Ja zrobiłabym to bez wahania. Podjęłam tę decyzję jeszcze zanim zostałam matką, w wieku 18 lat.
Angelina Jolie poinformowała dziś, że przeszła operację usunięcia jajników. Prawdopodobnie znów nastąpi fala głosów „za” i „przeciw”, tak jak w 2013 roku, kiedy Angelina poddała się podwójnej mastektomii. Jednak usunięcie jajników to tak naprawdę kolejny etap prewencji, którą Angie wówczas rozpoczęła. W maju 2013 roku powiedziała:
(…) posiadam „wadliwy” gen, BRCA1, który zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi i raka jajników. Lekarze oszacowali, że mam 87% szans zapadnięcia na nowotwór piersi i 50% szans zapadnięcia na nowotwór jajników. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co może mnie czekać, postanowiłam zminimalizować ryzyko najbardziej jak mogę. Poddałam się prewencyjnej podwójnej mastektomii. Zaczęłam od piersi, bo ryzyko zachorowania na raka piersi jest u mnie największe, a operacja bardziej skomplikowana.
O kobiecości
Przeciwnicy tak „drastycznego” rozwiązania przypominają o profilaktyce. Trąbią o rachunku prawdopodobieństwa. Straszą utratą poczucia kobiecości, skutkującą problemami z samooceną i akceptacją własnego ciała po operacji. Jasne, ten problem na pewno dotyczy wielu kobiet.
Kobiecość jest w głowie, ewentualnie – w sercu, jak kto woli. Działanie żeńskich hormonów można zastąpić terapią hormonalną, a piersi zrekonstruować. Realny strach przed tym, że w Twoim ciele rozwija się coś, co może Cię za chwilę zabić, całkowicie zmienia spojrzenie na własne ciało. A w przypadku Angeliny ten strach jest jak najbardziej uzasadniony, biorąc pod uwagę wywiad rodzinny i wyniki badań w kierunku genów BRCA1 i BRCA2.
W wieku 18 lat przeszłam operację usunięcia guza z piersi
Na szczęście okazał się to łagodny nowotwór, włókniak. Jednak zanim otrzymałam wyniki biopsji, a po operacji – wyniki histopatologii i ostateczną diagnozę, miałam mnóstwo czasu, żeby przemyśleć sobie co jest istotą kobiecości.
Kompleksy i karmienie piersią
Mój guz był duży, jak powiedział chirurg: był wielkości dwóch mandarynek. Po operacji mam sporą bliznę i niewielką asymetrię piersi. Mogłabym mieć kompleksy z tego powodu, ale nie mam.
Wiecie, czego obawiałam się najbardziej? Że nie będę mogła karmić piersią. Jednak i ta obawa okazała się bezpodstawna – nie miałam absolutnie żadnych problemów z karmieniem i tak się rozpędziłam, że karmiłam Synka ponad dwa lata. W pewnym sensie chciałam się w ten sposób nacieszyć tym, że MOGĘ.
Co operacja zmieniła w mojej głowie?
Od tamtej pory wiem, że to jak będzie wyglądało nasze ciało nie jest tak ważne, jak nam się na co dzień wydaje. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jeśli rak zostanie wykryty zbyt późno, to ciało będzie po prostu martwe. Czy w takiej sytuacji prewencyjne usunięcie źródła zagrożenia nie jest lepszym rozwiązaniem?
W mojej rodzinie na szczęście nie wystąpił rak piersi, jednak gdyby tak się zdarzyło – niezwłocznie wykonałabym badania genetyczne. Czy byłoby mnie stać na operację? Pewnie nie, ale raczej ze względów finansowych, a nie emocjonalnych. Choć jeśli groziłaby mi choroba, pewnie i kasa by się znalazła.
Na szczęście jeszcze nie muszę tego rozważać, ale decyzję podjęłam już 14 lat temu. Rok temu zdarzyło się coś, co tylko mnie w niej utwierdziło: podczas karmienia piersią wyczułam guzek. Oczywiście byłam przerażona – bałam się kolejnego włókniaka lub czegoś gorszego. Na szczęście okazało się, że to tylko niegroźny pęcherzyk wypełniony płynem, sprawa dość częsta podczas laktacji.
Fot. Paul Falardeau (CC)
Dla siebie czy dla dzieci?
Każdy z nas chce żyć jak najdłużej, wiadomo. Kiedy pojawiają się dzieci, to pragnienie jest jeszcze silniejsze. Tak było ze mną: tak naprawdę dopiero po narodzinach Syna zdałam sobie sprawę jak cenne jest moje życie.
Jasne, wcześniej żyłam dla siebie i dla moich bliskich. Jednak gdybym nagle umarła, oni jakoś by się pozbierali i żyli dalej. Tymczasem po narodzinach Synka zdałam sobie sprawę, że dla niego jestem niezastąpiona. Że jako jego mama po prostu muszę żyć, aby zapewnić mu pełną rodzinę i szczęśliwe dzieciństwo. Pozostali członkowie rodziny mogliby dać mu równie dużo miłości i równie dobrą opiekę, ale to ja jestem jego biologiczną mamą – osobą, która zna go najlepiej, która rozumie go bez słów, która kochała go najmocniej na świecie zanim jeszcze został poczęty.
Oczywiście pochlipuję sobie, kiedy piszę te słowa, ale wiecie co? W tym również tkwi moc matki – ta wrażliwość jest niezwykle cenna z punktu widzenia odczytywania potrzeb dziecka i otoczenia go bezwarunkową miłością.
Nie ukrywam, że świadomość ogromnej odpowiedzialności odczuwanej przez matkę była dla mnie największym zaskoczeniem w nowej roli i nieco mnie przytłoczyła, ale jednocześnie dała mi mnóstwo siły. To dzięki niej zaufałam swojej intuicji i byłam pewna, że decyzje, które podjęłam były słuszne. Zaczęłam też bardziej dbać o swoje zdrowie. No i w końcu przestałam przebiegać ulicę na czerwonym świetle. 🙂
Uroda czy życie? Wybór jest oczywisty
Angelina Jolie postanowiła postanowiła opowiedzieć o mastektomii, uzasadniając swą decyzję w następujący sposób:
Postanowiłam o tym wszystkim napisać mając nadzieję, że moje doświadczenie pomoże innym kobietom. Rak wciąż jest słowem, który paraliżuje wielu ludzi i sprawia, że czują się bezsilni. Dzisiaj jednak można wykonać badanie krwi, które może potwierdzić lub wykluczyć, czy jesteś posiadaczką genu odpowiedzialnego za raka piersi i jajników.
W maju 2013 roku wydała oświadczenie, które możecie przeczytać tu: The New York Times – My medical choice.
Dzisiejsze oświadczenie Angeliny na temat operacji usunięcia jajników możecie przeczytać tutaj: The New York Times – Angelina Jolie Pitt: Diary of a Surgery.
Warto dodać, że podobnej operacji poddały się również Irena Santor i Anastasia, która już raz pokonała raka piersi, lecz nie chciała ryzykować jego nawrotu.
Hejterzy bardzo szybko ocenili Angelinę, posądzając ją m.in. o to, że niepotrzebnie straszy kobiety, że sieje panikę, albo – co zadziwiające – chce w ten sposób zdobyć rozgłos. Bardzo łatwo jest im oceniać i hejtować skoro nigdy nie stanęli przed podobnym wyborem.
Nieskazitelna uroda, „kobiecość” i permanentny strach o przyszłość czy blizny, terapia hormonalna i spokojne życie z rodziną? Wybór jest oczywisty. Tym bardziej, że chodzi tylko o wygląd! To naprawdę nie jest wysoka cena, gdy na szali jest kilkadziesiąt lat życia spędzonych z rodziną – w spokoju, a nie w cieniu strachu przed bardzo prawdopodobną chorobą (87% !).
Życie bez piersi i jajników
Co się składa na fizyczną „kobiecość”? Hormony wydzielane przez jajniki inicjują rozwój żeńskich cech płciowych w okresie dojrzewania, a następnie utrzymują organizm kobiety we właściwej kondycji. Piersi stanowią atrybut seksualny, lecz służą przede wszystkim do karmienia dzieci. Jedno i drugie można odtworzyć – po to wymyślono terapię hormonalną i zabieg rekonstrukcji piersi.
Da się żyć zarówno bez piersi, jak i bez jajników. Bliska mi osoba przeszła operację usunięcia macicy i jajników i świetnie sobie radzi. Nie jest ani trochę mniej kobieca, niż była przed zabiegiem. Piersi można odtworzyć z bardzo dobrym efektem. Lekarze wykonują mastektomię całkowitą lub mastektomię tkanki podskórnej. Usuwana jest wówczas tylko wewnętrzna tkanka piersi, bez brodawki, więc po wszczepieniu implantu właściwie nie ma różnicy.
Oczywiście decyzja jest trudna, jeśli kobieta dowie się o „wadliwym” genie zanim urodzi planowane dzieci. Rozumiem to doskonale i wyobrażam sobie, jak bolesnego wyboru taka kobieta musi dokonać. Jednak ta sytuacja również nie jest bez wyjścia – można omówić z lekarzami prawdopodobieństwo wystąpienia choroby i poczekać z operacją kilka lat lub… pomyśleć o adopcji.
Profilaktyka i badania genetyczne
Media i część środowiska medycznego oskarżają Angelinę, że nie promuje „prawdziwej profilaktyki”, że z jej powodu kobiety wpadły w panikę, na wielką skalę zaczęły wykonywać badania genetyczne i szukać u siebie choroby, podczas gdy prewencyjna mastektomia i owariektomia nie są „jedynym słusznym” rozwiązaniem.
Tylko czy ktokolwiek ma prawo oceniać, czy działania tych kobiet, ich troska o zdrowie, ich strach o własne życie i przyszłość ich rodzin są „na wyrost”?
Angelina również kierowała się przede wszystkim troską o rodzinę, a swoją decyzję konsultowała z lekarzami, i to z pewnością z takimi „z górnej półki”. Bardzo ją podziwiam – za dawanie przykładu, za mówienie głośno na temat trudny i intymny, a przede wszystkim za odwagę i przyjęcie zarzutów na klatę (i to świeżo zrekonstruowaną).
Na zakończenie chciałabym namówić Was do regularnej profilaktyki. Powinna ją stosować każda kobieta, niezależnie od wywiadu rodzinnego i potwierdzonego badaniami obciążenia genetycznego.
Jako główne działania profilaktyczne wymieniane są: regularne badanie piersi, dieta niskotłuszczowa, ograniczenie alkoholu, regularne ćwiczenia i unikanie hormonalnej terapii zastępczej. Więcej an ten temat możecie poczytać na przykład tutaj.
Jak profilaktyka wygląda u mnie? Od czasu operacji w ogóle nie piję alkoholu – to może dość radykalne rozwiązanie, ale tak mam i już. Poza tym pamiętam o regularnym badaniu, stosuję dietę niskotłuszczową (wegetarianizm ułatwia sprawę :). Z ćwiczeniami bywa różnie – moje treningi z Chodzią są wprawdzie dość nieregularne, ale prowadzę aktywny tryb życia.
Fakt, że jestem matką i mam przed sobą jeszcze wiele zadań z tym związanych, stanowi dla mnie dodatkową, bardzo silną motywację, aby dbać o siebie.
Wpis pochodzi z 24.03.2015 r. z mojego „starego” bloga DzikieZiemniaki.pl