine”?
Są takie dni, kiedy #JestemLottą Ty też?
Trzymajcie się!
.
.
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, podziel się nim ze znajomymi, klikając niebieski guziczek poniżej ↓
Dziękuję!
32 komentarzy
Po Twoim wpisie mam ochotę poznać lepiej Lottę, dlatego chyba sięgnę po książkę
Polecam!
Trudną rolą rodzica jest rozpoznanie focha od faktycznie złego humoru z jakiegoś ważnego dla dziecka powodu
ciekawie napisane
Książki Astrid to klasyka mojej młodości
Czytalam te ksiazke w tym roku, jest swietna. Bylo to zaraz po lekturze biografii pani Lindgren – to ciekawa opowiesc. Wyczuwala i rozumiala emocje dzieci. Moja ulubiona jej książka to ” Bracia Lwie Serce”.
Biografia A.Lindgren jest pełna smaczków A to jak doskonale rozumiała dziecięcy świat jest niesamowite!
Myślę, że własnie nadszedł czas na Lottę. Choć od dłuższego czasu mam taką w domu Takie ksiązki to przerabianie domowych klimatów i mozliwośc dyskusji pod przykrywka ksiązki.
Niech się już dłużej nie kurzy na półce
Ha ha Lottę to muszę kupić, a miałam na myśli moja córkę, która, jak ta Lotta ma takie humorki
Taka mała Lotta to skarb!
Pięknie i spokojnie, bez zbędnego “focha” zwróciłaś uwagę, że dzieci maja prawo do odreagowania. Inteligencja emocjonalna to proces. Mnie wciąż zbijają oczy ciekawskich, pytalskich, ocenialskich, podczas takiego dziecięcego ZNP: wiadomo, że jestem najgorszą matką świata, nie potrafię dziecka ogarnać Mam nieodparte wrażenie, że im właśnie w dzieciństwie odebrano możliwość ekspresji i w życiu dorosłym znaleźli ujście.
Jesteś super matką, a innymi nie warto się przejmować! Nie chcę oczywiście wyjść na aspołeczną zołzę, która łamie wszelkie normy dobrych obyczajów, a jej dzieciakom “wszystko wolno”, ale uwagi pytalskich i ocenialskich często naprawdę są na wyrost. Tak długo jak dziecko nie robi krzywdy innym ani sobie, może się złościć do woli.
Czytałam książki Astrid jako dziecko i pamiętam, że w przeciwieństwie do większości moich rówieśników, nie lubiłam ich. Wróciłam do tego myślami po lekturze Twojego bloga, ale teraz moje odczucia są zupełnie inne. Wszystko brzmi dość zabawnie, ciekawie i rzeczywiście, autorka dobrze zna dziecięcą psychikę – tego nie można jej odmówić. Bardzo podoba mi się Twój artykuł i Twoje spostrzeżenia.
Dziękuję!
Wczoraj właśnie byłam na warsztatach dotyczących emocji, więc post jakoś mi się tak pięknie wkomponował konkluzja była taka, że trzeba pozwolić dzieciakom okazywać emocje, jakie by one nie były, do tego nie bagatelizować ich i oczywiście dużo rozmawiać, wyjaśniać, tłumaczyć. Ponadto współcześnie uważa się, że nie ma złych czy dobrych emocji – każda z nich jest w życiu przydatna (co przypomina film “W głowie się nie mieści”). Się podpisuję
Właśnie dlatego pisałam “złych” w cudzysłowie Muszę obejrzeć “W głowie się nie mieści”, bo czytałam wiele dobrego.
A co to za warsztaty fajne?
Mieliśmy teraz w mieście tydzień bezpłatnych warsztatów coachingu, ja poszłam na te o relacjach rodzica z dzieckiem i było głównie o emocjach, o tym jak pomóc dziecku nimi zarządzać. W sumie okazało się, że każda z nas ma intuicyjną wiedzę, którą trenerka pomogła jakoś uporządkować
Super sprawa!
Tak sobie myślę, że książkę wypadałoby przeczytać
Warto, warto
Bardzo milo wspominam “Dzieci z Bullerbyn” Dziękuję za przywrócenie moich wspomnień. Bardzo fajny i przyjemny wpis Ściskam, Daria x
Bardzo zachęciłaś mnie do przeczytania tego opowiadania. Wszystko co napisałaś jest takie prawdziwe! Ja byłam bardzo grzecznym dzieckiem, wzorową uczennicą , cichą i nie wychylającą się. Teraz, w dorosłym życiu widzę tego negatywne strony i jestem zła, że był taki sposób wychowania. Mój mąż wręcz odwrotnie, był łobuziakiem, w szkole ciągle się przeciwstawiał, a teraz bardzo dobrze sobie radzi w życiu, ze stresem, jest przedsiębiorczy . Zupełnie odwrotnie niż ja, walczę ze swoimi słabościami. Na szczęście moja córka jest “łobuziakiem”, umie walczyć o swoje i chociaż czasem z nią ciężko, to przynajmniej wiem, że nie jest zahukana i pewnie poradzi sobie w życiu.
To tak jak u mnie. Z jednej strony cieszę się, że nie jestem odosobnionym przypadkiem, a z drugiej współczuję, bo wiem jakie to ciężkie na co dzień.
Nie mam pretensji ani wątpliwości, że nasi rodzice chcieli nas wychować dobrze, ale jako się okazuje to “dobrze” wcale nie jest takie oczywiste. Szkoda tylko, że musiałyśmy się tego nauczyć na własnej skórze
Zawsze kiedy poruszam ten temat, przypomina mi się taki mądry mem:
Moja ulubiona książka z dzieciństwa
To Twoje powiedzonko ze sprężyną przejmuję Bo u mnie też dokładnie tak się dzieje
Ależ proszę Cię bardzo, przejmuj i korzystaj do woli! My często je sobie powtarzamy z Mężem i trochę rozładowuje atmosferę
“Ósma godzina, pękła sprężyna!”
Post podrzucam bratowej i przy okazji mamie mojego uroczego choć charakternego chrześniaka
Dziękuję! A chrześniakowi życzę, żeby taki charakterny pozostał Wiem, że rodzicom bywa ciężko z takimi dziećmi, ale cierpliwość procentuje w przyszłości.
Opowiadań nie znam, ale z chęcią bym je poczytała razem z córką. A co do słownictwa, to według mnie, nie ma sensu omijać, bo i tak dziecko się z nim zetknie. Na przykład moja Mela uwielbia “Zosię Samosię”, a jej ulubionym słowem z całego wiersza jest “głupia”. Swoją drogą, to bardzo mnie ciekawi dlaczego z całego potoku słów, wyłapała akurat to.
A co Do gorszych nastrojów, to u nas ostatnio tych dni rozpoczynających się od lewej nogi jest coraz więcej. Ale zauważyłam jedną zależność, a mianowicie, że wiele zależy od mojego nastroju. Gdy jest dobry, mam więcej cierpliwości i podchodzę z ogromnym spokojem do “fochów” mojej córki, a gdy jest zły to mam ochotę ją wysłać na księżyc?
Dzieci wyłapują nowe słówka z prędkością światła I masz rację, jasne, że się zetknie. Po prostu w książce pozostawiono to bez żadnego komentarza. Jeśli kontekst tego wymaga, czytam tak jak jest napisane i sama dopowiadam coś w stylu: “Ale go brzydko nazwał, pewnie jest bardzo wściekły! Mam nadzieję, że zaraz się pogodzą”.
W każdym razie staram się zaznaczyć, że takie słowa, a może raczej takie traktowanie ludzi nie jest czymś na porządku dziennym, ani godnym pochwały.
Nie znam, ale czuję, że muszę się zapoznać i przeczytać córce