Nasz pierworodny sypie tekstami jak z rękawa, a my turlamy się ze śmiechu. Poturlajcie się z nami!
Choć ostrzegam, że to dość specyficzne poczucie humoru…
Zastanawiamy się nad imieniem dla Panny Kijanki:
– Romku, a jak urodzę dziewczynkę to jak ją nazwiemy? – pytam.
– Koparka! Albo… Siusiak!
– Chcę coś pooglądać…
– Okej, to może jakąś krótką bajkę?
– No nie, rodzice… nie mogę Was tak narażać.
W niedzielę rano:
– Mamusiu, wstajesz w końcu?
– Taaak… Zaraz wstaaaję…
– Aha, to miło z twojej strony.
Odpowiedź bez cienia ironii
Robimy naleśniki. R miesza mąkę z przyprawami i bawi się w koparkę:
– Zobaczcie jaki wulkan zbudowałem. Największy na świecie. Nazywa się WIEDŹMA.
Relacja Syna z przedszkola:
– Jadłem w przedszkolu takie jomantyczne kanapki.
– Romantyczne? A jakie to są?
– Takie, któje je się szczypcami.
Wszystko jasne?
R wbił się na gapę na zajęcia taneczne w przedszkolu. Jak na wścibską matkę przystało po powrocie rozpoczynam przesłuchanie
– Słyszałam, że bardzo podobały Ci się dziś zajęcia z tańca. A co tam robiliście?
– Takie jóżne FIRUETY i tym podobne.
Tata woła Synka do kuchni, a on na to:
– Tata, przecież ja tu rozmawiam z mamusią, ty Człowieku Pająku!
No zero szacunku, mówię Wam
R pomaga przynieść do domu zakupy, po czym sapie:
– Uff… ledwo dyszę!
Blogosfera na dobre wkroczyła pod naszą strzechę…
Synek bawi się autkami:
– Bloger pędzi za blogerem!
I jeszcze jedno:
Trochę się wstydzę (#matkapruderyjna), ale napiszę Wam o tym…
Leżę padnięta na kanapie, a Mąż i Syn gawędzą o moim ciężarnym cielsku:
– Zobacz jaki mama ma wielki brzuch! – mówi mąż.
– Nooo! – potwierdza Syn. – A zobacz jakie ma ogromne tuti (tak mówimy na piersi). Jak jakieś torty! Albo tym bardziej wulkany!
Jak pisałam jakiś czas temu na fanpage’u bloga, w przedszkolu R nie ma podziału wiekowego (najstarsze dzieci idą za rok do szkoły), więc Potomek uczy się od nich mnóstwo rzeczy… dobrych i złych.
Pewne słowa, zwroty i zachowania musi na nas przetestować. Na szczęście nie weszły na stałe do użytku, więc póki co zachowujemy stoicki spokój… a przynajmniej się staramy
Pewnego dnia R tak oto bawi się autkami:
– Zabiję cię na kotlet! Zabiję cię młotkiem, zastrzelę z pistoletu, a potem przejadę kołem…
Tata na to:
– Romku, no coś ty. To smutne, kiedy tak mówisz.
Na co Syn odpowiada, okraszając to słodkim uśmiechem:
– Tata, nie przesaaadzaj… przecież nie mówię do ciebie
Nieśmieszne, ale za to słitaśne :) Zasypiamy w łóżeczku Potomka, a on wtula się i szepcze:
– Lubię ten Twój zapach, wies? ♥
I na koniec wczorajszy tekst z fanpage’a – koronny dowód na to, że nasz Syn ogląda za dużo telewizji, a konkretnie bajki “Tomek i przyjaciele”
Renia, Parowozie, czy jesteś chociaż UZYTECZNA? (Mam wrażenie, że to najczęściej przewijające sie w tej bajce słowo)
Hehe, racja, też zwróciłam na to uwagę. A w obecnym stanie jestem raczej z tych kompletnie bezużytecznych
Genialne! Uwielbiam teksty maluchów. Mam spisane syna, ale córek gdzieś mi już pouciekało. Szkoda, bo to co mam na papierze zawsze bawi mnie do łez. Na szczęście mam w domu jeszcze 4-latkę sypiącą z rękawa tekstami, które potrafią rozjaśnić każdy deszczowy dzień
Ja staram się zapisywać regularnie, ale też czasem coś mnie oderwie, a kolejnego dnia już nie potrafię tego odtworzyć – wiele prześmiesznych perełek odeszło w ten sposób w zapomnienie.
Jednak naprawdę warto robić to w miarę systematycznie. Rodzice prowadzili takie zapiski w cudnych albumach rodem z PRL-u dla mojego brata i dla mnie (roczniki 1982 i 1983) i po ponad 30 latach to rewelacyjna pamiątka :)))
Nawet mi nie mów! Taka pamiątka toż to skarb. Masz genialnych rodziców
Świetne! Spisuj, wydasz książkę z tekstami Potomka. Niesamowite jest to, jak dzieciaki chłoną otaczający świat i trafnie potrafią rzucić jakąś ripostę.
Siusiak … To chyba co najwyżej na drugie
Trochę się pośmiałam, trochę zamyśliłam, trochę wzruszyłam. Cudne i jak tu nie sądzić, że bycie rodzicem jest absolutnie najfajniejsza rzeczą w galaktyce ?